Autonomiści trzaskają drzwiami

Mleko się wylało. Ruch Autonomii Śląska zerwał koalicję z PO i PSL w Sejmiku Województwa Śląskiego.

Jerzy Gorzelik, szef RAŚ, rezygnując z funkcji członka zarządu województwa, uzasadniał swój krok (w największym skrócie) zbytnią ingerencją Warszawy w funkcjonowanie samorządowego województwa – w tym Pałacu Prezydenckiego. Cóż to może się za tym kryć?

Koalicja, z perspektywy kraju egzotyczna i ryzykowna – przetrwała pod ostrzałem krytyki dwa lata i parę miesięcy. Opozycja od początku wzywała do jej zerwania w imię polskiej racji stanu (sic!). W samej PO słychać były głosy niezadowolenia.

Zanim o powodach rozwodu – słów kilka o początkach tego małżeństwa. Samorządowe rozdanie kart w 2010 r. wyglądało tak: PO – 22 radnych, PiS – 11 (obecnie 8, bo jeden przeszedł do RAŚ, kolejny pokochał Solidarną Polskę, a mandat Bogdana Święczkowskiego, b. szefa ABW, wygasł); SLD – 10, RAŚ – 3 (+1) i PSL – 2. W poprzedniej kadencji województwem rządziły PO i SLD, ale Tomasz Tomczykiewicz, wiceminister gospodarki, szef PO na Śląsku – nie chciał słyszeć o powtórce. To on był głównym architektem związku z RAŚ (przeforsował, mimo partyjnych oporów, dokooptowanie autonomistów do naturalnej koalicji PO – PSL) – a potem niezłomnym jego obrońcą. Musiał mieć świadomość tego, że stąpa po polu minowym, bowiem związek z autonomistami nie mógł pozostać bez wpływu na wizerunek Śląska w kraju.

Jerzy Gorzelik, lider RAŚ i nowy członek zarządu województwa nie krył bowiem swego dystansu do państwa polskiego i polskości – wręcz przeciwnie, manifestację własnych uczuć uważał za swoją powinność.

Z wielką rezerwą od samego początku na to małżeństwo spoglądał prezydent Bronisław Komorowski (sprawy śląskie stały mu się bliższe od kiedy upodobał sobie Zameczek Prezydencki w Wiśle): „Chciałbym dać wyraz swojemu zaniepokojeniu tym, że być może zostaje uruchomiony mechanizm, nad którym nikt w przyszłości nie zapanuje i będzie on ze stratą dla państwa polskiego” – mówił w grudniu 2010 r.

Z kolei RAŚ (formalnie stowarzyszenie, a de facto regionalna partia) odniósł wówczas historyczny sukces i był gotów na każdy mariaż, aby tylko wejść (po raz pierwszy od powstania w 1990 r. i po dwóch dekadach politycznego ostracyzmu) – na oficjalne polityczne salony. W koalicyjnym rozdaniu władzy RAŚ dostał pod swoją opiekę (w skrócie) m. in. sprawy edukacji, kultury i historii Śląska. W tym nowe Muzeum Śląskie budowane ze środków publiczno – pomocowych za ponad 300 mln zł.

Jeden z komentatorów śląskiej sceny politycznej uczestniczył w spotkaniu, na którym Tomczykiewicz uzasadniał zaproszenie autonomistów do koalicji: „Daliśmy im historię i kulturę, a to dzisiaj mniej ważne dla województwa” – cytuje wypowiedź sprzed lat. Oznacza to, że szef regionalnej PO miał wówczas nie do końca pełny ogląd sytuacji na Śląsku.

Choćby dlatego, że dzisiejsze województwo śląskie to – oprócz kawałka historycznego Górnego Śląska w środkowej części – także Bielsko – Biała, Częstochowa, Sosnowiec i całe Zagłębie Dąbrowskie, Śląsk Cieszyński i Żywiecczyzna. W tych regionach alergicznie reaguje się – co już kiedyś podkreślałem – na wszelkie autonomizmy i najmniejsze nawet dystanse wobec polskości. Tam, ale także na Górnym Śląsku zdominowanym przez polski żywioł – strzelają dzisiaj korki szampanów.

Pamiętny chaos na Kolejach Śląskich (grudzień 2012) spowodował dymisję marszałka Adama Matusiewicza i automatycznie całego zarządu województwa. Padały wówczas głosy, że to dobry moment, aby zweryfikować stan koalicji i ewentualnie wyeliminować z niej RAŚ. Był to przecież czas gorących dyskusji i sporów o charakter wystawy historycznej w nowym Muzeum Śląskim. Pisałem o nich w tym miejscu. Przypomnę tylko, że skrajne emocje, jakie ona rozbudziła, można zamknąć w pytaniu: ile w tej narracji ma być proniemieckich, a ile propolskich akcentów?! Pytanie drastyczne do bólu, ale wszelkie jego łagodzenie nie ma sensu, ono brzmi właśnie tak.

