Barbórkowe rozmaitości
Barbórkę świętuje dzisiaj w całym kraju kilkaset tysięcy górników różnych branż, w tym około 120 tys. węgla kamiennego. Św. Barbara pojawiła się na Śląsku w XIV w., wraz z niemieckimi gwarkami i do dzisiaj właśnie tutaj jej kult jest najbardziej żywy.
W oddawaniu jej czci nie przeszkadza nawet to, że w 1969 r. Kościół katolicki, wątpiąc w jej historyczny byt, usunął patronkę górników z wykazu świętych powszechnych.
Przez wieki wielokrotnie chciano ją wygumkować z górniczej przestrzeni. Choćby w 1787 r., kiedy Prusy zbudowały urzędową kopalnię rud cynku pod Tarnowskimi Górami. Próbowano wówczas, czcząc rocznicę tego wydarzenia, która przypadała w sierpniu – wprowadzić powszechne świętowanie właśnie w tym miesiącu. Ale górnicy (gwarkowie), wierni swej odwiecznej tradycji, wykpili to „owsiane święto” i niefortunny pomysł spalił na panewce. Jej kult zwalczano w czasach Kulturkampfu i w III Rzeszy. Po wojnie święta triumfalnie wróciła do kopalń, choć na krótko.
Przy sprzyjających warunkach – Barbórka była świętem obchodzonym hucznie, na czele z władzami; w trudnych i historycznie skomplikowanych czasach – ukradkiem i w zaciszu ważnych dla górników miejsc. W kościołach.
Jeszcze 4. grudnia 1947 roku dygnitarze komunistyczni wzięli udział w mszy przy ołtarzu św. Barbary, w podziemiach kopalni Niwka-Modrzejów w Sosnowcu – pisze Monika Bortlik – Dźwierzyńska, historyk, w swojej pracy poświęconej tradycjom górniczym. Uczestniczył w niej prezydent Bolesław Bierut, minister przemysłu Hilary Minc, marszałek Michał Rola – Żymierski. Radio transmitowało mszę na całą Polskę. Ale to był już koniec pewnej epoki. Św. Barbara musiała opuścić cechownie kopalń i ich podziemia. A jej wyznawców zganiano na górniczą Barbórkę, która za Gomułki, a szczególnie za Gierka – stała się prawie świętem PRL. Zjeżdżali na nie najwyżsi partyjni i państwowi dygnitarze. Dopiero w latach 1980 – 81 św. Barbara zaczęła pojawiać się w kopalniach, a oficjalnie wróciła na swoje miejsce przy górnikach w 1989 r.
Co tu dużo gadać – podziemni kamraci zawsze byli oddani przede wszystkim władzom niebieskim, bo wiedzieli, że fedrowanie to groźne zajęcie.
Pierwszy prawdopodobnie opis uroczystości w języku polskim relacjonuje (Opis Królestwa Polskiego, J. M. Wiślicki, 1850): „W dniu tym ustaje praca we wszystkich zakładach górniczych (…) Robotnicy różnego stroju i rodzaju w paradnych mundurach zbierają się oddziałami przed biuro okręgowe, a następnie, mając na czele wyższych urzędników, z rozwianymi chorągwiami i muzyką, udają się w porządku do kościoła w Będzinie. Tam zanoszą modły do swej patronki, św. Barbary, aby za jej przyczyną mogli się uchronić od nagłej śmierci, która im przy tak niebezpiecznych pracach prawie co chwila zagraża”.
Górnicy kochają patronkę z całego serca, ale też czują do niej respekt: każdego roku, często przed swoim świętem, lubi zabierać wielu do siebie, do swojego biesiadnego stołu. Kto wie, może tych, co są dla niej najważniejsi? W tym roku zaprosiła 26. górników (w tym 21 z kopalń węgla kamiennego) na wieczną szychtę, choć siedmiu z nich zginęło (pod koniec marca) w wypadku drogowym, na Żywiecczyźnie, wracając do domów – a nie w kopalni. Śmierć poniósł także kierowca. Święta Baśka ich nie upilnowała, choć powrotu górników do domu powinna strzec na równi ze św. Krzysztofem. Zresztą w ostatnich dniach i św. Krzysztof był na polskich drogach bezradny – wyglądało na to, że bezpieczniej jest pod ziemią.
Dzisiaj świat pędzący na złamanie karku, wiele prostych niegdyś prawd przewraca na opak: odsuwa w niepamięć etos górniczych familoków, okruchy starych tradycji – i niekoniecznie „synowi podziemnych, czarnych światów każdy chętnie poda swą dłoń” (to z górniczego hymnu).
Tym bardziej należy życzyć im: Szczęść Boże! – i tylu wyjazdów, co zjazdów. Taki też jest ukłon dla Górniczego Stanu ze strony „Polityki”. I mojej.
Komentarze
Prowadzilem dzis wiele rozmow ,to naturalne ,że chociaż telefonicza rozmowa połaczy na kilkanascie minut wspomnienia o tych co pracowali na Grubie ,sa na emeryturze ,bądz jak ten młody 21 -synek co to zaczyna prace na „Wieczorku ” a jego pradziadek Ludwik -Hajer robil tam ponad 45 lot i nie zawalił nawet jednej szychty .
Dzis rano grala tradycyjna orkiestra na uliczkach Giszowca ale na „Korei „tylko dwa konski ,nie tak radosnie jak dawniej tak godają.
Ponieważ Jan Dziadul marginalnie pisze o Barborce w czasow PRL to musze napisać ,ze w tamtym czasie po morzach i oceanach pływaly 21 statki ktore mialy w swojej nazwie KOPALNIA . Do tego dodac trza 11 statkow z nazwa HUTA .
i 8 statkow o nazawch Ślaskichmiast .
Dyrekacja Polskiej ŻEGLUGI MORSKIEJ zawsze delegowala na Ślask ludzi z tych patronackich statkow na Barborke .Oj wspomnienia !!!!! Super mieli opinie Ślazacy u Barci marynarskiej a na tych statkach sporo gorniczych pamiatek -tak bylo .
Tych stakow juz niema ( wycofano z eksploatacji ) bo wodowane przed 1989 a
plywaja tylko dwa, juz nie kopalnie a Ziemia Gornoślaska budowa 1990 – 26206 DWT i Ziemia Cieszynska budowa w 1993 – 26048 -DWT
Siwietujcie mili Ludkowie Kamraci !!!
dopisek ;
m/s Ziemia Górnośląska pływa pod bandera Liberi , najnowszy statek m/s Szczecin pod bandera Bahams , W eksploatacji PŻM nie ma ani jednego statku którego nazwa łaczyła by sie ze Ślaskiem zreszta z Zagłebiem tysz nima .
Nie ma polskiej badery na morzach , wiec troche mniej żal ,że nima ślaskich nazw.
Prosze tez napisac o aktualnym wykorzystywaniu (naduzywaniu) „Barbórki” do celów propagandowych, czasami nacjonalistycznych/szowinistycznych. Przyklad: Komorowski 2010, 2011, 2012.
Dziękuje za życzenia Janie.
Muszę się przyznać, że na przełomie lat 70-80 unikałem wspólnego świętowania wedle oficjalnego programu kierownictwa. Nie potrafiłem machnąć ręką na dysonans pomiędzy dniem powszednim na kopalni i świętem Barbórki. Mało kto zdaje sobie sprawę, że na co dzień stosunki pomiędzy pracownikami (przełożony/podwładny) bardziej przypominały te z „Cesarza” Kapuścińskiego, lub dzisiejszych korporacji (to była ulubiona lektura pracowników tychże na zachodzie). Dwa razy zdarzyło mi się nie przyjść na akademię i nie odebrać „wyróżnień”, poklepywania po plecach i bełkotu pochwał po kilku sznapsach. Były lata, że pracownicy dozoru technicznego czekali na moment, aż szef pójdzie do domu, bo obawiali się restrykcji i szykan w przypadku, gdyby Jego Cesarska Mość zapragnął „dowiedzieć” się jakichś szczegółów ze zwykle nieudanego fedrowania.
Tamte oficjalne Barbórki nie istnieją prawie w mojej pamięci, ale chętnie wracam do tych spędzanych w gronie przyjaciół, a szczególnie w domu Augusta. Bo moi mili, August zawsze na Barbórkę robił świniobicie i był fajer jak sto pieronow.
Ale co tam, dzisiaj jest już inaczej, a rano przed domem wszyscy podziwialiśmy sąsiadkę w pięknym stroju śląskim – właśnie wybierała się do kościoła, ażby razem z chórem zaśpiewać nam piykne pieśniczki.
Pyrsk ludkowie
Waldemarze!
Wiem co nieco o tych zmianach w żegludze, o zaniku polskiej floty… no i o zmianie bander! To jest ogólnoświatowy trend z powodów finansowych. Dotknął też Twoich sąsiadów z zza Odry. Ostatni statek wycieczkowy „Deutschland” zmienił barwy klubowe, a gdy kapitan zaprotestował ze względów patriotycznych, to armator go wyrzucił.
PŻM ma swoje statki zameldowane na wyspach Pacyfiku, gdzie jest więcej statków niż mieszkańców. Pamiętam „Armię Ludową”, i podobne statki, na których pływał mój zięć, spałem nawet w kabinie pilota. Obecnie mój wnuk jest na statku francuskiego armatora, ale z banderą „Bahamas”, a statek był zbudowany w stoczni Komuny Paryskiej w Gdyni- „rzęch” – jak mówi wnuk, ale dzielnie obsługuje Zachodnią Afrykę – na dole. W tej chwili stoi w Kamerunie, kilka dni wcześniej „ładował orzeszki ziemne dla prezesa Kaczyńskiego w Gabonie” (dwa porty), a wróci koło 1. 1. 2013 do Antwerpii.. i następna runda aż do republiki Congo (Port Gentil).
Odnośnie Barbórki powiem tylko jak mój ujek:
Glueck auf!!!
i żeby nie wspomnieć najnowszej historii jak premier Buzek na Barbórkę kazał strzelać do protestujących Gwarków?
Fakt, Buzek dobre panisko, kazał strzelać z broni gładkolufowej.
Pewnikiem min. za to został szefem PE
Jak jakieś c..le pseudogórnicze zamiast świętować Barbórkę jak należy przyszły robić wieś, to czego się spodziewały?
w dzisiejszej Rzepie jest pewien artykuł, który chyba lepiej ilustruje myślenie tzw. „rodaków” z Priwislinia o Śląsku niż cokolwiek innego. Dotyczy wprawdzie relacji rosyjsko-niemieckich ale wystarczy trochę poprzestawiać nazwy…..
Formalny tytuł mówi coś-niecoś o „Uroku Imperatorowej” ale powinien brzmieć „myśli i obsesje zdeklasowanego szlachciury z patriotycznego zaścianka”. Autor chyba wbrew sobie dotknął nieuchwytnie istoty rzeczy. Chłop wyjdzie ze wsi ale czy wieś wyjdzie z chłopa – mawiano kiedyś. Powstaniec wyjdzie z lasu i piwnicy ale czy las i piwnica wyjdzie z powstańca?
z szyderczym pozdrowieniem
i druga ciekawostka też „pośrednio” odnosząca się do Śląska. Polnische Vertrieben za wszelką cenę blokują potępienie brutalny czystek etnicznych znanych jako Akcja Wisła (i uprzedzając kolegę: Tak, tak – wszystkie ofiary tej humanitarnej operacji, podobnie jak w Łambinowicach zmarły tylko na katarek). Jak Kalego wyczyszczają to zły, oj zły uczynek, jak Kali innych wyczyszcza to dobra konieczność państwowa i obrona przed terrorem (ale „bandytę z Bezdan”, też w sumie terrorystę i tak na Wawelu pochowamy). Fakt, że czystki dokonały komunistyczne władze i KBW tym razem nie przeszkadza, podobnie jak jarłyk na Śląsk, Pomorze i Lubuskie z rąk tego okropnego Stalina w Jałcie otrzymany….
chichot Klio?
