Koniec ze szmuglowaniem śląskich wartości

Choć majowe prezydenckie weto na jakiś czas przekreśliło status śląskiej godki jako języka regionalnego, to w aspiracjach Ślązaków do posiadania własnego języka coś drgnęło.

Uniwersytet Śląski w Katowicach otworzył roczne podyplomowe studia z języka i kultury śląskiej, o nazwie „Region – Język i Kultura”. Będą kształcić nauczycieli języka śląskiego. MEN dało na start 2 mln zł. W ciągu trzech dni zgłosiło się 28 chętnych pedagogów i tym samym pula miejsc pierwszego naboru została wyczerpana.

To intelektualny lewy sierpowy w odpowiedzi na prezydenckie „basta” wobec ustawy uznającej język śląski za regionalny. W ostatnim spisie powszechnym do codziennego „godania” przyznało się prawie 600 tys. polskich obywateli – głównie na Śląsku i Opolszczyźnie. Na język śląski tłumaczone są dzieła światowej i polskiej literatury. Słychać go na teatralnych scenach i w zaciszu kinowych sal. Ślązacy od 20 lat domagają się uznania śląskiego za język regionalny, a ich samych za mniejszość etniczną. Można zapytać: która z tych dróg jest dla Ślązaków ważniejsza?

W ocenie dr. Tomasza Słupika, politologa Uniwersytetu Śląskiego i członka Rady Języka Śląskiego (w godce to Rada Ślonskigo Jynzyka, powstała przed rokiem, zajmuje się już od jakiegoś czasu także jego kodyfikacją), raczej ta druga: „Ponieważ daje Ślązakom większe narzędzia ochrony swojej tradycji, kultury i tożsamości”. A przecież do języka było już całkiem blisko – na wyciągnięcie dwóch słów, imienia i nazwiska: Andrzej Duda.

Zanim znowelizowana ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym trafiła na biurko prezydenta, w Sejmie i Senacie przeszła przez wszystkie wymagane legislacyjne ścieżki. Na mecie Andrzej Duda uderzył w narodowe dzwony, a wiadomo, że to argumentacja pierwszego i ostatniego ciosu. Wibracje akordu, który brzmi „narodowo”, rozchodzą się po najodleglejszych peryferiach naszego kraju i biada temu, kto chciałby wchodzić w dyskurs.

Andrzej Duda wie o tym jak nikt i wytłumaczył swoje weto… niebezpieczeństwem podkopania przez śląską godkę fundamentów Rzeczypospolitej.

Przypomnijmy jego słowa: „Niedające się wykluczyć działania hybrydowe, jakie mogą być podjęte w stosunku do Rzeczypospolitej Polskiej, związane z prowadzoną wojną za wschodnią granicą, nakazują szczególną dbałość o zachowanie tożsamości narodowej. Ochronie zachowania tożsamości narodowej służy w szczególności pielęgnowanie języka ojczystego”.

Dodał również, że „uznanie etnolektu śląskiego za język regionalny, a tym samym objęcie go ochroną wynikającą z tego tytułu, może spowodować podobne oczekiwania u przedstawicieli innych grup regionalnych”. No, nietrudno sobie wyobrazić, że swoje językowe aspiracje przedstawią górale ze skalnego Podhala, Wielkopolanie, w grze ze swoim językiem pozostają Kaszubi, rdzennych Mazurów niewielu, ale na horyzoncie widać Tatarów, Łemków, Karaimów… Masakra.

A własny język, jak wiadomo, to pierwszy krok do rozbicia dzielnicowego – do rozdarcia Najjaśniejszej niczym kawałka sukna. Nieraz to przecież przerabialiśmy!

Spokojnie, bez emocji… Nie wszyscy w kraju myślą jak aktualny prezydent – do wyborów nowej głowy państwa kilka miesięcy. Jeżeli w tym czasie nie zmienią się faworyci, to w przyszłym roku śląski może już być językiem regionalnym: chronionym i wspieranym przez państwo. Wcześniej musi przejść kolejny raz przez wszystkie legislacyjne szczeble.

Z rezerwy budżetowej na start języka regionalnego, pogrzebanego przez prezydenta, spłynęło 2 mln zł. Niewiele, ale to na początek, aby uczyć tych, którzy będą uczyć. W jakieś perspektywie będą to roczne wydatki mniej więcej do 500 mln zł. Na programy, podręczniki, pensje dla nauczycieli… Na cały system.

Rektor Uniwersytetu Śląskiego prof. Ryszard Koziołek powiedział, że głównym przedmiotem na nowym podyplomowym kierunku jest język śląski (w tym m.in. poznanie literatury, ortografii, wymowy) i jego kulturowe zaplecze. To nowość w stosunku do istniejących studiów podyplomowych z wiedzy o regionie, które od ośmiu lat są na uniwersytecie. Można powiedzieć, że jest to rodzaj specjalizacji: „Uniwersytet Śląski ma w swojej nazwie nazwę regionu. Nie jest to tylko nazwa, a zobowiązanie. Mieszkańcy regionu są obywatelami tego kraju i mają prawo do tego, aby ich język i kultura były przedmiotem badań akademickich i edukacji”.

Przy okazji inauguracji roku szkolnego „Dziennik Zachodni” rozmawiał z Marcinem Melonem, nauczycielem regionalistyki i języka angielskiego, a zarazem członkiem Rady Języka Śląskiego. Zaprzeczył twierdzeniom, że do tej pory edukacji regionalnej na Śląsku nie było. Natomiast brakuje kompleksowego podejścia do tego zagadnienia: „Na spotkaniach nauczycieli regionalistów najbardziej częstym czasownikiem jest przemycanie. To takie zjazdy szmuglerów, którzy mówią o przemycaniu treści regionalnych. (…) Mam nadzieję, że ta szmuglerka wreszcie się skończy i będzie można to robić legalnie, w oparciu o przepisy prawa oświatowego i z wsparciem finansowym z naszych podatków”.

Lecz jaki to ma być język śląski, skoro podstawowych godek jest przynajmniej kilka?

„Ucząc angielskiego, mam świadomość, że inaczej mówią w Yorkshire, inaczej w Liverpoolu, a mimo to te odmiany funkcjonują i mają się dobrze. To ma być język (śląski – JD) najbliższy. W tym kierunku chcemy iść, aby był najbardziej naturalny, bliski każdemu. I mam nadzieję, że nigdy nie dojdzie do sytuacji, że nauczyciel powie do ucznia: godo się tylko tak, jak ja mówię”.

Pomimo weta prezydenta Ślązacy nie odpuszczają w dążeniu do własnego regionalnego języka. Zaczynają od nauki tych, którzy godki będą w szkołach uczyć. I to jest to.