Wujek – teorie spiskowe i prawdziwe

Kiedy historię próbuje się ukrywać i zakłamywać, a tak było w przypadku „Wujka”, to musiała ona obrosnąć w legendy i spiskowe teorie.

Jedną z nich było odebranie przysięgi od górników przez księdza Henryka Bolczyka, że będą walczyć do ostatniej kropli krwi. Służba Bezpieczeństwa robiła wszystko, żeby połączyć księdza ze śmiercią górników. Trzykrotnie zgarniano go sprzed krzyża pod „Wujkiem”. Nie udało się. Rzekoma przysięga była tylko odpuszczeniem grzechów. O to błogosławieństwo poprosiła Bolczyka grupa górników, kiedy 15 grudnia, wieczorem, opuszczał po modlitwie kopalnię: – Miałem wątpliwości, czy to błogosławieństwo nie podgrzeje atmosfery, czy nie zostanie źle odebrane – wspomina Bolczyk. – Dlatego zamiast po polsku udzieliłem go po łacinie.

Pod koniec lat 80. kiedy już wiadomo było, że będzie zgoda na odrodzenie się Solidarności, w kręgach partyjnych zaczęto kojarzyć to z wydarzeniami w „Wujku”. Uknuto taką teorię, że to działacze tego związku specjalnie podgrzewali atmosferę w kopalni, żeby doszło do ostrej konfrontacji: – Historia uczy, że nic tak nie pomaga przetrwać ideom, jak krew na sztandarach – mówiono z sarkazmem w kończącym żywot KW PZPR.

W wojsku łączono tragedię „Wujka” z możliwą prowokacją wobec gen. Wojciecha Jaruzelskiego, głównego autora stanu wojennego: – Przez cały 1981 r. władze partyjne, z Andrzejem Żabińskim na czele, parły do siłowej konfrontacji z opozycją – mówił gen. Jana Łazarczyk, wtedy szef Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego. Żabiński należał do grupy partyjnych jastrzębi (byli w niej m.in. Tadeusz Grabski, Stefan Olszowski i Mirosław Milewski), która dążyła do ostrej rozprawy z kontrrewolucją. Groźnie wymachiwała szabelką katowicka SB i milicja. Nie brakowało tutaj zwolenników interwencji; dzielono już stanowiska po wejściu wojsk Układu Warszawskiego: – Od pierwszych dni stanu wojennego wytykano nam, że zbyt łagodnie obchodzimy się z opozycją – wspominał Łazarczyk. Jaki cel miałaby taka prowokacja? – Mogę sobie wyobrazić taki tok myślenia, że mogłoby chodzić o skompromitowanie ekipy Jaruzelskiego, a zabici górnicy byliby świetnym pretekstem do zmiany władzy.

Albo też krew miała zamknąć na długie lata jakikolwiek dialog z opozycja?!

Taki scenariusz mogła np. realizować po „Wujkiem” (dzień wcześniej pod „Manifestem Lipcowym”) Grupa Perka – specjalny oddział SB, ochrzczony tak od nazwiska dowódcy, działający po cywilnemu i uzbrojony podobnie jak milicyjny pluton specjalny, który ostatecznie został oskarżony o użycie broni. Jej rola w wydarzeniach na „Wujku” do dzisiaj nie została wyjaśniona. Jerzy Gruba, w tamtych latach komendant wojewódzki milicji w Katowicach, tak scharakteryzował zadania perkowców: – Mieli wchodzić w środek demonstracji i strajków, przejmować kontrolę, identyfikować przywódców, w odpowiednich momentach wyłuskiwać najaktywniejszych. A więc także podgrzewać atmosferę strajków i demonstracji? – Może raczej działać destrukcyjnie na pewne struktury i przedsięwzięcia.

Płk. Kazimierz Wilczyński, dowódca oddziałów ZOMO odblokowujących „Wujka”, powiedział, że z Grupą Perka nie miał łączności radiowej i nie wie, jakie były jej zadania: – Oni komunikowali się bezpośrednio z szefami SB.

Górnicy pamiętają, że ich rannych kolegów wyciągali z karetek jacyś cywile.

W październiku 1982 r. funkcjonariusz podobnej grupy z Krakowa zastrzelił w czasie manifestacji w Nowej Hucie jednego z demonstrantów, Bogdana Włosika. Od tego momentu takim specgrupom w całym kraju zakazano wchodzić w strajki i demonstracje z bronią. Ich działalność stopniowo ograniczano, a ślady po niej zacierano. W 1988 r. SB rozwiązała te oddziały. Na dobrą sprawę nie wiadomo dzisiaj, kto wchodził w ich skład. Ppłk. K. Perek zmarł na początku lat 90.; jego żona została zamordowana.

