Podwyżki zamiast prywatyzacji

Był dobowy strajk w kopalniach Jastrzębskiej Spółki Węglowej, zapowiadana jest blokada wysyłki węgla. W imię czego następuje eskalacja konfliktu? Górnicy, a raczej stojący za nimi działacze związkowi, boją się prywatyzacji. Ma być jak jest!

Na państwowego właściciela łatwiej tupnąć nogą – spełni wszelkie żądania, szczególnie przed wyborami – niż na prywatnego. Problem w tym, że kopalnie nie są własnością tylko tych, którzy w nich pracują, a państwo liczy, że z upublicznienia pierwszej transzy do budżetu wpłynie 2 – 3 mld zł (cały tegoroczny plan prywatyzacyjny to ok. 15 mld zł). Giełdowy debiut wyznaczony został na 30 czerwca br.

Jeżeli minister skarbu uprze się przy tym terminie, a górnikom nie uda się przewrócić prywatyzacyjnych planów, to i tak może być to najgorszy debiut z możliwych. Kto rzuci się na akcje spółki targanej strajkami i dobijanej karami – jeżeli dojdzie do blokady sprzedaży węgla – za niedostarczony surowiec? Jeden ze związkowców powiedział nawet, że jak światowy potentat stalowy ArcelorMittal nie dostanie węgla do swoich koksowni, to wymusi na władzach JSW ustępstwa. Co za naiwność, co za filozofia?

Mittal się wścieknie, to oczywiste, i na krótką metę będzie chciał za wszelką cenę zdobyć węgiel dla koksowni. Koks i stal znowu są na świecie w cenie! A w dłuższej perspektywie? W Mongolii trwa właśnie budowa gigantycznej odkrywkowej kopalni węgla koksowego. Jego wydobycie będzie wielokrotnie tańsze niż w kopalniach jastrzębskich. Mongolski węgiel ma wjechać przez Rosję i Ukrainę szerokim torem do Europy. W Polsce do Sławkowa, na Słowacji – do Koszyc. Będzie tańszy, mimo przejechania tysięcy kilometrów, od jastrzębskiego. I co zrobią dzielni związkowcy?

Nie ma lepszego momentu na debiut giełdowy, niż teraz. Jest świetna koniunktura na węgiel koksowy. JSW zarobiła w ubiegłym roku na czysto ok. miliarda złotych i chce w tym roku powtórzyć ten wynik. Ma szansę drogo sprzedać swoją skórę, czyli akcje. Ale nic nie jest dane raz na zawsze. Jeszcze dwa lata temu, kiedy ceny na węgiel były kiepskie, w JSW wprowadzono wolne piątki i sięgano po gotówkę odłożoną w lepszych czasach. Udało się przetrwać, ale też tamten okres pokazał, jak trudno jest sterować państwowym gigantem w momentach kryzysowych.

Dzisiaj jest dobrze, ale żeby przetrwać i sprostać konkurencji jastrzębskie kopalnie muszą inwestować. Potrzebne są pieniądze. Banki nie kwapią się do kredytowania górnictwa, skąpią pieniędzy nawet najlepszym spółkom, bo ich wyniki to zawsze wielka niewiadoma. Pieniądze są na giełdzie, ale w referendum za strajkiem i przeciwko prywatyzacji przez parkiet wypowiedziało się ponad 95 proc. załogi. Co ciekawe kilka lat wcześniej załoga podlubelskiej „Bogdanki” (na giełdzie od połowy 2009 r.) prawie takim samym wynikiem poparła prywatyzację kopalni! Ciekawe sprawy w naszym węglu się dzieją, bardzo ciekawe.

Warto przypomnieć, że za akcje „Bogdanki” rzucone w pierwszej transzy płacono 48 zł, a w drugiej, w marcu 2010 r., szły już po 70 zł za papier. Jesienią ub. r. koncern NWR chciał je kupić po prawie 101 zł (w dniu wezwania płacono za nie 90 zł). Wrogie przejęcie się nie powiodło, ale rozgłos wokół „Bogdanki” wywindował jej akcje do ponad 120 zł za sztukę. Pod koniec tego roku swoimi akcjami będą mogli już handlować górnicy. Rekordziści dostali po ponad 1000 papierów. Pod Lublinem wszyscy chwalą prywatyzację: bo kopalnia ma pieniądze na inwestycje, no i sporo gotówki będzie można włożyć do portfela.

W Jastrzębiu górnicy generalnie nie chcą prywatyzacji, ale gdyby rząd parł do niej wbrew woli załogi, to domagają się 10 proc. podwyżki dla każdego (zresztą bez prywatyzacji także chcą podwyżek). Stanowisko zarządu JSW jest takie: zgoda na podwyższenie o 10 proc. puli płac, ale pod warunkiem wprowadzenia systemu motywacyjnego. Podwyżki dostana najlepsi, nawet więcej niż 10 proc. Na to nie ma jednak zgody związków zawodowych.

Związki chcą utrzymania kontroli państwa nad JSW (50 proc. + 1 akcja) i przeznaczenia wszystkich wpływów z giełdy na inwestycje. JSW: kontrola państwa tak, ale nie można zagwarantować, że wszystkie pieniądze tu wrócą – są jeszcze potrzeby budżetowe.

Związki chcą gwarancji zatrudnienia na 10 lat, JSW – na 5 lat (w „Bogdance” górnicy dostali gwarancje na 6 lat). Związki chcą darmowych akcji z puli 15 proc. dla wszystkich pracowników, choć kilku tysiącom się nie należą z powodu późnego rozpoczęcia pracy w JSW. Minister skarbu zgadza się przekazać nieuprawnionym darmowe akcje, które byłyby ufundowane przez spółkę, ale pod warunkiem, że nie dojdzie do zaostrzenia protestu.

Tak toczy się ta gra. Jeden dzień strajku kosztuje w niej 30 mln zł i pogarsza wizerunek firmy w oczach przyszłych inwestorów. Do debiutu pozostały jeszcze dwa miesiące, jest więc czas na wyrwanie się z tego błędnego koła, czas na ustępstwa.

JSW miała w ub.r. 10 mld zł przychodów, miliard zysku, płaciła swoim górnikom średnio blisko 6,8 tys. zł brutto miesięcznie. Mogłaby być wielkim graczem – w swojej Grupie Kapitałowej ma też koksownie – na warszawskim parkiecie i na kilku innych europejskich giełdach. W imię czego mamy pozwolić na zdołowanie takiej firmy?

***

Do spisu wrócę po zakończeniu. Teraz proszę przyjąć Wielkie Wielkanocne Serdeczności. Wszystkiego dobrego w świąteczne dni.