@ Galicyjok 8 grudnia o godz. 17:39
Dlaczego uważasz ze kontynuacja wielowiekowego mordowania się Polaków z Ukraińcami w PRLu, na podłożu religijnym byłaby OK ?
Ukraińców, przeniesiono z beznadziejności zadupia, z kurnych chat z klepiskiem zamiast podłogi, strzechą, bez prądu, bez wodociągu i ze sraczem za stodołą. Do murowanych domów z pełną infrastruktura na Ziemiach Odzyskanych. Gdzie mieli nieporównywalne możliwości nauki, pracy, wypoczynku.
A najważniejsze, przestaliśmy się nawzajem mordować tylko dlatego bo Watykan miał/ma ochotę zrobić z nich katolików.
Zyli wśród Polaków bez żadnych szykan, mieli takie same prawa jak wszyscy w PRLu. I Ty to nazywasz czystką etniczną ?
Prezydent Kwaśniewski potępił Akcje Wisłę ale moim zdaniem zrobił głupotę . Chyba chodziło o podlizanie się Pomarańczowym
Zacznę od wyrażania mojej opinii o jakości wykształcenia polskich prawników. W moim długim życiu zetknąłem się osobiście w kontaktach służbowych może z kilkunastoma prawnikami, od zawodowo uprawiających „sprawiedliwość” – sędziów, prokuratorów i adwokatów i profesorów prawa na wyższej uczelni. Poziom wykształcenia jest żenujący. Również u tych prawników, których wypowiedzi i działania znam tylko z mediów.
Na wstępie przypomnę mój kontakt z prawnikami z „najwyższej półki” – profesorem prawa na uniwersytecie. Rektor przydzielił mi do współpracy przy opracowaniu statutu uczelni wybitnego profesora prawa. Pan profesor referował podczas posiedzenia Senatu zręby statutu i odpowiadał na pytania kolegów. Zauważyłem, że nagminnie myli numery cytowanych paragrafów. Po posiedzeniu idziemy korytarzem i pytałem go o takie dziwne zachowanie prawnika, gdyż każdy detal jest bardzo istotny. Odpowiedział mi szczerze:
„Panie kolego, mnie cyfry nie interesują,.. no… chyba, że chodzi o moje honorarium”!!!
Wtedy wiele spraw stało się dla mnie jasnych. Zrozumiałem np. dlaczego Pani Gronkiewicz-Waltz nie zrozumiała ustawy o radach narodowych – tam też były cyfry, nie związane z honorarium.
Dwaj bliźniacy – prawnicy również wykazali się swoistym rozumieniem podstaw wymiaru sprawiedliwości. Ten „naukowo” mądrzejszy (habilitowany) niezbyt dobrze rozumiał treści konstytucji i liczby krzeseł w samolocie lub w Brukseli, a kwiatki „doktora” na przestrzeni lat pokazują, że chyba jego profesorowie mieli podobny stosunek do prawa jak ten mój kolega.
Pamiętam sprawy wyroków sądów, związanych z przyznaniem własności nieruchomości w Gdańsku i na Mazurach. Wtedy pan Jarosław, wsparty opinią pewnej „profesórki” prawa stwierdził, że sądy nie powinny stosować się do ustaw, uchwalonych przez parlament, tylko stosować „polską rację stanu”, choć diabli wiedzą, jak to zrozumieć. W sprawach międzynarodowych króluje to samo kretyńskie powiedzonko „O WYŻSZYCH RACJACH NIŻ UCHWALONE PRAWO.
Według mnie jedynie hierarchowie KK mogą tzw. „prawo boskie” uznać za ważniejsze niż ludzkie, parlamentarne. Oni są w bezpośrednim kontakcie z Bogiem i wiedzą, co trzeba (vide Natanek – światłowodowo, G-W. miała konszachty z Duchem Świętym, ale nie pamiętam metody komunikowania się – może tez komórką, albo bezpośrednio do ucha?).
Myślę tu o narzekaniu na polską administrację, która w oparciu o zawarte umowy międzynarodowe, udzieliła informacji o dochodach obywateli Białorusi, którzy pieniądze na walkę z własnym rządem gromadzili na kontach w Polsce. Podobno mieli łamać prawo w imię „wyższych” racji. To jest haniebne! Rząd powinien wypowiedzieć umowę międzynarodową, a wtedy utajnić fundusze walczących z Łukaszenką, tak byłoby uczciwie!
Wspominam o tym, bo ostatnie wypowiedzi prezesa w „mojej” auli, z takim trudem odgruzowanej m. in. przeze mnie po „szlachetnej” działalności prekursorów Solidarności (też braci) wzbudzają we mnie bardzo niskie uczucia (może nie nienawiści, ale pogardy).
Nie wiem tylko, czy prezes jest tak głupi i nieprofesjonalny i nie zna obowiązującego prawa, czy świadomie żąda łamania prawa i zawartych przez polskie rządy umów międzynarodowych. Tertium non datur!
Oba przypadki są żałosne, ale konsekwencje powinny być różne.
Brak znajomości prawa powinien spowodować anulowanie stopnia naukowego lub reedukację – przymusową – jak powtórne zdawanie na prawo jazdy, zarządzane przez sąd piratom drogowym.
Świadome namawianie do łamania prawa powinno skutkować stosowaniem odpowiedniego artykułu kodeksu karnego – od precyzowania „cyfr” są prokuratorzy.
Komentarz jest już za długi, a jeszcze nie doszedłem do konkluzji. Może napiszę ciąg dalszy po obiedzie? Zainteresowanym podam link do portalu TVN24. gdzie produkował się prezes niechcący, bo to przecież niepolskie medium?!?!
http://www.tvn24.pl/kaczynski-o-niemcach-w-polsce-powinni-miec-tyle-praw-ile-polacy-w-niemczech,293439,s.html
@Galicyjok
8 grudnia o godz. 17:39
Szczerze mówiąc, nie wszystko rozumiem z tego komentarza, ale zastanowiło mnie, jak „Polnische Vertrieben” mogą zablokować cokolwiek i gdzie to robili. Pomijam drobiazg językowy – to określenie nie jest poprawne, jest nawet bezsensowne!. Gdybyś napisał „Polnische Vertriebene”, wtedy chodziłoby o ludzi, którzy mogli dokonać czegoś brzydkiego lub wręcz przeciwnie. Forma „vertrieben” jest wynikiem czynności, dokonanej w przeszłości nad człowiekiem, a również oznacza stan tego człowieka, jego status po wypędzeniu (vertreiben – wypędzić). Nie widzę związku z akcją „Wisła”!
Inny drobiazg: Mylisz przyczyny licznych zgonów w Łambinowicach. To nie zwykły katarek a nieżyt żołądka po konsumpcji zieleniny – trawy obozowej. To co podobno nie szkodziło jeńcom radzieckim, szkodziło cywilom śląskim, a to takie zdrowe żywienie u wegetarian.
Bardzo mi się podobała wypowiedź prezesa, napisana na portalu tłustym drukiem:
Niemcy w Polsce powinni mieć tyle praw, ile Polacy w Niemczech – stwierdził prezes PiS Jarosław Kaczyński. Poparł też ideę marszu pod hasłem „Tu jest Polska”, planowanego w maju w Opolu przez tamtejszy PiS. – Ten marsz powinien być zauważony w Polsce i w Niemczech – stwierdził prezes PiS.
Jestem za… a może nawet przeciw? Wszystko zależy od tego co prezes miał na myśli. Jeśli spojrzeć chłodnym okiem na pierwsze zdanie cytatu, nie wnikając w ewentualne podteksty, to spokojnie można stwierdzić, że ta szczęśliwa chwila symetrii już nadeszła. My do nich bez wizy, oni do nas tez. Tam Polak może dostać w mordę, u nas Niemiec też, itd. itd. – każdy może swoje przykłady dorobić. Jest drobna asymetria, polegająca na tym, że w Niemczech i Niemcy i Polacy zarabiają lepiej niż Niemcy i Polacy w Polsce – średnio, statystycznie, bo bogaci są w obu krajach i biedni tez.
Jest ważny problem nazewnictwa: Kto jest Niemcem w Polsce? Może to być obywatel niemiecki, turysta lub biznesmen. A Polak w Niemczech? Analogicznie!
Sądzę, że prezes myślał o „innych” Niemcach i Polakach, mianowicie o polskich obywatelach z tzw. „Mniejszości niemieckiej” , zamieszkałych np. na Opolszczyźnie od wielu wieków oraz o Polakach, którzy osiedlili się w Niemczech i są obywatelami niemieckimi.
Udaje prawnika, więc powinien był wyrażać się precyzyjnie, a postąpił jak ostatni idiota „prawniczy”, lub zupełnie nie znający się na prawie polski patriota-katolik, tzw. ciemny lud Kurskowy, który wszystko kupi.
W tym przypadku nie może być symetrii, bo status mniejszości narodowej ma tylko grupa Niemców w Polsce, a nie mają statusu mniejszości Polacy w Niemczech. Jest to rezultat nieco odmiennych ustaw o mniejszościach narodowych i etnicznych w obu krajach. Bliźniacze ustawy są oparte o uchwałę Rady Europy, którą zaakceptowały oba kraje, ale różnią się w szczegółach, które Rada Europy scedowała na kraje.
Według naszej ustawy mniejszością narodową jest grupa ludzi, która zamieszkuje ponad 100 lat na terenach, które obecnie należą do Polski, a w Niemczech nie jest to tak sprecyzowane, tylko inaczej. Muszą tam być praktycznie od zawsze, np. Duńczycy, których tereny kiedyś tam przyłączono do Niemiec wskutek przegranej przez Danie wojny. Mają tylko 4 mniejszości, spełniające kryteria, Polacy warunków nie spełniają. Nie jest to też problem liczebności, bo Turków jest więcej niż Polaków i też nie mają statusu mniejszości narodowej.
Te wszystkie informacje oraz dużo, dużo więcej powinien posiadać prezes-prawnik, zanim pierdoli coś na ten temat. Przepraszam za kolokwializm!
Czy Polakom W Niemczech jest tak źle, jak Niemcom w Polsce? Daj mi Boże, takie warunki życiowe jak znanym mi Polakom w Niemczech. Ze względu na różnice w ustawach Polacy w Niemczech – niezależnie od czasu zamieszkania lub liczebności nie będą mieć nazwy i statusu prawnego mniejszości narodowej, ale oba rządy zrobiły coś, co według mnie należy tylko wykorzystać właściwie – zawarły umowę o wzajemnej pomocy obywatelom odpowiedniej proweniencji, która oprócz nazwy zawiera praktycznie wszystko co trzeba, pomoc w utrzymaniu tożsamości itp. i to w Niemczech działa bardzo dobrze. Trochę sam widziałem, trochę znam od rodziny i znajomych. W różnych mediach pisałem już wiele na ten temat, nawet ujawniłem wszystkie kłamstwa władz Polonii i ukryte cele. Wiadomo – jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze i tu o duże pieniądze. Porozmawiajcie z mecenasem Hamburą, głównym mącicielem władz Polonii. Aktualnie czuje duże zyski z odszkodowań po katastrofie w Smoleńsku i konkuruje z Rogalskim w dojeniu właściciela tupolewa (polskiego państwa).
Prezesowi dzielnie pomagali inni zawodnicy:
***Temat przywilejów dla mniejszości niemieckiej, Kaczyński podjął po krótkim wystąpieniu opolskiego posła PiS Sławomira Kłosowskiego, który stwierdził, że Opolszczyzna jest regionem zwijającym się demograficznie i zadłużonym, a od lat rządzi w nim Platforma Obywatelska i mniejszość niemiecka.
– Ciągłe incydenty i prowokacje ze strony mniejszości niemieckiej i Ruchu Autonomii Śląska nie pozwalają nam spokojnie żyć w tym województwie – skwitował Kłosowski.***
Nie wiem jak gospodarzą władze Opolszczyzny, ale to pieprzenie zwariowanego posła pisowskiego o incydentach i prowokacjach jest typowo prezesowskie – wiem, ale nie powiem. Mieszkam blisko 80 lat na Opolszczyźnie i o żadnej prowokacji nie słyszałem. Może i są długi w tej „zwijającej” się gospodarce, ale cementownie i Azoty chyba wnoszą swój wkład do PKB, czy jak się to nazywa.