15 grudnia 1981 r. nominację na wojewodę katowickiego dostał gen. pilot Roman Paszkowski. Do Katowic przyjechał dzień później, już po tragedii „Wujka”. W drodze przeglądał jakieś dokumenty, w których natknął się na wypowiedź Tadeusza Grabskiego, który krytykował władze za zbyt łagodne rozprawianie się z opozycją: – Dziesięć tysięcy trupów, to 10 lat spokoju – cytował Paszkowski po latach. Powiedział, że na jego nominację do Katowic należy patrzeć również z tego punktu widzenia: – Tu w partii, w milicji i SB panował specyficzny klimat nastawiony na rozwiązania siłowe. Musiałem spacyfikować to towarzystwo.

Ten klimat czuła Solidarności, stąd jej działacze zarzucali, że krwawa pacyfikacja „Wujka” została od początku zaplanowana, a jej pokazowym celem było zastraszenie i złamanie ognisk oporu w całym kraju. Tą drogą szła Nadzwyczajna Komisja Sejmowa ds. Zbadania Działalności MSW, tzw. komisja Rokity. Na początku października 1991 r. komisja uznała, że zabójstwo górników było zamierzone, zaprogramowane i zaplanowane. Ujawniono winnych tragedii: płk. Jerzy Gruba – komendant wojewódzki milicji, płk. Zygmunt Baranowski – I zastępca ds. SB, płk. Marian Okrutny – zastępca komendanta i szef sił wyznaczonych do odblokowania strajkujących zakładów, płk. Kazimierz Wilczyński – dowódca ZOMO, chor. Romuald Cieślak – dowódca plutonu specjalnego (antyterroryści) i ppłk. Kazimierz Kudybka – naczelnik Wojewódzkiego Stanowiska Kierowania.

Komisja oznajmiła, że dysponuje planami zamiaru dokonania zbrodni: „Autor planu przewidział użycie broni i wskazany jest kierunek strzału. Ten materiał w decydującym stopniu przesądza o zamiarze kierownictwa Sztabu KW MO”. W tym momencie wydawało się, że prawda o tragedii „Wujka” jest na wyciągnięcie ręki. Należało jeszcze tylko poszczególnym osobom przypisać zbrodnicze role. Kazimierzowi Kudybce zarzucono opracowanie planu i wskazanie kierunku (co do centymetrów), z którego miały paść strzały.

Ustalenia komisji w części dotyczącej „Wujka” szybko zaczęły się sypać. Było to polityczne i prawne dyletanctwo Rokity – i zacietrzewienie, które nakazało odłożyć na bok logikę. Okazało się bowiem, że Kudybka, jeszcze przed stanem wojennym, znalazł się w szpitalu. Do pracy wrócił na początku stycznia 1982 r.: – Wtedy dostałem polecenie odtworzenia tragicznych wydarzeń w kopalni – mówił przed śmiercią. Stąd z taką precyzją można było zaznaczyć „kierunki strzałów”: – Za plany sporządzone kilka tygodni po tragedii skazano mnie na śmierć cywilną. Może i tę prawdziwą – Kudybka zmarł jeszcze przed zakończeniem prokuratorskiego śledztwa, które nie potwierdziło rewelacji sejmowej komisji o zaplanowanym od początku do końca zamiarze zabicia górników.

Po tragedii „Wujka” nadal strajkowała kopalnia „Piast” w Bieruniu (pod Tychami). Dwa tysiące zdeterminowanych górników pod ziemią. Opowiadał mi gen. pilot Roman Paszkowski, od godzin wieczornych 15 grudnia 1981 r. wojewoda katowicki (do Katowic dotarł już po pacyfikacji ‘Wujka”): – Dwa – trzy dni później pojechałem do kopalni „Generał Zawadzki” Dąbrowie Górniczej i obiecałem, że na Śląsku więcej się krew nie poleje. Myślę, że słowa dotrzymałem
– Ale już pod pana rozkazami odbyło się drugie odblokowanie Huty” Katowice”, a potem kopalń „Piast” i „Ziemowit”… W hucie ostro targano po szczękach…

Gen. Paszkowski: – Między targaniem po szczękach a użyciem broni, jest chyba zasadnicza różnica? Huta była dla nas groźnym punktem zapalnym, ale jeszcze dramatyczniej było w „Piaście”. Czy pan wie, że przychodzono do mnie – do wojewody i szefa Wojewódzkiego Komitetu Obrony – po zgodę na interwencję na dole? To były chore pomysły ze strony milicji. Takim pomysłodawcom kazałem się wynosić za drzwi. Okazało się, że można z górnikami rozmawiać i przeczekać największe emocje. Do Świąt, ale bez dramatu, który miałby o wiele większy wymiar niż w „Wujku”.

