Autonomia znowu przeszła, choć z krową
Niemal sto lat temu, 15 lipca 1920 r., Sejm Ustawodawczy uchwalił Statut Organiczny Województwa Śląskiego, ustanawiając tym samym w najmniejszym regionie niepodległego państwa szeroką autonomię z własnym Sejmem Śląskim i Skarbem.
Od 12 lat w okolicach 15 lipca Ruch Autonomii Śląska przechodzi ulicami Katowic, domagając się od Polski, a osobliwie od Warszawy powrotu do dni tamtej świetności.
Po raz kolejny, tak jak przez 12 ostatnich lat, nie udało mi się pójść w tym podniosłym marszu. Obiecałam solennie wszem wobec, także na łamach, że to się zmieni. Słowo się rzekło, toteż kiedy za dwa lata kobyłka stanie u płotu, a Autonomia’2020 u Śląska bram, będę szedł w marszowej awangardzie, wymachując faną w stosownych barwach. Biało-czerwonych, rzecz jasna. Łudziłem się, że zaistnieję w tym podniosłym wydarzeniu wespół z rodziną, ale żona i córki pokazały mi gest Kozakiewicza. Z bezmiaru smutku wyciągnęła mnie leciwa sąsiadka z dawnych stron. Powiedziała, że jak dożyje, to pójdzie. Prosiła tylko, żeby jej załatwić chodzik, bo przyznali jej na rok 2024. W każdym razie dzisiaj jestem, póki co, sprawozdawcą pochodu z drugiej ręki. Z relacji tych, co szli albo biernie się przyglądali.
Według fanów zdarzenia radośnie manifestowało dwa tysiące osób. Znowu reszta, w tym przeciwnicy RAŚ i tożsamej z nią układem personalnym i członkowskim Śląskiej Partii Regionalnej, doliczyła się z biedą niespełna tysiąca działaczy. Jeśli jednak salomonowym sposobem weźmiemy frekwencję do kupy i podzielimy na pół, wyjdzie wynik jak na wakacje całkiem niezły.
Oczarowało mnie przewodnie, błyskotliwe hasło pochodu: „Odłączmy ładowanie Warszawy”. Bo wiadomo przecież, że nie chodzi o stare, obłe w swej niepowtarzalnej linii auto. Chodzi o kasę. Jestem za! Koniec forsy na stołecznych darmozjadów. Szef idei, partii i pochodu Jerzy Gorzelik (lider RAŚ i ŚPR) świetnie wyłożył całą sprawę na przykładzie opłat recyklingowych: pieniądze idą do Warszawy, a u nas na Śląsku zostają odpady, czyli syf!
Najbardziej uradowała okoliczną gawiedź ciągnięta w pochodzie „Krowa Korfantego”. Słabo zorientowanym objaśniam, że Wojciech Korfanty miał obiecywać, przed plebiscytem w sprawie przynależności Górnego Śląska do Polski lub Niemiec (20 marca 1921 r.), że każdy oddający głos za Polską dostanie krowę. Nic takiego nie miało miejsca – zresztą skąd młoda Polska miałaby nagle wziąć kilkaset tysięcy krów? Stąd też Ślązacy prawdziwi, z dziada pradziada, i my, śląski erzac w czystej formie, czujemy się z tej racji ciut wyciulani*. Cały czas jest szansa, do której szczerze zachęcam, by w procesach – przed naszymi sądami i europejskimi, a jakże! – dochodzić tych krów.
Tak więc krowa była mocnym akcentem naszej manifestacji (naszej, bo choć mnie w niej nie było ciałem, sercem i duchem – jak najbardziej). Lecz mocniejszym jeszcze były pieśni. I nie o „Odę do radości” mi idzie, odśpiewaną po naszemu, nie przez żaden narodowy zespół „Śląsk”, tylko bliski sercu „Oberschlesien”. To wszystko nic wobec zaśpiewanego po raz pierwszy „Hymnu Śląska”. Wykonanego po śląsku, czesku, niemiecku i polsku. Nie dotarła do mnie wersja polska, ale w moim nieudolnym tłumaczeniu ze śląskiego brzmi ona tak:
Zielona ziemia, to jest nasz Śląsk/ Nad czarnym złotem jest nasz świat/ Choć trudna historia dzieli nas/ To kochany Śląsk jest w każdym z nas/ Z którejkolwiek przybyliśmy stron, to każdy nam brat/ Śląska kultura wszystkich łączy nas/ Takich Ślązaków niech zna cały świat!
