Spis emocjonalno – polityczny
Trwają narodowe i narodowościowe mobilizacje przed spisem powszechnym, który rozpocznie się lada chwila –1 kwietnia. Kim ty jesteś? – odpowiedzi na to pytanie, które zaczną padać od Prima Aprilis, nie wszystkim będą do śmiechu. Szczególnie w województwach śląskim i opolskim. Na razie mamy tu do czynienia ze stanem emocji i chaosu, i z wielką niewiadomą: jak się spiszemy?
W spisie z 2002 r. do narodowości innej niż polska przyznało się w całym kraju 471 tys. osób (1.5 proc. obywateli RP), z tego grubo ponad 300 tys. na Śląsku i Opolszczyźnie. Po podaniu wówczas wyników: Ślązacy – 173 tys., Niemcy – 153 tys. – wszyscy krzyczeli: za mało, za dużo, to efekt manipulacji spisowych, zabiegów socjotechnicznych, złej metodologii itp. Wszyscy byli pokrzywdzeni. Czas więc na wyrównanie rachunków. Szczególnie w sytuacji, kiedy istnieje możliwość wyboru. Bo po pytaniu: Jaka jest Pana(i) narodowość?, pada drugie: Czy odczuwa Pan(i) przynależność, do innego narodu lub wspólnoty etnicznej?
Do ograniczenia emocji związanych ze spisem nawołuje Związek Górnośląski (założony w 1989 r.), który apeluje o deklaracje zgodne z sumieniem, a nie podporządkowane aktualnym grom politycznym. W stanowisku „w sprawie narodowości w kontekście pierwszego Europejskiego Spisu Powszechnego” ZG wyjaśnia: ”Związek Górnośląski jest organizacją, gdzie spotykają się ludzie różnych narodowości i wyznań religijnych. Jednakowo są dla nas ważni bracia Ślązacy, którzy mówią o sobie, jesteśmy: Polacy, Niemcy, Czesi, Słowacy, Żydzi, Ormianie, Ukraińcy, Ślązacy i także inni złączeni myśleniem o Śląsku jako naszym wspólnym dobru i solidarni w pomnażaniu jego wartości”.
Zwiążek przedstawia stan serca i duszy Górnoślązaków, z których wielu identyfikuje się się kulturowo i emocjonalnie z narodem polskim i nie wolno nie uszanować tej deklaracji, która ma charakter tożsamościowej aprobacji wartości bliskich Polakom. Dalej: wielu Górnoślązaków chce także opowiadać się za opcją duchową, związana z tradycjami zarówno państwa, jak i cywilizacji i kultury niemieckiej na Górnym Śląsku. Wreszcie: wielu Górnoślązaków widzi dzisiaj głęboki sens odpowiedzialnego opowiedzenia się się za śląskością, jako pewna formacją duchową, zakorzenioną w doświadczeniu, kulturze i umysłowości, w języku i historii: „Jest to świadomy wybór pewnej opcji wspólnotowej, która dopiero się kształtuje, a nie deklaracja polityczna czy też państwowa” – podkreśla Związek Górnośląski i jednoznacznie kieruje tę myśl ku Ruchowi Autonomii Śląska.
A RAŚ rusza do ofensywy propagandowej, jakby sprawa nie dotyczyła spisu, a prawie plebiscytu. Autonomiści przypominają, że wspieraną przez nich „narodowość śląską” podało wcześniej, jako swoją, 173 tys. osób – teraz liczą na co najmniej 300 tys. – ale tylko 56 tys. wymieniło godkę, jako język domowy (z tego połowa przyznała się do narodowość innej niż śląską). Wyniki spisu będą, bez wątpienia, ważnym argumentem dla Sejmu w sprawie uznania godki za język regionalny.
RAŚ przygotowuje ulotki, plakaty, spoty telewizyjne i radiowe, a działacze ruszą w teren – wszystko po to, żeby na pierwsze pytanie, w którym podano 14 oficjalnych narodowości dopisać – pozycja 15. Narodowość inna (podać jaka?) – śląska! Ciekawe, jakie w tej grupie będą padać odpowiedzi na drugie pytanie?
Mobilizują się Niemcy sfrustrowani wynikiem poprzedniego spisu. Wtedy szacowali się na przynajmniej 300 tys. – wyszło 153 tys. w całej Polsce, z czego 90 proc. przypadło na Górny Śląsk. Liczą, że kiedy do identyfikacji „niemieckiej” można będzie dopisać „śląską”, to Niemców – Ślązaków znakomicie przybędzie. Są ku temu podstawy, bowiem w poprzednim spisie 280 tys. obywateli Rzeczpospolitej przyznało się, że posiada równocześnie obywatelstwo niemieckie. A to oznacza, że aż 130 tys. mieszkańców, głównie Śląska i Opolszczyzny, posiadających niemieckie paszporty – nie przyznało się do niemieckiej narodowości. Za to 203 tys. obywateli polskich stwierdziło, że w domu rozmawia po niemiecku. To wszystko pokazuje – patrząc z niemieckiego punktu widzenia – ułomność poprzedniego spisu. Teraz Niemcy w swoich ulotkach instruują, aby w pytaniu o język domowy wskazywać niemiecki i śląski.
Niemcy mają problem (przy spisywaniu się) z ok. 100 tys. osób pracujących w Niemczech i Holandii. W 2002 r. nie mieli motywacji, aby przyjeżdżać do domu akurat na spis. Teraz sporo przyjedzie na Wielkanoc, a do tego sprzyjać im może metodologia spisu, która ogólnopolskie wyniki ustalać będzie po szczegółowych badaniach 20 proc. respondentów wylosowanych z ogółu obywateli. Organizatorzy twierdzą, że to są europejskie standardy i nie ma mowy „ślepym losie”, a więc o niedoszacowaniu czy przeszacowaniu jakieś grupy. Zobaczymy…
A co na to Polacy? Co na to Ślązacy związani z opcją polską? Syn bliskich znajomych – rodzina spod Kielc, on urodzony w Katowicach pod koniec lat 70. – mówi, że wpisze, oczywiście narodowość polską. Zastanawia się, czy odpowiedzieć na drugie pytanie? Urodził się i mieszka na Śląsku, więc czuje się Ślązakiem. Ale narodowości śląskiej nie wpisze, bo się do niej nie poczuwa, to raz, a dwa – gdyby to zrobił, to nie chciałby, aby jego identyfikację Polaka – Ślązaka RAŚ dopisywał do swojego (ewentualnie) narodowościowego sukcesu.
W Internecie znalazłem rozmowę z prof. Franciszkiem Markiem, pierwszym rektorem Uniwersytetu Opolskiego, rodowitym Ślązakiem urodzonym w Bełku koło Rybnika. Jak zwykle wsadza kij w polsko – niemiecko – śląskie mrowisko. Na pytanie, jaką poda narodowość, odpowiedział, ze wstyd go o to pytać, bo oczywiście podkreśli, że jest Polakiem. Do niczego innego się nie przyzna, bo byłoby to dzisiaj wspieraniem separatystycznych poglądów.
Spis budzie emocje, ale jest też demonizowany. Polskość nie powinna się skurczyć, ale znajdzie się – co najwyżej – w różnych konstelacjach narodowościowych. Obywatel polski nie musi mieć przecież jednej tożsamości. W poprzednim spisie pojawili się „kosmici” i nikt z tego powodu nie rwał włosów z głowy.
***
Czuję, że sprawa przejazdu autostradą A1 idzie w dobrym kierunku i na śląskim odcinku Pyrzowice (lotnisko) – Gorzyce (granica z Czechami) będzie ona bezpłatna. Szykują się bowiem przedwyborcze gesty wobec olbrzymiego śląskiego elektoratu.
Komentarze
Przeczytałem ,zobaczymy wyniki –
Zwiazkowi Górnośląskiemu sugeruje cierpliwość ( to ten łobuz Spyra ? LPR-PIS aż do PO dziś v-ice wojewoda z nominacji Tuska ) .Przykład rektora z Bełku ma osłabić motywacje ?!
Separatyzm wieszczy prof. Marka ?! , Jakie źródła takiej deklaracji ? Być może i jemu chciałoby się następnej kadencji na foteliku ,to takie ludzkie . Deklaracja przynależności do Ślaskiej nacji zapewne położyłaby go na łopatki .
Panie Janie , przykład z rektorem moim zdaniem chybiony i dobrany ratunkowo .
Rok 2011 jest korzystny dla mobilności Ślazaków ,nie ma czego sie bać
Polacy ! przecież zostaniecie dominujacym narodem w Polsce .Spokojnie ,trzeba przyjąć do wiadomosci inne wyniki spisu niż poprzednio ,a one napewno bedą inne ! ,a to że różne mniejszosci mają swoj Heimat w granicach RP , to co z tego , to bogactwo tego kraju .
Pisałem już dawno ,że 1 maja 2004 roku to zaledwie poczatek innej identyfikacji Regionu , a im umowna Warszawa rozpędzać sie bedzie dalej w kompromitujacych ułomościach ,bezradności ,pospolitej głupocie etc .tym szybciej rosnąć będzie chęć wyrwania sie ku Autonomi . Nie będę zdziwiony , obejmie kiedyś wszystkich ,których przodkowie od 1945 zostali mieszkańcami geograficzego Śląska od Zgorzelca po Mysłowice i Lędziny .
O! Przepraszam prof. Marka ,zbyt pochopnie uznałem ,że on jest rektorem UO a on tylko był pierwszym rektorem a to czyni różnice . Tym bardziej jestem zdziwiony jego wypowiedziami , bo nie o stołek tu chodzi .
Dobrze ,ze rankiem zauważyłem ten moj błąd .
RAŚ jest głównym i jedynym naszym motorniczym .Najpierw trzeba się policzyć a potem Regionalizacja według moich prognoz z ostatniego zadnia z wczorajszego dania . Związek Górnośląski to rozcięczalnik -takie wredne zadanko przyjał na siebie Spyra ! i jego ludkowie + media !
ps.
Na blogu Janiny Paradowskiej pokazaly się komentarze z nocy 25 marca .a pański blog jest marginalizowany przez moderatora ?
Takie procedury ,nie zachęcaja pańskich blogowiczow do wpisywania sie.
Moj przypadkiem pierwszy, czekał na publikacje co najmniej do 21.30
Panie Gospodarzu!
Czy może Pan podać link do rozmowy z Markiem? Znałem jego poglądy, nie zawsze się z nim zgadzam, ale go szanuję, nawet mogę o nim mówić – przyjaciel. Chętnie poczytam, jakie reprezentuje aktualnie stanowisko.
RAŚ chce pewnie dotacje z UE. Bo sprawa jest naciągana. Mniejszość Niemiecka z Opolszczyzny jest finansowana przez rząd niemiecki i jej członkowie mają paszporty niemieckie. Doprowadziło to do masowych wyjazdów młodych ludzi z Opolszczyzny do Niemiec i osiedlania się tam. Zostali przeważnie ludzie w starszym wieku.
Pan Dziadul porusza ciekawy (choć już nie dla mnie) temat, który mnie nękał 60 lat temu, podczas tzw. „ankietyzacji”, poprzedzającej wydawanie dowodów osobistych. Jedno z pytań (nie pamiętam dokładnego sformułowania) było związane z odczuciami (narodowo-etnicznymi), choć wielkiego wyboru nie było. Zwyczajowo ankieterzy pytali: „Jak się czujesz”? Można było w zasadzie podawać niepolskie odczucia, ale raczej nie było to wskazane. Mieliśmy bowiem ciągle jeszcze trwający „okres błędów i wypaczeń”, tzn. niewłaściwego podejścia władz do Ślązaków, choć dyskryminacja nieco zelżała i nie była oficjalnie pochwalana – wyraźny postęp, ale za późno, aby zmienić pogląd np. byłych powstańców na temat „mateczki” Polski, o którą walczyli (nie o taką!). Czasem ankieterzy natrafili na zasadnicze trudności, bo nagabywany nie chciał się zdecydować. Znamienny był przykład mojego przyjaciela, Franza Umlaufa. Zapytany: „Franzek, jak się czujesz”? odpowiadał niezmiennie: „Ożarty!” (objawy choroby filipińskiej). Ankieterzy coś wpisali, nie wiem co, ale dowód dostał i sprawa ucichła.
Podobno w ramach żartu primaaprilisowego władza zarządza spis powszechny. Jestem pełen obaw, bo około 2000 lat temu władca zrobił to samo i to się marnie skończyło dla ogromnej liczby noworodków płci męskiej. Teraz nie za bardzo martwię się o noworodki ale o mnie, staruszka.
Jeśli mnie, byłego Niemca, po 66 latach koegzystencji z szlachetnym narodem polskim zapisywacz postawi pytania, cytowane przez gospodarza:
***Jaka jest Pana(i) narodowość?, pada drugie: Czy odczuwa Pan(i) przynależność, do innego narodu lub wspólnoty etnicznej?***
to nie wiem naprawdę, co odpowiedzieć. Napisałem w Silesii sążnistą rozprawę pseudonaukową na temat uczuć czy odczuć narodowościowych Ślązaka. Już wtedy doszedłem do wniosku podobnego jak pewien internauta: „Ani Polak, ani Niemiec, po prostu Ślązak”. Nie będę się przejmował tym, czy rząd uznaje narodowość śląską czy nie, jednoznaczne przyporządkowanie do uznanych oficjalnie narodowości byłoby kłamstwem. Pytania bywają durne, np. klasyczne pytanie do dziecka: „Którą ciocię najbardziej kochasz”? Moja mała córeczka, postawiona przed takim dylematem, zapytała: „A czy można wymienić kilka?”
Nie mieszkam w Polsce ,nie mysle wydawac pieniedzy aby byc na spisie.Co do podzialu wedlug narodowosci,tonie ma sensu,a DLACZEGO?.W Polsce jest juz konkretny podzial spoleczenstwa.Zrobili to politycy i dziennnikarze wspolnym wysilkiem.Ludnosc dzieli sie na 1.ELITY 2.CELEBRYCI 3.Biedota at ma dwie podgrupy a.bogatsza biedota,b.nedzna biedota.pozdrawiam
Naiwnosc zabija
„Czuję, że sprawa przejazdu autostradą A1 idzie w dobrym kierunku i na śląskim odcinku Pyrzowice (lotnisko) – Gorzyce (granica z Czechami) będzie ona bezpłatna. Szykują się bowiem przedwyborcze gesty wobec olbrzymiego śląskiego elektoratu.”
Kiedy politycy dotrzymali przed wyborcze obietnice ? Najpierw miala byc druga Japonia a pozniej Szwajcaria. W ostatnich wyborach obiecywali druga Irlandie a spoleczenstwo mialo byc na tyle zamozne by spedzac wakacje pod palmami w cieplych krajach.
I co ? – i gowno z tego wyszlo. A teraz dzieci slaskie uwierzyly ze „sprawa przejazdu autostradą A1 idzie w dobrym kierunku „. Tak byc moze nie bedzie bramek, beda liczniki elektroniczne i rachunki beda przysylane do domu.
Drogie slaskie dzieci, cudow nie bedzie, budowa autostrady kosztowala, ktos zainwestowal zeby ja wybudowac a teraz wy uzytkownicy bedziecie placic za jej uzywanie. To za tak proste.
„Narodowość śląska” – mit czy smutna rzeczywistość?
Serial pt. „paciorki dziwnego różańca” (częściowo plagiat – pożyczone od Kutza), przedstawiający losy typowej śląskiej rodziny z Opolszczyzny.
Skorzystam z metody potentatów blogowych (Sławomirski) i postaram się zaśmiecić sieć fragmentami spowiedzi „polityczno – narodowościowej” w związku z moją rozterką przed „Aprilscherz’em” polskiego państwa – spisem powszechnym. Wstępnie zadeklarowałem na tym blogu niemożność sensownej odpowiedzi na newralgiczne pytania o odczucia lub przynależności. Chciałbym, aby fachowcy opracowujący formularze spisowe mieli IQ choć zbliżone do poziomu mojej 3-letniej córeczki, która na durne pytanie o miłość do ciotki odpowiedziała mądrym pytaniem: „Czy można wymienić kilka”?
Pierwszy odcinek: Korzenie mojej rodziny
Mało który obywatel polski ma tak namacalne dowody polskich korzeni jak my – „Gollowie” z pod góry św. Anny, znanej nawet Warszawiakom z zakłamanych informacji o powstaniach śląskich. A propos – zbliża się 90-ta rocznica tej bratobójczej walki. Prawdziwi patrioci polscy nie szanują takich powstańców, bo powstania śląskie bywały zwycięskie (w interesie Polski), czego nikt nie akceptuje, tylko czci przegrane powstania, katastrofy itp. , szczególnie zbrodnicze powstanie Warszawskie i głupotę Smoleńską.
Wracam do dowodów historycznych: Mój pradziadek kupił w połowie XIX wieku nieruchomość, na której wybudowano kolejno dwa domy, ten „nowszy” w pierwszych latach XX wieku – stoi do dziś!
Zakup i budowa domu niekoniecznie wskazuje na polskie korzenie, ale akt notarialny jak najbardziej. Notariusz dopisał pod podpisami kupujących i sprzedających takie zdanie (podaję je w tłumaczeniu):
„Akt notarialny sporządzono również w języku polskim, bo obie podpisujące strony nie znają języka urzędowego”.
Zwracam uwagę na wyraz „obie”. Nazwisk nie wymieniam, ale wszystkie były typowo polskie, przerobione na nimiecką modłę.
Nieobeznanym z historią Opolszczyzny pragnę wyjaśnić, że Opolszczyzna należała wtedy do Prus i językiem urzędowym był język niemiecki.
Czy to nie piękny dowód polskości pradziadków? Niestety niewiele mi pomaga przy odpowiedzi na te trudne pytania spisowe, bo chodzi w nich o mnie, a nie pradziadków – niech spoczywają w pokoju!
C. D. N.
„Narodowość śląska” – mit czy smutna rzeczywistość?
Serial pt. „paciorki dziwnego różańca”
Odcinek drugi: Rodzice
Ojciec:
Urodził się jako obywatel pruski, chodził tylko do niemieckiej szkoły, bo polskich w Kędzierzynie (Kandrzin) nie było. Był żołnierzem Cesarza Wilhelma, ranny pod Verdun i awansowany oraz trzy dni w Wehrmachcie Adolfa H. we wrześniu 1939. Po wojnie nie został pozytywnie zweryfikowany jako Polak przez odpowiednią komisję lokalną i jako obywatel niemiecki płacił latami ze swej skromnej pensji reparacje wojenne. Nie wiem czy umarł jako obywatel niemiecki, byc może objęła go jakaś „automatyczna łaska” polskiego państwa.
O tym fakcie pewnie się już nie dowiedział, wiele lat był obłożnie chory i miał poważniejsze zmartwienia – jak wyżyć z minimalnej renty inwalidzkiej (400 zł) + 80 złotych na utrzymanie żony.
Kim się czuł tego nie wiem – ironia losu jest w tym, ze jako dziecko sam nauczył się czytać i pisać po polsku ze starego elementarza z 19-tego (lub pierwszych lat 20-tego) wieku i był jedynym mieszkańcem dużego miasta, który posiadał w 1945 roku takie umiejętności – komisja tego nie uwzględniła choć przeciętny Ślązak musiał tylko wyklepać pacierz po polsku i został tzw. „Polakiem za 25 złotych”, tyle kosztowało „Tymczasowe Zaświadczenie Narodowości Polskiej”. Czy był Polakiem? Komisja nie podzieliła tego zdania a ja też w to nie wierzę bez zastrzeżeń. Z drugiej strony miał jednak wyraźne ciągoty polskie, bo wnukom „krajowym” zakazał mówić „Opa” tylko po śląsku „Starzyk” – poprawnej polskiej wersji „Dziadek” nie akceptował. „Opą” był tylko dla wnuków mieszkających w Niemczech (to chyba wystarczająco świadczy o pewnej dwoistości Ślązaka).
Matka
Obywatelstwo oczywiście analogiczne jak u ojca, szkoła też z tą różnicą, że babcia ze strony matki była wielką patriotką polską, czego dowodem może być prenumerata „Katolika” oraz fakt, że moja matka nie znała żadnego wyrazu niemieckiego przed rozpoczęciem nauki szkolnej. Kroplą dziegciu w tym patriotycznym miodzie jest to, że dziadek był fanem Cesarza Wilhelma (został mu wielki szacunek po służbie wojskowej). Dalsze losy matki były związane z wykształceniem i kilkuletnią pracą w znakomitych klinikach Berlina i Akwizgranu (Aachen) – (do plebiscytu), pewnie czuła się wtedy Niemką, ale nigdy mi nie przyszło na myśl zapytać ją o coś tak dla mnie oczywistego. Drobny niepokój mogło ewentualnie we mnie wzbudzić to, że z jedną ze sąsiadek mówiła po polsku, abyśmy nie wiedzieli o czym rozmawiają. Starałem się to ukrócić (żarła mnie ciekawość), ale po napisaniu na drzwiach kuchni znanego ze sklepów i urzędów komunikatu „Hier wird nur Deutsch gesprochen” dostałem lekko szmatą i musiałem zdjąć kartkę. Jak zinterpretować ten niezwykle wymowny fakt historyczny nie wiem, zostawię to fachowcom. Złożoność jej życiorysu miał pewne skutki. Czytała dużo, ale tylko niemieckie książki. Pierwszą polską książkę przeczytała przez przypadek. Położyłem na stole „Między ustami a brzegiem pucharu”. Matka spojrzała na pierwsze zdanie: „Berlin spał”. Przypomniała sobie młodość, spędzoną tam i czytała dalej, tak wróciła „na łono”polskości.
