Górnictwo się zwija – wszystko przez pana T.
W minionym roku kopalnie wydobyły o 2 mln ton węgla kamiennego mniej niż w roku jeszcze bardziej minionym – 2018. To ok. 61 mln, z czego blisko 10 mln wyfedrowała podlubelska „Bogdanka”. Tak więc za nami kolejny rok, w którym wydobycie spada o kilka milionów ton, co może wieszczyć rosnącą prawidłowość. Pikanterii trendowi dodaje niemal 5 mln ton przykopalnianych zwałów czekających na swoje pięć minut. No i transze węgla rosyjskiego, szeroko komentowane, znienawidzone i wypominane.
Związkowcy nie wykluczają, że w niektórych kopalniach wydobycie trzeba będzie zatrzymać, a górników wysłać na przymusowe postojowe. Najradykalniejsi, ci z Wolnego Związku Zawodowego „Sierpień 80”, chcą blokować przejścia graniczne, którym wjeżdża parszywy węgiel zza Buga. Czyli robić dokładnie to, co zapowiadał PiS w 2015 r. ustami Mariusza Błaszczaka: jak tylko zwyciężymy, to żadna ruska tona nie wjedzie do Polski! Warto więc przypomnieć, że w roku wiktorii „górnictwo w ruinie” wydobyło 73 mln ton węgla.
„Sierpień 80” na dodatek domaga się od premiera ujawnienia listy energetycznych spółek zależnych od skarbu państwa, które za „dobrej zmiany” zakontraktowały węgiel – bardzo dobry zresztą i tańszy od rodzimego – w rosyjskich firmach. A ponieważ w nieujawnianiu list nasza władza jest na topie, powyższe spółki mogą spać spokojnie.
Nie podliczono jeszcze zakresu importu węgla do Polski minionego roku, prawdopodobnie będzie niższy o 2-3 mln ton od roku bardziej minionego – w 2018 r. wyniósł bez mała 20 mln ton. Nie wiadomo jednak, czy oberwał paskudny węgiel ruski, czy może zaoceaniczny. Bez względu jednak na to przyczyną owego importowego spadku nie jest bynajmniej jakościowy postęp w technologiach spalania węgla – a wiosenna niemal aura niesprzyjająca zużyciu tego naszego czarnego skarbu, z którym teraz porobiły się same kłopoty. A za aurę odpowiada Opatrzność, na którą nie wypada pomstować, choć to, co się teraz dzieje, woła do nieba o pomstę właśnie.
W połowie stycznia budzi mnie bladym świtem rozświergolona skrzydlata czereda, której zachciało się amorów i żarcia. Czego nie dopilnuje Opatrzność – spaprze facet o krótkim nazwisku, które zaczyna się na literę T. To on podstawia nogę polskiemu górnictwu, wspierając tam, na europejskich salonach, durną ideę dekarbonizacji. To za jego rządów górnictwo i kraj popadły w ruinę. Swoje robią też atrakcyjne ceny gazu ziemnego, który za sprawą pana T. wypycha z rynku węgiel gdzie tylko może, na dodatek perspektywicznie.
Nie szukając daleko – prawdopodobnie w tym roku z krakowskiego grodu znikną ostatnie piece węglowe. Choć w obwarzanku, czyli w gminach otaczających dawną naszą stolicę, pozostaje jeszcze blisko 50 tys. starych kopciuchów, to za sześć lat nie ma być po nich śladu.
Miniony rok był jeszcze dla kondycji finansowej górnictwa jako taki, choć średnie ceny węgla w portach Amsterdam–Rotterdam–Antwerpia, które wyznaczają poziom cen w Europie, wynosiła zaledwie 62 dol. Zaledwie, bo w roku jeszcze bardziej minionym, czyli 2018 r., oscylowały w okolicach 80 dol. A prognozy na bieżący rok są marne: ceny mają spaść do 50 – co oznacza ponowne zadłużanie się górnictwa. Licho wie, czy to Opatrzność, czy obrzydliwy pan T.
Na razie rząd korzysta z parasola ochronnego górniczej „Solidarności” i neutralności Związku Zawodowego Górników. Ale łaska hajerów na pstrym koniu jeździ, a ta kobyłka niebawem wierzgnie!