Jeśli poseł nie może spokojnie żyć w naszym województwie, to dam mu radę zmarłego prezydenta – „sp.. dziadu!”
Jest to równie konkretne jak niedawno temu okrzyk tłumu „naukowców” – histe(o)ryków w Instytucie Zachodnim w Poznaniu: „Deutsche raus”!!! Jak w 1945 roku!
Niech spieprzają ci, którzy krócej mieszkają na naszych Ziemiach. Moja rodzina ma dokumenty obecności (i polskości) z połowy XIX wieku, więc ja jestem spokojny. Fakt, że prezes mnie nazwał „zakamuflowaną opcją niemiecką” nie przeszkadza mi, choć nie należę oficjalnie do „mniejszości”, która jakoby rządziła Opolem.
Zastanowię się jednak, czy aby nie przystąpić do RAŚ, to nie jest głupi pomysł. Takich „Kłosowskich” poślemy wtedy tam, skąd przyszli, jeśli nie chcą się zintegrować.
Odnośnie „przywilejów” niech prezes nie gada głupot, bo jeśli są, to nie jest to łaska, tylko wymóg prawa, zaakceptowanego przez rząd i parlament. Nie jest w tym oryginalny, bo podobne żądania stawiała już kilkakrotnie senatórka Arciszewska, Kaszubka zresztą i przyjaciółka Eryki Steinbach.
***”Germanizujemy Polaków”
Kaczyński, odnosząc się do tej wypowiedzi, stwierdził, że jego zdaniem po 1989 r. polskie władze z powodów „idealistycznych” nadały mniejszościom narodowym „daleko idące uprawnienia”, nie dbając o to, by Polacy za granicą mieli podobne.
– Wielu ludzi wierzyło, że te sprawy się wyrównają – powiedział Jarosław Kaczyński. – Jeżeli Prawo i Sprawiedliwość dojdzie do władzy, to będzie stosowana zasada następująca: tyle praw Niemców w Polsce co Polaków w Niemczech. Asymetria będzie zniesiona – dodał. ***
To idiotyczne z tymi „powodami idealistycznymi”. To był wymóg uchwały Rady Europy, przyjętej przez rząd polski i nie żadna uprzejmość i nie ma żadnego wpływu np. na to, czy Obama pokocha chicagowską Polonię czy nie, lub Merkelowa niemieckich Polonusów. Nawet nie wspomnę o cudownych warunkach życia Polaków na Litwie i Białorusi. Tym niech prezes pomaga, Polakom w Niemczech jest nawet za dobrze, bo wróciliby nawet pieszo, gdyby im tam było źle.
PS
Zapomniałem o czymś co mnie wysoce ubawiło. Poseł pisowski zażądał, aby dopuścić do dwujęzycznych nazw miejscowości tylko tam, gdzie jest >51 % chętnych, a nie >20 %, jak zapisano w ustawie. To jest prawie genialne, a więc kretyńskie. Co to za „mniejszość”, gdy stanowi np. 80 % (>51 %)???
Logika iście pisowsko-prezesowa!
Wtedy Polacy staną się „mniejszością i mogą walczyć o swoje prawa.
Z tymi nazwami to i tak głupota moim zdaniem, chyba że zna je GPS. Starzy turyści wiedzą, gdzie mieszkali, a młodzi nie znają tych starych nazw. Jaka jest np. ogromna różnica miedzy „Zalesie” i „Salesche”? Ja nie mam problemu, bo nie ma u nas tych 20%, więc nikt z takim pomysłem nie wystąpi.
Sprawa byłaby inna, gdyby powracać do nazw z okresu hitlerowskiego (1936), gdy wszystko zniemczono (np. Salesche na Gross Walden). Te nazwy są dobrze znane i zapamiętane przez moje pokolenie, ale młodzi ich nie znają, a do nich świat należy – jeśli nie zginie za kilka dni!.
Szanowny Antoniusie@!
Dziwię się, że Ty się dziwisz… Jestem przekonany, że Kaczyński doskonale zna realia dotyczące sytuacji narodowościowo – ludnościowej na Śląsku Górnym i Opolskim. To, co wygadywał w Opolu, to oczywiście ukłon w stronę jego moherowo – hurrrapatriotycznego elektoratu. Prezes dawno musiał sobie uzmysłowić, że poszerzenie grona jego zwolenników i – w konsekwencji – wygranie wyborów jest nierealne. Skupia się zatem na owych 25 – 30 procentach społeczeństwa, dla którego wszystko, co powie, jest objawieniem. Wszak to wystarcza, aby mieć w sejmie ponad 100 mandatów i bruździć, gdzie tylko się da. Była już zakamuflowana mniejszość, teraz rażą tablice z niemieckojęzycznymi nazwami miejscowości i posłowie do parlamentu reprezentujący tych, którzy poczuwają się do niemieckich korzeni.
Pisowcy są w linii prostej spadkobiercami wymyślonej przez PPR idei państwa jednonarodowego. Odwoływano się przy tym do „Polski piastowskiej”, co jest niezamierzonym komizmem, bo kto w średniowieczu myślał o miejscowych, jako o narodzie. Wszystko, co wielokulturowe, inne, po prostu jest dla pisiaków nie do pojęcia.
W trakcie ostatniego spisu moja żona podała rachmistrzowi, że jest Niemką, mój syn oznajmił, że czuje się Ślązakiem, ja zaś (miejscowy, gdy idzie o mych przodków, od zawsze) uznałem, żem Polak. Myślę z rozbawieniem, że poseł Kłosowski uznałby naszą rodzinę za bandę degeneratów.
Dla mnie dwujęzyczne tablice to sympatyczny ukłon w stronę historii. Pominąwszy niemieckie ingerencje w nazwy miejscowości z końca lat trzydziestych XX wieku – o czym doskonale wiesz ( np. Lubliniec, przedtem Lublinitz, a jeszcze wcześniej „Lublin”, przemianowano wówczas na „Loben” – co nijak miało się do tradycji).
A w ogóle oglądam ten spektakl z uśmiechem na twarzy i po ludzku ciekaw jestem, co Prezes wymyśli następnym razem, aby przypodobać się radiomaryjnym…
Aha, Antoniusie@ – gdy ogladałem „występy” Prezesa w Opolu, do głowy mi przyszło:
„Es kommt der Eiermann, er bringt uns faule Eier an”… – jeśli dobrze pamietam.
Na mnie działa negatywnie, jak czerwona płachta na byka, gdy ważni ludzie pieprzą bez sensu, używając niewłaściwej terminologii, tylko własnej interpretacji znaczenia słów, a nie opierają siew na uchwalonych aktach prawnych. To jest nagminne u polskich prawników – wykazałem takie działanie u Kaczyńskiego, a dziś znów to samo w rozmowie pani Pitery z panem Sasinem, tym specem od organizacji pielgrzymek Katyńskich. Cały czas mówił o „polskiej mniejszości narodowej” w Niemczech.
Nie ma w Niemczech „polskiej mniejszości narodowej”!!!
Ustawa Bundestagu tego nie przewiduje, bo Polacy mieszkający w Niemczech nie spełniają kryteriów ustawowych, a Niemcy w Polsce tak (według polskiej ustawy).
Są obywatele niemieccy polskiego pochodzenia, którzy z różnych powodów osiedlili się na terenach, które nalezą aktualnie do państwa niemieckiego (niektórzy w XIX wieku, dużo w okresie międzywojennym i chmara uciekinierów ekonomicznych w PRL). Jest ich mniej niż Turków i Niemców, ale termin „mniejszość narodowa” jest terminem prawniczym i jest zdefiniowany w odpowiednich ustawach obu krajów.
Polski parlament z dużymi oporami i zwlekając, dopracował się jednak ustawy, ogólnie zgodnej z uchwałą Rady Europy, ratyfikowaną przez polskie władze, ale niemiecka ustawa jest trochę inna w dwóch punktach: Liczebność grupy – w Polsce istnieje grupa, licząca kilkadziesiąt osób (a może już wymarli?), a w Niemczech jest wymagana duża liczebność i jest drugi punkt – czas zamieszkiwania – w Polsce >100 lat, w Niemczech prawie od zawsze. Dlatego są tam tylko 4 mniejszości.
Obie ustawy oraz traktat z 1991(?) roku są w Internecie i ja je gruntownie studiowałem kilka lat temu, gdy walczyłem (werbalnie) w Angorze i Internecie z prezesem „dachowej” organizacji polonijnej. Teraz już mnie to niezbyt bawi.
Istniała legalnie „mniejszość narodowa polska” w Republice Weimarskiej. Należeli do tej mniejszości obywatele niemieccy polskiego pochodzenia ze ŚLĄSKA, Westfalii, Pomorza, itp. czyli mieszkający na terenie ówczesnych Niemiec. Były organizacje polonijne, polskie listy wyborcze do różnych gremiów, do Reichstagu włącznie. Sprawę mniejszości narodowych (wszystkich) załatwiły dekrety Goeringa, jak i konfiskatę majątku polskich organizacji po wybuchu wojny. O ten majątek walczy obecna Polonia, a nie o patriotyzm i podobne sprawy. Kasa, Misiu, kasa! Adwokatem samozwańczych władz Polonii – nie uznanych przez wszystkie związki polonijne, jest fałszywy Polak, lub Niemiec, Hambura, rodem z Gliwic. Jeśli załatwi zwrot majątku, będzie miliarderem, a Polacy się zabiją podczas podziału łupów.
Idioci polonijni życzą sobie, aby unieważnić wszystkie ustawy z czasów hitlerowskich (bo brzydkie), i powrócić do sytuacji z Republiki Weimarskiej. Tak jak Kaczyński nie widzą, że to ma bardzo poważne konsekwencje polityczno- ekonomiczno-geograficzne:
Powrót owszem – ale zupełny!!!
Zwrot Śląska, Pomorza i innych terenów, którymi dysponuje aktualnie Polska na podstawie łaski Aliantów i wtedy poszanowanie mniejszości polskiej na terenach „nowych” Niemiec. Brawo!
Mnie to nie interesuje (jestem u siebie i mam w d.., czy rządzi nami, autochtonami, Warszawa czy Berlin – nikt nas nie szanuje), ale wiele milionów Polaków popłakałoby sobie. Jedni z radości, bo nie muszą jeździć daleko do Niemiec na roboty, ale inni – patrioci – chyba popełnią sepukku!
Czy tego chce Kaczyński dla „Narodu”? Nie sądzę, aby „społeczeństwo” polskie zmierzało w tym kierunku. Jeszcze nigdy nikomu nie udało się kręcenie koła historii do tyłu, ale nawet przy próbie ruszają się wszystkie szprychy, nie tylko te, które lubilibyśmy poruszać.
Załączę kilka wybranych komentarzy do rozmowy Pitera-Sasin:
Jaki to jest atak, gdy Polacy (których jest wiecej w Niemczech niż Niemców w Polsce), powinni, według Kaczyńskiego, mieć takie same prawa jak Niemcy w Polsce. Problem polega na samych Niemczech, tam np, Turków, których jest 2 mln, też się dyskryminuje. Nie daje im żadnych praw, karze się im posługiwać tylko językiem niemieckim. Polska jest o wiele nowocześniejsza, np jest pełno handlujących i pracujących Wietnamczyków i jakoś państwo nie nakazuje im posługiwania językiem polskim. Powinnismy uczyć Niemców.
Polacy w Niemczech maja prace i to jest najwazniejsze, cale szczescie ze jeszcze nie zasiadaja w niemickim parlamencie dopiero bylby to koszmar 🙂
Po drugie niemcy w Oplu i na Slasku to rdzenna ludnosc niemiecka, w Niemczech to robotnicy najemni czy Pan Kaczynski w swoim zaslepieniu nie widzi roznicy ??