C. D. N.
„Narodowość śląska” – mit czy smutna rzeczywistość?
Serial pt. „paciorki dziwnego różańca”
Odcinek trzeci: Rodzeństwo:
Siostry:
Najstarsza mogła jeszcze podłapać trochę polskich słów od dziadków, reszta raczej nie. Wykształcenie ogólne i zawodowe wyłącznie po niemiecku, w czasie wojny praca w Niemieckim Czerwonym Krzyżu w szpitalach wojskowych i po wojnie jako jeniec armii USA nadal w szpitalach tejże armii. Wróciła w roku 1946 do domu na Śląsk, miała łzy w oczach, ale nie były to łzy radości z powodu powrotu „Śląska do Macierzy”, tylko z powodu konieczności nauczenia się pacierza po polsku – co było warunkiem pozytywnej weryfikacji, „ergo” możności pozostania w swej ojczyźnie (dużej lub małej). Pamiętam jej lament na temat konieczności uczenia się polskiego języka:
„Diese Pferdesprache werde ich nie erlernen”!
Mam więc prawo sądzić, że czuła się raczej „Ślązaczką=Niemką”.
Podobnie dalsze siostry, które albo są (lub były) w kole Mniejszości lub mieszkają w RFN („Ślązaczka=Polka”)??? Chyba trudno mi tak twierdzić.
Bracia:
Bracia niezbyt interesowali się „delikatnymi” odczuciami narodowościowymi, choć raczej mówią (lub mówili) lepiej po niemiecku z „paskudnym” dla mojego ucha śląskim akcentem niż „literacko” po polsku, a gwary śląskiej nauczyli się od kolegów z pracy, bo w domu nie usłyszeli po śmierci dziadków żadnego słowa polskiego, a ja tym bardziej, bo urodziłem się po śmierci dziadków w okresie Hitlerowskim, gdy polskie rozmowy były już zabronione.
Problem pojawił się tylko w przypadku powojennych ciekawszych imprez sportowych, gdy na przykład NRF grało z Polską, albo NRF z NRD. Biedny brat (najstarszy) nie wiedział komu kibicować. W takich momentach szczerych reakcji na wydarzenia sportowe, wyzwalających duże emocje, „uczeni” powinni obserwować Ślązaków, to da im dużo do myślenia.
Drugi brat raczej nie interesował się sportem, ale do dziś konsekwentnie ogląda programy niemieckie z Astry i nie zaabonował żadnej polskiej platformy cyfrowej. Początkowa fascynacja „katolickim” z pozoru Radiem Maryja należy do przeszłości. Podobnie siostry – prawie dewotki – zrezygnowały z Goebbelsowskiej propagandy T. Rydzyka i oglądają lub słuchają prawdziwie katolickie media niemieckie KTV i Radio Horeb (spadkobierca niemieckiego Radia Maria, zlikwidowanego przez biskupów niemieckich).
Nota bene! Szef Radia Horeb bardzo dobrze zna tzw. Ojca Tadeusza R. z okresu , w którym R. podwyższał swój standard życiowy, szmuglując używane auta z Niemiec do Polski i ostro się odcina od swego kolegi – dyrektora w dziedzinie „katolickiej” treści i formy audycji spokrewnionego radia.
„Narodowość śląska” – mit czy smutna rzeczywistość?
Serial pt. „paciorki dziwnego różańca”
Odcinek czwarty: Dalsza rodzina:
Podobnie niezbyt „określeni” narodowościowo są pozostali członkowie rodziny, choć między sobą porozumiewamy się cudowną mieszanką polsko-niemiecką, typową dla Ślązaków. Są matki, które wbrew surtowym zakazom uczyły swe dzieci po niemiecku po kryjomu. Moja bratowa pouczyła córeczkę, aby w autobusie zwracała się do niej per ”Babcia”. Efekt? Gdy usiadły w autobusie biedne dziewczę głośno zapytało po niemiecku: „Oma”, soll ich Dir schon „babcia” sagen? Bratowa miała wyczucie z tą nauką podstaw niemieckiego, bo dziecko po wielu latach pojechało do Szwabii ze swoimi dziećmi, które są też dwujęzyczne, zostały nawet zachęcone przez swą niemiecką nauczycielkę do tego, aby nie zapomniały języka swych sąsiadów. Piękny przykład innego zachowania się Niemców niż oczekuje wiele osób, mających na pieńku z niemiecką administracją (szkoły, sądy, Jugendamty). Innym pozytywnym efektem tej nauki był fakt, że bratanica służyła mojej małej córce i jej kuzynowi z RFN jako tłumaczka przy zabawach dziecięcych, teraz już „króluje” angielski w komunikacji międzynarodowej.
„Narodowość śląska” – mit czy smutna rzeczywistość?
Serial pt. „paciorki dziwnego różańca”
Odcinek piąty: Ja – beniaminek rodu:
Do lipca roku 1945 (powrót z tułaczki na Śląsk z Austrii) nie wiedziałem nawet, iż mogę mieć jakieś „fałszywe” korzenie, czułem się Niemcem bez ograniczeń i to patriotą. Przeżywałem głęboko wszystkie zwycięstwa i porażki Wehrmachtu, płakałem po śmierci Hitlera i po przegranej wojnie (z tym płaczem trochę przesadziłem, ale żal był wielki!). O Polsce i Polakach wiedziałem to co Goebbels i Rosenberg publikowali (np. w „Der Stürmer”) i nie miałem powodu mieć inne zdanie. Od jedynej znanej mi prawdziwej Polki z Krakowa – koleżanki mych sióstr, trzymałem się ostrożnie z daleka, na wszelki wypadek, szczególnie po rozmowach z mieszkańcami Bydgoszczy z naszego obozu dla uchodźców, którzy potwierdzili przebieg „krwawej niedzieli” tak jak to opisywała niemiecka prasa. Moje poglądy zmieniły się po bezpośrednich kontaktach z Polakami w okresie dojrzewania i później, gdy nauczyłem się posługiwać własnym rozumem i nie byłem już podatny na żadną demagogię (to ostatnie mi zostało).
We wrześniu 1945 musiałem pójść do polskiej szkoły i w pierwszym dniu nie zrozumiałem ani jednego słowa zgodnie z powiedzeniem niewolnika Kaptaha z „Egipcjanina Sinuhe”: „Słowa twoje są dla mojego ucha jak brzęczenie much…”.
Nieco starszy brat był w lepszej sytuacji – miał lekcję religii i zrozumiał „Jezusa Chrystusa” bo to brzmi podobnie jak w niemieckim kościele.
Matka widząc moje rozgoryczenie i płacz, wyciągnęła z lamusa stary elementarz, z którego kiedyś – na przełomie wieków – ojciec sam się nauczył czytać i pisać po polsku i wprowadziła mnie w tajniki mojego nowego języka „ojczystego” – już drugiego. Miałem wspaniałych i bardzo wyrozumiałych nauczycieli od szkoły podstawowej do końca liceum i na maturze już miałem piątkę z polskiego i na pewno lepiej mówiłem i poprawniej pisałem niż teraz, choć zasób słów pewnie jest nieporównywalny – widzę to po krzyżówkach. Po latach „zmagań” oczywiście doceniłem piękno języka i wartość skarbów kultury polskiej, ale zawsze miałem w sercu i mózgu „altera pars” i to mi zostanie do śmierci. Oglądam i Astrę i Hotbirda po niemiecku lub po polsku, nie ma dla mnie różnicy czy audycja jest po polsku czy po niemiecku. Jeśli czytam interesującą książkę i ktoś mi ją wyrwie i zapyta w jakim była języku i jaką czcionką to nie umiałbym odpowiedzieć. W rozmowach nie tłumaczę swoich myśli, ani w jedną ani w drugą stronę – po prostu przestawiam wirtualny przełącznik w mózgu.
Przypomniałem sobie, że jednak mam „trzeci” język, który mogę uznać za ojczysty, tzn. gwarę śląską, nie uznaną jednak przez prawdziwych Polaków za język godny zapamiętania i stosowania np. w urzędach i szkołach na Śląsku. Nie znałem tej gwary z domu rodzinnego, ale nauczyłem się jej na mojej pierwszej posadzie nauczycielskiej na wsi opolskiej. Rodzice moich podopiecznych mieli mi za złe, że udaję „wielkiego Polaka” posługując się literackim językiem, a „… dyć rechtór je z Kędzierzyna…” – w domyśle – musi umieć mówić po śląsku a udaje wariata.
Przezabawne historie pamiętam z „brutalnego” zderzenia gwary śląskiej z mentalnością napływowej ludności polskiej. W mojej wsi przedszkole prowadziła Pani z „za Buga”, której matka pomagała w przedszkolu, ucząc dzieci np. kolęd. Była ogromnie i niemile zdziwiona, że dzieci nie chciały śpiewać „Lulajże Jezuniu” – to przecież taka piękna kolęda! Gdy swoje pretensje przedstawiła rodzicom to uzyskała ciekawą odpowiedź od jednej z matek o większej odwadze: „Czy to ten Pan Jezusinek nie miał nic innego do roboty, tylko lulał i lulał?” (dla niewtajemniczonych – po śląsku „lulał” oznacza „siusiał”).
Dla mnie i pewnie wielu innych trzeba by wymyślić inną „narodowość”, a dlaczego nie śląską? Nawet nie mogę stosować wybiegu mego kumpla ś. p. Franzka Umlaufa i podać rozwiązanie – „ożarty”, bo od kilku lat już nawet wina nie piję i żaden znajomy nie uwierzy w chorobę filipińską u mnie. Poza tym z konopne ziarna stosuję tylko na śląską „siemionkę” wigilijną, a nie do palenia „trawki” wzorem premiera, „charpancie” (krzaki) zawsze wyrzucaliśmy.
„Narodowość śląska” – mit czy smutna rzeczywistość?
Serial pt. „paciorki dziwnego różańca”
Odcinek szósty: Sytuacja „Zstępnych”:
Mój los jest przesądzony, mam „przechlapane”, ale mam też kłopot przy określeniu odczuć moich dzieci. Ożeniłem się z patriotką z „za Buga” i ona jako matka karmiąca kształtowała poczucie narodowe potomstwa wychowując córki niechcący(?) prawie na szowinistki nie tylko patriotki. Pamiętam rozpacz i płacz 4-letniej córki, gdy jakiś Polak nie zdobył złotego medalu na Olimpiadzie i radość w przypadku przeciwnym. Pewnie nie ma wątpliwości co do swej przynależności narodowej (polskiej), choć wie o „cierniach” niemieckich, które w niej tkwią dzięki moim genom – nie widzi w tym żadnego problemu. Ponadto jest wielojęzyczna i ma silne kontakty z kolegami za granicą ale nie w Niemczech. Aby było śmieszniej – niemieckiego nie zna jeszcze i z kuzynami w RFN mówi po angielsku. Jeszcze zabawniejsze (w pewnym sensie) są smutne koleje drugiej córki, wychowanej w tym samym duchu przez matkę. Została zmuszona przez sytuację rodzinną do emigracji w wieku pod 50-kę i miała na kursie językowym „w nowej ojczyźnie” to samo uczucie co ja na pierwszej lekcji w polskiej szkole, tylko w drugą stronę. Tak dziwne mogą być koleje losu Ślązaków i żadne szufladkowanie nie jest nam potrzebne. Możemy mieć takie lub inne obywatelstwo, albo oba, ale pozostaniemy dwu-kulturowymi Ślązakami. Ostatnio to może nawet nie jest tak bardzo wstydliwe skoro nasz premier Tusk należy do tego klubu (przez analogię), choć nie jest Ślązakiem tylko Kaszubem.
„Narodowość śląska” – mit czy smutna rzeczywistość?
Serial pt. „paciorki dziwnego różańca”
Odcinek siodmy: Optymistyczne zakończenie:
Moją wypowiedź chcę zakończyć krótkim komentarzem do pewnej niebezpiecznej tezy mojego przyjaciela Marka – bo w stylu prezesa pewnej partii, tzn. obraźliwym – cytuję z pamięci :
„Ślązak, który przyznaje, że jest Niemcem utracił człowieczeństwo…”.
To już takie bzdury, że mógłby mi się otworzyć nóż w kieszeni, gdybym nie znał bliżej mojego przyjaciela, który gustuje w mocnych słowach, ale w gruncie rzeczy jest bardzo przyzwoitym człowiekiem. Uważam ponadto, że historia, etnografia i socjologia powinny znaleźć sobie ciekawsze zadania badawcze niż uczucia narodowe Ślązaków, które są niemożliwe do określenia. Dla znających język niemiecki mogę w celu humorystycznego zakończenia cytować głęboko filozoficzny napis na skrzyni pewnego starego marynarza.
Das Herz einer Frau,
Der Magen einer Sau,
Der Inhalt einer Worscht,
Sie bleiben unerforscht!
Nie mam zacięcia Artura Andrusa i nie potrafię zgrabnie przełożyć tego tekstu wierszem. Pasuje jednak – wypisz, wymaluj do serc wszystkich Ślązaków, i polskich i niemieckich i obojnakich (ale to trzecie nie w sensie Palikotowym, tylko umownym, psychicznym).
Klopfer przełożył ten wierszyk, ale zgubiłem link.
„Narodowość śląska” – mit czy smutna rzeczywistość?
Serial pt. „paciorki dziwnego różańca”
Odcinek ósmy: Errata
Po wklejeniu tekstów do „kastelki” i naciśnięciu „ENTER” przeczytałem teksty do akceptacji. Zauważyłem niedoróbki edytorskie – literówki i kiepskie opanowanie sztuczek „łerdpresu”, przepraszam potencjalnych czytelników – jeśli moderator zaakceptuje moje wypociny.
Kim ja jestem?Dziadek urodził się podannym króla Prus.Za udział w powstaniach musiał uciekać do Polski.Ojca przymusowo wcielono do Wermachtu Jego dziadek był Niemcem.Mój dziadek w powstaniach walczył o Polski Śląsk.Ojciec o Trzecią Rzeszę.W dzieciństwie rozmawialiśmy tylko gwarą.Piękno polskiego języka poznałem dzięki polonistkom.Ślub wziąłem z krakowianką. Czy wnuki jeden już dorosły,mogą być prawdziwymi Ślązakami.Na szczęście nic mi o tym nie jest wiadomo.Z opowiadań babci wynika że mniejszości olska i niemiecka żyły w zgodzie do czasu kiedy
polityka nie zaczęła dzielić ludzi.Linie podziału przebiegały przez rodziny,rodząć wiele dramatów.Na szczęście wejście do UE zakończyło podziały.
Henryk pisze:
2011-03-26 o godz. 18:11
Nie ma zadnych lini podzialu. Kazdy moze byc slazakiem. Warszawiacy to tez slazacy. Slask to zaledwie prowincja wiekszej Warszawy.
członkostwo w UE wygasiło konflikty i stworzyło formuły ich rozładowania. natoamist linie podziału nie zniknęły. i co więcej nie jest wcale porządane by zniknęły np. na Brynicy. Nie ma nic gorszego niż sztucznie utzrymywany „mit jedności” za którym kryją się represje wobec mniejszości i eksploatatorka polityka. Dla Galicji a sądzę, że i dla Śląska sam fakt pozostawania we wspólnym państwie z Kongresówką (pardon: Priwisliniem) jest dyskomfortem, żeby nie rzec: obciachem – ani to zaszczyt ani przyjemność.
a powiedzonko w stylu: Śląsk to prowincja większej warszawy to jak opowieść o Murzynku Bambo, który się boi, że się wybieli… I wszyscy się dziwią, że czarnoskórzy się obrażają, a to przecież taki sympatyczny wierszyk podobno. Ciekawe dla kogo Wątpię czy po doświadczeniu historycznym „być Polakiem” może mieć na Śląsku pozytywną konotację. Raczej dla wielu to zwykła obraza. To, że mieszkańcy warsiawy mają megalomańskie dobre mniemanie o sobie nie oznacza, że wszyscy mieszkańcy tego kraju muszą to podzielać.
kurcze – nastrój prezydencki udzielił mi się – „pożądane” winno być…
@Antoniusie ;
Brawo !, za Sagę jednej rodziny z dotknieciem XIX wieku , przez najbardziej fatalny dla Ślązaków XXwiek ,po dzień dzisiejszy .
Gotowy szkielet scenariusza z finałem po wiek XXI kiedy Ślask stał się w całości częścią Uni Europejskiej i rozpoczeły się procesy widoczne i korzystne dla restytucji śląskosci z nowymi twarzami i nowymi biografiami ect .
Z powyższych powodów tak ważne są procedury spisowe by określić jądro i pracować nad odtworzeniem tego co się da i na budowniu nowego lepiszcza .
ps.
Nie bede opisywał obszernie swojej ścieżki , urodziłem sie 15 km od granicy z Niemcami , a jak dorosłem urzekło mnie morze , na stałe osiedliłem się ponownie 15km od granicy z Niemcami ,mimo , że wtedy to było NRD i nie wyobrażalna była prognoza dzisiejszego stanu . Moje dzieci z podpowiedzi i własnego wyboru( a w konsekwencji wnuki ) zainstalowały się poza Polska .
Wspomniałeś o prof.Marku . Nie wiem czy i jak wypowiadał się acyb.A .Nossoll , jedyny polski chierarcha Katolicki którego cenię od lat. Byłbym ciekaw jego opini ,on na emeryturze , a i Marek na emeryturze ?
„(…) na Śląsku i Opolszczyźnie”
Nie pierwszy raz na tym blogu ten rażący błąd się pojawia, nie rozumiem dlaczego z uporem godnym lepszej sprawy szanowny autor go powiela. Tak trudno napisać poprawnie- w Śląskiem, w Opolskiem? Na blogu traktującym w dużej mierze o sprawach regionu jest to szczególnie drażniące. Ach, jeszcze jedno. Hasło RAŚ „masz prawo zadeklarować narodowość śląską” trudno określić by się wpisywało w emocjonalne określenie redaktora mianem „ofensywy propagandowej”. Informowanie o „prawie do” jest zachowaniem bardzo miękkim jak na ofensywę, nie sądzi pan? No i brakuje mi tu jeszcze obecności posła Marka Plury, który odgrywa tu również rolę pierwszorzędną, w przeciwieństwie do ZG.
apel do slunzokow :
z w-wa ni dacie rady, nawet po baskjsku…
jedyna szansa:
PODATKI!
DO KASY REGIONU
z tego co pisze red.Dziadul o RASiu i inszych pajacach, wylazi, ze bez nich by my nie wiedzieli kim my som. Moje praojce byli tukej lod tysionca lot i zawdy godali po slonsku, co wedle nich bylo jezykiem polskim. Dali mi na imie Franciszek, a nie Franc czy inszy Chryzostom. W moim paszporcie stoi zem jest Polok. Zodyn mieszkanienec „prywislinia” nie zdzielil mie w glaca, to ni mom przeto szajby i nie wdziwom zolto-niebieskich gaci na holzetreglach. Ale tyz mi nie wadzi, aby kozdyn z Wos godol jak chce, miol sie za kogo chce, byle sie ino nie wyglupiol i dol inszym pokoj.
Przeprowadziłem małą sondę wśród znajomych, i sądzę że GUS będzie miał frajdę, publikując wyniki badań jeśli chodzi o narodowość 🙂
Założę się, a dobrze to sprawdziłem, że wśród wymyślonych narodowości większą popularność niż śląska, będą miały elfy, krasnoludy i wampiry. Szczerze mówiąc liczyłem na przedstawicieli ras z różnych uniwersów SF, ale takie widać czasy.
A potem poczekam na przedstawicieli elfów, krasnoludów i wampirów w samorządach 🙂 PO pewnie znów się skusi, bo trawestując dawne powiedzenie, głowy wyborcze nie śmierdzą 😉
@Franek (Bytom) – szacunek :-), założę się znów, że takich normalnych na Śląsku jest większość 🙂
„Na Slasku i Opolszczyznie” – p.Dziadul: i pan chce byc niby Slazakiem ??????????????!!!!!!!!!????
”Związek Górnośląski jest organizacją, gdzie spotykają się ludzie różnych narodowości i wyznań religijnych. Jednakowo są dla nas ważni bracia Ślązacy, którzy mówią o sobie, jesteśmy: Polacy, Niemcy, Czesi, Słowacy, Żydzi, Ormianie, Ukraińcy, Ślązacy i także inni złączeni myśleniem o Śląsku jako naszym wspólnym dobru i solidarni w pomnażaniu jego wartości”.
Kolejnosc tej wyliczanki wyraznie pokazuje, jaki ten zwiazek jest „slaski”. :)))))))
Ten artykul jest tendencyjny, zarówno jego budowa (autor kolejno manipuluje i od poczatku zmeirza do uprzednio ustalonego celu),
jak i pojedyncze tematy, przyklady itp. sa smiesznym naciaganiem i przekretem.
Np. galopuje po wszystkich mozliwych „opcjach”,
zeby na koniec dojsc do miedzylinijkowej konkluzji
typu „wielkie zaniepokojenie wsród Polaków, Polacy obudzcie sie”.
Np. „co na to Slazacy-Polacy?”, zeby potem pisac o mlodym Kielecczaninie.
Jakby nie bylo Slazaków(bardziej)Polaków-autochtonów.
No i ten „professor” Marek (Opole).
Ten starszy pan jest po prostu chory.
Jak mozna sie na takiego dziadka-kaleke powolywac ?????!!
Ganba – panie Dziadul.
Tak pisza w Chinach itp.