Dla jednych to „Hymn Śląski”, inni uważają znowu, że przynależy do Śląskiej Partii Regionalnej. Dla mnie, szczerze, tak z ręką na sercu – to jest „Hymn Autonomii” – choć dla niepoznaki. A tymczasem, póki świat nie usłyszy o zdarzeniu, które ma się ziścić już za dwa lata, uważać go będę oficjalnie za „Hymn Śląska”.
Aż się popłakałem z przejęcia, kiedy znajomi wpadli po marszu na ognisko i zaczęli opowiadać. Gdy na niebie rozbłysły gwiazdy i mieliśmy lekko w czubie, próbowaliśmy ów „Hymn Śląski” śpiewać i po polsku i po niemiecku, i po naszemu – czyli po śląsku. Tylko po czesku jakoś nam nie wychodziło. Nic to.
Wreszcie mamy symbol. Nie tylko barwy żółto-niebieskie, ale i pieśń! Stąd nie mogę zrozumieć ataków na hymn ze strony konkurencyjnej wobec RAŚ i ŚPR partii, niedawno zarejestrowanej pod nader syntetyzującą nazwą Ślonzoki Razem. Jeden z jej liderów Darek Dyrda szydzi, że słowa owej pieśni to chyba napisał bajtel z 3 klasy: „Ostowcie se to jako hymn RAŚ-a. Genau tako jego kondycja ja klasa tyj śpiywki. Ale niy mianujcie tego kiczu Hymnen Ślunska”.
Mocno powiedziane i napisane. Znowu nic to, bo najważniejsze, że hymn jest – reszta to rzecz gustu.
Mazurek Dąbrowskiego też nie wszystkim się podoba. Nie było go jeszcze na żadnym Marszu Autonomii. Ani w melodii, ani w pieśni. A przecież maszerujący równym krokiem w rytm werbli odwołują się do przedwojennej autonomii. A w niej polski hymn i biało-czerwone barwy były wszak nadrzędnym atrybutem. Symbolami Górnego Śląska, bez których nie mogła się odbyć żadna autonomiczna uroczystość. Nie chcę się wymądrzać, bo przecież w radosnym marszu ku „autonomii od Polski” nie chodzą takie łachudry jak ja, ale samorządowi urzędnicy państwa polskiego: poprzedni wicemarszałek śląski Jerzy Gorzelik i obecny Henryk Mercik, nie licząc pomniejszych figur.
Na co dzień nad ich gmachem łopocze biało-czerwona. Ostatnio szli też jako wodzowie legalnej polskiej partii – Śląskiej Partii Regionalnej. A tu, proszę, nawet cienia biało-czerwonej. Przeoczenie jakieś, czy co? Sąsiad, też Ślązak, choć prawdziwszy niż ja, pyta: to od kogo oni chcą autonomię dostać, od Księstwa Lichtenstein czy od Polski?
I cóż odpowiedzieć na takie durne pytanie? Cóż odpowiedzieć, kiedy moje podpowiedzi w kierunku autonomistów i ich partii to jak groch o ścianę. A chodzi przecież o sprawy fundamentalne. Według planu na naszej autonomicznej drodze w tym roku musi się odbyć na Śląsku referendum w sprawie akceptacji autonomii i wyrzucenia z naszych granic Częstochowy i Sosnowca, a w zamian – przyłączenia Opolszczyzny. Proponuję to połączyć z nadciągającymi wyborami samorządowymi. I wciąż tłumaczę jak Abel krowie – tej biblijnej – żeby w przyszłoroczne wybory parlamentarne wpleść referendum konstytucyjne, tak żeby naszą autonomię można było wpisać w Konstytucję RP. Taki chytry myk zwieńczy całą ideę w autonomiczne dzieło. Dwa w jednym – wyjdzie taniej.