To już jest chore.Z trotylem nie poszło to teraz na stół Niemców.Nie ważne jak, ważne aby o Kaczyńskim mówiono.Oby tak dalej to PO ma zagwarantowane rządy na kolejne lata:)
To,że jeden pan prezes gada brednie,nie jest niczym szczególnym,ale to,że jakieś mniej czy bardzie liczne grono słuchaczy,za te brednie nagradza go oklaskami,to już musi zadziwiać.Prezes ma duży talent do puszczania bąków w postaci określeń,które chyba tylko on rozumie.Niech najpierw prezes zapozna się z uznaną przez świat definicją rozwiń
Taką ciemnotę jak Brudziński, Kaczyński, Macierewicz, Hoffman itd. powinni mieć zakaz występowania publicznie, ich miejsce powinno być w obiektach zamkniętych dla czubków.
moze ktos zrobi reportaz o niemieckich Polakach ,tutaj i tam …..chociaz nie jestem pewna ,czy powinno sie wprowadzac teraz taki temat. Wydaje sie ,ze nikt nie zwrócil uwagi na socjologioczny aspekt takiego dotykania tematu .mamy kryzys (wiem …nudne stwierdzenie ,ale ono ma swoje konsekwecje ). Politycy ,politykami ,to co dzieje sie w europejskim rozwiń
Ludzie po co nam ta wojna o mniejszość Niemiecką. Naprawdę czy to jest teraz njaważniejsze . Tych dwóch posłów w sejmie to taki wielki przywilej. Brudzinski nie bierze pod uwagę że w odórżnieniu Do Niemców to polskie granice były przerzuceone na zachód przez zabiegi Stalina. I To Polskie granice składają sie w 1/3 z miejsc gdzie kiedys rozwiń
Dzień bez PiS u to dzień stracony.
Mieszkam w Niemczech od 22 lat. Nie słyszałem tu o Polakach, którym idzie źle. Mogłem sobie rozmawiać z kolegami w szkole lub pracy po polsku i nikomu to nie przeszkadzało. Są tu polskie kościoły, zabawy, sklepy, restauracje i nawet szkoły. Wszędzie tam gdzie są przez polaków chciane. Nie ma nagonek, prześladowania lub cokolwiek
Mam 51 lat, od 3 lat mieszkam na stałe w Kolonii i nikt nigdy mnie nie prześladował, wręcz przeciwnie, chciałbym aby być tak przyjmowany w Polsce jak w Niemczech a dodam, że nie mam żadnego pochodzenia niemieckiego. Nauka języka, kurs integracyjny, pomoc w tym czasie, wszystko 100 gratis. Dziś mam porządną pracę za prawdziwe pieniądze i w tym życiu do Polski już nie wrócę. Po co wracać? Do dziczy w urzędach, na drodze, w tramwaju, w polityce … żeby słuchać PIS-owskich bzdur?
Nikt nie zmusza, masz racje. Tylko, ze zle jest w Niemczech tym Polakom, ktorym i w Polsce bylo tez zle. Bo i w Polsce byli obibokami i kombinatorami. W Niemczech i W Polsce trzeba poprostu solidnie pracowac. Dla uczciwych i pracowitych Polakow Niemcy sa rajem i nie czuje sie, ze jest sie obcokrajowcem.
Tu Kaczynski akurat ma racje.Jestem w niemczech sporo czasu i Pitera klamie mowiac ze nie ma przesladowac.Sa i szczegolnie na Bawari gdzie rodzice i dzieci prubowano karac za to ze mowili po polsku.Pani Pitera to tak samo lze jak i cala partia PO.Pozdrawiam
Chciałbym zwrócić szczególną uwagę na najkrótszy komentarz: „Dzień bez PiS’u to dzień stracony!” i na ostatni komentarz. Kilka zdań, a naliczyłem kilkadziesiąt błędów . Przy tak wspaniałym opanowaniu pisowni polskiej jestem przekonany, że stworzył to arcydzieło Polak-Patriota z pisowskiego Narodu.
PS
Niektórych komentarzy nie rozwinąłem – istotę widać ze skrótów.
Drobna uwaga dla historyków, zainteresowanych Śląskiem przedwojennym!
Jestem w posiadaniu kompletu kartek wyborczych z roku 1933 na Opolszczyźnie, gdy odbyły się ostatnie wybory w Niemczech, przed likwidacją Reichstagu przez Hitlera. Były wybory od rad osiedlowych, poprzez powiatowe, wojewódzkie, prowincjalne i do Reichstagu. Nazwy gremiów były oczywiście inne.
Mój ojciec był naczelnikiem gminy i wygrał te wybory jako członek Chrześcijańskiej Demokracji, ale radę gminy opanowali już naziści z NSDAP i przegłosowali likwidację gminy przez połączenie z miastem Kędzierzyn. To nastąpiło 3 dni przed moimi urodzinami.
Gdyby to kogoś interesowało i „łerdpress” na to pozwolił, lub gospodarz chciał wykorzystać ten materiał, to chętnie bym to opublikował. Mógłby wystąpić kłopot w edycji, bo czcionka jest archaiczna.
Bylibyście zdziwieni nazwiskami kandydatów – wiele znaczących, np. Adolf Schickelgruber. Wierzył jednak wyborcom z Opolszczyzny, taki wstyd dla mnie!
Szczególnie ciekawe są nazwiska na polskich listach. „Też” wiele znanych i zacnych kandydatów. W PRL wyrugowano ich błyskawicznie z polityki, mimo ich zasług dla polskości Śląska. Mniejszość polska była już jednak w odwrocie i nie wystawiła w regencji opolskiej kandydatów do Reichstagu, w pozostałych gremiach Polacy byli licznie obecni na listach. Mój ojciec wpisał ołówkiem wyniki wyborów w naszej wsi – totalna klęska polskich list – zero głosów, przykro mi to pisać.
PS
Trochę bardziej szczegółowo opisałem to w Silesii pod tytułem „Ostatnie wybory…” albo po niemiecku – nie pamiętam. Sprawdzę, czy jest w archiwum. Jeśli tak to podam link.
@Adam2222
„Ukraińców, przeniesiono z beznadziejności zadupia, z kurnych chat z klepiskiem zamiast podłogi, strzechą, bez prądu, bez wodociągu i ze sraczem za stodołą. Do murowanych domów z pełną infrastruktura na Ziemiach Odzyskanych. Gdzie mieli nieporównywalne możliwości nauki, pracy, wypoczynku.”
Tylko ich „przypadkiem” zapomniano zapytać czy sobie życzą tej przeprowadzki. Ale cóż: polski wariant praw podmiotowych: „wolność to uświadomiona konieczność’? Jak wam Rosjanie w XIX oferowali niezmierzone bezkresy Syberii, pełne bogactw wszelakich, ropy w Baku i lasów gęstych i jeszcze bezpłatną podwózkę zapewniali to stękacie, że to zsyłka. A takie możliwości oferowali….
Drogi @Antoniusie,
szydzę sobie więc językowo masz rację. Dlatego, że polskie środowiska tzw. kresowe, licznie obecne na Śląsku to znacznej części nacjonalistyczni rewanżyści (nie wszyscy) przy których Rudi Pawelka to miły starszy emeryt. A kresowianie porównać z innymi wypędzonymi nie lubią. Uważają za to, że to oni wyłącznie są ukrzywdzeni (palenia ukraińskich cerkwi na Wołyniu w 1938 i przymusowej polonizacji zgodnie z linią endecji wolą nie pamiętać). Akcja Wisła była brutalną czystką etniczną, może nawet realizowaną bardziej bezwzględnie niż przesiedlenia ludności niemieckiej – bo w stosunku do przeciwnika, którym pogardzano, a którego nawet Sowieci jeszcze się bali (UPA działała na Ukrainie jeszcze w latach ’50-tych). Co by nie powiedzieć wobec Niemców była nienawiść ale i pewien respekt, a do tego był to już wróg pokonany. Komuniści w Polsce po 1945 mimo frazesów o internacjonalizmie nie wahali się sięgać do nacjonalistycznych i ksenofobicznych nastrojów jeśli było to im wygodne (i tak np. w 1968 walczyli z syjonizmem). Miało być wyzwolenie „narodowe i społeczne” plus „jedność moralno-polityczna narodu”. Nie miało być miejsca dla mniejszości. Żadnych. Ani śląskiej, ani niemieckiej, ani łemkowskiej, ani ukraińskiej. Dlatego Fuhrer-Prezes jest groźny już przez sam fakt gadania o „symetrii” uprawnień. A co to ma do rzeczy? Mniejszość polska, litewska i żadna inna nie może być zakładnikiem jakichkolwiek rozwiązań w innym kraju. Status mniejszości niemieckiej nie jest „nagrodą” za podobne traktowanie polskiej gdziekolwiek indziej – Prezes sączy niebezpieczny jad takim rozumowaniem. Na takiej zasadzie Prezes z łatwością później uzasadni brak praw dla mniejszości Ślaskiej – niby gdzie miałby szukać owej symetrii. Ochrona mniejszości w Polsce, podobnie jak autonomia, są potrzebne nie Niemcom tylko temu krajowi (tak długo jak istnieje) by nie zgnił w megalomańskim endecko-nacjonalistycznym szambie patriotycznym w stylu Muzeum Powstania gdzie jest tylko jeden szlachetny naród, bo reszta to świnie i łajdajcy oraz mordercy (bo jak nie wredny morderczy i nikczemny Fryc, to tchórzliwy Pepik-knedlik. Takie stereotypy forsują nawet szkolne polskie podręczniki). Aż strach pomyśleć jakie w ten sposób skroją miejsce dla Ślązaka (zdrajca? Quisling? strażnik obozowy albo tłumacz Gestapo?). Przypomnę tylko co PRLowska propaganda pisała o dr Czaji, który wszak był przedwojennym absolwentem UJ a nawet się tam doktoryzował (Dygresja: swoją drogą ciekawe czy w PRLowskim serialu Polskie Drogi postać głównego antybohatera grana przez H.Talara tylko przypadkiem ma pewne elementy podobnej biografii?).
„środowiska kresowe” zablokowały przyjęcie uchwał potępiających akcję Wisła i czystki etniczne. Jeśli chodzi o katarek – szydzę z pewnego kolegi z forum, który wszelkie niepolskie ofiary polskiej władzy przypisuje wyłącznie „obiektywnym okolicznościom” i klęskom elementarnym. Bo jak wiadomo Słowianie, szczególnie ci z nad Wisły kochają się w sielankach i nigdy nikomu żadnej krzywdy nie wyrządzają. Antyniemieckie tyrady Prezesa nie są tylko prostym jechaniem na ksenofobii integralnie wpisanej w tzw. polski patriotyzm – to także podtrzymywanie mitu „jedności polityczno moralnej narodu” w której nie ma miejsca dla mniejszości, a tym bardziej dla jakiejkolwiek odrębności opartej na odmiennej historii i tradycji. A o autonomii lepiej nawet nie wspominać….
@ Antonius, piszesz bardzo ciekawie i podajesz mnóstwo bezcennych wiadomości, które by znaleźć samemu trzeba by poświecić mnóstwo czasu. Dzięki.
Sądzę ze w niektórych miejscach robisz niechcący przeinaczenia.
Najczęściej w miejscach gdzie używasz słowa Polacy, powinno być polscy katolicy.To jest specjalna grupa, która nie dba o siebie, swoich najbliższych, współwyznawców i Polskę. Za każdym razem jak oni dochodzą do władzy w pierwszym rzędzie spuszczają na śmietnik swoich współwyznawców i Polskę. Ale zawsze mają gęby pełne frazesów patriotycznych. Wygląda, ze innowiercy są bardziej rozgarnięci i dają sobie lepiej rade w katolickiej rzeczywistości, wiec zaczynają ich szykanować. Później zaś podpuszczają biednych katolików i oni robią pogromy. Jedwabne, Kielce itp. Tak tez to się dzieje i dzisiaj w III RP. Ci wykluczeni, głodni, bezdomni , zagubieni w rzeczywistości to przede wszystkim katolicy.
Nie równoważne przepisy prawne dotyczące mniejszości w III RP i Niemczech, zafundował nam w ekspresowym tempie Skubiszewski i Mazowiecki, jak się sam określał katolik od XV wieku. Kanclerz Kohl przyciśnięty o lewą kasę przez Merkel stwierdził publicznie, ze tą kasą wywiad niemiecki opłacał Opozycje Demokratyczną w PRLu.