@Waldemar pisze:
2011-03-27 o godz. 15:07
***Wspomniałeś o prof.Marku . Nie wiem czy i jak wypowiadał się acyb.A .Nossoll , jedyny polski chierarcha Katolicki którego cenię od lat. Byłbym ciekaw jego opini ,on na emeryturze , a i Marek na emeryturze ?***
Arcybiskup Nossol to być może jedyny, żyjący hierarcha KK, którego zawsze szanowałem i podziwiałem. Nie dbał o karierę jak Wielgus, który sprzedał duszę za paszport do Watykanu. Wolał nie robić kariery, a służyć Ślązakom i to wszystkim!!!
Człowiek o wielkiej kulturze pochodzący z małej wioski. Poliglota, ale w każdym języku, w którym mogłem go „kontrolować” miał ten śląsko-polski akcent, na który jestem uczulony jako „neofita” – nie słyszałem go w domu. Nawet w kraju wśród kolegów miał wyłącznie wrogów z „uszatym” szefem na czele, ponieważ wprowadził dwie rzeczy niewyobrażalne dla polskiego KK:
1) Posługi religijne w języku niemieckim dla ludzi mojego pokolenia, którzy się wychowali na niemiecko-łacińskiej liturgii,
2) zabronił proboszczom brania „łapówek” podczas kolędy, która ma służyć kontaktom międzyludzkim, a nie żebractwem, usankcjonowanym przez obyczaj.
Człowiek niezwykle uzdolniony, bardzo nękany przez choroby i niechęć hierarchii polskiej nie dorobił się kapelusza kardynalskiego, jak ta fałszywa gwiazda na firmamencie kościoła, która wśród królów umieściła nieboraka, bo prawdopodobnie ktoś miał na niego haki za przekręty u boku innego hierarchy, nieżyjącego, którego szanowałem, choć nie zawsze akceptowałem jego stanowiska, ale rozumiałem powody. Jestem przekonany, że nie zgodziłby się na te wszystkie szopki beatyfikacyjne, gdyby mógł przemówić z grobu. Nossol był żebrakiem, wszędzie żebrał, gdzie tylko można było, ale nie dla siebie, a dla swoich owieczek. Dzięki niemu w naszym mieście jest rezonans magnetyczny i w całym „Opolskiem” mnóstwo szpitali ze sprzętem z darów, które wyżebrał Nossol. Miał i na miejscu wrogów – szczególnie za umożliwienie odprawiania mszy po niemiecku. Na drodze z Koźla do Opola leżały duże cysterny na polu. Ktoś napisał na nich: „Nossol do RFN”! Po kilku dniach ktoś mądrzejszy dopisał: „Po nowy sprzęt medyczny”. Swoisty blog, typowa wymiana zdań, ale to co zrobił, funkcjonuje nadal. Miałem z nim tylko kontakt pisemny – służbowy, ale zdjąłbym kapelusz przed nim, gdybym go miał. Jako bezbożnik nie chodziłem na żadne „opłatki” itp. i dlatego nie poznałem go osobiście.
Co do mojego przyjaciela Marka, to przez moje zniknięcie z „areny” po ciężkim udarze straciłem z nim kontakt. Zajrzyj do Google’a, popatrz na jego datę urodzenia, dodaj 70 lat i będziesz wiedział czy jest na emeryturze. On jest chyba trochę młodszy ode mnie, albo i nie.
Czytej o „autorytecie” Marku :
http://forum.gazeta.pl/forum/w,65,123604872,,_O_polski_profesor_.html?v=2
/Wątpię czy po doświadczeniu historycznym „być Polakiem” może mieć na Śląsku pozytywną konotację. /
Dla większości ludności Śląska ma.
settembrini, mnie z kolei strasznie rażą owe „kiem”. Przez gardło mi to nie chce przejść i konsekwentnie używam lepiej brzmiącego dla Ślązaka „kim”. Sam bardzo staram się używać poprawnej polszczyzny jednak przy tych odmianach grzeszę z lubością.
Antoniusowi serdecznie dziękuję za opowiedzianą historię. Zapewne doskonale zrozumianą przez czytających ją Ślązaków i (jak mniemam) innych pograniczan.
@Antoniusie ;
Dziękując za odpowiedź posłuchałem Twoje rady i zajrzałem do Googli .
Prof.Franiszek Marek 1 lutego 2011 ukończyl 80 lat zycia ,twoj przyjaciel zapewne na emeryturze . Wybrałem też hasło Alfons Nossol i… dzieki temu sporo o nim poczytalem m.in obejrzałem 20 minutowe nagranie pt.Benefis arcybiskupa A.Nossola .
Pozdrawiam
Mnóstwo ostatnich komentarzy na tym blogu jest co najmniej dyskusyjnych, że nie powiem kontrowersyjnych. Pytano mnie też o przyjaciela Marka. Skorzystałem z podanego linku i przeczytałem wywiad o RAŚ’u. Na temat wywiadu mogę tylko powiedzieć, że mnie nie zaskoczył. Marek zawsze ostro stawiał sprawę, często nie przebierał w słowach, ale naprawdę nie jest obłudnikiem – on wierzy w to co mówi, nawet jeśli mówi bzdury. Ja o tym wiem i dlatego unikałem rozmów z nim na tematy „newralgiczne”. Napisał kilka książek, w których prawdopodobnie czasem wziął za fakty to co mu pasowało do „patriotycznej” koncepcji i natrafiał na druzgocącą krytykę. Znam i te krytyczne uwagi, niestety słuszne. Gdy przed czytaniem wywiadu przejrzałem komentarze to się przestraszyłem i zbierało mi się na wymioty. Tyle chamstwa wobec staruszka naraz trudno znaleźć na blogach Polityki – chwała Bogu! Pytano mnie czy jest na emeryturze. Jeśli ma 80 lat, to nie może być od 10 lat na etacie w państwowym uniwersytecie. Jest jednak furtka, luka w ustawie, z której korzystają uczelnie prywatne – udają, że ich nie dotyczy ograniczenie wiekowe przy zatrudnianiu profesorów-staruszków. Gdy im nie wolno zatrudnić na cały etat, to zatrudniają np. na 99/100 etatu i wilk syty i profesor zatrudniony. Takich przykładów znam więcej. Pewnie na tej zasadzie funkcjonuje jego zatrudnienie w prywatnej szkole. Jeśli dobrze pamiętam, to Marek jest pedagogiem, a w dziedzinie historii Śląska zaangażowanym amatorem, więc każdy fachowiec wyłapie u niego błędy.
Gdybym miał mu coś zarzucić – jak i np. pani Simonides, to jest to uzurpowanie sobie prawa do reprezentowania wszystkich Ślązaków, to jest błąd, którego ja nie akceptuję. Aktualnie jego wpływ na wielką lub małą politykę jest mocno ograniczony, kiedyś władze korzystały z jego ekspertyz, zostawiłbym go w spokoju z jego ekstremalnymi sądami. Działalność niektórych posłów i senatorów, udających, że reprezentują wszystkich Ślązaków z Opolszczyzny, a nienawidzących i działających na szkodę mieszkańców o korzeniach polsko-niemieckich, ma paskudne następstwa w postaci złych ustaw i jeszcze gorszej interpretacji. Nie chcę tu podać przykładów, pisałem o tym w „starej” Silesii.
Sam cytowałem na tym blogu jego kontrowersyjną wypowiedź o „utracie człowieczeństwa” niemieckiego Ślązaka, a w wywiadzie wysłał Gorzelika i spółkę do prokuratora. Obie wypowiedzi są niepotrzebne i trzeba by powiedzieć jak w sądzie: „Niech sędziowie przysięgli zapomną co usłyszeli i nie wzięli tych słów pod uwagę”. Ja tak robię i dobrze mi z tym.
Gdybym miał szansę to chętnie utrzymywałbym z nim kontakt na niwie towarzyskiej. Część jego rodziny nawet mieszkała kilkaset metrów ode mnie, a dziadkowie kilkanaście kilometrów. Urodził się i ukształtował swój profil narodowy na tzw. (przeze mnie) „polskim” Śląsku, a ja nie, stad inaczej widzimy wiele spraw. Zaatakowano „mój” podział Sląska na polski i niemiecki (pruski) jako fałszywy historycznie. Ja to mam w d…, dla mnie istotne są realia mojego dzieciństwa, gdy ja byłem Niemcem od kołyski, a mój kuzyn z Ożegowa Polakiem i porozumiewaliśmy się „na migi”, bawiąc się znakomicie.
PS
Chcąc wykazać choć zręby „political correctnes” zacząłem pisać w „Opolskiem”, ale wszystko we mnie się przy tym burzy, dla mnie to jest dawna Opolszczyzna, choć uznać Opole za stolicę Górnego Śląska (tak było w komentarzach po wywiadzie) to dla mnie egzotyka, której nie akceptuję.
@bartoszcze pisze:
2011-03-28 o godz. 11:58
***/Wątpię czy po doświadczeniu historycznym „być Polakiem” może mieć na Śląsku pozytywną konotację. /***
Zdaję sobie sprawę z tego, że ta wątpliwość nie ma większego sensu, przypomniała mi jednak pewien dowcip:
Mody chłopak pyta księdza: „Proszę księdza, czy to grzech być Polakiem”? „Ależ nie, drogie dziecko, ale chwalić się też nie ma czym”!
Kojarzy mi się to z image Polaka ostatnio na Litwie, albo Polaka złodzieja w pobliżu granicy z Niemcami, gdzie kradzieże się zwielokrotniły po otwarciu granic. „Nichts für ungut, liebe Patrioten”!
Pisałem o Opolskiem i Śląskiem, bo ta terminologia nie zakłamuje istoty Górnego Śląska, podzielonego dziś na dwa regiony administracyjne. Gdy w kolejnych „artykułach” opolskiej GW czytam jak to ktoś podróżował A4 z Dolnego Śląska przez Opolszczyznę na Śląsk, krew się we mnie burzy. Ale może to ja jestem niedzisiejszy, bo zbyt się zaczytałem w książkach Henryka Wańka, a dzisiejsza „prawdziwa śląskość” to ta z powiatu kłobuckiego.
@settembrini pisze:
2011-03-30 o godz. 17:30
Rozumiem rozterki z końcówką „iem”. W szkole takich cudów mnie nie uczono, widziałem dyskusje dopiero na blogach i w TVN24, podobno tak jest poprawnie, bo język się zmienia. Pamiętam, że mój profesor miał problemy, korzystając z przedwojennych reguł pisowni, z których tylko przetrwało „Maryja” i to mi się niezbyt dobrze kojarzy. Moje wnuki pewnie będą się śmiały z mojej ortografii – c’est la vie!
***..ktoś podróżował A4 z Dolnego Śląska przez Opolszczyznę na Śląsk, krew się we mnie burzy***
To nie jest tragiczny opis, tylko nieprecyzyjny i nie ma związku z „medalikorzami” z Kłobucka. Ja zawsze dzieliłem Śląsk tak, jak go widziałem i przemierzałem w latach trzydziestych i czterdziestych, na „niemiecki” i „polski” i fachowcy mnie strasznie atakowali. Jechałem z Wrocławia (Dolny Śląsk) przez Opole do Katowic (Górny Śląsk). Pojęcie „Opolszczyzna” nie jest precyzyjne, nie bardzo wiadomo, jakie są jej granice. Od wieków Racibórz był w zasięgu kulturowym mieszkańców Opolszczyzny, tam się jeździło do teatru. Warszawa zadecydowała, ze Racibórz ma słuchać Katowic i koniec. Można by przyjąć granice pruskiej Regencji Opolskiej za granice Opolszczyzny, bo aktualne województwo Opolskie ma inne. Biedny Kędzierzyn zmieniał przynależność kilkakrotnie w ciągu życia mojego ojca i nikt nikogo nie pytał o zdanie, tak jak w Raciborzu. Dlatego województwo Opolskie jest takie małe. Hitler wprowadził dwa „Gaue”, a granica była koło Brzegu.
info z tytułu „koń by się uśmiał”
jakiś lokalny gauleiter z jedynie słusznej partii wezwał ostatnio by nie deklarować śląskiej narodowości w spisie powszechnym….
hmmm coż chyba wobec takiego życzenia nie pozostaje nic innego jak zadeklarować się Niemcem?
I słowo ciałem się stało! Pojawiły się w internecie arkusze spisowe. Przejrzałem i napisałem swoje uwagi, ale na niewłaściwym blogu. Wkleję je i tutaj!
A kuku! Prima Aprilis!,/b>
Przejrzałem pobieżnie ŻART PRIMAAPRILISOWY polskiego państwa, tzn. arkusz spisowy. W zasadzie nie jest trudny do wypełnienia, są jednak istotne pułapki. RAŚ organizuje dla mało rozgarniętych Ślązaków poradnie, w których można się dowiedzieć, jak zadeklarować nieistniejącą według Warszawy „narodowość śląską”. Trochę mnie boli ten brak wiary w inteligencję moich „pobratymców”, bo sposób jest banalny – skorzystać z rubryki „inna”. Niby jestem wykształciuchem, umiem czytać (na ogół ze zrozumieniem) i pisać, nawet lubię mówić prawdę, a kłamstwa stosuję tylko według nauki mojego ojca:
„Można kłamać, ale tak, aby się kłamstwo z prawdą pokryło”.
To tylko z pozoru jest nielogiczne, stosowałem tę metodę tam, gdzie to było konieczne, np. w rozmowach z celnikami. Gdy mnie pytali o to w jakich ilościach mam alkohol lub inne używki, zawsze odpowiadałem zgodnie z moim odczuciem: „Nie dużo”. Nie pytano mnie o to czy jakiś mi nieznany limit został przekroczony, wtedy miałbym dylemat.
Podaję punkty arkusza, które uważam za nieprzemyślane. Jeśli nie zostaną poprawione, to na „złość babci” wypełnię je, zapominając o moich polskich korzeniach.
13 Pytanie o obywatelstwo
Zmusza się do kłamstwa miliony osób posiadających – być może nielegalnie – więcej obywatelstw. Znam pana, który ma 3 obywatelstwa (francuskie, szwajcarskie i izraelskie – wszędzie jest u siebie). Gdyby przypadkowo był u mnie, co miałby wpisać? Dużo Ślązaków ma dwa obywatelstwa jak minister Sikorski kiedyś, a może jeszcze dziś?
14b Przynależność do różnych grup
Zmusza się wszystkich autochtonów ze Śląska albo do kłamstwa, albo do tego, że nie mogą odpowiedzieć poprawnie, bo nikt z mojego pokolenia nie potrafi ocenić w procentach własnej „polskości” lub „niemieckości”.
Uwaga dodatkowa: W dalszym punkcie można podać dwa języki oprócz polskiego, ale „odczuć” nie wolno posiadać więcej niż jedno, to jest paranoja, „gadać” można, „odczuwać” nie”!!!
Już kiedyś na blogu wspomniałem o idiotycznych pytaniach, stawianych dzieciom, np.: „Którą ciocię kochasz najbardziej”? Moja mała córeczka odpowiedziała po chwili zastanowienia: „A można wymienić kilka”? Fachowcy opracowujący arkusz mają widać IQ znacznie niższe od mojej maleńkiej córeczki.
Sorry!
Trochę się powtarzam!
Autokorekta!
Wycofuję zarzuty wobec punktu 13. Jest ten arkusz napisany tak drobnym drukiem, że nie zauważyłem końcówki „i inne”.
Poseł Giżyński z PiS-u ,a jakże ,poinformowal ,ze mnie niema . Nie ma narodowości śląskiej – oświadczył na antenie stacji TV . Byc może, jutro odszczeka jako żart Primaaprilisowy ??!Nie sadzę
Mimo , że 1 kwietnia- sprawdzilem czy arkusz GUS działa .Działa -choć z oporami dało sie wpisać narodowosc w rubryce inne – śląska
Poniżej jeszcze ciekawiej zachowuje sie arkusz kiedy masz wpisać jezyk ktorym rozmawiasz w domu ( nie może to byc obcy )
Ja jest po spisie !
Pozdrowienia dla Kamratów
Internet połknął moje „prawdy absolutne”, podane w arkuszu. Postąpiłem zgodnie z sumieniem. Nie dano mi wpisać „miłości” do dwóch narodów to wybrałem „pierwotny”.
@antonius
„Ja zawsze dzieliłem Śląsk tak, jak go widziałem i przemierzałem w latach trzydziestych i czterdziestych, na „niemiecki” i „polski” i fachowcy mnie strasznie atakowali.”
Musisz być człowiekiem bardzo sędziwym, skoro w latach ’30 XX w. już świadomie oceniałeś jakieś podziały. Pogratulować formy.
„RAŚ organizuje dla mało rozgarniętych Ślązaków poradnie”
Poradnie? RAŚ udostępnia komputery z dostępem do sieci. Fakt, brak dostępu do internetu jest dziś pewnego rodzaju upośledzeniem społecznym, ale określanie ludzi mało zasobnych finansowo mianem „mało rozgarniętych” jest zwykłym chamstwem. Ale co począć, nie każdy dysponuje stosowną wrażliwością aby dokonywać tego rodzaju ocen. Wg Kaczyńskiego sieć dyskontów Biedronka jest dla biedaków, mniej więcej ten sam poziom wyważenia.
@antonius
To jest takie trochę marudzenie.
W brytyjskim spisie można jednocześnie zadeklarować narodowość szkocką, angielską i brytyjską, ale grupę etniczną tylko angielsko/szkocko/brytyjską.
ad @bartoszcze,
kto tu marudzi?
trzeba znać brytyjskie standardy spisowe (a te są nieco inne – to nadal specyfika krajowa)
pomijając odmienności metalnościowo indentyfikacyjne (i językowe – tego rodzaju pojęcia są nieprzetłumaczalne bez kontekstu – to jak tłumaczenie tłukom z… wiadomo… co to Heimat jest) trzeba wiedzieć czym się rózni brytyjskość od angielskości, szkockości, walijskości czy irlandzkości (bo protestanci z Ulsteru, nawet ci skrajni, którzy nienawidzą katolików z południa wyspy, zasadniczo raczej nie uważają się za Anglików tylko za Brytyjczyków i lojalistów i…. takze Irlandczyków).
Dlatego nacjonalisci szkoccy mówią o dawnym Imperium Empire of Scots i per nasze imperium.
Niestety historia Europy i jej tożsamości jest nieco bardziej złożona niż przenno-buraczana Kongresówka…
Dlatego Galicja i Habsburgi są nasi – a warsiawa i jej powstańcze martyrologie to obciach, mimo lat jakie minęly od 1918
@settembrini pisze:
2011-04-02 o godz. 10:52
Trochę się czepiasz, niech będzie! Ale nie wmawiaj mi, że uważam siebie i moich bliskich – a nawet trochę dalszych za „ograniczonych”. O tych biurach doradczych RAŚ’u, gdzie Ślązak może się dowiedzieć, jak zadeklarować narodowość śląską, słyszałem w lokalnym radiu Park FM, o komputerach i internecie nie było mowy. Jest prawdą, że wielu ludzi z mojego pokolenia nie surfuje w sieci i będą zależni od rachmistrzów, myślałem o staruszkach, którym ktoś w imię czegoś chce pomóc, daj mu Boże zdrowie. Osobiście przestałem dawno temu wierzyć w św. Mikołaja, Dzieciątko i prokreacyjną rolę bociana. Mrzonki pana Gorzelika wkładam między te same bajki, choć ten Pan wzbudza we mnie pozytywne odczucia swą postawą i inteligencją. Niech zrobi karierę polityczną, bo Kutz już swoją kończy, a ktoś powinien czasem pomyśleć i działać dla dobra Ślązaków, obojętnie pod jakim szyldem.
BTW: Wku…a mnie porównanie do Kaczyńskiego, ja regularnie kupuję w Biedronce, w Niemczech u Aldika, we Francji u Leclerca, choć czasem korzystamy z – jedynego – sklepu osiedlowego, prowadzącego wszystko.
Sędziwość jest mi dana, ale zapominasz, że może byłem bardzo inteligentnym dzieckiem i wcześnie orientowałem się co „w trawie piszczy”? Faktycznie pamiętam noc z 31.08/1.09 1939, gdy ktoś łomotał do okna i wołał ojca: „Leo, Mobilmachung”. Późniejszy okres sprzyjał szybkiemu dojrzewaniu umysłowemu, a beztroskie dzieciństwo było skończone.
Obecne zapasy szarych komórek sa nikłe, ale wystarczające do oceny arkusza spisowego, który nie pozwala mi uczciwie opisać moją sytuację, więc władza będzie miała zafałszowany obraz moich „odczuć” narodowo-etnicznych. Na szczęście nie ma pytań o poglądy polityczne.
Mam tylko pewną wątpliwość, czy pozornie słuszna akcja RAŚ’u nie jest strzałem w próżnię. Biuro w Opolu, gdzie praktycznie nie ma ludności autochtonicznej, nie pomoże nikomu. Nie wiem, czy jest współpraca z „konkurencją”, tzn. z kołami mniejszości, tam są ludzie starsi, którzy będą zależni od widzimisię spisywaczy i byłoby dobrze, gdyby swoją „śląskość” gdzieś wykazywali władzom państwowym.
PS
Cytat: ***Fakt, brak dostępu do internetu jest dziś pewnego rodzaju upośledzeniem społecznym, ale określanie ludzi mało zasobnych finansowo mianem „mało rozgarniętych” jest zwykłym chamstwem. ***
– faktycznie uznaję za niepotrzebne chamstwo wobec mnie, gdyż trzeba wiele złej woli, aby moje słowa w ten sposób zinterpretować.
Ze swej strony pomogę kilku staruszkom moim komputerem, bo do Opola mamy za daleko.
Zdroworozsądkowy pogląd, poza ostatnimi akapitami…..
http://wyborcza.pl/1,75968,9364242,Sztuczny_____narod.html
Jarosław K największy krypto RAŚ-iowy aktywista zabrał się z impetem do pracy! Górny Śląsk DZIĘKUJE „Aktywiście z Żoliborza”.