Dzisiaj jeszcze bryka tylko „Sierpień 80”. Twierdzą w oświadczeniu: „Wydaje się, że rząd przestał już panować nad sytuacją w górnictwie węglowym. Błędy w zarządzaniu spółkami węglowymi doprowadziły do sytuacji, w której spółki energetyczne odmawiają odbioru zakontraktowanego węgla…”.
PS No i mamy zbitkę 20 i 20. Wróżenie z fusów idzie mi tak sobie i wcale nie poprawia nastroju. Na podziemnym przodku – szału nie ma. Na powierzchni – też marnie. Ceny prądu w górę, ceny w sklepach w górę, wszystkie ręce na pokłady. Uśpieni w minionym wieku rycerze nieustającej uczciwości podbechtani chyżą zachętą w sprawie antygrodzkiej, wybudzą się rześko z odświeżoną pamięcią i ruszą do boju w imię prawa i sprawiedliwości. Na sztandarach obwieszczą, komu przed wiekami dali w kącie operacyjnej sali – i ile. Kto zapomni o denominacji – nie dostanie tego, co dostać mógłby, gdyby nie zapomniał.
Książę Harry ze swoją krnąbrną żonką dadzą dyla z królewskiego dworu i będą klepać biedę za oceanem, a żółte kamizelki spuszczą z tonu. Greta Thunberg zostanie zaproszona do krakowskiej kurii biskupiej na podwieczorek i będzie jej dane ucałować pierścień. „Boże Ciało” dostanie Oscara, a TVP lekką ręką kolejną transzę w wysokości takiej, jaką uzbieraliśmy, grając przez 28 lat z WOŚP. Zenek Martyniuk odbierze Bursztynowego Słowika, a dobra zmiana stanie się jeszcze lepsza. Basta. Jeśli możemy z tym wszystkim jeszcze coś zrobić, to zróbmy. Tego sobie życzę w nowym roku. I Wam, moi drodzy.
Komentarze
Nieco historii.
Po katastrofie w Londynie, spowodowanych smogiem, wprowadzono zakaz spalania węgła, na rzecz paliwa bezdymnego, w tym także węgla. Instalacja tzw półkoksu istniała w końcu lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku w ówcześnie „sztandarowej” jednostce polskiej chemii, czyli Zakładach Chemicznych Oświęcim. Została zburzona.
W roku 1971 w Essen, widoczne było hasło: ” Wir schohnen die Kohle fuer die Zukunft”. W Polsce: wydobędziemy rocznie 200 milionów ton węgla.
Tam, gdzie myślano w okresie koniunktury, przebudowywano strukturę przemysłową oraz bazę surowcową.
Komentarze w odniesieniu do naszej rzeczywistości wydają się zbyteczne.
Skończyć z przywilejami górników. Dopłaty miliardów złotych dla kolejnej kasty nietykalnych
Ja zapytałbym związkowców i byłych premierów: chopy, a skond sie wzieli na grubach zioliki po dwadzieścia pora lot?
Jestem na górniczej emeryturze już tak długo, że czasem się zastanawiam, czy naprawdę pracowałem w kopalniach. Gdyby nie to, że mi się to pieroństwo śni czasem, to bym nie uwierzył. Myślałem, że zakończę tę sagę na czwartym pokoleniu górników, ale nie, mąż od siostrzenicy wrócił na gruba, a przecież wziął odprawę. I co, kto to pamięta?
Dzisiaj z rana pogoda była słoneczna, ale po południu już z domu strach wyjść, taki smród. W zeszłym roku musiałem stanąć na Chorzowskiej, bo gówno było widać w nocy jak się trochę mgły wymieszało z tym syfem. Tak sobie myślę, jakim cudem ludzie żyli, jak te wszystkie huty, koksownie, azoty waliły na cały gwizdek od Bytomia do Katowic. Ciotka od mamy żyła 80 lat przy hucie Bobrek, a jak wyjechała do Bawarii ku córce, to zabiło ją świeże powietrze.
Kiedy to się skończy?