To co gada Kaczyński nie ma znaczenia i to jest świadome odwracanie uwagi od przekrętów ekipy Tuska (dlatego Tusk reaguje bardzo powściągliwie albo kłamie jak z trotylem w TU 154). Oraz łatwe zarobki pismaków za wierszówki. Gdyby Kaczyński doszedł do władzy to i tak nie zrobi to teraz gada. A Tusk to taki cichy Kaczyński.
Realna władzę od pięciu lat ma Tusk i rzeczywiście robi z Polski “Zielona Wyspę”. Czyli Łambinowice, gdzie niedługo tylko trawa będzie do żarcia. Obecny, oficjalny dług, przekroczył $ 300 mld. To Tusk w ciągu pięciu lat zwiększył go o 60% i coraz szybciej będzie się zwiększać. Bo dla katolickich władców III RP dodatni budżet to komunizm.
“O WYŻSZYCH RACJACH NIŻ UCHWALONE PRAWO.”
To domena Tuska i jego ekipy, bo to oni rządzą.
Np. Tusk niezgodne z ustawa o Komisji Mieszanej utajnił orzeczenia tej komisji. Ponieważ wie, ze wiele orzeczeń tej komisji złamało prawo i są nielegalne. Czyli Watykan powinien oddać to co przy pomocy swoich ludzi podpisujących te orzeczenia otrzymał.
A członkowie KM, którzy złamali prawo powinni iść do wiezienia.
@ Galicyjok 10 grudnia o godz. 19:04
Kogo miano zapytać czy sobie życzą czy nie?
Szefa bandy UPA, tzn. ichniego Żołnierza Wyklętego, czy „Tarasiuka”? „Tarasiuk” nawet jak nie kochał Polaków to i tak nie miał wyboru i musiał bandę żywic, przechowywać i trzymać mordę w kuble jak mu żonę, siostrę lub córkę zgwałcili. I był szczęśliwy jak tylko dostał łomot za to ze WP goniące UPA spało w jego stodole.
Jestem pewny ze dla wielu z nich przesiedlenie było wyzwoleniem do terroru band i najść WP.
Tym zaś, którzy chcieli mordować odeszła na to ochota w bogatej, nowej rzeczywistości.
PRL nie miał ochoty robić z nich katolików, jak to działo się w I i II RP. Czyli podstawowa przyczyna wzajemnych mordów przestała istnieć. I to tak tanim kosztem.
Ten, który wymyślił Akcje Wisła to był naprawdę łebski facio. Szkoda, ze w III RP tacy nie mają szans zaistnieć.
@ Galicyjok 10 grudnia o godz. 19:04
“Rosjanie w XIX oferowali niezmierzone bezkresy Syberii, pełne bogactw wszelakich, ropy w Baku i lasów gęstych i jeszcze bezpłatną podwózkę zapewniali to stękacie, że to zsyłka. A takie możliwości oferowali….”
Gdyby polscy katolicy nie mieli ochoty na gnojenie prawosławnych na terenie I RP z podpuszczenia Watykanu, to nie byłoby rozbiorów, a tym bardziej III.
Gdyby polscy katolicy używali daru Boga, mózgu, to nie dawali by się podpuszczać księżą i Rosjanom, którzy otrzymywali posiadłości po “patriotach” i nie byłoby zsyłek. Szkoda ze “patrioci” nie wzięli się za naukę i nie zrobili w I RP rewolucji przemysłowej, tak jak zrobił to Zachód.
Jak oni już muszą umierać młodo za Ojczyznę, to dlaczego nie zrobią to tak jak ludzie Dalajlamy?
Gdyby np. Bor-Komorowski i “patrioci” z Londynu, którzy wywołali Powstanie Warszawskie podpalili się to nie zginęłoby ~250 000 Warszawiaków i stolica nie byłaby w gruzach
Najwyższy czas zacząć używać mózgu i przestać robić gnój w Polsce oraz winić za to innych.
Adam 2222 9 grudnia o godz. 12:14
Co do szykanowania Ukraińców, proponuję koledze zapoznać się z życiorysem Nikifora. I gdyby w końcu nie uznano go za pomylonego, to wybito by mu z głowy Krynicę kolbą karabinu. Podstawowym błędem stron konfliktu na tle narodowościowym, jest zawsze chowanie się za swoje ofiary, co nigdy nie prowadzi do zgody.
Dość długo zwlekałem ze spędzeniem wakacji w Bieszczadach i Karkonoszach (ogólnie na Dolnym Śląsku), ponieważ obawiałem się zastać te miejsca bez ducha. Zrobiłem to w końcu i nie pomyliłem się, tylko krajobrazy piękne, a ludzi tak jakby nie było, a przecież dwa bite pokolenie już się tam wychowały. Sracz ze spłuczką i woda w kranie są bardzo ważne, ale to tylko kultura higieny.
Czy to aż tak trudne do zrozumienia @Adamie?
Antonius
9 grudnia o godz. 16:05
Bardzo mi się podobała wypowiedź prezesa, napisana na portalu tłustym drukiem:
Niemcy w Polsce powinni mieć tyle praw, ile Polacy w Niemczech – stwierdził prezes PiS Jarosław Kaczyński. Poparł też ideę marszu pod hasłem „Tu jest Polska”, planowanego w maju w Opolu przez tamtejszy PiS. – Ten marsz powinien być zauważony w Polsce i w Niemczech – stwierdził prezes PiS.
Mój komentarz
Autorze, Prezes PISu tą wypowiedzią po raz kolejny potwierdził, że jest arogantem, megalomanem, ksenofobem, marnym politykiem, wichrzycielem, martyrologicznym mitomanem.
Ten człowiek jest bezkrytyczny wobec siebie, nie wyczuwa proporcji, nie szanuje bliźniego (jest na to określenie bardziej adekwatne), nie szanuje swojego słowa (również na tę okoliczność istnieje we wszystkich językach świata określenie bardziej adekwatne), nie zauważa prawa, a nawet powiem tak – on nie wie co to jest prawo, jaką rolę pełni w organizowaniu życia ludzi, społeczeństw, państw oraz we współżyciu, współdziałaniu państw i narodów. To niezrozumienie jest jednym z głównych powodów, dlaczego Prezes niechętny jest Unijnym inicjatywom wspólnego działania. Ale euro? Owszem chciałby. Bo się należy. Taka to pokręcona jest osobowość.
Jarosław Kaczyński w wypowiedziach publicznych nieraz sugerował i nawoływał do omijania prawa, nie szanowania wyroków sądów, itd. ze względu na jakoby jakieś wyższe racje. I to mówił człowiek, który nominalnie jest doktorem praw.
To jest problem. Dlatego, że to mówi szef największej partii opozycyjnej, mającej spore poparcie w społeczeństwie.
Jego wygłupy w sprawach opcji niemieckiej, zostania kanclerzem nie przypadkowo i inne wyzwiska rzucane z wielką łatwością i satysfakcją na polityków świadczą o jednym – jest to polityk niedojrzały emocjonalnie, posługujący się prostacką retoryką hurra patriotyczną, a jak trzeba to i nie gardzący retoryką bolszewicką. Cele długofalowe, skutki długofalowe dla niego nie istnieją, ważne by skopać, podstawić nogę konkurentowi dziś, a co jutro będzie, to zobaczymy po marszu. Na pewna się przestraszą. Rozumowanie prosta jak budowa cepa.
Jego ksenofobia obejmuje nie tylko Niemców, Ślązaków, ale wszystkich, którzy są inni, niesłuszni, nie mający racji,mówiący innym językiem (nie koniecznie obcym). To jest ksenofobia odruchowa, objaw kruchej powłoczki cywilizacyjnej.
Ponieważ Niemcy są w pierwszy rzędzie dla Polaków obcy jako niezrozumiali i nieprzytulalni, dlatego Prezes najczęściej gra na ksenofobii antyniemieckiej jako w jego mniemaniu najłatwiejszej, głęboko osadzonej w profilu prawdziwych patriotów.
To co on wygaduje jest po prostu głupie i szkodliwe dla państwa.
Pzdr, TJ
Wpis na portalu TVN24
Pokłosie rewelacji prezesa w Opolu
http://www.tvn24.pl/kiedys-mniejszosc-narodowa-dzis-grupa-etniczna-polacy-w-niemczech,293803,s.html
Rozsądny komentarz, choć nie pozbawiony niedomówień, które zdecydowanie zmieniają wydźwięk wypowiedzi u ludzi, którzy nie maja pojęcia o historii sprawy polskiej mniejszości narodowej w Niemczech. Chodzi o zdanie, że przed wojną Polacy taki status mieli. Został zlikwidowany dekretem Göringa, a więc wystarczy unieważnić ten dekret jako brzydki. To jest prawda, ale bliżej Tisznerowskiej, bo nie ma informacji, gdzie w przedwojennych Niemczech było dużo Polaków. Niemcy przed wojną zajmowali takie tereny jak Śląsk, Pomorze, Prusy Wschodnie i tam głównie mieszkali Polacy od wieków, co stanowiło podstawę zaliczania takiej grupy etnicznej do „mniejszości narodowej”. Mam wrażenie, że obecnie Polacy stanowią większość na wymienionych terenach!? (a może się mylę?). Sytuację na Śląsku znam.
W okrojonych zdecydowanie Niemczech obecnie moralne (choć nie formalne) prawo do nazwania siebie „mniejszością” mają imigranci ekonomiczni w Westfalii, reszta to „najeźdźcy ekonomiczni” z PRL i jeszcze świeżsi. Według niemieckiej ustawy nie mają szans na uzyskanie statusu mniejszości narodowej. Durne gadanie prezesa o symetrii jest nie do pogodzenia z obowiązującymi ustawami Bundestagu i Sejmu RP. Obie ustawy powstały na bazie uchwały Rady Europy. „Radcy” nie byli w stanie uzgodnić samej definicji mniejszości i scedowali tylko ten problem państwom, podpisującym się pod uchwałą Rady Europy. Zarówno Polska jak i Niemcy zaakceptowali uchwałę i opracowały ustawy, które ustalają kryteria, których Polacy w Niemczech nie spełniają, a Niemcy w Polsce tak.
Prezes ma tylko jedno wyjście, aby spełnić obietnicę zrównania statusu Niemców w Polsce z Polakami w Niemczech (oczywiście musi wtedy podwyższyć standard życiowy Niemców w Polsce, aby uzyskać „symetrię”): Dojść do władzy i zmienić ustawę w tej części „definicyjnej”, aby Niemcy w Polsce nie spełniali kryteriów – może np. zażądać, aby byli członkami PiS’u. Wtedy aktualna mniejszość automatycznie – albo się wpisze do właściwej partii, albo straci wszelkie przywileje.
Nie będzie to jednak miało najmniejszego wpływu na los Polaków w Niemczech – będzie im nadal bardzo dobrze, ale „mniejszością” w sensie prawnym nie zostaną, bo wpływ prezesa na członków Bundestagu nie jest chyba duży, skoro nawet nie przekonano Eryki Steinbach, fanki senatorki Arciszewskiej do takiego pomysłu a ona pochodzi z Rumii. Może jego przyjaźń z Cameronem pozwoli na ustalenie statusu „mniejszości polskich zmywaczy” w Anglii?
Musiałbym jednak znowu przeczytać uchwalę Rady Europy, aby stwierdzić, czy to rozwiązanie „partyjne” problemu jest w ramach tej uchwały. Prezes jest prawnikiem (podobno, choć tego nie widać z wypowiedzi) i ma jeszcze trochę czasu do przejęcia władzy (po marszu zimowym) i może sobie to przeczytać, co polski rząd zaakceptował (a może sejm?).
Kretyni z samozwańczych władz „dachowej” organizacji polonijnej marzą o powrocie do sytuacji z Republiki Weimarskiej, ale nie tylko oni. Rewizjoniści niemieccy też, bo to oznacza powrót „Ziem Obcyckanych” na łono Macierzy Niemieckiej. Czy tego chce prezes dla swojego „Wolskiego” Narodu?