Najpierw raport, teraz konferencja co nas jeszcze czeka?
Slupki poparcia dla narodowości sląskiej – pionowo do góry.
W najpiekniejszych snach taki scenariusz nie był mozliwy!!
Niestety znów będa mówili że Niemcy komus zapłaciły za wrogą propagandę.
Najlepsza akcja śląskiego wywiadu- ktoś podmienił lub zabrał leki Prezesowi. Brawo chłopaki- dobra robota. POMOŻECIE- POMOGLI
@galicyjok
Wystarczy wyściubić nos poza galicyjski zagon ziemniaków (i butelkę destylatu z płodów tego zagonu), żeby wiedzieć, że jednoczesne zakreślenie wszystkich trzech opcji narodowościowych jest równie prawdopodobne, co wpisanie opcji narodowościowej „neandertalska”. Ale nie winię Pana, moja wypowiedź była jednak skierowana do ludzi na poziomie.
@Nieboszka Polska :
Świetny Twoj komentarz do atentycznej pomocy jakiej udzielił Jaroslaw Kaczyński w podniesieniu aktywnosci spisowej Ślazaków .
Z Pozdrowieniem
SMS’y ze Szkła Kontaktowego, które były reakcją na „śląskie” uwagi prezesa zachęciły mnie do napisania kilku uwag. Zacytuję kilka:
1)Naród śląski pozdrawia naród polski!
2)Polak-Litwin to patriota, Polak-Ślązak to rewizjonista.
3) Kaszubi i Ślązacy – łączcie się.
Trzecią odezwę moja rodzina antycypowała. Wnuk -Ślązak ożenił się z Kaszubką i wyprodukowali mieszańca krwi śląskiej i kaszubskiej, który dzieło łączenia doprowadzi do końca.
4) Czy zespól Śląsk śpiewał polskie czy niemieckie pieśni ludowe?
Tu mam propozycję do kierownika zespołu, jeśli ten zespół jeszcze istnieje. Gdy prezes przyjedzie na Śląsk w ramach kampanii wyborczej to zaśpiewać mu ludową piosenkę Kurpiowską:
„I choć padało, choć było ślisko, to się przywlekło to świniorzysko”,
którą Mazowsze śpiewało, gdy Chruszczow przyjechał do Polski.
@ bartoszcze,
zatem zwracam honor Waszmości (jako że jestem zarówno nie- jak i anty- polak) bo źle może zrozumiałem…..
a koledzy Priwislincy (i nie mam tu na myśli ani Oberprezesa ani jego Wielce Obszernego Reprezentanta w Sejmiku – tego od polnische Gestapo) winni raczej dobrze irladzką lekcję zapamiętać….
centralizacyjny zapędy Londynu pod koniec XIX w. nie chciały tzw. Home Rule (czyli autonomii) gdy jeszcze Irlandczycy deklarowali lojalność, więc potem było już powstanie wielkanocne. Wspierali Irlandczyków przestawieciele diaspory u Wielkiego Brata – Sąsiada zza oceanu, który też miał z Londynem „zadawnione porachunki”.
Kto sieje wiatr, zbierze burzę…
podobnie jak mieszkańcy Świetej Rusi nie rozumieją co się na Śląsku dzieje (choć rozumiał to Giedroyć) – co widać po wypocinach Oberprezesa – tak i polska potoczna opinia nie rozumie kofliktu irlandzkiego. To nie jest (nadal) wojna między Angolami a Irlandzczykami….tylko między lojalistami (i Brytolami tym samym) a zwolennikami wolnej Irlandii…. i jedni i drudzy uważają się za Irlandczykow – z tym, ze jedni za Irlandzczyków-Brytyjczyków poddanych JKM a inni za Irlandzków bez dodatków i repubikanów… Nawet klucz religijny nie jest tutaj własciwy. Wybitny irlandzki dyplomata – Sean Lester – były Komisarz Ligi Narodów w Wolnym Gdańsku i ostatni sekretarz Ligi Narodów (nawiasem jeden z tych niewielu ludzi, którzy rozumieli co tu się dzieje w latach 30-tych i chcieli zatrzymać Hitlera – w przeciwieństwie do Warsiawy, która razem z Adolfem gorliwie napadła na Czechosłowację) – otóz ten pan był irlandzkim „niepodległościowcem” i republikanem i jednoczesnie pochodził z Ulsteru i był zatwardziałym protestantem niczym pastor Paisley. Spora część owych Iro-protestantów ma korzenie…. szkockie i to nie tylko z czasów Cromwellowych nasiedleń ale z czasów migracji w XIX w. Dziś Szkoci też posiadają autonomię…
Natoamiast warsiawska publika podkłada pod to swoje martyrologiczno – łzawe opowieści z XIX powstań i nic nie rozumie….
Niestety jak pokazuje Oberprezes – warsiawska publika robi to samo ze Śląskiem i nic nie rozumie…..
A ponieważ wszystko już było w historii Europy – czekamy….
Wnosząc toast destylatem (u nas robią go ze śliwek raczej a nie z ziemniaków). Trawka mimo reklamy Frau Kempa jeszcze się słabo przyjęła (może to klimat….)
a w ramach tradycyjnego wyszydzania i zakamuflowanego wiadomo czego tudzeż przemysłu pogardy:
przed wojną podobno w Posen chcieli postawić pomnik Bismarckowi z podpisem „budzicielowi ducha narodu”. coś mi się zdaje, że pewnego dnia taki pomnik tzreba będzie Oberprezesowi na Śląsku postawić (a najlepiej jaś „grupę Laokona” udziałem kilku jego przyd*** pardon wspólpracowników – identycznym podpisem
A co ze śląskimi Niemcami, naszymi sąsiadami?
Czy ktoś w ogóle zwrócił uwagę, że szczucie Kaczyńskiego przeciw niemieckości dotyka Ich, lojalnych przecież obywateli Polski i depozytariuszy ważnej odmienności kulturowej w naszej Ojczyźnie?
Wielu z nas pamięta, że nasi antenaci strzelali do siebie. Ale wojna skończona.
Ciekawe…….
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/kraj/ta-czesc-polski-nie-jest-bialo-czerwona,1,4162649,kiosk-wiadomosc.html
Galicyjok
Co prawda nie za mojej kadencji, ale Prezesowi TRZEBA będzie wystawić pomnik!
Za polaryzację i nagłośnienie problemu. Nikt nie zrobił tyle dla samoidentyfikacji Ślązaków co on……
Kamraty, srać na prezesa i na jego chore wywody, dzisiaj prokuratura w Łodzi ustaliła, że w sprawie Basi wszyscy są czyści jak łza: policjanci z ABW i prokuratorzy ( ja dopisuję także gang Kaczyńskiego).
Mnie się to kojarzy z bezlikiem tragedii pod ziemią, po których nie było winnych, a jeśli już, to byli nimi nieboszczycy lub co najwyżej jakiś sztygar.
W państwie, które nie potrafi zareagować na chamskie zacieranie śladów przez funkcjonariuszy po samobójstwie (?) posłanki na sejm, kwitnie coś więcej niż bezprawie i to się zemści prędzej czy później. To jest właśnie istota dziadostwa tego kraju, którego jestem chcąc nie chcąc obywatelem. Wypociny prezesa są tylko kabaretem, natomiast sądzenie we własnej sprawie jest aberracją, która dzieje się realnie.
dziekuje Antonius za ogromna prace na tym blogu.
Du bist ein wahrer Schlesier, von denen es leider immer weniger gibt.
vergelts Gott
@Śleperze masz niestety rację,
to są białoruskie standardy a la Mr. Zero. Zbyt często „dziwnym trafem” tzw. funcjonariusze są bezkarni i mają poczucie tej bezkarności. Są jak krwawy Felek Dzierżyński czy Andrzej Wyszyński – obaj byli czystej krwi Polakami (jeden krewny i bliski znajomy Piłsudskiego, drugi krewny powojennego Prymasa). Dziwne, ze słuzby mogą sobie spacerować o 5.55 i pukać do dowolnych drzwi (wszak śledztwo zmontowane przeciwko Blidzie też okazało się humbugiem bez podstaw) o tak na zapas, przypadkowo są to drzwi opozycyjnego polityka i przypadkowo stoi pod nimi kamera tv aby go napiętnowac w najbliższych wiadomościach. Tą są długie tradycje tego kraju i nie zaczęło się to za komuny tylko wcześniej. Nie przepadam za Korfantym – dla mnie on zalatuje mocno polskim nacjonalizmem – ale radzę pamiętać jak się on rozstał z tym światem i też winnych nie było (a przed nim „wyparował” gen Zagórski, a Rozwadowski zjadł „nieświeże” kanapeczki w więzieniu). Cóż podobno ostatnie słowa Majakowskiego przed popełnieniem samobójstwa brzmiały: „Towarzysze, za co? Nie strzelajcie!”.
Co ludzie z Priwislinskiego kraja nasiąkali mentalnością carskiej Ochrany tak, iż uznali ją za własną – i w sumie chodzi im o to by się miejscami zamienić a nie system zmienić.
Ale wspominam o tym, bo to czego PiS nie rozumie to to, ze nie ważne czy Gestapo jest patriotyczne i czy działa w interesie państwa ale wązne jest, że coś takiego w ogóle istnieje i działa. i zmiana nie może polegać na tym że „niesłusznych” łotrów zastąpią słuszni łotrowie i wtedy będzie już dobrze. Dlatego o ile wypowiedzi Oberprezesa mnie brzydzą – podobnie brzydzą mnie pomysły by podawać za to do sądu. Mamy być lustzrany odbiciem PiSu – „dobrymi łotrami”? To są równie łajdackie metody jak te, które oni stosują, a i oburza mnie to, ze niemieckość potraktowana została jako epitet negatywnie nacechowany, a Ślązacy to przyjmują. Obrzydliwa lekcja z Muzeum Powstania warsiawskiego nie poszła na marne nawet na Śląsku? To nie jest słowo wulgarne i negatywne i nie wolno wchodzić w tę obciachową poetykę z Krakowskiego przedmieścia.
Coż pozostaje pomarzyć złośliwie żeby tym wszystkim „szwoleżerom” pies obsikał błyszczące i glancowane oficerki a wierzchowce zdechły….
@Śleper
/W państwie, które nie potrafi zareagować na chamskie zacieranie śladów przez funkcjonariuszy/
Pardon, ale co konkretnie byś zaproponował? Łamać kołem, aż się przyznają?
@bartoszcze, ja w tym przypadku (a także bezliku innych) wymagam, ażeby zostały wyjaśnione ustalone zdarzenia i fakty:
1. Na broni z której Basia oddała do siebie strzał nie było żadnych odcisków palców. Kto i dlaczego usunął te ślady?
2. Skąd się wzięły na wyczyszczonej broni dwie nitki materiału? Pochodziły ze szlafroka, czy też były częścią materiału, którym wytarto broń.
3. Dlaczego funkcjonariuszka umyła ręce i przebrał się w inną kurtkę?
4. W jakim celu obecni na miejscu funkcjonariusze i prokurator wykonywali dziesiątki i setki połączeń telefonicznych ( między innymi do gabinetu masażu). Co chcieli ukryć i zatuszować?
W tych czterech punktach zawarłem fakty i zdarzenia, które miały zostać wyjaśnione przez urzędników prokuratury. Niestety, z jakichś przyczyn dla mnie absolutnie niejasnych, dochodzenie zostało umorzone. Jeśli w tak głośniej sprawie działy się takie rzeczy, to co stanie sie z tobą @bartoszcze, jeśli zostaniesz kiedyś wplątany w sprawę kryminalną, z którą będziesz miał tylko tyle wspólnego, że akurat przechodziłeś obok miejsca przestępstwa i ktoś cię pomylił ze sprawcą ( przydarzyło się to mojemu znajomemu, który jechał z synem do dentysty).
łamanie kołem jeszcze żadnemu politycznie usłużnemu prokuratorowi lub ubekowi nie zaszkodziło….
nie ma obowiązku pracy ani w tajnej policji ani tym bardziej w strukturach śledzczych – jak są tacy dobrzy znajdą pracę na wolnym rynku. żona Cezara ma być poza podejrzeniem i trafiać do takich struktur powinni ludzie starannie wyselekcjonowani. Niedawno w Katowicach pracownik tajnej policji skarbowej oddawał się w wolnych chwilach szantażom z wykorzystaniem posiadanych informacji operacyjnych oraz ściągając nieposłusznym na głowę kontrole. Niczym reketier w Rosji.
Jak za takie zachowanie nie będzie jasnych konsekwencji – nawet „na zapas” – to za chwilę znów się ktoś „zastrzeli w czasie szamotaniny z funcjonariuszem” albo „powiesi w monitorowanej celi z przypadkowo wyłączonym monitorem”.
może czas skończyć z „priwislinsko-krajowymi” albo „prlowsko-II rp” stadardami funcjonowania służb państwowych?
W celu doskonalenia umjejętności zawodowych polscy prokuratorzy w Krakowie przygotowali umowę w sprawie szkolenia zawodowego .Nauczycielami na zasadzie wzajemności mieli zostać doświadczeni prokuratorzy z Uzbekistanu .
Uzbekistan ma jednak pecha ,ponieważ znajduje się w czołówce rankingu miedzynarodowego ,podejrzanych o łamanie praworządności .
Krakowskie środowisko ( czyżby sam tow .Ziobro ?) mogłoby na lekcjach zapoznawczych przybliżyć metody zacierania śladów na przykładzie dramatu Barbary Blidy .
Niestety sprawa Krakowska się rypła i minister Sprawiedliwości RP nie miał innego wyjścia jak domagac się wyjaśnień.
A Ubecy ,och Uzbekistańczycy mogliby przedstawic swoje osiagniecia w zdobywaniu dowodów których wprawdzie nie da sie obronić przed sądami , ale co wrzawy się narobi to narobi.
ps.
Skandaliczna decyzja Prokuratura w Lodzi doczekała sie krytycznej oceny ,wystarczy w interenecie poszperać , a to Polska własnie !- codzienności.
ps.
Dla ilustracji ponizej taka prawdziwa historyjka .
Moja zajomka z Swinoujscia dziś telefonicznie radzila się co ma zrobic z wezwaniem do zaplaty 0,30 groszy ( tak 30 groszy ) dla nomen omen Karkowskiego Urzedu .Na taka kwote obiciążana jest hipoteka pewnej nieruchomości w tym mieście która zmierzają kupic Goldman end Rappaport , a oni jak to starozakonni sa mieć czysto na poczatku .Znajomka szalenie zdziwiona ,a otrzymala 7 stronicowe pismo nasycone tzw. paragrafami .
TE 0,30 groszy ,koresondencja i jej koszty, w końcu ustalilismy ,że dane porzedniego pokolenia wystepujace w tym pismie nie dotyczą mojej znajomki .
Urzad w Karakowie śleczy nad ustaleniem tego dlużnika za 30 groszy jak to wynika z tegoż dokumentu od jesieni 2009 roku . a to Polska wlasnie !
Może na początek podziękować za pracę w takiej instytucji?
Ta funkcjonariuszka, która bez skrupułów usuwała ślady ponoć wciąż tam pracuje.
Oczywiscie mialo byc 0,30 PLN a nie groszy .
Przepraszam
@Śleper
No więc właśnie:
1. kto usunął ślady (pytanie dlaczego możemy potraktować jako retoryczne) – jak nikt nie powie, że zrobił/widział jak ktoś robi, to prokuratura nie jest w stanie nikomu niczego udowodnić i musi umorzyć
2. skąd się wzięły nitki – jeżeli (jak 1.) nikt nie powie, a laboratorium nie ustali w sposób pewny to (jak 1.)
3. jak funkcjonariuszka nic nie powie, to co jej zrobimy? (jak 1.)
4. jak dzwoniący nie powiedzą, to co Ci zostaje? Liczyć na nieoczekiwane nagrania sporządzone przez nie wiadomo kogo, zapewne nielegalnie? wszystkich ich przesłuchiwali, ale te dupki też nie w ciemię bite, nie powiedzą (i jak 1.)
Procesy mafijne dowodzą, że potrzeba mieć albo skruszonego, albo kreta – w każdym razie zeznanie kogoś z wewnątrz. Tu nie ma, i wyżej kija nie podskoczysz, takie są cywilizowane standardy, a właśnie w razie ich naruszenia można skończyć z sytuacją jak Twojego znajomego.
Kolejny odprysk narodowościowy……
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80273,9383031,Jo__Tak__Jem_Kasz%C3%ABba.html
Chyba Jarosław doczeka się pomnika od wdzięcznych Ślązaków i Kaszubów…
Panie Janie !
Szkoda .ze nastapiło zamrożenie komentarzy na Pańskim blogu.
Kto panu szkodzi ?!
Z pozdrowieniem
Waldemar
a mie sie podobo to co pedziol Kaczynski, bo bez to tyn jego colki PiS mo u nos w Bytomiu colkim przechlapane.
@Franek z Bytomia, Kaczyński rzeczywiście zrobił niezłą robotę, bo Polska dowiedziała się, że oprócz opcji polskiej na Górnym Śląsku istnieją jeszcze inne opcje, choć wymienił tylko opcję niemiecką. Oczywiście piszę tutaj o opcjach aktualnych tylko do plebiscytu, który podzielił rejencję opolską na dwie części, a mieszkańców przeobraził w przedmiot polityki mocarstw oraz państwa polskiego i niemieckiego. Kaczyński i większość Polaków nie potrafią sobie wyobrazić i pojąć, że w tamtych czasach większość mieszkańców Górnego Śląska była za opcją niemiecką, co dobitnie wyszło podczas plebiscytu. Pomimo przegranej, Polsce przypadł w udziale kąsek, który dostał wtedy autonomię (bo tak obiecano), co znalazło wyraz w ustawie sejmu polskiego. Zabrakło jednak w tych dniach medialnego szumu na temat Śląska, przypomnienia o jeszcze jednej opcji, a mianowicie o utworzeniu z rejencji opolskiej odrębnego państwa na wzór Szwajcarii. Była to koncepcja idealna zarówno dla ludności niemieckiej jak i śląskiej ( o opcjach niemieckich lub polskich), ale była najbardziej niekorzystna dla państwa niemieckiego i polskiego.
Nie licząc lat wojny, dziesięciolecia polskiej władzy dokonały totalnej masakry na byłej rejencji opolskiej, co widać od razu na mapach terytorialnego podziału kraju. Nie wspominam tutaj złożonych procesów wysiedleń i przesiedleń ludności niemieckiej i polskiej, bo to zupełnie inna sprawa.
Teraz będziemy mieli okres dłuższej ciszy ( celebracja katastrofy, kanonizacja, prezydencja UE, wybory), ale kto wie, może może jeszcze w wyborach znowu się pojawimy ( będzie już wiadomo coś o spisie) jako zagrożenie dla zwartości Polski.
Kaczyński podoba się ludziom zawiedzionym w swoich aspiracjach, a czasami ubogim, łatwo dającym wiarę w proste rozwiązania dyktatorskich rządów, więc będą na niego głosować nawet ci z opcją niemiecką, bo chcą dokopać winnym ich niedoli.
a dzisiejsza prasa donosi o kolejnym przykładzie „polskiego patriotyzmu” (to tak jak „Polnische Pirtschaft”?). W Olsztynie na dawnym budynku żeńskiego gimnazjum odkryto dawne niemieckie napisy. Co nakazał polski konserwator zabytków? Zamalować! (postęp cywilizacyjny wyraża się w tym, że nie kazano skuć albo „zaorać spychaczem” jak to było z niemieckimi cmentarzami za Gomułki). I to robią ludzie, którzy na codzień zajmują się biadoleniem jak to brutalnie potraktowano zabytki sarmackiej przeszłości na tzw. Kresach. No coż – widać to ten sam krąg cywilizacyjny.
jest SLEPER erudyta i biegly w historii Slaska, ale wybacz ze takich jest niewielu. Moj szwagier czesto bywa sluzbowo w Warszawie, a gdy na pytanie skad pochodzi odpowiada ze z Sosnowca, to przewaznie slyszy „aha, znaczy sie ze Slaska”. Ten facet nie tlumaczy i nie prostuje, bo jakie to ma znaczenie?. Dla niego nie ma. Dla wielu mieszkancow nieodleglej w koncu Czestochowy albo Zawiercia, Slask zaczyna sie juz od Dabrowy Gorniczej. No bo Gorniczej. A Katowice, to juz prawie „ziemie odzyskane”. Nie za bardzo zgadzam sie z Toba co do apologetow Kaczynskiego, ze to glownie frustraci czy biedota. Przede wszystkim to ludzie z natury nieufni, zapalczywi, nietolerancyjni i niezyczliwi. A to jest zupelnie niezalezne od wyksztalcenia i od portfela.
@Galicyjoku, ostatnio przeczytałem ( a właściwie przemęczyłem) dzieło Normana Daviesa „Zaginione Królestwa”, w którym zostały pomieszczone losy Królestwa Galicji i Lodomerii. Na koniec tego rozdziału Davies przedstawia, jak się odbijają te barwne dzieje w muzeach Ukrainy i Polski. Krótko mówiąc jest tak, że każda ze stron milczy na temat przynależności tych ziem do dynastii Habsburgów od 1772 do 1918. Jako ciekawostkę przytoczę za autorem fakt, wystawienia w muzeum Czartoryskich skamieniałego suchara, który podobno Napoleon wypluł na pokład statku wiozącego go na Elbę. Nawet gdy pominiemy ten kompromitujący szczegół, to i tak przeciętny ciekawski niczego się w tym przybytku o historii Galicji nie dowie.