I cóż? Żadnej reakcji ze strony autonomistów i zarazem liderów naszej regionalnej partii. Zupełnie więc nie kumam: chodzi o złapanie królika, czy bezustanną gonitwę za nim? Chyba że jest to biały królik, a ja dałem się wrobić jak Alicja, która zjadła podstępne ciastko. Widzę czar śląskiej autonomii przez dziurkę od klucza, ale jestem za duży i za głupi, żeby mu ulec.
A może los każe wziąć sprawę autonomii w swoje ręce. To znaczy – w moje. Jak bostońscy plantatorzy herbaty w 1773 r., którzy pokazali angielskiemu okupantowi gest Kozakiewicza – patrz wyżej. I to był pierwszy krok ku niepodległości Stanów Zjednoczonych.
Być może to dzięki mnie tu, na śląskiej ziemi, zacznie się serwować, najpierw nieśmiało, a potem już coraz bardziej, tu i ówdzie, bostońską herbatkę z naszą swojską nutą, o smaku niezapomnianym?
Qui vivra verra.
Komentarze
A to „bostońscy plantatorzy herbaty w 1773 r.” znali Kozakiewicza? On lepszy od Kościuszki i Pulasky. No to nie dziwię się, że białoczerwono wszędzie i wszystko. Polak największy na świecie. Już od 1773.
Pan Redaktor był uprzejmy zacząć swój wpis od stwierdzenia: „Autonomia znowu przeszła, choć z krową”
Cóż, to nie autonomia (zlikwidowana bezprawnie tow. Bieruta i jego towarzyszy przeszło 70 lat temu) przeszła, tylko 12 Marsz Autonomii.
„ustanawiając tym samym w najmniejszym regionie niepodległego państwa szeroką autonomię”
Nie ustanowił, tylko przyznał, z zastrzeżeniem, że autonomia nie może zostać w jakikolwiek sposób uszczuplona – chyba, że za zgodą Sejmu Śląskiego.
„Od 12 lat w okolicach 15 lipca Ruch Autonomii Śląska”
W Marszu kroczy nie tylko Ruch Autonomii Śląska, również niezrzeszeni w tym stowarzyszeniu zwolennicy oddania przez obecne Państwo Polskie autonomii, bezprawnie zabranej przez tow. Bieruta i jemu podobnych.
„Po raz kolejny, tak jak przez 12 ostatnich lat, nie udało mi się pójść w tym podniosłym marszu.”
Niesamowite, Pan Redaktor z taką swadą rozpisuje się o wydarzeniu, którego nigdy na własne oczy nie widział? Cóż, mógłbym i ja opisywać nadniemeński świerzop, wszelako nie ujrzawszy owego świerzopu nigdy na własne oczy, powstrzymuję się od pisania na temat, na którym się nie znam…
„Prosiła tylko, żeby jej załatwić chodzik, bo przyznali jej na rok 2024.” Tak, tak, odeszło się od regionalnych Kas Chorych na rzecz zarządzanego z Warszawy NFZu, to teraz trzeba na trywialny chodzik czekać po 6 lat. Moja ciotka zarejestrowała się do szpitala na wszczepienie protezy stawu biodrowego, dostała termin – za 10 lat. Jakieś wnioski, Panie Redaktorze?
„Według fanów zdarzenia radośnie manifestowało dwa tysiące osób.”
Jako naoczny świadek ( w przeciwieństwie do pana Redaktora) tego zdarzenia pozwolę sobie ocenić frekwencję na 1500 – 2000 osób, bliżej tej drugiej liczby.
„przeciwnicy RAŚ (…) doliczyła się z biedą niespełna tysiąca działaczy.”
Cóż, jeśli liczyli samych działaczy Ruchu Autonomii Śląska, to faktycznie liczba 1000 wydaje się prawdopodobna. Nurtuje mnie wszelako pytanie – w jaki sposób owi przeciwnicy odróżniali działacza od nie-działacza, np. niezrzeszonego zwolennika?