„Szczęść Boże”, powiedziałby mój ś. p. stryjek, który jako „ujek” i górnik śląski użyłby jednak innego określenia: „Glück auf”!
Tejocie!
Zaczynam nieśmiało podejrzewać, że nie cenisz zbyt wysoko prezesa jako człowieka (?) i polityka (?), a jego dążenie do symetrii w sprawie „my tam – wy tu” tak bardzo mi się podobało. Też chciałbym mieć tak dobrze jak polscy emeryci w Niemczech. Czy tego nie rozumiesz? To przecież ludzki odruch! Dlatego popieram prezesa z całego serca i czekam na „symetrię”. Szczególnie zarobi na tym żona, bo po mojej śmierci będzie pobierała dwie emerytury i nie musi się męczyć z inwalidą. Naprzód prezesie! Maszeruj na Belweder albo jakiś szalet miejski lub sklep osiedlowy!!!
PS
Niestety muszę przyznać, że moja euforia i oczekiwanie na symetrię nie maja pokrycia w faktach. Nigdy nie zapisałem się do „mniejszości niemieckiej” lub precyzyjniej do jej stowarzyszeń, nawet do RAŚ! Symetria w zyskach mnie nie dotyczy, a szkoda – tak lubię pomarzyć!
Bezsprzecznie jestem członkiem „zakamuflowanej opcji niemieckiej” z racji miejsca urodzenia i pierwszego obywatelstwa, ale czy za to prezes da mi niemiecką emeryturę po dojściu do władzy?
Ja mu nie ufam, bo od dziecka wpajano we mnie mądrość ludową:
„Wer einmal lügt, dem glaubt man nicht, und wenn er auch die Wahrheit spricht”!
A z tą „Wahrheitą” prezes jest na bakier!
Trochę przypadkowo, korzystając z linku do czego innego, przeczytałem w Newsweek’u wypowiedź szefa mniejszości. Zwrócił uwagę na jeden aspekt prawniczy, o którym chyba nie pisałem, choć doskonale wiem. Ewentualna likwidacja „przywilejów”, pożal się Boże, niemieckiej mniejszości jest możliwe wyłącznie z równoczesną likwidacją tychże dla pozostałych mniejszości. To potworne szczęście Niemców – jeden poseł na około 500 parlamentarzystów – „macht das Kraut nicht fett”, jak mawiała moja matka. Białorusini od niepamiętnych czasów mieli swojego posła i nikt nie przeceniał tego faktu. Jeśli go teraz nie ma to pewnie umarł na posterunku, albo przynajmniej tak zestarzał w parlamencie jak Romaszewski.
PS
Nie kontaktowałem się z towarzystwem o długiej nazwie, choć podziwiałem odwagę i wolę walki założycieli. Lokalne koło założyli byli Ormowcy, do których nie miałem jakoś „po drodze”, a do intencji „Krollów” jakoś nie miałem też zaufania. Podoba mi się postępowanie młodych szefów, przyjrzę im się z sympatią, ale ostrożnie.
Podobnie było z Solidarnością. Jako spontaniczny ruch społeczny – oczyszczający zatęchłą atmosferę niedorobionego socjalizmu – podobał mi się bardzo. Gdy jednak zobaczyłem, kto wstępuje i do czego zmierza, opadła mi chęć współuczestniczenia i dziś widzę, ze miałem słuszne obawy.
Adam 2222
10 grudnia o godz. 20:44
Najczęściej w miejscach gdzie używasz słowa Polacy, powinno być polscy katolicy.”
To jakas kolejna grupa po żydach cyklistach… ktora jest winna złu? To jest możliwe że tak robią katolicy(jak w swych postach ich ganisz) ale niemożliwe by polscy to byli. Chyba sie pomyliłeś w nazewnictwie? Synowie królewskiego szczepu piastowego?No i popatrz co to katolicyzm z porządnych Polaków zrobić potrafi
Symetria……takie piękne słowo……
Probierzem symetrycznych stosunków byłoby na przykład wprowadzenie wiz dla obywateli USA. Albo- tamże- wprowadzenie Karty Polaka, tak chętnie rozdawanej u naszych wschodnich sąsiadów.
Prezes tyle spraw już załatwił, że po objęciu władzy ta nie stanowiłaby problemu.
Antonius
10 grudnia o godz. 14:22
Drobna uwaga dla historyków, zainteresowanych Śląskiem przedwojennym!
Jestem w posiadaniu kompletu kartek wyborczych z roku 1933 na Opolszczyźnie, gdy odbyły się ostatnie wybory w Niemczech, przed likwidacją Reichstagu przez Hitlera. Były wybory od rad osiedlowych, poprzez powiatowe, wojewódzkie, prowincjalne i do Reichstagu. Nazwy gremiów były oczywiście inne.
Mój komentarz
NSDAP w wyborach w 1932 -07 uzyskała 37 % głosów (kanclerzem zsotał von Pappen). W wyborach 1932-11 NSDAP uzyskał 33 %. W 1932-12 kanclerzem został karierowicz Schleicher. Po przetargach, intrygach, obiecankach i zastraszaniu w 1933-01 kanclerzem został Hitler.
Po pożarze Reichstagu (1933–02-27) Hitler otrzymał specjalne uprawnienia (dekret Prezydenta Rzeszy Hindenburga).
Hitler jako osoba uprawniona rozwiązał parlament, ale go nie zlikwidował.
1933-03-05 odbyły się nowe wybory do Reichstagu (NSDAP – 44 % głosów), po których organa rządu Hitlera po aresztowaniu części posłów i zastraszeniu reszty i otrzymały od Reichstagu (1933-03-23) ustawę o nadzwyczajnych pełnomocnictwach na 4 lata, czyli nieograniczone uprawnienia łącznie z wydawaniem rozporządzeń z mocą ustaw.
Następne wybory do Reichstagu odbyły się w listopadzie 1933 roku (NSDAP – 92 % poparcia). Parlament został na 12 lat tylko fasadą. Wszystkie uprawnienia w stanowieniu prawa przejął Kanclerz i Fuehrer w jednej osobie – Adolf Hitler.
Tego samego dnia odbyło się referendum z jednym pytaniem (jak w przygotowaniu do spowiedzi):
„Czy ty Niemcu, i ty Niemko, aprobujesz politykę rządu Rzeszy i jesteś gotów/gotowa zadeklarować, że jest ona wyrazem twoich poglądów o twojej woli u szczerze ją popierasz?”
95,1 % odpowiedziało – tak.
O których wyborach w 1933 roku piszesz, tych z początku roku (32 % poparcia dla NSDAP, czy z listopada 1933 (92 % poparcia dla NSDAP)?
2) Czy nazwisko Schickelgruber na kartkach wyborczych należało faktycznie do Adolfa Hitlera. Kamuflował się?
Pzdr, TJ
Zwrócono powyżej uwagę na ważną chyba sprawę: Przy całym zniesmaczeniu wypowiedzią Prezesa zrzucanie na niego całego odium jest chyba myleniem skutków z przyczynami. Gadanie Prezesa to jedno ale to dlaczego on tak gada, i że znajduje to rezonans to drugie. Jest coś krzywego i potwornego w mentalności „patriotów z Priwislinia”, że na wielu z nich takie gadanie działa i dlatego Prezes tak gada. To projekcja jego obsesji i paranoi ale jednocześnie paranoi zbiorowej. Dla uczciwego rachunku trzeba dodać: nie tylko „patrioci z Priwislinia” cierpią na takie schorzenia. Każdy z nas jako człowiek – istota społeczna nosi i hoduje w sobie „narodowe bydlę”, często nieświadomie i podświadomie. A niektórzy uwodziciele tłumów mają ukryty talent – jakiś szósty zmysł, który pozwala im to „narodowe bydle” w jednostkach zgromadzonych w tłumie i innych zbiorowościach dopieszczać i uwalniać. Taki talent złowrogi i naszych zachodnich sąsiadów miał niewątpliwie Adolf i jego towarzysze co tragicznie skończyło się dla świata – ale w istocie niewielu potrafiło się temu demonicznemu talentowi oprzeć. Potrafił uderzyć w jakąś wrażliwą strunę, że często przyzwoitym rozum odbierało. Nie porównuję Prezesa do Fuhrera ale niepokoi, że on też tę umiejętność posiada i wykorzystuje. Czy jednak wina to tresera czy owego „bydlęcia”, które w nas drzemie? A poza tem żalić się na Prezesa to jakby mieć pretensje do wilka, że goni za królikiem bo lubi mięso. Drugim kłopotem – wg mnie straszliwszym – jest to, że jedni mają talent by „narodowe bydlę” w każdym z nas uwalniać i wypuszczać a inni by to „bydlę” dopieszczać i głaskać albo drapać za uchem. Dopieszczać np. nazywając je pieszczotliwie „patriotyzmem” albo nawet „radykalną miłością do narodu i wspólnoty”. Kto tu gorszy? Treser co bydlę uwalnia – o którym wiemy z góry, że wariat – czy ten kto bydlę hoduje i pieści nie zważając, że rosną mu zęby i pazury? Tu jest dla mnie złowroga rola tych, którzy zwierzątko milutko dopieszczają np. serwując wzniosłe opowieści o dzielnych powstańcach i ich „bezprzykładnym poświęceniu” (tak, tak chodzi o nie lubiącą Prezesa GW, która często wychowuje jego późniejszych zwolenników – Kto organizuje propagandowe hucpy w stylu „Szlakiem powstańców śląskich”? robiąc z tego zabawę dla dzieci a nie wspominając, że wojna nie zabawa a ta „zabawa o powstaniach” to była jatka i wojna domowa gdzie brat przeciw bratu stawał?). O całych programach „pieszczot dla bydlęcia w nas i treningu dlań” pt. muzeum jedynie-słusznego-powstania to w tym kontekście nie ma co nawet wspominać. Kto tu gorszy: treser co uwalnia czy opiekun co hoduje karmi i pieści?
No dobra, napiszę to jeszcze raz, tym razem u Jana: przywilej obniżonego progu wyborczego dla mniejszości narodowych uważam za głupi.
Nie piszę tego z zawiści do mniejszej mniejszość od śląskiej, zamieszkującej z nami ten sam Śląsk. Nadawanie tego typu preferencji (inaczej tego nie można nazwać) w istocie stygmatyzuje grupę narodowościową, jako społeczność specjalnej troski, w złym tego słowa znaczeniu. Poseł Marek Plura (podwójna mniejszość: inwalida na wózku i Ślązak w jednym) oraz senator Kazimierz Kutz są przecież zadeklarowanymi Ślązakami (nota bene z mniejszości jeszcze formalnie nie uznanej) i nie potrzebowali preferencji do uzyskania mandatu parlamentarzysty. Oprócz nich, w obydwu izbach zasiadają Ślązacy, choć do tej pory nie zadeklarowali tego tak jasno, jak wyżej wymienieni, a być może w przyszłości nie będą się z tym tak kryć, bo taka deklaracja może im być pomocna w wyborach.
A teraz coś z życia. Nasi krewni, para małżeńska (wspominałem już o nich) wrócili na Śląsk po zakończeniu kariery zawodowej w Niemczech (35 lat), a ja dokonałem kilku spostrzeżeń. Ona przed wyjazdem była typową polską szowinistką, a po powrocie sąsiedzi nadali jej przydomek Niemra, z czego jest niesłychanie zadowolona i dumna. Nawet nie miałem do tej pory odwagi zapytać jej, kim się bardziej czuje w nowej-starej ojczyźnie. On raczej zawsze się krył z tego typu poglądami, ale po powrocie nawiązał kontakty z klubem mniejszości niemieckiej w Gliwicach i oficjalnie deklaruje narodowość niemiecką. Mnie ich deklaracje nie przeszkadzają, ani nie zrażają, lubię ich za tą inność, którą w jakiejś części przejęli, żyjąc w Niemczech.
@ Śleper 10 grudnia o godz. 23:17
Drogi Śleper, po prostu mamy inne doświadczenia życiowe. Urodziłem się i spędziłem świetne dzieciństwo na Dolnym Śląsku.