W Elblągu zastanawiają się nad powrotem na cokół pomnika mistrza krajowego Zakonu Krzyżackiego Hermana von Balk. Pytanie brzmi: czy obywatele Elbląga mogą wiedzieć, kto założył miasto w którym mieszkają?
Moglibyśmy oczywiście mnożyć tego rodzaju przypadki, choć widać, że przeciętni obywatele mają więcej oleju w głowie niż wybrane przez nich władze i chcą eksponowania prawdziwej historii, a nie tej która ulęgła się w głowach endeckich patriotów.
Pozdrawiam
@Śleper
/Pomimo przegranej, Polsce przypadł w udziale kąsek/
Typowy błąd. Plebiscyt z założenia nie miał charakteru zero-jedynkowego, tylko na podstawie wyników w gminach miał zostać dokonany podział obszaru plebiscytowego.
A koncept odrębnego państwa był zasadniczo przegrany w pierwszej połowie 1919 roku, prawdę mówiąc.
Mylny błąd @bartoszcze, dla ludzi mieszkających w rejencji opolskiej plebiscyt miał charakter zero jedynkowy i to musisz sobie wbić do głowy. Ta zero jedynkowość zmusiła tysiące ludzi do opuszczenie swoich domów, bo nikt nie uwzględnił w tym pomyśle ich podmiotowości, ponieważ liczyły się interesy polityczne kilku państw. Jak napisałem wcześniej, można było tego uniknąć (ahistoryczna retrospekcja), poprzez utworzenie państwa, które miałoby równy dystans do swoich sąsiadów.
dla myslacego czlowieka
(zdecydowana mniejszosc populacji planety zwanej ziemia)
ojczyzna to zawsze blizna.
Drobna uwaga „czytacza” ankiety spisowej
Postawiono władzom (GUS’owi) zarzut, że umieściły w arkuszu spisowym nieistniejącą prawnie narodowość śląską. Szukałem i szukałem i nigdzie takiej narodowości nie znalazłem przy rozwijaniu bogatej listy, nawet w rubryce o językach (bardzo bogatej!), też nie ma nie zatwierdzonego przez państwo polskie języka śląskiego, więc o co ten krzyk patriotów?
Może chodzi oto, że jest bardzo niebezpieczna rubryczka „inna”? Gdzie jest powiedziane, że tam musi się wpisać „śląska” lub język „śląski” w rubryce „inny”???
A jeśli komuś przypadł do gust język Indian Navajo? Przecież był bardzo ważny podczas wojny. Amerykanie oparli swój szyfr na tym języku i… wygrali wojnę! Lepiej przyznać się do zwycięskiego szczepu Navajo, niż do żoliborskiej „żulii”, która przegrała powstanie!
@Śleper
Nie, nie plebiscyt miał charakteru zero-jedynkowego, ponieważ wynik plebiscytu nie miał być interpretowany jako „zwycięzca bierze cały obszar plebiscytowy”, jak było w jednym z plebiscytów w Szlezwiku. Swoją wypowiedź odnosiłem do Twojego „pomimo przegranej Polsce przypadł…” co sugerowało, że nic Polska w tej sytuacji nie powinna dostać (i byłoby oczywistym błędem)
Możliwość głosowania była natomiast oczywiście zero-jedynkowa (Niemcy-Polska), ale to, jak już pisałem, rozstrzygnęło się w 1919 roku, a nie w 1921.
@bartoszcze, Polacy nie są jakimś niechlubnym wyjątkiem wśród narodów, które podrasowują swoją historię, lub po prostu kłamią jak z nut (niejednokrotnie te nuty przepisując). Angielska rodzina tak przemalowała swoje drzewo genealogiczne, że nikt im chyba na świecie nie jest w stanie dorównać. „Lady Diana Spencer była pierwszą osobą o oryginalnie angielskim pochodzeniu, która się znalazła w pobliżu tronu brytyjskiego w czasie jego 300 letniej historii” – to za Normanem Daviesem. Chodzi o to, że nie mogli zaakceptować całej plejady niemieckich protoplastów.
Z historią jest tak, że lepiej poczytać dzieje o „A” i „B” napisaną przez „C”, unikać opisów „A” o „A”, „B” o „B”, a nie sięgać pod dzieła „A” o „B” i „B” o „A”.
W tym momencie muszę jednak uchylić beretu przed świetnym @antoniusem, który historię traktuje z przymrużeniem oka jako naukę. Ale żeby dać upust mojej wrodzonej złośliwości, proponuję ci @antoniusie zapisać mój wywód w formie matematycznej. Chyba poradzisz?
A krzyk (właściwie wrzask) patriotów jest właśnie nie z powodu Indian Navajo, ale o tych z familoków, bo skubańcy mieszkali sobie w zgodzie z Niemcami przez 600 lat. Jak jeszcze dodam od siebie, że lokacje miast śląskich opierały się o prawo niemieckie, a mieszczanie byli Niemcami, to nie wygrzebię się spod sterty kamieni, które zaraz na mnie spadną. Tym razem nie napisałem tego z powodu mojej przypadłości ( wrodzona złośliwość), a jedynie z chęci nawiązania do wywiadu z prof. Wawrzyńcem Konarskim w świątecznej GW. Pan profesor niechętnie odnosi się do nazwy Oberschlesien, która ma osłabiać naszą wiarygodność lojalnego partnera w rozmowach z Warszawą. Innymi słowy, mamy pójść w ślady Windsorów i całkowicie sfałszować swoje drzewo genealogiczne, bo inaczej Polaków nie zadowolimy.
Moi przodkowie zanim się spauperyzowali byli zamożnymi niemieckimi mieszczanami, a ich przyszły potomek (czyli ja) czuje się tylko Ślązakiem z całym bagażem historii tej ziemi. Metryk urodzenia przodków nie mam chęci zmieniać, bo to już jest tylko historia i aż historia.
@Sleper
Powstrzymam się od złośliwości i podpowiem Ci uprzejmie: zamiast zastanawiać się, czy A o B pisze wiarygodniej niż B o A, proponuję przeczytać źródło, czyli tekst traktatu wersalskiego. Chyba że chcesz mnie przekonywać, że tekst traktatu też jest zafałszowany (dla utrudnienia: najczęściej go czytam w wersji angielskiej)?
Tekst o lokacjach na prawie niemieckim.. LOL, ja rozumiem, że ta niedziela była ciężka dla normalnego człowieka, ale naprawdę tego chcesz używać jako argumentu w kontekście plebiscytu? (dla uniknięcia wątpliwości: nie, nie neguję lokacji na prawie niemieckim, i nawet nie będę się doktoryzować, czy prawo średzkie można jeszcze nazywać niemieckim)
Przywołano mnie do tablicy, a ja biedny już niewiele pamiętam z logiki formalnej. Majaczy mi się w rozumie tylko takie coś:
„Jeśli p to q, i jest q, to niekoniecznie jest p”.
Obrazowo: Jeśli pada deszcz to ulice są mokre. To prawda! Ulice są mokre. Stwierdzono taki fakt! Czy to oznacza, że pada deszcz?
Niekoniecznie!
Mogą być mokre po ustaniu deszczu, albo przejechała polewaczka – zjawisko w Polsce rzadkie, ale sam widziałem. Przypomniałem sobie paroksyzm śmiechu mojego teścia, bardzo poważnego człowieka, który bawił się z moją małą córeczką. Oglądała rysunki i miała powiedzieć co przedstawiają. Na polewaczkę dziecko mówiło „pojebaczka”. Wyrosła z trudności w wysławianiu się.
Rozważana Ślepera typu: „Jeśli A pisze o B to…itd.” są tego typu, ale też uważam, ze lepiej korzystać w historii z dalszych liter alfabetu, są wtedy większe szanse na zbliżenie się do prawdy (przynajmniej tisznerowskiej). Ja chyba swoje rozumienie nauki już ujawniłem, więc nie muszę się więcej tłumaczyć.
Dyskusja z Bartoszcze dotyczy traktatu wersalskiego. Nie chciałbym się tu wymądrzać, ale polecam panom czytanie książki pt. ” Der Krieg hat viele Väter”(autor Gerd Schultze-Rhonhof).
@antonius
Nie chciałbym się wymądrzać, ale ta książka jest uważana za skrajnie prawicową, przede wszystkim w BRD, a niemieccy historycy nie traktują jej jako literatury fachowej, tylko mitotwórczą.
Na szczęście na treść traktatu nie wpływa.
Bardzo mi przykro kamraty, że nie dam rady przeczytać Traktatu Wersalskiego w oryginale ( po angielsku?), a także książki Gerda Schultza-Rhonhofa w języku niemieckim (po polsku też pominąłbym jego dzieła). Moje wykształcenie jest znacznie skromniejsze od waszego, więc sami widzicie, że nie ta liga.
jeżeli ta książka jest uważana za takową (ciekawe skąd takie informacje). Autor jest prawicowy – u nas też są prawicowi historycy – ale gdyby tak to oceniać to polska historiografia ocieka nacjonalistycznym szowinizmem. Zwłaszcza gdy się weźmie ocene „trudnych” spraw narodowościowych. Elegancko i „bez zbędnego” w zasadzie echa przechodzi np. rocznica pokoju w Rydze – dość haniebnego za to wygodnego dla II RP. Nad układem sowiecko-niemieckim z 28 sierpnia 1939 „patriotycznie” zapieni się każdy autor polskiego podręcznika do historii – traktat ryski łyka natomiast gładko jako „trudną realpolitik”. RP i Rosja wtedy sowiecka pożywiły się wtedy na trupie niepodległościowych aspiracji nie tylko Ukrainy ale i Białorusi (a w tle i Litwa była). Żołnierze sojuszniczych formacji wylądowali w tych samych obozach, które wcześniej zajmowali „legioniści”…. Jak złośliwie mawiał dowcip koszarowy: „zdrada jest jak „bąk” puszczony – tylko własną jakoś można znieść i usprawiedliwić”.
a co wynurzeń kolegi @bartoszcze…..
jaka zasada obowiązuj przy tzw. wykładni postanowień aktów prawa międzynarodowego w Polsce?
Ta co zawsze – zasada Kalego (zwana ostatnio zasadą Wielkiego Oberprezesa) czyli jak Kali ukraśc dobry jest uczynek ale gdy ktoś Kalemu coś ukraść to zbrodnia! Czy sprawiedliwą i jedynie słuszną jest taka interpreatcyja, która zawsze daje najwięcej korzyści tzw. Polsce…. (i wszystko jedno czy o traktat Wersalski chodzi czy o cichaczem ustawioną pokątnie tablicę upamietniającą bez zgody lokalnych władz za to zawierającą treść uważaną przez lokalne władze za obraźliwą).
Niech kolega powie wyraźnie, ze chodzi mu o sprawę „obrabianą” już do upadłego mianowicie o tzw. pkt. 4 in fine Aneksu do art. 88 Traktatu głownego Sekcja 8 Części Trzeciej. Pominę juz ten kłopocik, ze wersja francuska mimo, że identyczna mniej jest nieco kategoryczna ale pal sześć – to Anglosasi byli ci, którzy was „niesprawiedliwie” chcieli tego zegarka pozbawić, więc skoro nawet oni byli tak kategoryczni…. Kłopt w tym, że trzeba czytac cały tekst a do tego i ze zrozumieniem. Tam opisany system przeliczenia głosów – a od tego (miało być istotnie na szczeblu gmin) do wyznaczenia granic na tej podstawie droga daleka zwłaszcza, ze ludność i głosy wymieszane a granica musi objąć jednolite terytorium etc. etc. Jak zwłał tak zwał – na podstawie tak preliczonych głosów „International Commission of four members to be designated by the following Powers: the United States of America, France, the British Empire, and Italy” ustali przebieg linii granicznej…. Nawet dzis przy wyborach do Parlamentu – gdzie jest tzw. system „sztywny” (wyniki w postaci liczby oddanych głosów mają się bezpośrednio przekładać na liczbę i barwę mandatów) rózne techniki przeliczania dają rózne rezultaty, to tym bardziej przy systemie „elastycznym” gdy wyniki głosowań są tylko dyrektywą do ustalenia rezultatu. No ale gdy Kalemu coś robną…. W każdym wariancie analizy wyników głosowania w plebiscycie „jedynie słuzna siła” najwyraźniej przegrała – równe warianty „przeliczania” (czy globalnie per capita, czy też gminami lub powiatami) najwyżej pozwalają na wachlarz ocen: czy to knock-out czy tylko solidny kop w (…) eliminujący z gry.
Ależ oczywiście „polska strona” odniosła kolejne moralne zwycięstwo – mniej więcej na miarę Września ’39 – i prosty rezultat liczby głosów nie powinien zwodzić!?
Kłopt z Die Polacken nie w tym jak przeliczano głosy na bieg linii granicznej(i tak wyszło korzystnie dla Polski – gdzie wylądował przemysł i czysto niemiekie miasta?) ale w tym, że nacjonalistyczni politycy pewniej nacji jak tylko dostrzegli, że głosowanie poszło nie po myśli a procedura w Komisji też zmierza nie w tę stronę co oczekiwali, to stwierdzili, że mają gdzieś traktaty i pergaminy i wolą siłowe rozwiązanie z francuskim wsparciem. Więc bez wyrzutów sumienia wywołali wojnę domową.
Co ciekawe takie „poczucia szczegółowego legalizmu” w ustalaniu przebiegu granic już nie ma gdy te same mocarstwa w podobnych Komisjach przekazywały prawem kaduka RP suwerennośc nad np. wschodnią Galicją (i już się nie dodaje, zę tylko na 20 lat?) albo gdy bezceremonialnie przesunięto granicę na Śląsku cieszyńskim na niekorzyść Czechów z Bielska (Bielitz) na Olzę biegnącą przez Cieszyn – historyczna bowiem granica polsko – czeska biegła bowiem przez środek obecnej Bielsko-Białej…. Toż samo przy ustalaniu granicy polsko-litewskiej…. etc. etc. takie polskie odwracanie kota ogonem można mnozyć i mnożyć……
ach, prawie zapomniałem: przecież traktaty polsko-czeskie z XIV w. są „moralnie nieobowiązujące”……
tak naprawdę RP jako jedyniemu sprawiedliwemu spadkobiercy zachodnich Słowian nalezy się nie tylko Praha ale i granica pod Hamburgiem….
@Galicyjok
Jest Waści prawem cenić sobie poglądy Schulze-Rhonhofa i Jerzego Roberta Nowaka.
Podziwiam też Waści zaangażowanie – tyle wody spod palców wylanej, inwektywami kraszonej, tylko po to, żeby przyznać mi rację i potwierdzić, że mocarstwa miały ustalić linię graniczną stosownie do wyników plebiscytu (i paru jeszcze kryteriów towarzyszących), co już od chwili ustalenia traktatu praktycznie gwarantowało Polsc część Śląska. Dla przypomnienia: wynik plebiscytu to dla Niemiec około 60% głosów, 55% gmin, i taki też podział – z pewną oczywiście tolerancją – byłby zasadniczo uzasadniony. Zapewne nie muszę Waści przypominać, jak rzeczywiście wyglądały te proporcje w projekcie i ostatecznym podziale, nie wspominając o mozaikowości rozkładu głosów?
Drogi @Śleperze,
jak widać nie tylko Śląska historia ale takze Galicji została skazana przez naszego drogiego warsiawskiego okupanta na zapomnienie. Jak to się nazywało w starożytności? Damnatio memoriae? Kara ponoć cięższa niż ukrzyżowanie, bo miała dosięgną skazanego także na tamtym już świecie i skazać na męki piekielne, bo nikt imienia jego już nie wspomni i będzie skazany na męki wieczyste….
Jak zwykle w góra bronią się jeszcze niedobitki dawnych a prawych Panów ziem tych – nie tylko zachowały się cale wsie „po-niemieckich” osadnikach ale w Nowym Sączu jest piękne Muzeum Galicyjskie z pełnym wystrojem np. łemkowskiej chyży oraz zboru niemieckich luterańskich osadników – a w odtworzonej sali posiedzeń ratusza nadal jeszcze wisi portret Najjaśniejszego Pana – ten sam, który widziałem w hotelu Tyrolu. Zacny dyrektor tej instytucji włozył ogromny wysiłek w utrzymanie tradycji dawnej Galicji bo jak pamietam region ten zasadniczo jedynie słuszną siłą zalatuje….
Lubię bardzo Davisa ale on stoi u mnie na pólce z Sienkiewiczem – tak się zidentyfikował z poslką tradycją, że czasem egzaltacja u niego większa niż w polskiej, bez tego wściekle nacjonalistycznej, historiogrofi. Daniel Beauvois, na którego w tej książce Davies się powołuje, jest bardziej wyważony. Ale Daviesa znakomicie się czyta…..
A z tekstem Wersalskiej zmluwy – to kolega nasz z forum – wielki znawca wikipedii i jedynie słusznej jej tam wersji – oczywiście wyczesał najłatwiej dostępny tekst angielski tego traktatu – ale można znależć także niemieckie wersje (np. uplikowany w internetowej witrynie Osterreichische Nationalbibliotek).
Natomiast nasz kolega – jak na warsiawkiego okupanta przystało – epatuje nas wyrwanymi z kontesktu fragmentami Friedensvertrag von Versailles i robi wodę z mózgu – ale cóz tak jest tradycja w priwislinskim kraju. I absolutnie mu nie przeszkadza, iż jak było to polskiej władzy wygodne to sam ten traktat łamała (np. na wschodzie). Jak Kalemu pasuje – to go paragrafem, a jak nie – to paragraf „niesłuszny” i niesprawiedliwy i Kalego krzywdzi……
@ Śleper pisze:
2011-04-11 o godz. 21:56
***Bardzo mi przykro kamraty, że nie dam rady przeczytać Traktatu Wersalskiego w oryginale ( po angielsku?), a także książki Gerda Schultza-Rhonhofa w języku niemieckim (po polsku też pominąłbym jego dzieła). Moje wykształcenie jest znacznie skromniejsze od waszego, więc sami widzicie, że nie ta liga.***
Drogi Śleperze! Nie dużo brakuje i mógłbym się podpisać pod całym komentarzem, a na pewno pod zasadniczym zdaniem tej wypowiedzi – ostatnim! Nie jestem ani politykiem ani historykiem.
Jedyne co zrobiłem to poczytałem niemiecką wersję traktatu wersalskiego „bis” na miejscu wydarzenia (niektórzy mówią zbrodni) tzn. w Poczdamie w Cecilienhof. Interesował mnie oryginalny zapis odnośnie „terenów niemieckich pod tymczasową administracja polską”, gdyż zawsze zupełnie co innego słyszałem w szkole i mediach polskich, same kłamstwa.
Wprawdzie podejrzewam, iż byłbym w stanie przeczytać (ze zrozumieniem) francuską wersję traktatu – musiała być i taka, jeśli zwycięzcy obradowali w Wersalu, ale nie będę czytał, nie potrzebuję!
Wiem z bardzo miarodajnych źródeł, (map), jak okradziono przegranego wroga, udając sprawiedliwość społeczną i doskonale rozumiem, że Hitler mógł wykorzystać elementarne poczucie sprawiedliwości u prostych ludzi w Niemczech do swoich celów. Traktat wersalski był haniebny i był przyczyną następnej wojny.
Podobnie mógłbym czytać książkę, której tytuł podałem, ale nie dowiem się więcej niż wiem i to na bazie własnych doświadczeń i przemyśleń. Przypomnę tylko słuszną maksymę Adolfa: „Den Sieger wird niemand richten”! Nie został „siegrem” i go „richtowano”, a Stalina nie, ani Churchilla, ani pozostałych zbrodniarzy wojennych. Ze zbrodni wojennych – oprócz Katynia, ważnego dla Polski – widzę usprawiedliwienie tylko dla Amerykanów, korzystających z broni nuklearnej, bo Japończycy nie poddaliby się jeszcze długo i zginęłoby prawdopodobnie więcej ludzi niż w w Japonii.
Wykorzystanie nadmiaru materiału wojennego przez „Bombenharrisa” w Dreźnie i Lipsku to była bezsensowna masakra cywili i substancji miast w chwili, gdy dni dzieliły od kapitulacji. Temu panu postawiono chwalebne pomniki w Anglii, a to dla mnie gorszy zbrodniarz niż pozostali, bo akt był okrutny i bezsensowny dla przebiegu wojny, tak jak Powstanie Warszawskie.
„Pytany o postulaty części polskich organizacji w Niemczech w sprawie przywrócenia statusu polskiej mniejszości, Bergner wyjaśnił, że Niemcy zaliczają do mniejszości narodowych te grupy narodowościowe, które długotrwale zamieszkują część terytorium Niemiec. Zauważył, że także polskie prawo uznaje za mniejszość narodową grupy zasiedziałe na danym obszarze od co najmniej 100 lat.”
Wystarczyłoby zastosować to kryterium……
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,9417857,Rzad_Niemiec__Mozemy_rehabilitowac_dawna_polska_mniejszosc.html
Ślązacy żyją tu trochę dłużej niż 100 lat….
@HerrGalicyjok
Ileż uroku w tych kaczystowskich metodach: jak fakty nie po myśli, to wrzasnąć jak najgłośniej!
Bo jakże to tak, że nie uwzględnia się niemieckiej wersji traktatu, skoro tenże wprost przewiduje w artykule 440, że jego tekstami autentycznymi są francuski i angielski (w tym miejscu jestem zmuszony prosić o wybaczenie, że posługiwanie się wersją angielską jest dla mnie łatwiejsze).
I cóż to za wredne priwislie, łamiące na wschodzie traktat, który nie dotyczył wschodu, i domagające się respektowania zmluwy podpisanej przez państwo niemieckie w całości, a nie tylko w wygodnych dla Niemiec fragmentach.