Gen. Gruba: – Zgadzam się, że już za Paszkowskiego w kilku kopalniach przeczekano strajki, ale w tamtym czasie rodziły się (nie twierdzę, że za wiedzą wojewody), zupełnie tragiczne pomysły w Ministerstwie Górnictwa i Energetyki. Przypomnijmy, że ministrem był gen. Czesław Piotrowski, członek Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego: – Tam zaczęto tworzyć specjalny oddział do interwencji w podziemiach kopalni – opowiadał Gruba. – Kazano mi wycofać z ORMO wszystkich górników i oddać ich do dyspozycji ministerstwa.

Ponoć jeździli szkolić się w kopalniach czechosłowackich, pod Ostrawę? – Słyszałem, szczegółów nie znam. Gruba twierdził, że od początku był przeciwny powstaniu takiej jednostki. – Pół mojej rodziny pracowało w tym czasie w kopalniach, więc zdawałem sobie sprawę czym to grozi. Mało tego: właśnie w czasie strajków „Piaście” na zebraniu WKO zastanawiano się – i to nie była propozycja śląskich milicjantów! – nad sposobami usunięcia górników z dołu kopalni: może podtopić, może wyłączyć prąd…Nie uwierzyłbym, gdybym tego nie słyszał!

Czy głośno o tym myślał gen. Jerzy Bejm, komendant główny milicji? – Tak, ale takich „górników z Warszawy” było więcej. Bejm ściągnął, po „Wujku”, pod Katowice dziesięć tysięcy milicjantów z całej Polski. Każdy hotel był zajęty, każde schronisko w górach. Kiedy się sprowadza takie siły, to trzeba im coś dać do roboty, czyż nie?

Czeski ślad, o którym opowiadał mi Gruba, nie był fantazją. Ale był on bardziej związany z podgrzewaniem atmosfery na Śląsku przed stanem wojennym, niż z jakimiś akcjami odblokowania strajkujących zakładów. Przed laty prowadziłem swoje śledztwo w sprawie „Wujka”, którego finałem była książka „Rozstrzelana kopalnia”, później film Kazimierza Kutza – „Śmierć jak kromka chleba”. Wtedy dostałem materiały od Polaków z Zaolzie (przekazane przez Tadeusza Kijonkę, posła pierwszej kadencji) o szkoleniu specjalnych grup czechosłowackiej SB (StB) do tłumienia strajków w kopalniach (dobierano znających język polski). Zdaniem informatorów grupy takie działały w 1981 r. i na początku stanu wojennego na Śląsku.

Na początku 1991r. o pomoc w wyjaśnieniu czeskiego śladu zwróciłem się – poprzez Konsulat Generalny w Katowicach (jeszcze Czechosłowacji) do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych CSRF. Odpowiedziała mi ich ówczesna Federalna Służba Informacyjna: „Rozwojowi sytuacji w Polsce około 1981 r. czechosłowacki kontrwywiad poświęcił uwagę w akcji „Sever”. Materiały z wyżej wymienionej akcji 7 kwietnia 1987 r. pod. 1.dz.24670 przekazano do archiwum i w roku 1989, w grudniu, zostały skartowane (zniszczone). Z pozostałych materiałów wynika, że akcja „Sever” była skierowana przeciwko ruchowi strajkowemu, ‘Solidarności” oraz rozwojowi sytuacji w Polsce. Ze względu na przeprowadzoną skartację materiałów byłej Służby Bezpieczeństwa, nie ma już konkretnych danych do dyspozycji (…)”.
I na tym zakończył się mój czeski ślad.

Wiemy na pewno, że „Wujek” był największą tragedią stanu wojennego.
Od lat zastanawiam się, dlaczego opór przeciwko wojskowej dyktaturze był największy na Śląsku?
Do „Wujka” wojskowa dyktatura była przedsięwzięciem zupełnie udanym.
Więc gdyby nie było „Wujka”, to co?!