Mieszanina dynamicznej ludności z całej Polski, Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Rosjanie, Białorusini, Cyganie itp.
Wybrali być tolerancyjni wobec siebie i wymieniać co najlepsze z innych kultur. Dlatego stworzyli niepowtarzalna atmosferę, otwartych, zadowolonych ludzi.
Teatry dla dzieci i dorosłych, muzea, wystawy, Zakładowe Domy Kultury, Domy Harcerza, Dzielnicowe Domy Kultury, Biblioteki, rajdy górskie, szkoły podstawowe, średnie, uczelnie, zakłady pracy i nigdy nigdzie nie widziałem by “wybito by mu z głowy Krynicę kolbą karabinu”. 1968 rok to były rozgrywki na górze
Ze względu na tak dużą mieszaninę genów takich pięknych, powabnych i mądrych dziewczyn nie ma nigdzie w Polsce.
Twoje założenie, ze tam nie ma “ducha” musiało się sprawdzić, skoro wmawiałeś sobie to przez lata.
@ Jestra 11 grudnia o godz. 16:17
Król Chrobry wyrżnął mnóstwo swoich poddanych, którzy nie mieli ochotę być katolikami.
Swoje milordzie katolickie zaniósł na bardziej rozwiniętą i bogatą Ruś Czerwoną, obecna Ukraina. Mordy zwieńczone gwałtem na księżniczce ruskiej spowodowały ze reszta Słowian odwróciła się od katolickiej Polski.
Katolik Konrad Mazowiecki sprowadził braci w wierze katolickiej, zakon Krzyżaków. Polskim katolikom zabrało kilka stuleci by zrozumieli ze ich katoliccy bracia wyrzną ich. Nie mając wyjścia zwrócili się o pomoc do pogańskich Słowian na Wschodzie i w ten sposób uratowali swoje cztery litery. Co nie udało się wcześniej Prusom, wyrżniętym przy pomocy polskich katolików. Ale kraj był zrujnowany a oni jak zwykle nie mieli pomysłu na rozwój oprócz modłów i pielgrzymek.
Wiec dopiero Kazimierz Wielki i Żydzi zrobili z Polski drewnianej murowaną.
Z czasem katolicy zapomnieli lekcji i zaczęli uciskać wyznawców innych religii co zakończyło się rozbiorami.
W katolickiej II RP rządzący rżeli prawosławnych, paląc im cerkwie i wprowadzili segregacje ławkową dla Żydów.
Na swoich biednych współwyznawców mieli policje i wojsko, które mordowały strajkujących katolików trochę mniej niż Ukraińców.
O tym ze w katolickiej III RP, ~50% katolików jest wykluczonych z teraźniejszości i przyszłości, grzebiący w śmietnikach, bezdomnych i ~300 z nich zamarza co zimę to przez grzeczność nie wspomnę.
@Adam2222. Nie wiem w jakiej szkole uczyli Cię historii Zakonu na ziemiach pruskich ale na pewno były to czasy Gomułki (ach ta uwodzicielska moc słowiańskiego ducha przodków i tradycyjnych ich obyczajów). Nadmierne oglądanie serialu Czarne CHmury i filmu Krzyżacy też najwyraźniej szkodzi na główkę. Tak nawiasem mówiąc przez większość czasu Zakon miał fatalną opinię w pruskiej „narracji historyczno – państwowej”. Prusy powstałe jako państwo tak naprawdę dopiero w XVII wieku były państwem radykalnie protestanckim i powstało poniekąd „na gruzach Zakonu” i długo ich mitem założycielskim (na podobnej zasadzie jak teraz stosunek do PRL) było potępienie i odrzucenie tradycji Zakonu. Czy katolicy-Słowianie nie czytają już żadnych książek (poza bredniami polskiego nacjonalisty i endeka mentalnego – Sienkiewicza?)
@Galicyjok
11 grudnia o godz. 22:34
Masz świętą rację z tym co piszesz, ale moje pretensje do prezesa nie tkwią w jego roli „tresera”, ale w pieprzeniu o sprawach, gdy ważna jest litera i znajomość prawa, a on albo prawa nie zna (doktor nauk prawniczych!!!) , albo świadomie kłamie. Oba podejścia są haniebne!
Dobry prawnik tak formułuje swoje wypowiedzi, aby były zgodne i z literą prawa i z intencją, która mu przyświeca. Dlatego cenię takich ludzi jak anonimowi dla mnie blogowicze Lex i Kropkozjad, czy dobrze znany Kalisz, który jest bucem o przerośniętym ego, ale obraca się raczej w obrębie prawa.
@ TJ
11 grudnia o godz. 22:16
1) „Schickelgruber” to był oczywiście mój „wężyk” – „stało” w karcie nazwisko Adolf Hitler. Podałbym Ci inne nazwiska, ale dokumenty mam w nieogrzewanej piwnicy i nie chcę się przeziębić.
2) Wybory były na wiosnę, bo 1. lipca przestała istnieć moja Kuschnitzka i stała się dzielnicą Kandrzina na wniosek członków NSDAP w Radzie Gminy.
Nawet nie słyszałem o dalszych wyborach i nie mam notatek ojca na ten temat.
Wiesz znacznie więcej niż ja z tych okoliczności. Musiałbym kilka dni studiować Wikipedię i jeszcze uwierzyć, że nie ma w niej błędów.
Interesowałem się kilka lat temu działalnością Reichstagu w związku z zarzutem Ołdakowskiego, że marszałek Komorowski postępuje jak Göring i wygasza mu mandat. Znalazłem protokoły posiedzeń Reichstagu od połowy XIX wieku – są w sieci, tylko nie pamiętam linku. Wykazałem Ołdakowskiemu, że kłamie, bo Göring był bardzo krótko Marszałkiem Reichstagu – od sierpnia 1932 do stycznia 1933, gdy przestał był Marszałkiem i nikomu niczego nie wygasił.
Znacznie później Hitler wymyślił dla swojego pupila tytuł honorowy „Marszałek Rzeszy”, ale to nie miało żadnego związku z Reichstagiem.
Śleper
11 grudnia o godz. 22:47
Mój komentarz
A propos kontaktów na linii przesiedleńczej.
Intensywność takich kontaktów w miarę wymierania przesiedleńców pamiętających maleje.
Jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku przez Polskę mknęły tam i z powrotem niemieckie autokary wiozące na sentymentalne wycieczki przesiedleńców ze Sląska, Pomorza, Mazur. Ten ruch w zasadzie zamarł gdzieś w okolicach 2000 roku. Wiek nie ten, zdrowie nie te, czasy nie te.
Niektórzy przesiedleńcy wracają, gdy wypracują emeryturę, ale główny powód, to koszty utrzymania, które są w Polsce niższe. Inne powody też są, ale mają mniejszą siłę. Są i tacy, którzy wybudowali tu przy rodzinach jakieś domki i spędzają w nich sezon letni. To się opłaca, chociaż nie są to jakieś wygórowane oszczędności.
Większość przesiedleńców z lat późnych osiemdziesiątych i wczesnych osiemdziesiątych, to dziś emeryci.
Na ogół przesiedleńcy dawniejsi powojenni (lata od 1956 łącznie z erą gierkowską) nie lokowali się wysoko w hierarchii społecznej NRF, byli to robotnicy, rzemieślnicy, drobni urzędnicy.
Znakomita większość inteligencji niemieckiej została wysiedlona w latach 1945 – 1948. W zasadzie na tych terenach pogranicznych, które znam jako dziecko i przypominam sobie o tym, to inteligencję i to tylko tę z dolnej półki, można było w najbliższym otoczeniu policzyć na palcach jednej ręki. Prawie wszystkich wymiotły przesiedlenia.
Stosunek państwa niemieckiego do późniejszych powojennych przesiedleńców był dobry, a przeciętnych Niemców – ambiwalentny. Na ogół słaba znajomość języka, a jak lepsza, to fatalny akcent, tak że po mowie ich rozpoznawał każdy tutejszy Niemiec, co nie sprzyjało pełnej integracji.
Po drugie wszyscy ci przesiedleńcy spotkali się tam w nowej ojczyźnie z innym porządkiem społecznym – lepsza, nowocześniejsza organizacja, ale też i bezwzględne egzekwowanie obowiązków, do czego każdy musiał się adaptować indywidualnie.
Po trzecie ci późni już zasmakujący socjalizmu przesiedleńcy napotkali bariery społeczno-towarzyskie, które były zaskakująco bezwzględne.
W kapitalizmie, także niemieckim, istnieje naturalna stratyfikacja społeczna przestrzegana samoistnie. Masz większy dochód – mieszkasz w lepszej dzielnicy, masz lepsze auto, po czym natychmiast otoczenie cię rozpoznaje, kontaktujesz się na co dzień z lepszym środowiskiem, masz respekt.
Nie zapewniłeś sobie tego, to musisz wegetować blisko imigrantów np. z Turcji (w owych czasach to byli gastarbeiterzy tymczasowi), przesiedleńców z Rosji, za którymi dzieci wołają – Ruski oraz wśród miejscowych, z którymi sobie nie pogadasz o jakichś abstrakcjach. Takie jest życie. Dla jednych było to zaskoczenie, dla innych wybawienie. Jedni i drudzy trzymali fason, gdy gościli w Polsce.
Obecna emigracja w swojej masie integruje się szybko w tym sensie, że przekształca swoją mentalność na bardziej odległą od tutejszej krajowej. Kraj jest lepiej zorganizowany, planowanie lepsze, info lepsze, państwo bardziej przyjazne obywatelom, jak trzeba opiekuńcze.
Już teraz przesiedleńcy, którzy wyjechali jako synowie i córki tego, który tam mieszkał trzy domy za apteką, mają synów i córki, wnuki. Wnuki są już teraz jako dzieci właściwie mentalnie Niemcami, a synowie i córki nie są całkowicie Niemcami, bo maja jakąś świadomość pochodzenia, lecz mówią i zachowują się po niemiecku. Urywa się więź pokoleniowa z krewnymi z Polski.
Zresztą, jak pamiętam z opowieści starszych ludzi, taki sam proces zachodził przed wojną w środowiskach emigracji Polskiej w Niemczech. Dopóki żyła pamięć i krewni, których osobiście się pamiętało, dopóty były kontakty.
Pzdr, TJ
@TJ
Przeczytałem jeszcze raz Twój komentarz. Podobało mi się sformułowanie – „rozwiązał, ale nie zlikwidował” Reichstagu (typowe zdanie talmudyczne). Przecież ja nie miałem na myśli fizycznej likwidacji posłów, ale protokoły się urwały w styczniu 1933.
Ja nie jestem historykiem, nawet amatorskim, nie cenię dziedziny, w której nie ma wystarczającej obecności matematyki, a nawet „cyfry” są przeważnie fałszywe. Wystarczy przeczytać traktaty o powstaniach Śląskich, pisane przez „patriotów” polskich i takich niezbyt przychylnych opcji patriotycznej. Nic się nie zgadza oprócz kilku nazwisk przywódców. Już ich rola bywa przedstawiona diametralnie różnie – vide ciupa dla Korfantego, tego zdrajcy (albo bohatera).
Jeśli piszę na blogach to opieram się na własnych przeżyciach lub opowiadaniach wiarygodnych członków rodziny lub przyjaciół.
Uśmiejesz się!!!
Brałem czynny (to lekka przesada, raczej bierny) udział w kampanii wyborczej z marca 1933!
Mojego ojca bojówka SA (nieznani w naszej wiosce) zwabiła do knajpy pod pozorem dyskusji o pewnej tablicy pamiątkowej (szeroko opisałem historię tej tablicy w Silesii). Próbowali go zastrzelić w ramach przygotowań do demokratycznych i wolnych wyborów (był w Chrześcijańskiej Demokracji), ale chybili. Ojciec uciekł do domu i oprawcy za nim. Matka zamknęła ojca w pokoju i nie zgodziła się na oddanie klucza. Wtedy jeden uderzył ją kolbą w brzuch – gdzie ja już się zastanawiałem: „Przyjść na ten paskudny świat, czy poczekać”? Podjąłem decyzję : Poczekać!