Ale cóż, jak się nie ma argumentów, zostaje krzyk o zdradzie o świcie.
@antonius
/Interesował mnie oryginalny zapis odnośnie „terenów niemieckich pod tymczasową administracja polską”,/
I jak brzmiał?
Chciałbym sprawę plebiscytu na Górnym Śląsku zamknąć stwierdzeniem, że tego rodzaju procedowanie o przyszłości terytorium o zróżnicowanym etnicznie składzie jest wielką manipulacją i kłamstwem. Biorący udział w tego typu głosowaniu nie mają pojęcia, co będzie dalej, a kierujący tymi masami propagandziści sięgną po najbardziej obrzydliwe argumenty, więc jest to manipulacja. Kłamstwem jest z powodu powszechnego w takich przypadkach fałszowania wyników, czego nie muszę chyba kamratom szczególnie udowadniać. Gdyby (znowu ahistoryczna projekcja) strony sporu (łącznie ze zwycięską koalicją) usiadły do stołu i wypracowały kompromisowy projekt polityczny dla Górnego Śląska, a następnie poddały go pod głosowanie w referendum, to moglibyśmy mówić o sprawiedliwości, której stało się zadość.
Ciekawym przypadkiem historycznym z okresu po I wojnie była Czarnogóra (suwerenne królestwo przed pierwszą wojną), która padła ofiarą swojego serbskiego nacjonalizmu. Zupełnie jak część Ślązaków głosujących za w plebiscycie za Polską.
Pozdrawiam
Czytam spis teiści świeżo zakupionej Angory i jaki tytuł rzuca mi się w oczy? „Smutek. pesymizm, beznadzieja”.
Nic dziwnego przy tak patologicznym celebrowaniu Katyńsko-Smolemsko-Warszawskim (Krak. Przed.) żałobników z Bożej łaski. Blog o tak miłym sercu haśle: „Śląsk z bliska” – a więc nieco oddalony od miejsc „kaźni” polskich patriotów, poległych lub nie, zasługuje na odrobinę otrząsania się z tej czerni wiecznej żałoby narodowej. Spróbuję wnieść nieco żartów do poważnych potyczek polityczno-historycznych między „Hanysami” i „Hadziajami” oraz niezdefiniowanymi Kulturträgerami z różnych stron na tym blogu.
A propos! Mój teść z pod Tarnopola nie widział niczego uwłaczającego w tym, że ktoś go uważa za „gospodarza” – był nim przecież całe życie – i to bardzo dobrym. Nie bardzo wiem natomiast, skąd się bierze wyraz „Hanysy” (od Hans’a?).
Impulsem do mojej inicjatywy był żart w wykonaniu „mężów i żon” stanu, rodem z PJN (Prezes Jest Najfajniejszy). W Szkle Kontaktowym pokazano przygotowania do konferencji prasowej, zwołanej w oryginalnym terminie: 11 dzień miesiąca – owego, o godzinie 11, minut 11 i jak powiedziała miła Pani z lekką astmą (wzorem Norweżek), że 11 miesięcy po powstaniu klubu wygrają wybory i na podstawie skomplikowanych obliczeń (których nie zrozumiałem) dowiodła, że PJN uzyska na razie 11% głosów. Wypowiedź zilustrowali dwaj panowie, stając bokiem i skośnie wyciągając rączki – symbolizowali liczbę 11 – dwie jedynki. Tyle żart PJN’u. Komentator Szkła słusznie zausterkował, że brakuje znaku „procent”(%), aby uzupełnić wypowiedź. Zastanawiano się, czy bez akrobatyki byliby w stanie to pokazać i zmienili temat. Natychmiast zaczęła pracować moja wyobraźnia i widziałem figurę, gdzie panie Kluzik i Jakubiak zwinęły się w kłębki, udające kółka i zostały przez towarzyszy partyjnych umieszczone przy Poncyliuszu – niewątpliwie „największym” politykiem tego ugrupowania, który stoi nachylony do tyłu, na piersi trzyma kłębek Jakubiakowy, a …nie powiem gdzie… dołożono mu kółeczko Kluzikowe. Już widziałem całą profetyczną wypowiedź szefowej PJN o 11% w najbliższych wyborach.
Pomyślałem sobie tak: Jeśli tak poważni przedstawiciele narodu, najlepsze …syny (i córki) narodu mogą żartować to i mnie wolno. Przypomniałem sobie chyba najzabawniejszy dowcip śląski, który każdy Hanys zrozumie, „prawy Polak” może mieć drobne kłopoty, choć przy odrobinie „itligencji” też się domyśli puenty.
A było to tak:
Pochmurny, paskudny dzień, ludzie jadą rano jedynym autobusem PKS, zdezelowanym, do Opola, jedni do pracy, inni na handel, a ja do Inspektoratu po OPR, nie pamiętam za co.
Nagle ciszę przerwał jeden z pasażerów i opowiadał dowcip. Prawdopodobnie przypomniał sobie go, gdy przejeżdżaliśmy obok PGR’u, w którym młócono zboże, korzystając z parowej maszyny napędowej, zwanej lokomobilem. To taki parowóz, ale bez kół, reszta identyczna na pierwszy rzut oka.
Francik się ożenił. Po nocy poślubnej synowa przychodzi i skarży się, że Francik nic! Matka pokazuje Francikowi aktywność koguta i każe naśladować – tak rób, syneczku! Na drugi dzień synowa płacze: „Mutter, łon się na mnie położył, walił rękami i krzyczał jak kokot -„kikiriki”! Zdenerwowana matka zaprowadza go do pracującego lokomobilu. Francik pomyślał i powiedział tak: „Mutter, to tam a nazod to bym poradził, i (imitując ręką ruch koła zamachowego), kontynuuje – ale jak te jajca do takiego szwungu dostać?
W tym momencie kierowca tak się roześmiał, że o mało co skończylibyśmy w rowie. Żal mi było Francika, bo ja sobie takiej figury też nie wyobrażam.
@Śleper
Ale my zasadniczo nie dyskutowaliśmy o tym, czy pomysł z plebiscytem był mądry i sprawiedliwy (OIDP Ślązacy w polskiej delegacji byli jej stanowczo przeciwni).
Nie chcę rozpętywać nowej dyskusji, ale o fałszowaniu samych wyników głosowania to za bardzo historycy nie piszą, z żadnej strony.
@ bartoszcze pisze:
2011-04-12 o godz. 13:00
***
/Interesował mnie oryginalny zapis odnośnie „terenów niemieckich pod tymczasową administracja polską”,/
I jak brzmiał?***
Właśnie tak jak napisałem!!!
Powiem jak Bieniek w sęku: Ty mnie nie pytaj ile można zarobić, a ile trzeba mieć w razie się straci? Pytaj jak klarowano mi w szkole? Wielka Trójka oddała na wieczne czasy i bezwarunkowo te tereny na własność Polsce. Zapomniała dodać Szczecin to go sami włączyliśmy. A jak „stało” w protokole? Tak jak pisałem, z dodatkiem:
„Ostateczne uregulowanie przebiegu granic zostanie ustalone w traktacie pokojowym między Polską a Niemcami”.
W zasadzie do takiej konferencji jeszcze nie doszło i nie dojdzie. Wciąż jesteśmy w stanie wojny z Niemcami, tzn. że prezes ma rację ze swoją awersją do wroga. Były jednostronne deklaracje obu państw niemieckich – DDR z niskimi ukłonami, a RFN z lekkimi oporami. Nie wiem czy te umowy mają moc według prawa międzynarodowego.
Koła historii nikt nie pokręci bezkarnie wstecz, więc nie ma o czym
dyskutować. Podobnie nie ma większego sensu unieważnić likwidacji autonomii Śląska jak np. dekretu Göringa o mniejszości polskiej w Niemczech.
ŚLĄZAK ŚLĄZAKOWI WILKIEM!?
Część pierwsza
Dziwny jest ten mózg ludzki. Gromadzi informacje przez całe życie jak komputer, ale pozornie gubi je, jeśli ilość informacji przekracza jego pojemność, co przy komputerach każdy rozumie. Sądzę jednak, że analogia idzie jeszcze dalej. Komputer – w zależności od ceny- ma większą lub mniejszą pamięć „operacyjną” , do której dostęp musi być szybki, ale ma dyski dodatkowe, gdzie może gromadzić prawie nieograniczonej wielkości zbiory z tym, że dostęp do nich jest utrudniony. U człowieka to się nazywa „inteligencją” (na Żoliborzu „itligencja” – coś specyficznego), i to czym różnią się ludzie to właśnie ta wielkość pamięci operacyjnej i szybkość przekazywania i przetwarzania informacji. W życiu starego człowieka ta pamięć operacyjna jest w zaniku, można nie pamiętać nawet, co się jadło wczoraj na obiad. Nie mówię tu o poważnych uszkodzeniach „twardego dysku” dzięki panu Alzheimerowi, gdy na widok żony staruszek stawia sobie pytanie: „Skąd ja tę ku..ę znam”?
Informacje z przed pół wieku lub dalej nie są jednak zgubione, są w rejonach mózgu, zamknięte jakąś umowną klapką (a może klepką?). Stąd gadka o braku „piątej klepki”, gdy osobnik zaśmieca otoczenie niezrozumiałym bełkotem.
Wystarczy jakiś impuls zewnętrzny, jakieś skojarzenie (jak hasło w Google’u) i klapka się otwiera. Dla mnie takim impulsem była okładka aktualnej Angory, na której jest zdjęcie klęczącego prezesa Jarosława K., chyba pogrążonego w modlitwie, a w komiksowym dymku jest hipotetyczny fragment tej modlitwy: „…jako i my odpuszczamy…”. Domyśliłem się o jaką modlitwę chodzi i dośpiewałem sobie dalszy ciąg – „naszym winowajcom”. Pomyślałem o tym, jak niezbyt skory do odpuszczania jest prezes nawet wobec ludzi, którzy niczego nie zawinili i prześladuje ich nienawiścią iście ultrakatolicką (ponad pół populacji polskiej) i zmroziła mnie ta perfidna, obrzydliwa hipokryzja. Pomyślałem tak: Jeśli to jest najznamienitszy przedstawiciel narodu polskiego, tych Prawych Polaków, Patriotów i Katolików, to nie chcę do niego należeć i w spisie wypiszę się z tej ferajny. Możliwości są ograniczone, choć szerokie pole do popisu daje rubryczka „inna”. Odpadają narody azjatyckie – nie jestem żółty, nawet po chorobach wątroby i nie mam skośnych oczy, Afrykę olewam, bo jestem ledwie trochę opalony, Amerykę też, bo nie umiem ani po angielsku ani hiszpańsku. W Australii sami potomkowie kryminalistów mieszkają – i kilku Polaków, Czerwonym nie byłem nawet w PRL’u – odpadają Apacze! Już w Europie przymierzałem się do narodu francuskiego, bo znam język, ale się boję, bo są jeszcze bardziej ksenofobami niż PiS, Rosja odpada, bo nigdy nie przekroczyłem granicy wschodniej. Mam więc coraz mniejsze pole manewru. Zostali mi Niemcy, bo mam pewne dziedziczne prawa, ale tam mnie nie chcą, więc postanowiłem wybrać nieistniejącą narodowość śląską w NSP. Już wypinałem dumnie cherlawą (na starość) pierś przy orzekaniu, że jestem Ślązakiem (daleko od Żoliborza i całej Kongresówki) a tu …trach!
Otworzyła się następna klapka w mózgu i przypomniałem sobie historię z czasu przed moimi urodzinami (blisko wiek temu), gdy Ślązak był wilkiem Ślązakowi, postępując podle tak samo jak prezes, mówiący słowa o „odpuszczaniu”. Nie byłem oczywiście świadkiem początku tej historii, znam początek z opowiadania matki a zakończenie już z autopsji, gdy ją pytałem, dlaczego ojciec nie chodzi do kościoła. Właśnie z powodu dziwnej interpretacji modlitwy „Ojcze Nasz” (w wersji niemieckiej) przez proboszcza naszej parafii, Ślązaka o nazwisku Wontrobka. Gdyby dożył „powrotu Ślaska do Macierzy”, nazwano by go Wątróbka. Może dlatego nie cierpię organicznie wątróbki?
c.d.n.
@antonius
I jesteś pewien, że widziałeś tam słowo „tymczasowa”?
„die früher deutschen Gebiete (..) unter die Verwaltung des polnischen Staates kommen und in dieser Hinsicht nicht als Teil der sowjetischen Besatzungszone in Deutschland betrachtet werden sollen”
Tak stało, czy inaczej?
ŚLĄZAK ŚLĄZAKOWI WILKIEM!?
Część druga
A było to tak!
W latach dwudziestych ubiegłego wieku ojciec popełnił straszny błąd – zaufał przyjacielowi i podżyrował mu kredyt. „Przyjaciel” pieniądze pobrał, ukrył i ogłosił bankructwo swej pięknej restauracji. Bank wziął żyranta za d….. Czasy były ciężkie, ojciec nie miał czym wyżywić już licznej rodziny, więc pożyczył pewną sumę od proboszcza, który na drugim etacie był lichwiarzem, kupczył nie tylko słowem bożym, ale zarabiał godziwie na biedzie parafian. Oczywiście zabezpieczył dług hipoteką na nieruchomości ojca. Ojciec spłacał raty, jak mógł, ale nadszedł wielki światowy kryzys na przełomie lat 20-tych i 30-tych, klienci nie płacili ani za usługi ani za materiały, hurtownik materiałów naciskał, bank też i ojciec w pewnym momencie nie był w stanie zapłacić raty katolickiemu lichwiarzowi. Poszedł do kościoła (Domu Bożego!) i przed mszą prosił w zakrystii proboszcza o prolongatę. Ten odmówił stanowczo i powiedział: Jak pan nie zapłaci to poślę komornika lub zlicytuję nieruchomość. Zmartwiony ojciec wszedł do kościoła, sądząc być może, że Pan Bóg go wspomoże. Proboszcz wyszedł na ambonę i zaczął od podania motta, które zamierzał rozwinąć w kazaniu. Wybrał fragment z „Ojcze nasz”, który w języku niemieckim brzmi tak, że więcej interpretacji jest możliwych:
„Vergib uns unsere Schuld, wie auch wir vergeben unseren Schuldigern”.
Dla Nie-ślązaków: Wyrazy Schuld i Schuldiger, albo są takie jak w polskim przekładzie (wina i winowajca) albo (dług i dłużnik). Gdy ojciec sobie przypomniał słowa sługi Bożego, że nie podaruje mu długu, a nawet nie poczeka na zwrot w późniejszym terminie, to wstał i wyszedł z kościoła. Więcej jego noga nie stanęła w tym kościele. Zrobił jeden wyjątek. Blisko pół wieku później był na moim ślubie w Katedrze Wrocławskiej. Nie miał jednak nadal zaufania do reprezentantów obcego mocarstwa z ośrodkiem wypoczynkowym w Castel Gandolfo i zrobił awanturę, gdy ksiądz po podaniu komunii nowożeńcom nie chciał dać hostii mojej matce. Brat zażegnał konflikt międzynarodowy (Polska – Watykan), bo dowiedział się od księdza, że naprawdę miał tylko dwie hostie w kielichu, a reszta „hołoty” dostanie swoje przy bocznym ołtarzu po ślubie. Impreza była kameralna, tylko dla naszych, jeszcze obcych sobie rodzin – śląskiej i zabużańskiej, dlatego spotkaliśmy się w połowie drogi między Zgorzelcem a Kędzierzynem.
Wracam do nurtu głównego – dług u Sługi Bożego plus wpis do Ksiąg Wieczystych, oraz chroniczny brak zaufania ojca do kleru katolickiego. Niestety przejąłem to ostatnie w testamencie politycznym ojca i kultywuję dalej, jak prezes genialną spuściznę brata i to nawet rozumiem.
Mijają lata, Wontrobka gryzie ziemię i nastał proboszcz Wocka – też piękne niemieckie nazwisko u Ślązaka. Wspaniały, młody ksiądz, którego wszyscy lubili i szanowali, zdobył serca szturmem. Matka próbowała zachęcić ojca do powrotu na łono kościoła i prawie osiągnęła cel. Pech chciał, że moja sąsiadka „pra-ciotka” wybierała się na lepszy świat i rodzina chciała księdza do odpowiedniej posługi. W naszym domu był jedyny telefon w dzielnicy i ojciec zadzwonił do parafii. Proboszcz powiedział, że „przyjedzie” chętnie, ale kto zapłaci za taksówkę? Odległość do parafii około 600 m, piękna pogoda a tu niezbędna taksówka? Nawet nie wiedziałem, czy są taksówki w naszej mieścinie. Gdy ojciec to usłyszał to znów się „odczepił” od łona kościoła i to mu zostało do śmierci. Nie miał całkiem racji, bo ksiądz Wocka pokazał, że leży mu na sercu dobro parafian. Po 1945 roku mimo wielu szykan przez nowe władze, polityczne i kościelne, pozostał u nas, nawet nauczył się po polsku – z trudem i dopiero odsunięty przez Niemcożercę biskupa zniknął z naszego życia.
To nie był jednak koniec historii długu i hipoteki. Na podstawie złodziejskiej ustawy polskie państwo wywłaszczyło ojca z naszej nieruchomości, bo nie uzyskał „Tymczasowego Zaświadczenia Narodowości Polskiej”, gdyż Komisja „Moralności” nie zweryfikowała jego, choć 8 członków rodziny mogło sobie zakupić – dość tanio – takie zaświadczenie, co warunkowało późniejsze otrzymanie obywatelstwa. Żyliśmy więc na „państwowym”, na szczęście żadnemu repatriantowi nie podobał się nasz dom (zajęli lepsze wyrzucając ludzi, którzy czasem nawet nie umieli po niemiecku) – ot takie prawo silniejszego!
Kilkanaście lat później uchwalono ustawę o uporządkowaniu praw własności gospodarstw rolnych. Nasza nieruchomość była gospodarstwem z mocy prawa (>1 ha – miała 1,15 ha łącznie z terenem zabudowanym) to prawie kułactwo!!!
Obowiązywały ojca dostawy mięsa i zboża – kupował je po wysokiej cenie na wsi i oddał za półdarmo do skupu!
W chwili wejścia w życie ustawy ojciec od wielu lat był obłożnie chory i opiekowali się nim siostra z szwagrem, udając „gospodarzy”. Wystarczyło podać świadków i zostało się prawnym właścicielem gospodarstwa. Po długim okresie nasza ojcowizna wróciła do rodziny (choć szwagier to przecież nie rodzina). Niby szczęśliwe zakończenie, ale do „happy endu” było jeszcze daleko. Drobnym drukiem były pewne uzupełnienia ogólnej myśli, dla jednych korzystne, dla innych nie. Otóż chcąc uniknąć sporów między potencjalnymi spadkobiercami, chętnymi do współwłasności, zwolniono nowych gospodarzy z wszelkich zobowiązań wobec roszczeń osób prywatnych. W efekcie rozdarło to wiele rodzin i do śmierci rodzeństwo już ze sobą nie rozmawiało. W naszej rodzinie gardłowała tylko bratowa (też nie rodzina), ale siostra po likwidacji gospodarstwa, wymuszonej przez plan urbanizacyjny, sprzedała działki i podzieliła pieniądze między rodzeństwo, choć nie była do tego zobligowana. Chciała jednak wyczyścić księgi wieczyste z hipoteki Wontrobki i wtedy zaczęły się prawdziwe boje prawne, które już ja prowadziłem ze Skarbem Państwa, bo długi nieprywatne musiały być zwrócone państwu, tam nie było zmiłuj! Proboszcz nie miał żony, ani oficjalnego potomstwa. Nie dało się ustalić innych spadkobierców, więc Skarb Państwa z łaski zgodził się na rolę spadkobiercy niemieckiego proboszcza. Prosiłem o przeliczenie „Goldmarek” na złotówki i siostra zapłaciła dług i wyczyściła hipotekę. To był dopiero koniec całej afery. Ojciec tego nie dożył, nawet nie wiem czy ten News doszedł do niego w zaświaty, skoro nie praktykował?
Najnowszy numer POLITYKI dodaje do naszej dyskusji dwa teksty: pierwszy to wywiad z profesorem UŚ Markiem Szczepańskim o tożsamości śląskiej, a drugi red. Michała Smolorza o śląskich powstaniach domowych. Pan profesor ( następny z kolei) kwestionuje istnienie narodowości śląskiej, co mnie osobiście wyklucza z realnego bytu, ponieważ nie mam tego komfortu, jaki posiada @antonius w powoływaniu się na niemieckość. Koronnym argumentem profesora w negowaniu istnienia takiej narodowości, jest brak ujawnionych tendencji państwowotwórczych śląskiej nacji. Nie mam zamiaru dyskutować z takimi argumentami, ponieważ przyjmując takie kryteria, należałoby skreślić z list narodów dziesiątki ( o ile nie setki nacji). Celnym spostrzeżeniem pana Marka jest zwrócenie uwagi na edukację w zakresie historii Polski, która ogranicza zakres nauczania do dziejów Królestwa Kongresowego. Ku mojemu kolejnemu zdumieniu (tym razem radosnemu), pan profesor nie wyklucza jednak w dłuższej perspektywie autonomizacji Górnego Śląska.
Brawa dla Michała Smolorza, który swoim tekstem przybliża nieobeznanemu czytelnikowi obraz powstań śląskich, które do tej pory uchodziły za takie, a nie były. Każde miało inny charakter i poruszane było przez inne sprężyny. Szczególnie jestem mu wdzięczny za kilka skreślonych zdań o ks. Carlu Ulitzce, którego (gdybym żył w tamtych czasach) poparłbym całym sercem. Szkoda, że taka postać nie stoi na cokole obok Korfantego, bo choć się różnili, to los zgotował im podobny koniec.