„wyjdzie wynik jak na wakacje całkiem niezły”
W porównaniu do frekwencji w przedziale 5000 – 10000 uczestników (tak, był taki Marsz), to wynik niestety słaby… Słabszy niż rok temu, kiedy maszerowało ok. 2,5 tysiąca uczestników…
„(…) każdy oddający głos za Polską dostanie krowę. Nic takiego nie miało miejsca – zresztą skąd młoda Polska miałaby nagle wziąć kilkaset tysięcy krów?”
Ciekawe stwierdzenie. Zobaczmy jakie wnioski z tego płyną:
1. Polscy i pro-polscy agitatorzy musieli uciekać się do obiecywania programu „Krowa +”, by przekonywać mieszkańców Górnego Śląska do optowania za Polską.
2. Dla mieszkańców miast (przypomnijmy, że spora część Górnego Śląska była i jest silnie zurbanizowana) i co bogatszych chłopów argument „Krowa +” raczej nie był decydujący, ten argument mógł być przekonujący tylko dla biedoty. Biedoty, którą przynależność państwowa może i średnio obchodziła a krowa była konkretem.
3. Polscy i pro-polscy agitatorzy cynicznie oszukiwali mieszkańców Górnego Śląska, cynicznie składjąc tą obietnicę bez pokrycia (jak też inne natury socjalnej).
4. Zdaniem pana Redaktora, powstające Państwo Polskie, o powierzchni większej niż obecnie i to głównie rolnicze, nie było w stanie ani wyszukać na swoim terytorium raptem kilkuset tysięcy sztuk rogacizny, ani ich kupić. W chwili obecnej cena jałówki zaczyna się od kilkuset złotych. Przyjmijmy cenę 1000 złotych. Za przynależnością do II RP głosowało mniej niż 480000 mieszkańców G. Śląska. Czyli możliwości finansowe II RP drastycznie przekraczała kwota będą odpowiednikiem obecnych 0,5 miliarda obecnych złotych. I do takiego państwa przyłączony został fragment Górnego Śląska, jeden z najsilniej rozwiniętych przemysłowo regionów ówczesnej Europy…
„A przecież maszerujący równym krokiem w rytm werbli”
NIESAMOWITE! Maszerowano równym krokiem? Nie powiedziałbym, każdy szedł jak mu pasowało. Żadnych werbli nie słyszałem, a słuch niedawno badałem i mam go jak najbardziej w normie. Szkoda, panie Redaktorze, że nie raczył Pan ani razu zobaczyć na własne oczy, jedynie bazuje Pan na relacjach osób trzecich, których ewidentnie trapią halucynacje.
„Nie było go jeszcze na żadnym Marszu Autonomii. Ani w melodii, ani w pieśni. (…) odwołują się do przedwojennej autonomii. A w niej polski hymn i biało-czerwone barwy były wszak nadrzędnym atrybutem.”
Tak się pechowo składa, panie Redaktorze, że Mazurek Dąbrowskiego był hymnem nie tylko tego państwa Polskiego, które przyznało autonomię ale też tego państwa polskiego, które je prawem kaduka unicestwiło. Co więcej, Mazurek Dąbrowskiego pozostaje hymnem obecnego państwa Polskiego, które na postulat przywrócenia autonomii reaguje niczym Belzebub na wodę święconą. Czy Pana naprawdę dziwi, że nikt w Marszu Autonomii nie śpiewa Mazurka Dąbrowskiego?!
Teraz nastąpi porównanie, które ma tylko i wyłącznie unaocznić irracjonalność takiego oczekiwania, uprzedzam, że jest mocno przesadzone i z góry z całego serca przepraszam wszystkich, którzy mogą się poczuć nim urażeni. Niniejszym upoważniam moderatora to usunięcia tego fragmentu, jeśli uzna, że narusza on regulamin:
Czy od potomków niemieckich Żydów oczekuje Pan, że będą śpiewać „Deutschland Deutschland über alles”? Wszak to hymn niemieckiej Republiki Weimarskiej, która zagwarantowała swoim mieszkańcom żydowskiego pochodzenia pełnię praw (również w praktyce, vide Hugo Preuss). Nie oczekuje Pan, prawda? Więc czemu oczekuje Pan od polskich vice-Żydów (jak nas określił K. Kutz) analogicznych zachowań?
