Krakowice czas zacząć

Katowice od Krakowa dzieli niespełna 80 km, ale historyczne podziały i niechęci oddaliły od siebie te dwie aglomeracje o lata świetlne. Teraz wszystko ma się zmienić. Marszałkowie śląski i małopolski podpisali umowę, pierwszą taką w kraju, o ścisłej współpracy między województwami. Krakowice – tak już ochrzczono być może przyszłą megametropolię.

Od lat mówiło się, że na osi Kraków – Katowice powinien powstać jeden olbrzymi organizm gospodarczy, naukowy i kulturalny. Kraków – z gigantycznym potencjałem naukowym i kulturalnym, Katowice – z tak samo wielkim potencjałem przemysłowym i rozbudowujące swój świat nauki i kultury. W sposób naturalny powinny się więc przyciągać.

Tak było już przed druga wojną, żeby głębiej nie grzebać w historii, kiedy Kraków – po podziale Górnego Śląska – stał się zapleczem naukowym dla śląskiego przemysłu (wcześniej był nim Wrocław). W 1928 r. w Krakowie zainicjowano wszechstronne badania nad Śląskim, w tym jego historią. Tam powstał Komitet Historii Śląska, a następnie Komitet Wydawnictw Śląskich przy Polskiej Akademii Umiejętności. Te instytucje przyczyniły się do powołania w 1934 r. Instytutu Śląskiego w Katowicach – było to, w moim przekonaniu, jedno z ważniejszych dokonań autonomicznego województwa śląskiego.

Po wojnie śląscy hutnicy uruchamiali Nową Hutę, a Uniwersytet Jagielloński zgodził się na utworzenie w Katowicach swojej filii. W 1968 r. stała się ona bazą do powołania Uniwersytetu Śląskiego. Daleko byłem jeszcze wtedy poza Katowicami, ale potem opowiadano mi, że właśnie ten rok stał się cezurą we wzajemnych kontaktach. Swoje zrobił Marzec tam i tu. Kiedy Katowice miały już swój uniwersytet, i swoich uległych wobec władz partyjnych rektorów, to zaczęły wypinać się na Kraków.

Ale najwięcej złego we wzajemnych relacjach zrobiła dekada Zdzisława Grudnia, w latach 70. groteskowego I sekretarza KW PZPR w Katowicach, który miał alergię na wszystko, co krakowskie. Choć akurat on nie powinien być na Kraków uczulony, bo na Akademii Górniczo – Hutniczej skończył w błyskawicznym tempie studia zaoczne. Ci, co go znali, opowiadali, że nie spał po nocach, a w ciągu dnia chodziły wściekły, jak tylko sobie przypominał, że Moskwa swój Konsulat Generalny w Polsce miała w Krakowie, a nie w oddanych jej Katowicach. Inteligencki Kraków zwyczajnie go drażnił. To już jednak opowieść na inną historię.

Choć tamta epoka minęła, to wyraźnego zbliżenia między Katowicami i Krakowem raczej nie było. Chodzi przede wszystkim o władze, bo ludzie robili swoje. Krakowskie teatry i muzea stały się – dzięki autostradzie – bliższe i chętniej odwiedzane niż te, które ma się u siebie pod nosem. Rynek przyciąga mieszkańców woj. śląskiego chyba w takich samych ilościach, co rodzimych Krakusów (turystów z innych części kraju i świata tu nie liczę). Sam bywam w Krakowie przynajmniej 2 – 3 razy w miesiącu, to widzę i słyszę.

Ostatni gest marszałków jest jeszcze tylko gestem, ale dobre i to. Kraków wspiera starania Katowic o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Wie co robi, bo jak ktoś przyjedzie do śląskiej stolicy, to na pewno znajdzie się przy okazji w Krakowie. Nawet jeżeli Katowicom się nie uda, to deklaracja Krakowa jest więcej niż symboliczna.

Marszałkowie mają naciskać na Ministerstwo Infrastruktury w sprawie budowy Beskidzkiej Drogi Integracyjnej łączącej Bielsko – Białą z Krakowem, a także w sprawie rozbudowy trasy Katowice – Olkusz – Kraków do parametrów drogi szybkiego ruchu. Planowane są wspólne inwestycje w zagospodarowaniu dorzecza Wisły. Marszałkowie chcą razem wydać 100 mln zł na zakup nowych pociągów (żeby jeszcze jeździły na trasie Kraków – Katowice z przedwojenną prędkością). Wspólnie mają być kreślone plany rozwoju szkolnictwa i badań naukowych. Katowicom marzy się, a Kraków ma to już za sobą, aby stać miejscem studiowania tzw. pierwszego wyboru. Znakomicie podniosłoby to naszą atrakcyjność wobec innych metropolii w Polsce i w Europie. I jeszcze dziesiątki innych przedsięwzięć, które mają zbliżyć naturalnych partnerów.

Czy powstaną z tego jakieś „Krakowice”? To taka nazwa symboliczna, ale dużo wody jeszcze w Wiśle upłynie zanim ten megametropolitalny organizm nabierze rumieńców. Ale warto na niego dmuchać i chuchać, bo będzie miał wyjątkową pozycję w całej Europie.

***

Jeżeli jest jakiś symboliczny moment kiedy z ptaka/ptoka ktoś staje się na danym kawałku ziemi krzakiem/krzokiem, to na pewno jest nim pierwszy grób. Po 35 latach pobytu na Śląsku pochowałem w Siemianowicach Śl. moją mamę. Wandę Hołowienko spod Lidy, która w 1957 r. odważyła się wyruszyć z synem w nieznane, do Polski. Repatriacyjny pociąg dowiózł ją do Kudowy – Zdrój, która stała się jej małą ojczyzną. Końcowe miesiące spędziła u mnie i prosiła, aby już nigdzie dalej jej nie wozić. Chce być w pobliżu najbliższych. Przepraszam za osobiste refleksje, ale stało się dla mnie, i mojej rodziny, coś bardzo ważnego.