@antonius
/W zasadzie do takiej konferencji jeszcze nie doszło i nie dojdzie. /
A konferencja 4+2 i traktat z 14 listopada 1990?
@bartoszcze,
skoro ci tzw. Polacy mieli rację co do podziału to ciekawe dlaczego nikt w Komisji ich jedynie słusznej racji nie podzielał. I co ciekawe to nie Niemcy wywołali zbrojną ruchawkę w obronie swojej wersji tylko odwrotnie? Jak Kali walić drągiem Hansa po głowie to jest zawsze dobry uczynek?
Janie, to nie jest czat, ale żeby czekać 10 godzin na ukazanie się wpisu?
Szkoda, bo to był najszybszy blog POLITYKI przed nowoczesnością (?????)
@ bartoszcze pisze:
2011-04-13 o godz. 17:18
***A konferencja 4+2 i traktat z 14 listopada 1990?***
Drogi B.!
Dla mnie 4+2 to seks grupowy! Czekam na normalny: 1+1!
Bartoszcze!
Ja nawet nie jestem już pewny, czy w ogóle byłem kiedykolwiek w Poczdamie!
Sprawdzę w starych dokumentach, kiedy to czytałem.
Panowie!
Zawsze zwycięscy dyktują warunki według WŁASNYCH interesów….
Czy traktat Wersalski, Trianon, Londyński, wnosiły coś poza podziałem wpływów dla wielkich tego świata?
Przecież dzielono wiele krajów wbrew rozkładom etnicznym.
Kto był za powstaniem państwa Słowaków? Chorwacji? Ślązaków? Ukrainy?
Te nacje nie miały swoich adwokatów. Ale gdyby była wola polityczna, to by powstały…..
Przecież państwa historyczne to zlepek mniej lub bardziej zunifikowanych plemion o wspólnym interesie. Dawniej spajał je monarcha, obecnie tradycja wielowiekowej współpracy.
@Galicyjok
/skoro ci tzw. Polacy mieli rację co do podziału to ciekawe dlaczego nikt w Komisji ich jedynie słusznej racji nie podzielał/
Francja, czyli nikt. To wariacja na temat Jarry’ego?
I ciekawe, że skoro tzw. Ślązacy mieli rację co do niepodległości, to nikt w Komisji ich jedynie słusznej racji nie podzielał?:)
/ to nie Niemcy wywołali zbrojną ruchawkę w obronie swojej wersji/
Ciekawe czy gdyby Włosi poparli linię LeRonda, to jaki użytek zostałby zrobiony z tej broni, którą zupełnie przypadkiem od pierwszego dnia ruchawki dysponowali ochotnicy Selbstschutzu, z kaemami, możdzierzami i pociągami pancernymi.
@antonius
Traktat był 1+1:)
Jak się robi realpolitik i ustanawia granice- świetny kawałek historii o Zaolziu……
http://forteca.w.activ.pl/zaolzie.html
Wszystkie granice w tamtych czasach ustalało się przez DYKTAT!!!
Obecne zresztą również……
Zaolziu…….
@bartoszcze
Ciekawa wizja historii – im bardziej Prosiaczek zaglądał tym bardziej Puchatka nie było…. tak w stylu „patriotycznego” Oberprezesa?
pewnie złośliwi antypolacy twierdzą, że to wasze typowe stawianie sprawy – jak wam fakty nie pasują tym gorzej dla faktów. Nacja szmalcowników tradycyjnie udająca bohaterów oporu?
nawet wasza zakłamana wikipedia – której waszmośc wielkim jesteś znawcą – twierdzi, że powstanie było z góry przygotowywane na długo przed plebiscytem. Czyżby wcześniej spodziewano się przegranej z kretesem i z góry zakładano, że jego wyniki będą bez znaczenia?
/Francja, czyli nikt./ Skoro was Franucuzi poparli – to po co wam był zbrojny zamach? Chyba, ze jednak nie…..
/jaki użytek zostałby zrobiony z tej broni, którą zupełnie przypadkiem od pierwszego dnia ruchawki dysponowali ochotnicy Selbstschutzu, z kaemami, możdzierzami i pociągami pancernymi./
O! Co by było gdyby było? ale jednak nie było?
Złośliwi antypolacy mogliby zadać pytanie: Ciekawe jaki użytek zrobiłby Rydz – Śmigły z tych swoich szwoleżerów w zupełnie przypadkiem glancowanych oficerkach gdyby nie przegoniłyby ich czołgi…..?
Jak na razie to polska wikipedia pełna jest opisów „heroicznych” polskich pociągów pancernych i ich wyczynów – o niemieckich nie ma tam słowa…
Kochani ludkowi, czytocie wy ta POLITYKA czy niy? Przeca jest ło czym pytlować!!!
Coś fajnego o NAS
http://wiadomosci.onet.pl/kiosk/tworzy-sie-narod-slaski,1,4240638,kiosk-wiadomosc.html
„Czy zatem tożsamość śląską da się pogodzić z polską?
Da się je połączyć, tak jak śląską i niemiecką. Ślązacy są typową grupą pogranicza kulturowego, o czym od prawie wieku piszą wszyscy badacze zajmujący się tą problematyką. W Niemczech ich specyfikę zauważał Max Weber, w Polsce akcentowali ją Józef Chałasiński czy Stanisław Ossowski zaraz po włączeniu Śląska do Polski – zarówno w II RP, jak i PRL późniejsze badania socjologiczne tylko to potwierdzały. Tak jak w przypadku grup pogranicznych, jedni będą się czuć Ślązakami o większej bliskości kulturowej polskiej, inni – niemieckiej.”
Spokojnie, rzetelnie i bez histerii napisane…..
Drogi @Śleperze,
czytamy – artykuł Smolorza jest jednym z najlepszych. I Kochanowskiego też. Wreszcie ktoś pisze otwarcie, jak wygląda kształtowanie tzw. pamięci historycznej – zwłaszcz na kluczowym przełamaniu miedzy pamięcią komunikatywną a pamięcią kulturową – i że z tego wynika, ze to czego w szkołach polskich uczą to nachalna propaganda z Priwislinia i jego wizji historii. A z prawdą to ma tyle wspólnego co zaszłoroczny śnieg…..
nawet w tejże „Polityce” jest obok reklama dworu – hotelu gdzieś między Gdynią a Zoppot pod tytułem „świetność posiadłości Sobieskiego” – to dośc dobrze pokozuje stan świadomosci historycznej….
Może czas przypomieć sobie, że „elegancki patriotyzm z białych rękawiczkach” s wstylu Gazety Wyborczej i ten toporny a al Oberprezes – to są dwie strony ale tego samego medalu i obie robią „patriotyczną” wodę z mózgu w stylu „patriotyzm/nacjonalizm polski tak, wypaczenia (a la Radiao M. i Obeprezes) nie”. Pytanie: czy to jest jakaś róznica?
Może czas stawiać sprawę jasno: heroiczny mit II RP i Piłsudksiego tudzeż AK stworzyli komuniści – najpierw wbrew sobie: propagandą próbowali obrzydzać, ale pamięc domowa przechowała inną narrację a brutalny reżim państwa totalitarnego stał w takim kotraście do poprzednie rzeczywistości, że wygładzić i wyprasował wszystkie kanty dawnych czasów. I nikt już nie chciał pamiętać, że II RP była autorytarną dykaturą i reżimem z nacjoanlistycznym nalotem gdzie palono cerkwie „nieprawomyślnych” a oponenci się zatruwali kanapeczkami w więzieniu (jak Rozwadowski) albo umierali w dziwnych okolicznościach (jak Korfanty) lub znikali bez wieści (jak Zagórski).
Potem komuna szła na kompromisy. Bo musiała. Poszukiwała legityzmizacji swej władzy – co innego być politycznym ugrupowaniem a co innego władcą kraju podbitego, w którym 6 lat wojny i okupacji sprzyjało nacjonalistycznym i kesnofobicznym postawom. Więc już od 1946 w czsie refermendum i „zagospodarowania” Ziem zgarniętych na zachodzie aż się roi od bogoojczyźnianiej i patriotycznej retoryki – Akowców prześladowano nie za wrogośc wobec ZSRR ale za „antypatriotyczne” postawy i „faszyzację” – to już był bolszewizm narodowy. Kolejna fala „patriotyzmu” przyszła w latach 60-tych. Komunistyczna religia była już skompromitowana i nawet sami komunisci w nią nie wierzyli (także w ZSRR po obaleniu Chruszczowa ten proces zaszedł, wcześniej „do oborny matuszki Rosji” wzywał w cerkwiach Stalin). Nową legitymizacją był patriotyzm Moczara i straszak antyniemiecki – pod hasłem przyjdą i zabiorą miał gwarntowac wieczną władzę PZPR, bo to tylko ona dawała radziecki protektorat na układem Jałta-Poczadam a warsiawie gwarantowała władzę nad ziemiami zachodnimi. Kto podważał sojusze władzę ludową – ten podwazał odwieczną władzę nad Stettin und Breslau? To wtedy w ramach „polsko-komuszego” pojednania stworzono mit powstania warsiawskiego po którym jeździ teraz Oberprezes – Anders i Giedroyć na Zachodzie raczej wuważali, że autorów pod sąd nalezy postawić za tę niepotrzebną jatkę. Zamiast tego za komunistyczne pieniadze rozpoczął się kult i do tego „ogólnonarodowy”. Antyniemieckie serialiki – „Kolumbowie” i cała machina przez dwa pokolenia hodowała obenych klientów Krakowskiego przedmieścia. W takiej komuszej zdrowej a narodowej tradycji znajdowało się mieśce na rogatywki polskiej armii za Jaruzela czy tryumfy nad Czechoslawacją w 1968 ale już nie było miejsca na pamięć o opresji na Śląsku, czystki etniczne na Łemkach i Ukraińcach (które przeprowadzili generałowie II RP jak Mossor). Wyparował nawet Holocaust wykonany na żydowskich współobywatelach przy życzliwej bierności nacjonalistycznie nastawionych „patriotów” – bo wymagałby rozliczeń z zagrabionym majatkiem. Odbyły się porcesy ale nie znalazło to miesca w podręcznikach i edukacji – dopiero 50 lat po wojnie Gross w oparciu o stare akta sądowe sprawę przypomniał. Teraz „okupanci” na Sląsku, którym się przypomina w jakim charakterze i czyjego nadania oni i ich przodkowie tu przybyli przeżywają „dysonansik poznawczy” a Oberprezes (przy cichym wsparciu znawców wikipedii) odkopuje stare Gumułkowskie papiery przypominając „byliśmy, jesteśmy, będziemy” czy się wam podoba czy nie. coż….. ZSRR też tak uważał….
@Galicyjok
Z elementarną niewiedzą pisowców mi zwykle szkoda czasu dyskutować i wybacz Waść, ale Waściną niewiedzę na temat plebiscytu i powstań potraktuję analogicznie. Książki, książki, książki polecam..
@bartoszcze
ksiązki, ksiązki, ksiązki….
….a najlepiej wikipedię
i to tylko koniecznie polską tylko, bo tam tylko krynica zdrowej a narodowej mądrości w jedynie słusznym wariancie
@bartoszcze (14:16),
„Książki, książki, książki…”, książkami, i owszem.
Ale czy mógłbyś mi proszę wskazać paluszkiem, w którym to konkretnie miejscu np. o 10:51, k.k. Galicyjok duby smolne bredzi?
Dziękuję z góry, jak rzadko który.
16.04.2011, godzina 09:04(CET),
mój wczorajszy komentarz (22:41) czeka od 10 godzin na akceptację.
Skierowaliście go do laski marszałkowskiej?
Kompletna ŻENUA, tak to się chyba dzisiaj zwie!?
Gaście światło i do łóżeczek.
Zachętę do czytania książek przeczytałem po Szkle Kontaktowym i byłem zbyt zmęczony, aby to skomentować. Zrobili to inni. Tak się składa, ze około 70 lat temu już miałem zaliczonych kilka tysięcy przeczytanych książek i to „różnistych” jak się mówi po śląsku. Od klasyków typu Goethe, Schiller, Lessing i mój ulubieniec Storm do „Mein Kampf” prezesa pewnej partii, albo co gorsze, super rasistowską „Die Sünde wider das Blut”, której tezy i obrazy zostały nawet w mej starczej pamięci. Ponieważ „dalej kontynuowałem” ciągoty do czytania to nie potrzebuję teraz zachęty, gdy nie potrafię już czytać żadnej książki z powodów zdrowotnych.
Chciałbym jednak, aby „bartoszcze” wskazał mi książkę (lub lepiej link w Internecie), która uczciwie wyjaśni jeden „drobny dla istnienia ludzkości, ale bardzo istotny dla dużej liczby młodych Ślązaków krok polskiej władzy”, że pozwolę sobie skorzystać z rocznicy wyczynu Gagarina i oglądania z bliska ziemskiego Trabant’a przez innego kosmonautę:
W roku pańskim 1950, a więc 5 lat po przyjściu „Mateczki Polski” na Śląsk, dokonano czystki etnicznej w liceach ogólnokształcących w Opolu. W moim liceum usunięto, bez podania przyczyny, znaczna liczbę autochtonów, uniemożliwiając im dalsze kształcenie ogólne. Mogli przejść do szkól zawodowych (według hasła, jeszcze dziś nie przebrzmiałego, że Ślązak nadaje się tylko na robola na rzecz „Panów”, nowych Kulturträgerów) albo na znak protestu do Seminarium Duchownego w Nysie – dlatego mam dużo kolegów księży. Jednemu się udało dotrzeć do matury, bo rodziców było stać na to, aby go wysłać poza Opole, ten został lekarzem. Byłem jednym z najlepszych uczniów w szkole i chyba dyrektor (żydokomuna) żałował i mnie zostawił wbrew zaleceniu, ale dużo dobrych uczniów usunięto.
Pokaż mi, o bartoszcze! książkę historyka polskiego, który mi wyjaśni przyczyny tej chamskiej dyskryminacji ukochanych przecież Ślązaków, którzy przez 700 lat oparli się skutecznie przemożnej germanizacji i zachowali elementy polskiej kultury – co służyło w mediach zagranicznych jako alibi dla zagarnięcia tzw. „ziem obcyckanych”. Byłbym wdzięczny za wskazanie dzieła historycznego w którym to działanie jest uzasadniane, bo ja tego nie rozumiałem kiedyś i nawet dziś mam wątpliwości. Jedyne co mi przyszło na myśl to obawa „świeżych” właścicieli Śląska przed nową inteligencją rodzimą, bo istniejącą już odsunięto bezpardonowo na boczny tor, usuwając wszystkich wykształconych Opolan, patriotów polskich z przed wojny ze stanowisk administracyjnych i ośrodków władzy, a reprezentantem „naszym” ustalono zdemoralizowanego kretyna z KPD, Mrochenia.
Też chciałbym, aby się znalazł choć jeden sprawiedliwy w tej Sodomie polskich, a szczególnie opolskich historyków, który opisze uczciwie, jak to było z obsadzaniem wszelkich stanowisk po 1945 u nas. Byłem młodym człowiekiem, nie czytałem gazet i nie miałem radia, zresztą to nie było nawet istotne, bo nic nie przeciekało, więc nie wiem jak ta czystka przebiegała w pozostałych liceach, ale tylko w jednej szkole zmarnowano życie wielu zdolnym i pracowitym chłopcom z pod-opolskich wsi, które w plebiscycie optowały za Polską, a którzy po tym akcie dziwnej zemsty za plebiscyt i udział w powstaniach nie mieli szans pokochać takiej macochy – Polski. Teraz są starcami, ale mogli przekazać swoją miłość do Polski potomnym i stąd hipoteza prezesa o „zakamuflowanej opcji” jest pewnie usprawiedliwiona. Pamiętam, gdy córka zasłużonego powstańca powiedziała: „Gdybym umiała, to bym zabiła wszystkich Polaków trepem” i miała powody, które opisałem kiedyś w Silesii.
Mój przypadek jest inny. Urodziłem się w miasteczku, gdzie plebiscyt wygrali Niemcy, a miasto zostało „oczyszczone” z powstańców przez niemieckie bojówki, nawet zmieniło nazwę, przyjmując nazwisko dowódcy (Heydebreck). Co do mnie i mojej rodziny to „dopier…ła nam Polska Ludowa nieźle, a nawet późniejsza Nieludowa (moje określenie „Nieludzka”) w inny sposób, systematycznie, stosując dyskryminację przez 60 lat. Nie pozostawiło to głębokich blizn w mej mentalności, ale też nie wzmogło fali „narastającego” w mym sercu patriotyzmu dla nowej ojczyzny, lub jej władców.
@Klopfer
Akurat tej wypowiedzi z 10:51 nie komentowałem, ale choćby bzdura w 18:40 czy 23:11, że niby polskiego stanowiska co do zasady nikt nie popierał, jest ewidentna do bólu. Wszystkich nie mam ani czasu, ani siły prostować.
Cóż, wymóg panagalicyjokowej propagandy jest taki, że fakty należy przemilczeć, a nawet zakłamać, gdyby tylko okazały się niewygodne, a jak się nie wie, co z nimi zrobić, to najlepiej napisać pięć stron nie na temat i udawać, że fakty się tym przykryły – byle było „złe priwisle”.
Pyrsk!
Zrobię sobie teraz mały teścik na wiarygodność tutejszego moderatorstwa i zapytam, gdzie podział się ten oto mój kawałek(?):
Klopfer pisze: Twój komentarz czeka na akceptację.
2011-04-16 o godz. 09:04
16.04.2011, godzina 09:04(CET),
mój wczorajszy komentarz (22:41) czeka od 10 godzin na akceptację.
Skierowaliście go do laski marszałkowskiej?
Kompletna ŻENUA, tak to się chyba dzisiaj zwie!?
Gaście światło i do łóżeczek.
@Śleper ;
Oczekujesz komentarza do najnowszego wydania POLITYKI . Niestety nie mam papierowego wydania w ręku ,pozostnie mi czekać kiedy numer przeniosą do internetowego archiwum .
Mogę podzielić się dosłownie jednym zdaniem -opinia mojego chrzestnego Fatra .
Piotr, rocznik 1903 ,uczestnik III powstania pod koniec długiego , pracowitego życia ( przed wojną zbudował duży pietrowy dom z cywilizacyjnymi wygodami II polowy XX w.) i bardzo długiego zycia mówił mi tak;
„Waldek po nam bylo robić te powstania ? PO CO ? Tak mówił swiadek histori . On w czasie IIWŚ nawet w Auchwitz ,a ciocia Klara w Terezinie (Czechy )z dziećmi – więc dostał w dupę od Niemców ,a jednak to PO CO??
Rozczarowanie Polską tą IIRP,tą PRL i tą IIIRP ,chciaż w tym ostatnim przypadku , ( rozmowa miala miejsce bodaj w 1995 lub 1996 roku )nie mogła jeszcze odpowiadać .Myśle ,że Pietrek byłby zadowolny kiedy po anchlusie Polski do UNI otworzyły się ślaskie drzwi do samodzielnosci ,do odtworzenia tego co prawie znikneło ,co zliwidowała Polska .
Zawsze żałowalem ,że nie porozmawiałem o jego 1921 roku kiedy mial 18 lat , jak to wtedy było .
Dlatego tak ważne są relacje żywego swiadka histori Ślaska @Antoniusa ,którego relacje ,opinie i komentarze czytam z nadzwyczajną radością i uznaniem za to ,że ON pojawił się na blogach POLITYKI .
Szacunek dla Pana @ Antoniusie .
Waldemar
ps.
Nie pamietam w którym to było roku ale chyba na przelomie lat 40/50 z tym wspominanym Pietrkiem ,jego synem Stasiem -moim kuzynem, pojechaliśmy do Chruściny k/ Grodkowa gdzie brat Pietrka był farorzem . Wyjazd z czarnego Ślaska do takiej oazy zapamietałem na lata .Pod koniec lat 50- tych juz jako taki sobie lekkoatleta byłem dwukrotnie w Głuchołazach na obozie ( Pływalnia park )
Dziś to ruina – ruina ! , szlag mnie trafia ,że nowi ludzie nie potrafili choć utrzymać takiej infrastruktury uzdrowiskowej .
Szalg mnie trafia z bezsilności .
Do Czytelników: Ten Zwiazek, tak tutaj przez pana Dziadula eksponowany, nie gra wiekszej roli na Górnym Slasku.
Ten artykul, to w duzej czesc i dezinformacja.
Glówna, zeby nie powiedziec jedyna prawdziwa,
to Ruch Autonomii Slaska.
Aha i jeszcze cos:
„A co na to Polacy? Co na to Ślązacy związani z opcją polską? ”
Nigdzie nie zauwazylam, zeby pan Dziadul nazwal inne opcje tez Slazakami. A ton (dzwiek) muzyke robi. Dlaczego „Niemcy”, a nie „Slazacy zwiazani z opcja niemiecka”, na przyklad ???
Dzwiekowa, tzn. slowna manupulacja. Faul.
@antonius
Mój drogi! Chciałbym móc Ci taką konkretną pozycję wskazać, ale nie będę ukrywał – nie jestem historykiem i nie jestem w stanie czytać ani nawet śledzić wszystkiego, co tylko sie wydaje. W ciągu ostatnich 15 lat wydano jednak sporo publikacji na temat niezbyt chlubnych posunięć PL na Śląsku powojennym, a czy w którejś konkretnej jest odpowiedź na Twoje pytanie – poszukam.