Koniec dyskusyjnego porównania.
Zapewniam Pana solennie, panie Redaktorze, jak też wszystkich czytelników bloga, że radośnie, z pełnym przekonaniem odśpiewam Mazurek Dąbrowskiego (niezależnie od tego, co Pan o nim sądzi) na Marszu Autonomii, jak tylko obecne państwo Polskie (podobno już naprawdę polskie) przywróci autonomię, bezprawnie zlikwidowaną przez komunistów przeszło 73 lata temu.
„w radosnym marszu ku „autonomii od Polski””
Czy autonomia woj. Śląskiego w II RP była autonomią „od Polski”, jak pan Redaktow uporczywie twierdzi, czy autonomią w ramach Polski? Proszę osądzić samemu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Statut_Organiczny_Wojew%C3%B3dztwa_%C5%9Al%C4%85skiego
Była autonomią w Polsce, prawda? Dlaczego zatem jej przywrócenie (i to w okrojonym zakresie) miałoby być „autonomią od Polski”, jak uważa Pan Redaktor?
„Sąsiad, też Ślązak, choć prawdziwszy niż ja,”
Pan, panie Redaktorze, późny imigrant z Litwy, serio uważa się za Ślązaka? Ciekawe, ciekawe… A na czym polega „prawdziwszość” Pana sąsiada, może przyjechał na Śląsk kilka lat przed Panem?
„to od kogo oni chcą autonomię dostać, od Księstwa Lichtenstein czy od Polski?”
Oj, Pana sąsiąd prezentuje poziom typowy dla statystycznego „prawdziwego Polaka”. Proszę go choć trochę wyedukować – przecież wie Pan, że Ruch Autonomii Śląska i pozostali zwolennicy PRZYWRÓCENIA autonomii oczekują tego od spadkobiercy prawnego tego samego państwa, które autonomię BEZPRAWNIE zlikwidowało, czyli obecnego państwa Polskiego.
„wyrzucenia z naszych granic Częstochowy i Sosnowca”
Ależ jakie wyrzucenie? Przecież odłączenia od woj. Śląskiego gorąco pragną sami mieszkańcy Częstochowy, co sam Pan opisywał na swoim blogu ponad rok temu – https://dziadul.blog.polityka.pl/2017/04/23/czestochowa-na-krotkiej-smyczy/
A mieszkańcy Zagłębia też się dystansują od Śląska – może w demokratycznym referendum opowiedzieliby się za przyłączeniem swojego Heimatu do woj. Małopolskiego, którego Zagłębie jest historyczną częścią?
Co do herbatki bostońskiej – nie rozumiem Pana wypowiedzi, może pisałby Pan jaśniej, gdyby Pan na własne uszy wysłuchałby przemówienia J. Gorzelika? Nic straconego, starczy połączenie z internetem i darmowa przeglądarka internetowa: https://www.youtube.com/watch?v=lEgKLQ9RLls
Co do samego „wyciulania” – posłuchajmy co miał na ten temat do powiedzenia świętej pamięci D. Przewdzing, burmistrz Zdzieszowic przez długie dziesięciolecia:
http://www.nto.pl/wiadomosci/opolskie/art/4572493,przewdzing-warszawa-zrobila-z-nas-biedakow-stworzmy-autonomie-wideo,id,t.html
Gdyby nie polityka „dziel i rządź” W. Brytanii, to cały Górny Śląsk z Opolszczyzną, Warmia, Mazury i Pomorze Gdańskie (razem z Gdańskiem i Elblągiem) przypadły by po I wojnie światowej Polsce a Zagłębia Ruhry i Saary – Francji, a więc nie byłoby II wojny światowej jako że Niemcy były by zbyt słabe gospodarczo aby ją wywołać.