Górnictwo na krawędzi

Górnicy na stołecznych polach marsowych czują się jak ryba w wodzie – za to w kopalniach ciut depresyjnie. Węglowi potentaci znaleźli się na ostrym wirażu – mogą na nim wylecieć z rynkowego toru. Pojawiają się głosy, jeszcze nieśmiałe, że dla polskiego węgla będzie konieczna pomoc „z góry”, czyli państwa.


Audyt za miliony dolarów, przeprowadzany w spółkach węglowych na zlecenie Ministerstwa Gospodarki – ma zdiagnozować sektor i znaleźć lekarstwo na coraz gorszą jego kondycję. Jednym słowem – znaki na niebie i ziemi wieszczą propozycję nowej reformy! A to oznacza ewidentnie, że kilka lat rządów koalicji PO – PSL nie urodziło pomysłu na górnictwo.

Niedawno podsumowano pierwsze półrocze br. w spółkach, w których Skarb Państwa jest właścicielem lub współwłaścicielem: Kompania Węglowa, Katowicki Holding Węglowy i Jastrzębska Spółka Węglowa. Razem zatrudniają ok. 100 tys. górników.

Biorąc wszystkie wyniki do przysłowiowej kupy, to wyszedł jeszcze zysk netto – ok. 16 mln zł. Z tym, że JSW zarobiła na czysto 173 mln zł; a KW straciła 100 mln zł – i nic nie wskazuje na to, żeby ten minus udało się zasypać (a może być gorzej).

Na wschodnich rubieżach dobrze się trzyma giełdowy Lubelski Węgiel „Bogdanka” z 142 mln zł netto, ale to i tak o blisko 30 mln zł mniej niż w porównywalnym okresie ubiegłego roku.

Rok wcześniej wynik finansowy netto państwowych spółek wynosił ponad 1,150 mld zł. W połowie czerwca br. na hałdach leżało 8,5 mln ton węgla – ok. 3 mln więcej niż w poprzednim porównywalnym okresie. Dzisiaj spada wydobycie, choć rośnie eksport – za wszelką cenę. Właśnie światowe ceny węgla to od lat byt albo niebyt naszego głębinowego górnictwa.

Dzisiaj w portach ARA (Amsterdam – Rotterdam – Antwerpia, które wyznaczają poziom cen w Europie) – to 70 dolarów za tonę energetycznego. Są rekordowo niskie i dalej mogą schodzić w dół. Dla porównania: średni koszt wydobycia tony węgla w naszym górnictwie to 100 dolarów! I z roku na rok rośnie. W 2011 r. w ARA płacono za tonę 120 dolarów.

Można zapytać zgryźliwie: z czym do gości?

A no z tym, że pewnie przez dziesiątki jeszcze lat węgiel będzie dla nas podstawowym i – jak to jest na świecie – najtańszym źródłem energii. Choć niekoniecznie będzie to węgiel rodzimy. Jeszcze broni nas (w tym śląskie kopalnie) renta geograficzna. Ale o czym tu mówić, kiedy do prywatnej Elektrowni „Rybnik”, sąsiadującej z kopalniami – dociera już węgiel z „Bogdanki”. Jest tańszy.

Tani węgiel znalazłby się też w śląskich kopalniach, ale by utrzymać przy życiu takie molochy jak Kompania Węglowa – wszystko trzeba uśredniać.

Logika podpowiada zlikwidowanie najdroższych kopalni i inwestycje w te, które są w stanie sprostać konkurencji zaoceanicznej, rosyjskiej, ukraińskiej czy kazachskiej. A takie są. Może nie musimy fedrować 75 mln ton i odkładać węgiel na hałdy? Może wystarczy 50 – 60 mln?

Te same znaki na niebie i ziemi podpowiadają, że raczej nie unikniemy mariażu górnictwa z energetyką. Będzie krzyk, w tym związkowców, rodzime pole marsowe znowu ożywi kilkudniowy blask chwały – ale jakie jest inne wyjście?
Dzisiaj energetyka bazująca na węglu kamiennym robi wszystko, żeby wymusić na kopalniach obniżki cen. I znowu wznosi się pod niebiosy larum, że dobijają rannego. Ale elektrownie mają swoje, niebagatelne racje. Zwalniająca gospodarka potrzebuje mniej energii – stąd na rynku energia z kamiennego wypierana jest przez tańszą, z brunatnego.
Jeżeli górnicy nie zaczną myśleć biznesowo i pozostaną nieugięci, to hałdy będą rosły. Miliardy, które poszły na wydobycie – stopnieją w oczach. I w realu.

Dwa ostatnie lata były dla węgla tłuste – chciałoby się, żeby ich było siedem. Niestety – nadchodzą chude. Górnictwo znalazło się na krawędzi. Wszystko zależy od tego, w którą stronę zrobi krok. Jeżeli nasze kopalnie radykalnie nie zmniejszą kosztów, a tylko tak można uniezależnić się od cenowych wahnięć na światowych rynkach – to będzie zgubny krok do przodu. Rynek wymusi gaszenie świateł – tych na prąd z węgla rosyjskiego.

Mocne zaciśnięcie zębów i pasa, czyli bezpardonowe cięcie kosztów będzie krokiem do tyłu, co paradoksalnie zabezpieczy grunt pod nogami i pozwoli odzyskać nieodzowne pole manewru.

Reasumując – żeby zatrzymać niebezpieczny bieg wydarzeń nasze górnictwo potrzebuje radykalnej i bolesnej reformy. Z zamykaniem kopalń włącznie. Będzie krzyk. Stanie wiele nowych trybun dla charyzmatycznych wodzów ludu.
Przed wyborami pewnie nikt na to się nie zdecyduje. A po nich – będzie jak zwykle. Chociaż – może się mylę.