@antonius (11:08),
MEISTER (für mich seid Ihr doch einer!), prosza Wos nie fabularyzujcie tukej niepotrzebnie, bitte! Som żeście Jahrgang 1932-1935(?), dlatego w zdaniu; „Tak się składa, ze około 70 lat temu już miałem zaliczonych kilka tysięcy przeczytanych książek i to „różnistych” jak się mówi po śląsku”,
chyba leko(?) przesadzocie, tego nawet som Kim Ir Sen, abo jego gynialny synek Kim Dzong II nie szafnyli!? To tak ino na rancie, bo pod resztom Waszych tekstow idzie – moga – sie podpisać jednoryncznie łobiema, czyma rynkoma. VERGELT`s GOTT!
@bartoszcze (11:27),
należysz na tym blogu do „champions league”, więc nie bądź proszę gołosłownym, nawet jak Cię ktoś z okręgówki o coś spyta.
Minęło 11 godzin o mojego komentarza z wczorajszego dnia a on dalej czeka na akceptacje moderatora . W tym samym czasie na blogu Janiny Paradowskiej znajdziemy az 16 komentarzy( wtym jak zawsze intwresujacy @narciarza 2 piszacego z US) ,co ciekawe nawet kilka z 17 kwietnia .
Panie Janie ! Czyżby schładzano Pański tekst ze względu na trwajacy spis ?!
Wystepuje jawna dyskryminacja !
@bartoszcze
kto tu ma fakty w pogardzie?
jasne, ze ktoś polskie stanowisko popierał. sami polacy -a zatem było „jedynie słuszne stanowisko” – „cierpiącego i utyskujacego, wiecznie ukrzywdzonego”?……
jakby was poparła Europa – nie urządzalibyście zborojnych buntów i przewrotów….
O ile pamiętam to Europa wschodnią waszą granicę „poparła” wam na linii Curzona – tez się na to „poparcie” powołujecie?
Ciekawe, nie?
zawsze Kali wybierać z traktatów, co Kalemu pasować?
@Waldemar,
Widzisz, mnie by bardzo interesowało, czy Tyn Twoj Potek, tylko stawiał ciągle to pytanie;
„PO CO nam było robić te powstania?”, czy może kiedyś wreszcie odpowiedzial sobie (Tobie) na nie?!
Ale jo pytań z ty zorty miołbych dużo więcej, nie tylko PO CO je robiono, ale KTO je robił, JAK je robił, czymu „one” się w ogóle nazywają powstaniami (śląskimi), itd. itp.
Chciołbych to „skonfrontować” z tym, co o tych „mitach” godało sie (i dali godo) w kręgach moich krewnych i znajomych, którzy znali to z autopsji.
Byłoby to o tyle ciekawe, że somy – zdowo mi sie – z jednego eku (w kożdym razie pora grobow momy chyba na jednym friedhofie?)
MfG
K.
@Waldemar, też się zgadzam z tobą, że nasz @antonius jest bezcennym uczestnikiem tego blogu, bo ze swoim wiekiem wniósł bagaż osobistej pamięci cząstki dziejów Śląska. Nie zawsze się zgadzam z jego opiniami, ale cóż by to była za dyskusja, gdybyśmy się ze wszystkim z sobą zgadzali.
Ja głównie korzystam z opowieści zasłyszanych od moich krewnych i znajomych, i bardzo żałuję, że w latach 70-tych (to był ostatni moment) nie zainteresowałem się głębiej losami moich dziadków i starszych członków rodziny.
Redaktor Smolorz szkicując ( z konieczności pomieszczenia tekstu) przyczyny wybuchu powstań domowych na Śląsku napisał, że pierwsze swoją praprzyczynę miało w rewolucji listopadowej w Niemczech, a bezpośrednim zapalnikiem stała się masakra strajkujących górników pod kopalnią Mysłowice. W tej ruchawce ( niektórzy twierdzili że klasowej – jest w tym sporo racji) wziął udział mój dziadek, a dwa następne przesiedział w więzieniu za strzelanie do niemieckich policjantów. Koniec końców z więzienia wyszedł ( mieszkańcy Opala zrzucili się na adwokata), ale kara została tylko odroczona do 1940 roku. Zanim wybuchła wojna był wolny, ale ówczesna władza robiła wszystko, żeby było to dosłowne i praktycznie nie mógł znaleźć pracy ( to potwierdza przyczynę klasowego charakteru wybuchu powstania w 1919 roku). Miał przypiętą łatkę komunisty, choć ponoć nigdy tak o sobie nie myślał.
@Klopfer, 2 tys. to też już stanowi parę, a jak sobie szybko przeliczyłem (średnio jedna książka na tydzień), to też mogę się niedługo zapisać do tego klubu.
Pozdrowienia dla wszystkich
ps. Myślę, że te opóźnienia wynikają jednak z chęci ataków prawdziwych patriotów na ten blog.
@Klopfer pisze:
2011-04-16 o godz. 20:53
*** prosza Wos nie fabularyzujcie tukej niepotrzebnie, bitte! Som żeście Jahrgang 1932-1935(?), dlatego w zdaniu; „Tak się składa, ze około 70 lat temu już miałem zaliczonych kilka tysięcy przeczytanych książek i to „różnistych” jak się mówi po śląsku”,
chyba leko(?) przesadzocie, tego nawet som Kim Ir Sen, abo jego gynialny synek Kim Dzong II nie szafnyli!?
Klopfrze!
Jak szacujemy „tan świnian” to proszę bardzo! Po przeczytaniu mojego komentarza oczekiwałem na zarzut choć akurat nie Twojego. Pomyślałem, że pisanie kilkaset byłoby bezpieczniejsze, ale po dłuższej próbie przypominania sobie doszedłem do wniosku, że intuicja mnie nie zawiodła na manowce. Zróbmy poważne szacowanie. Zacząłem czytać gazety w wieku 3 lat. Książki połykałem po kilkanaście tygodniowo z Boromäusbibliothek naszego kościoła od 1938/39 z regularnością zegarka wlokłem tomiska kilka razy w tygodniu ( bo ze szkoły miałem około sto metrów do biblioteki, a zakonnica dała tylko 5 naraz). Czytałem całą wojnę i po wojnie mniej więcej do 2003 roku, gdy ciężki udar spowodował, że zaglądam tylko do Kishona i kilku ulubionych książek, które czytam wielokrotnie. Łącznie nie jestem w stanie powiedzieć, ile w całym życiu przeczytałem książek, dobrych, byle jakich i prawdziwy „Schund”. Moja aktualna biblioteka niemiecka w piwnicy jest niedaleko tysiąca. Chciałem ją przekazać mniejszości, ale nie chcą z dwóch powodów:
1) Przyjmują tylko książki śląskie i o Śląsku,
2) potencjalni czytelnicy nie umieją czytać starej czcionki (Kochfraktur).
U mnie większość jest drukowanych po staremu, poza tym z śląskich mam tylko mój „życiorys”!? Mam na myśli dzieło Eichendorffa
„Aus dem Leben eines Taugenichts” ,
mała książeczka, jak i osiągnięcia mego życia. Mam jeszcze trochę Dolnośląskich dzieł Paula Kellera, reszta to klasyka i science fiction z lat 20-tych i 30-tych XX wieku (Hans Dominik). O Konsalikach nie wspomnę, trochę kryminałów. Książki pójdą na śmietnik, bo moje potomstwo czyta albo po polsku, albo po angielsku.
Wracam do szacowania. Przyjmując dwie książki dziennie a czytałem w dzień i w nocy pod poduszką i to bardzo szybko, mogłem w roku połknąć około 700 książek, a zacząłem współpracę z katolicką biblioteką w 1939 roku i korzystałem do stycznia 1945. Szacuj ta świnia! Jeśli nawet limitu dziennego nie wykonałem zawsze, to chyba intuicyjne dobrze napisałem. Ponadto korzystałem nie tylko z biblioteki, ale ze zbiorów prywatnych przyjaciół rodziców, a kto mi podrzucił „Mein Kampf” tego już nie pamiętam, a co gorsze „Die Sünde wider das Blut” – straszna książka. Byłem przekonany, że to jakiś przyjaciel Rosenberga pisał, a tu klops! Mr Google poinformował mnie, że ta rasistowska książka jest z 1918 roku, gdy Adolf jeszcze leżał w błocie pod Verdun jak mój ojciec. Przeczytałem m. in. komplet Karola Maya (około 50 tomów) i wszystkie dzieła Achermana, szwajcarskiego pisarza katolickiego, a nawet wiele książek będących na kościelnym indeksie, których na pewno nie miałem z biblioteki przykościelnej. Np. „Der Pfaffenspiegel”, najbardziej tępiona przez kler książka o łajdactwach KK na przestrzeni dziejów.
Znów mógłbyś to uznać za „fanzolenie” i zapytać, co ja robiłem w okresie szkolnym? Czy aby się w ogóle uczyłem? Otóż czytałem, bo w szkole jedyną rzeczą, w której w mojej ocenie nie byłem lepszy od nauczycielki to było pisanie. Czytanie i rachunki miałem w małym palcu, rodzice nie mieli czasu mną się zająć, a w całym młodym życiu miałem tylko dwie zabawki – organki i taką walizeczkę nakręcaną na 3 kółkach, za którą biegał chłopeczek i potem usiadł na walizce. Wczoraj przez Skype’a oglądałem wysoki na metr stos zabawek mojego prawnuka – dziesiątki lub setki zabawek, miękkich lub twardych, kupionych przez jego rodziców lub „dostanych”. Biedne to dziecko! Ja czytałem i z kory drzew „wyschnitzlowałem” okręciki, które spływały z roztopami wiosennym z górki – którą miałem do szkoły, a z pędów kasztana piszczałki, lub puszczałem samoloty papierowe, a gdy byłem starszy popędzałem biczem bąka drewnianego lub bawiłem się w kulki. Wsio! To były zupełnie inne czasy i nawet komputerów nie było!!!
Dlaczego mniemałem, że jestem mądrzejszy od nauczycielki? Skoro ona pyta dzieci o coś, to znaczy, że tego sama nie wie – a ja to wszystko wiedziałem! Miała ze mną krzyż pański, choć nigdy jej nie dokuczałem celowo, tylko się wtrącałem, gdy koledzy zawiedli. Nawet z kąta jeszcze jej pomagałem, gdy czegoś nie wiedziała.
Zastanawiam się czasem czy to czytanie mi pomogło w życiu, czy wręcz przeciwnie. W karierze zawodowej mi nie pomogło, bo poszedłem w „nauki ścisłe”, ale ogólny pogląd na życie chyba miałem dzięki temu szerszy a bogactwo wyrazów w dwu językach pomaga mi przy rozwiązywaniu krzyżówek.
PS
Uważasz, ze jestem mniej zdolny niż te „Sku…syny czy Ding Dongi”. Pewnie nie umiem tak wykorzystywać ludzi, ale w czytaniu Kochfraktur i Sütterlin jestem na pewno lepszy.
Mam na komputerze 14 odmian S. oraz jedną K.
Posłałbym ten tekst w tych wersjach, ale „łerdpres” tego nie strawi.
@Galicyjok
/kto tu ma fakty w pogardzie?/
Tradycyjnie Waćpan, w ostatnim komentarzu po raz kolejny, czyli w warunkach recydywy.
@wszyscy
Zgadzam się, że opóźnienia są irytujące, ale pamiętajmy o jednej rzeczy: osobą, która musi „zaakceptować” nasze wypowiedzi, jest [b]Gospodarz[/b]. Czy sądzicie, że specjalnie zagląda do komputera dla naszej wygody, w piątek, świątek, niedzielę i w nocy?
A do Gospodarza pytanie: naprawdę nie da się wyłączyć konieczności zatwierdzania?
@antonius,
ich nehme alles zurück!
Wyboczcie, ale jo już łod dziecka mom alergia na wszelko przesada!
„Peerel jest dziesiątą potęgą gospodarczą świata, w Efie na ulicy nie znojdziesz ani jednego peta, a jak już, to jest to „Klubowy” abo „Sport” usw. usf.”
Uważom Wos – nie jo jedyny na tym blogu – za ślonsko perła, ale mimo to, abo może właśnie skuli tego, oczekuja od Wos cobyści „dowali zawsze świadectwo prowdzie” – choć wiadomo, że licentia poetica pozwolo na „to i owo”, bydźcie ale take dobre i nie przyprowiejcie diobłom ani aniołom trzecich – tym pierszym rogow, tym drugim skrzydeł.
„…Ja czytałem i z kory drzew „wyschnitzlowałem” okręciki, które spływały z roztopami wiosennym z górki – którą miałem do szkoły, a z pędów kasztana piszczałki, lub puszczałem samoloty papierowe, a gdy byłem starszy popędzałem biczem bąka drewnianego lub bawiłem się w kulki. Wsio! To były zupełnie inne czasy i nawet komputerów nie było!!!”
Czytając to, ciarki mi po puklu lotajom, co Eichendorff & Co. zwali chyba Weltschmerz.
Bo mom świadomość, że z Wami (Ihr solltet 120 werden!) i Waszom generacjom stracymy bezpowrotnie, bezcenne źródła silesiańskiej wiedzy i kultury!
Toż paczcie tam jako i haltet stets die Ohren steif!
Klopferze drogi!
Dziękuję za Życzenie (120 lat), ale nie dodałeś „w zdrowiu”!
Przypomniałem sobie dwie rozrywki dziecięce, o których tu nie pisałem:
1) Dokonywałem pamięciowych obliczeń w wieku 3, 4 lat i to idące w miliony!!! Ojciec chcąc mnie mieć z głowy zadał mi trudne obliczenie, które sobie zapisał na kartce. Po chwili przybiegałem z wynikiem, na ogół dobrym. Klienci ojca nie wierzyli i mnie testowali. Dostałem na ogół 50 fenigów (złotówka przedwojenna) i to był pierwszy mój zarobek, uczciwie uzyskany.
2) W wieku szkolnym zabawiałem się tzw.”pinkaniem”. Uderzyło się monetą w ścianę i moneta dokądś poleciała. Po kolei inni robili to samo, starając się trafić jak najbliżej (jak „bule” we Francji – tu nie przedrzeźniam prezydenta, choć po francusku były „boules”). Byłem w tym bardzo dobry i zawsze miałem przyzwoite kieszonkowe. Było to połączenie hazardu ze sportem, ale walka była zawsze uczciwa.
Skoro jest o książkach, właśnie jestem w trakcie czytania dzieła prof. Ryszarda Kaczmarka ” Polacy w Wehrmachcie”. Bez obawy, nie będę wam streszczał ani cytował tekstu, ale chciałbym się podzielić pewną refleksją. Otóż, chodzi mi o to, że w ostatnich latach politycy i część historyków próbuje za wszelką cenę zbudować tożsamość Polaków na dwóch tragicznych wydarzeniach z II wojny. Tym tzw. mitem założycielskim ma być powstanie warszawskie i mord na polskich oficerach w Katyniu. Mnie przeciętniakowi zdaje się, że w tych dwóch sprawach nie da się już wiele odkryć i opowiedzieć, a jednak im dalej od tych tragedii, tym więcej tajemnic jest do ujawnienia. Wobec powyższego zjawiska następuje z każdym rokiem większa intensyfikacja badań w tym zakresie, a przez to ustawia się te wydarzenia jako jedyne godne szczególnej pamięci. W związku z tym mam pytanie, co z tymi pozostałymi kilkoma milionami ofiar wojny, które nie miały „szczęścia” polec w Warszawie lub Katyniu. Jak czują się bliscy tych kilku milionów mało znaczących śmierci? Idę o zakład, że nie ma w Polsce rodziny, która nie straciła swoich krewnych w wyniku działań wojennych ( obojętnie czy to na frocie, czy też od przypadkowej kuli). To są jednak małe miki, bo jeśli weźmiemy pod uwagę dane pomieszczone w książce prof. Kaczmarka, to TE rodziny są już na pewno poza wspólnotą NARODU. I tu wcale nie idzie mi o fobie prezesa partii PiS, bo on jest jeden, a poparcie ma w milionach. W świetle tych faktów uznawanie nas Ślązaków za dekonstruktorów polskiego państwa jest nie tyle niesprawiedliwe, co pozbawiane wszelkich podstaw. Polskę rozwali na wrogie kawałki prawica i jej nienawistna ideologia.
@antonius,
naturalnie, że życza Wom doczekania tych 120. w nojlepszym zdrowiu, ale mom świadomość, że z rolsztula, ani choby ino z tego „gupiego” rolatora już Wos wyciongnonć nie poradza! Pieronym SCHADE!
To że łod bajtla mieliście grajfka do nauk ścisłych i już przed bierzmowaniem (konfirmacjom?), poradzieliście „wyrecytować” π do dziesiontego miejsca po przecinku, w to nie wontpia ani sekundy, ale fakt, żeści byli dobre w PINKOLE (tak sie „fachowo” zwie tyn narodowy sport ślonski „młodzieży” płci żodniejszy) nasuwo mi pomysł (propozycjo dlo Wos), cobyście podreperowali Waszo pynzyjo, łopinkolujonc okolicznych starzikow?! Do ciepanio używejcie ale ino złotowek, no nojwyży ełro, bo przy krugerrandach mogom sie Wom ABW, abo inkszy – HERR BEWAHRE(!) – IPN w ta niywinno zabawa wpier….ć!
w ramach tradycyjnych złośliwości o anty-charakterze
i rozciągając wątek przywołany przez @Ślepera…
polska historiografia doszukuje się tego żdziebełka krwi polskiej u Kopernika tudzeż Marię Curie uważa za Polkę (ciekawe co na to Francuzi)
ale już się tej „polskości” tak pracowicie nie doszukuje np. u Von Dem Bacha – Zelewskiego (on sobie nawet o „polskim” pochodzeniu przypomniał siedząc w obozie) czy u Mansteina (ciekawe czy był on bardziej „polski” niż Kopernik?)
ach gdzie ci chłopcy z tamtych lat…. Dzierżyński, Wyszyński (Andrzej – ale też patriota bardzo znany), Marchlewski, Rokossowski, Świerczewski…..
a może i Stalin – miał wszka takie urocze szlacheckie wąsiska…..
Tak o to można sobie odpowiednią „narracją” historię jedynie słusznie poustawiać….
@Śleper
/w ostatnich latach politycy i część historyków próbuje za wszelką cenę zbudować tożsamość Polaków/
I wychodzi im to równie wiarygodnie, jak odgórne określanie tożsamości Ślązaków. Większosć Polaków ma te próby w głębokim.
/Polskę rozwali na wrogie kawałki prawica i jej nienawistna ideologia./
Mam wiarę, że Polska to jednak wytrzyma.
@Klopfer!
Nie mam szans. Wkoło tylko młodsi, którzy chyba nie pinkali, poza tym z Rollstuhla nie ma tej precyzji, a gdzie te piękne, równe ściany z czerwonej cegły, gdzie miałem wytrenowane uderzenia? Wszędzie ocieplanie ze styropianu.
Czy to „n” miało oznaczać greckie „pi”? Jeśli tak to jesteś w „mylnym błędzie”. Ja tylko dodawałem duże liczby lub mnożyłem przez liczby jednocyfrowe i to do milionów, ale pewnie zamieniałem mnożenie na wielokrotne dodawanie, tak przypuszczam. Robiłem sobie podobno w powietrzu jakieś kropki i to mi pomagało.
Odnośnie „pi” to wiem tylko, że służyło mojemu wykładowy do dokuczania panienkom. Zawsze kazał wymienić „pizdo-kładnością” do ileś tam cyfr. Ja nigdy nie wyszedłem poza 3,14179, tego nie chciałem się nauczyć. Mogę Ci przyznać, że moja naprawdę genialna pamięć do cyfr z pierwszych lat życia, to źródło mojego kieszonkowego, przestała funkcjonować na poziomie pierwszej klasy gimnazjalnej, znormalniała doszczętnie, choć i tak nie była najgorsza, skoro bez problemów uczyłem się kilku języków z niezłym skutkiem.
Oho, znowu kolego @bartoszcze musi swoje dwa fenigi wtrącić, bo byłby chory, gdy choć raz musiał się z kimś ( nie koniecznie ze mną) zgodzić. Bo cóż to znaczy „odgórne określanie tożsamości Ślązaków”? Czy istnieje jakaś instytucja ( która umknęła mojej percepcji) do odgórnego określania kto jest Ślązakiem. Czy ja tu komuś z piszących posty wmawiałem, że skoro od pokoleń ( taki np. @Pyjter z Bytomia) mieszka na Śląsku, to musi się określić jako Ślązak? Nie, niczego takiego nigdy nie napisałem, bo są to odczucia bardzo osobiste. Swoje rozterki na temat swojej tożsamości wyłożył nam nasz kamrat @antonius i nie widzę żadnych powodów do podpowiadaniu mu kim powinien się czuć. Każdy z piszących tu Ślązaków ma swoją osobistą historię i pamięć rodzinnych dziejów, którym jak się przyjrzeć, składają się wspólną narrację historyczną i to ona czyni z nas tą INNOŚĆ, a przez to wspólnotę nie przystającą do polskich narracji. Dla mnie osobiście nie jest w tym nic szokującego, ale druga strona chce nam za wszelką cenę narzucić dzieje, z którymi się słabo identyfikujemy i zgody być nie może na takie dictum.
Tak w ogóle @bartoszcze, ja Polsce życzę samych sukcesów, nie mam żadnego interesu w kłopotach kraju, którego jestem obywatelem.
@Sleper
/są to odczucia bardzo osobiste/
Manifestacyjnie się z Tobą zgodzę. Ubolewam jednak, że podszedłeś do mojej wypowiedzi z takim nastawieniem, jakie zaprezentowałeś, co zaburzyło Ci jej percepcję.