Po honorowym odejściu Matusiewicza marszałkiem został Mirosław Sekuła, wiceminister finansów. A spekulacje w sprawie koalicji przerwał Tomczykiewicz – ma trwać i koniec dyskusji! W staro – nowym rozdaniu zaszła jednak zasadnicza zmiana, która dotyczyła podziału kompetencji w zarządzie województwa. Z teczki Gorzelika wyjęto m.in. nadzór nad Muzeum Śląskim, a w to miejsce włożono dokończenie budowy Stadionu Śląskiego (posuwającej się od lat w ślimaczym tempie). W tym momencie łatwo było przewidzieć, że koalicja zawisła na włosku, który RAŚ będzie chciał w dogodnym momencie przeciąć.

Wyjście autonomistów to polityczny cios dla koncepcji Tomczykiewicza. Bolesny tym bardziej, że zbiegł się z dotkliwą przegraną kandydata PO w rybnickich wyborach uzupełniających. Co się takiego stało?

Jerzy Gorzelik zarzucił marszałkowi Mirosławowi Sekule uległość wobec mocodawców z Warszawy, co ma wypaczać sens wojewódzkiej samorządności i poważnie ją ograniczać. To tylko przykrywka rzeczywistego powodu, którym zdaje się być (generalnie) odsunięcie RAŚ od pieczy nad instytucjami kultury – a więc nad historyczną i kulturalną pamięcią regionu – na czym autononomistom zależało szczególnie, ze względów oczywistych.

W szczegółach RAŚ wymienił pozbycie się z Muzeum Śląskiego dyrektora Leszka Jodlińskiego (po wygaśnięciu jego kontraktu), odpowiedzialnego za charakter historycznej wystawy stałej. W oświadczeniu zarządu autonomistów (wydanym po zerwaniu koalicji) napisano: „Nie jest tajemnicą, że osoba Leszka Jodlińskiego stała się solą w oku wpływowych polityków w Warszawie, przede wszystkim pana prezydenta Komorowskiego”.

Dalej zarzucono głównemu koalicjantowi stawianie interesów partyjnych ponad interesami mieszkańców regionu – tu chodzi o partyjną nominację do rady nadzorczej Kolei Śląskich, którym jeszcze daleko od wyjścia z kryzysu. Sęk w tym, że takie kadrowe decyzje nie zapadają, o ile się orientuję, bez zgody wojewódzkich władz PO. W sumie: „Obok Muzeum Śląskiego, Kolei Śląskich, również Stadion Śląski urasta do symbolu braku troski o dobro regionu” – brzmi oświadczenie RAŚ.

Przed złożeniem rezygnacji przez Gorzelika w sali Sejmiku Śląskiego pojawił się transparent „Marszałku, niy ma wom gańba!” (nie ma pan wstydu). W swoim wystąpieniu szef RAŚ nie pozostawił na Sekule suchej nitki za styl kierowania województwem – w tym, powtórzę, za uległość wobec warszawskich mocodawców – i za stan śląskich spraw. Wygląda na to, że przez ponad dwa lata autonomistów przy tym nie było!

Z kolei Sekuła w odpowiedzi Gorzelikowi zapytał (też gwarą, a jakże!) czy mu nie wstyd, że był obecny, jak toczyły się rozmowy, a jak jest praca, to go już nie ma?: „Marszałku Gorzelik, nie ma wom gańba, że jak była godka, toście byli, a jak jest robota, to uciekacie?”

I tak sobie po śląsku pogwarzyli.

Co dalej? PO i PSL mają 24 szable w Sejmiku Śląskim liczącym 48 radnych (faktycznie 47, bo po Święczkowskim nadal jest wakat). Większość więc jest, choć najmniejsza z małych. Do koalicji doprasza się SLD, który od początku (podobnie jak PiS) krytykował koncepcję dopuszczenia RAŚ do władzy na Śląsku. Jednak przyjęcie oferty SLD musiałoby być poprzedzone kadrowym trzęsieniem ziemi w wojewódzkich strukturach PO. Na to się na razie nie zanosi.

Było minęło – to o koalicji. Teraz, po rozstaniu, PO musi znieść gorycz kolejnej klęski na Śląsku. Ale przecież widziały gały, co brały.