Niestety udało mi się finalnie opóźnić tylko o dwa tygodnie po „ustawowym” terminie. Chyba jestem Zbowidowcem i należą mi się jakieś przywileje?
PS
Mój ojciec złożył zawiadomienie o przestępstwie w prokuraturze w Koźlu, ale sprawa została umorzona. Takie czasy!
@Adam 2222
11 grudnia o godz. 23:20
Nieco zainteresowała mnie różnica poglądów na temat Dolnego Śląska, w którym spotkałeś tyle pięknych dziewcząt, a Śleper nie widział nawet „ducha”. Mogę Was chyba pogodzić, bo i jedno i drugie jest lub było prawdą. Od drugiej połowy lat 50-tych mam kontakty ze wschodniakami, osiedlonymi blisko Zgorzelca, a sam pracowałem w Wałbrzychu, wyjątkowym kotle etniczno-narodowościowym, w którym czułem się jak ryba w wodzie – żadnej dyskryminacji z powodu źle dobranego miejsca urodzenia (Opolszczyzna). Nie wiem, jak wygląda współpraca mieszanki ludnościowej w Wałbrzychu obecnie, ale na Śląsku Opolskim jest jak najgorzej, z tym prezes ma rację, ale on to widzi jako osoba z Żoliborza., kocha tylko swoich pisowców, najgorszych …synów narodu polskiego, którzy reprezentują m. in. mnie w parlamencie – to woła o pomstę do nieba!
Widziałem jednak degrengoladę pięknej infrastruktury i zasobów mieszkaniowych i budynków gospodarczych, zajętych przez repatriantów. Ten regres jest zbyt głęboki, aby kiedykolwiek powrócić do sytuacji z przed 1945, gdy gospodarstwa dolnośląskie były perłami. Nie chcę powiedzieć, że zostały „rzucone przed wieprzy”, bo większość repatriantów na to miano nie zasługuje, ale faktem jest, że dorośli nie czuli się prawdziwymi gospodarzami tych zdobytych gospodarstw i dopuścili do ruiny. Młode pokolenie próbuje wyjść z tego marazmu, ale jest chyba za późno. Pamiętam piękne gospodarstwa, wzorcowe, w pewnej wsi koło Srebrnej Góry, gdzie dwa miesiące mieszkałem latem 1945. Byli tam jeszcze Niemcy, których później wysiedlono. Po kilku latach (może kilkanaście?) wybrałem się z siostrą w poszukiwaniu „śladów dzieciństwa” (ona pierwszej młodości) i co zastaliśmy? Miłych i grzecznych ludzi, ale gospodarstwo zrujnowane doszczętnie, komplet maszyn rolniczych w rozsypce, smród i bałagan na podwórzu. Powiedzieliśmy nowym gospodarzom tylko, gdzie Niemcy ukryli oprzyrządowanie dla koni i opuściliśmy ruinę. Tak było niestety na całym Dolnym Śląsku w tamtych latach. Dziś nie mam już kontaktów w tamtej okolicy – teściowie na cmentarzu, gospodarstwo sprzedane, ale cudów nie oczekuję.
PS
O dziewczynkach się nie wypowiadam, bo byłem tam z żoną. Pasuje do Twojego opisu, ale nie wolno mi wnioskować na podstawie jednego egzemplarza.
Uzupełnienie „geograficzne”
Z trudem znalazłem polską nazwę tej pięknej wsi, o której pisałem. To „Budzow (Stoszowice)”. Z niemieckiej Wikipedii dowiedziałem się, że to historyczna miejscowość, a moje rodzeństwo mieszkało u burmistrza o nazwisku Welzel, którego rodzina gospodarzyła już tam za czasów Fryderyka Wielkiego – ho, ho, ho a może jeszcze dawniej! Muszę sprecyzować: Nasza rodzina nie znała Welzlów w XVIII wieku, tylko po maju 1945, ale wtedy ostatnim niemieckim Bürgermeistrem był też Welzel, może on nas ulokował u siebie i sąsiadów? Ja mieszkałem w pięknej willi, którą zajmował brat przyjaciela ojca, nie mam pojęcia, jak się znalazł w tym miejscu. Willa była własnośżcią pary staruszków, którzy umarli podczas wojny. Byli przygotowani na 20 lat wojny. Piwnice były pełne produktów żywnościowych jak w latach tłustych w Egipcie. Nawet 20-litrowe kamienne garnki z cukierkami!!! Dzięki przejściowemu mieszkańcowi willa nie była rozszabrowana, to musiało nastąpić później, po naszym wyjeździe do domu. Pamiętam, że w okolicy były wspaniałe drzewa czereśniowe, nigdy w życiu się tak nie obżarłem. Niestety były też żółte w ogrodzie willi i pierwszy raz od wyjścia z pieluszek miałem takie rozwolnienie, że znaczyłem cały szlak z pokoju do łazienki. Na starość nie jest to ewenementem.
Antonius
12 grudnia o godz. 13:38
@TJ
Przeczytałem jeszcze raz Twój komentarz. Podobało mi się sformułowanie – „rozwiązał, ale nie zlikwidował” Reichstagu (typowe zdanie talmudyczne). Przecież ja nie miałem na myśli fizycznej likwidacji posłów, ale protokoły się urwały w styczniu 1933.
Mój komentarz
Autorze, rozwiązanie parlamentu łączy się z automatycznym pozbawieniem członków parlamentu prerogatyw poselskich oraz wyznaczeniem terminu następnych wyborów do parlamentu i nie może być w żaden sposób kojarzone z likwidacją parlamentu jako instytucji ustrojowej.
W Polsce prezydent ma prawo rozwiązać Sejm, jeśli ten nie uchwali na czas ustawy budżetowej.
Po nadaniu Hitlerowi w 1933 roku specjalnych praw (wydawanie rozporządzeń z mocą ustaw) Reichstag nie prowadził debat, nie procedował, tylko formalnie przyklepywał prawa wymyślone przez Fuehrera, ale co ciekawe, ustawę z 1933 roku zapewniającą rządowi specjalne uprawnienia tymczasowo na 4 lata Reichstag przedłużał w 1937 i 1941 na dalsze 4 lata. Zgodnie z prawem.
Marszałkiem parlamentu był Goering. Parlament po prostu się nie zbierał do dyskusji, tylko od czasu do czasu zatwierdzał akty prawne rządowe, głównie rozporządzenia Wodza Rzeszy. Zresztą NSDAP miał 100 % posłów w Reichstagu.
Mnie interesuje przede wszystkim klimat, atmosfera tamtych lat.
Jednych zawierzenie Hitlerowi, innych – a niech tam sobie działa, poczekamy co z tego wyniknie, na razie mu idzie dobrze, jeszcze innych zaciskających zęby, ale nie dających znać po sobie. Przecież przed objęciem pełnej władzy przez NSDAP partia ta miała – raz 37% poparcia, drugi raz – 32 %.
Bardzo silnym poparciem łącznie cieszyły się socjaldemokracja, chrześcijańscy demokraci oraz komuniści. I w 1933 w listopadzie, raptem NSDAP zgarnęła 92 % głosów.
Jak to się stało?
Strach na przemian z nadzieją, że w te albo we wte, niech się dzieje co chce. Strach był najsilniejszym czynnikiem, niewątpliwie. Hitler miał dokładne raporty z Rosji i wiedział jak potężnym narzędziami są – policja polityczna i obozy. Sama myśl, napomknienie o obozie już dyscyplinowała miliony rodaków, sama aluzja – chcesz TAM pojechać, zamykała usta znakomitej większości obywateli. Tak więc aż dziwić może, że tylko 92 %.
Jedną z reguł dziejowych, która sprawdzała się w 100 % przy dochodzeniu do władzy NSDAP jako dyktatorskiej partii, było to, że gdy władzę wyczuli cwaniacy, karierowicze i ukrywający swoje zamiary gwałtownicy, etc., to natychmiast się poprzyłączali do nowej władzy i w od pierwszych chwil na stanowisku zaczęli wykazywać swoją gorliwość w nadziei, że zwierzchnictwo ich dostrzeże.
Taka Leni-reżyserka, jaką wspaniałą oprawę filmową dawała w propagandzie dla nazistów i jeszcze długo po wojnie nie miała sobie nic do zarzucenia. Tłumaczyła się pokątnie, ze takie były Niemcy, innych Niemiec nie było, więc co miała robić? Cokolwiek analogiczne wyjaśnienia czyta się na blogach dzisiaj.
Jak przeszli to zwyczajni ludzie ? Nie było tak, że wszyscy suchą nogą. Trwając w takim systemie należało składać mu trybuty, zachowywać się na miarę jego wymagań, nie odstawać od reszty, być w szeregu, itd.
Po wojnie nie można było nic wyciągnąć od świadków historii. Trauma przegranej i to w obliczu rozpostartych tak niedawno przed Niemcami taaaakich perspektyw, obawa przed moralnym potępieniem, gorzki smak klęski, który stał się udziałem dosłownie każdego, powodowały, że niemal 100 % świadków historii umarło zamkniętymi. Ich dzieci i wnukowie teraz starają się odgrzebać, rekonstruować indywidualne wymiary historii.
Ze źródeł historycznych wynika, ze sam Hitler był świadom tego przyczepiania się szumowin do jego arki doskonale i nieraz „żartobliwie” się wyrażał, że musi tych swoich młokosów hamować, bo by rozszarpali wszystkich. Całkiem analogicznie, całkiem słusznie Stalin uważał swoich czołowych NKWDzistów za bandytów i bez pardonu kazał strzelać do nich, gdy mu podpadli, podobnie jak Hitler do Roehma.
Ale to jest temat na dłuższe rozważania. Na ogół powojenni Polacy karmieni do przesytu propagandą, bardzo jednostronną, postrzegali Niemców jako albo hajlujacych na ulicach, albo słuchających pilnie przemówień Fuehrera, albo tłukących swoich rolnych niewolników po stodołach i kopiących dzieci na ulicy za nie zdjęcie czapki przed żołnierzem niemieckim. Miejsca w tej propagandzie na zwyczajnych ludzi nie było.
Pzdr, TJ
A jak dziś potraktować propagandowy atak na Jana Józefa Lipskiego, który w przededniu stanu wojennego opublikował słynny esej „Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy”? Upominał się o poszanowanie dziedzictwa niemieckiego na Ziemiach Odzyskanych, co uważał za warunek trwałego sąsiedzkiego pojednania. Ale dano mu słuszny odpór: „Jeśli ktoś odmawia Polsce prawa do ziem, na których żyli i żyją Polacy, wyszydza jej przeszłość, apoteozuje zaborczość jej cesarskich, krzyżackich, pruskich i imperialistycznych wrogów, usprawiedliwia bezprawie i zbrodnie, wmawia Polakom niepopełnione przez nich winy, wzywa do kajania się ofiar przed katami, rehabilituje morderców, ten stwarza wykładnię myśli politycznej nowej Targowicy”.
http://www.newsweek.pl/wydania/1424/retoryka-stanu-wojennego-ozywa,99365,4,1
=======
Szkoła dziennikarska niewiele się zmieniła przez te 30 lat……
Może gdzieś w necie jest treść artykułu Lipskiego?
Byłby to ciekawy przyczynek do tematu Śląsk a sprawa polska…..
TJ 12 grudnia o godz. 13:29
Jena z córek mojego dużo młodszego kuzyna żyjącego w Niemczech, ma coś wydać w tym temacie, ale już tak długo czekam, że pewnie się nie doczekam. Trochę się nie dziwię, ponieważ materiał do badań obszerny, a ona nie jest socjologiem tylko literatem (tak przynajmniej twierdzi). Ona trochę burzy twoje tezy o przyswajaniu języka, ponieważ w Polsce miała już iść do pierwszej klasy, ale poszła nieco później w Niemczech i finał jest taki, że ten język stał się jej warsztatem pracy. Wspomnę jeszcze o drugim przypadku, który też kładzie na łopatki twoje twierdzenie, ponieważ on (tym razem mój rówieśnik) wyjechał dosyć późno i do dzisiaj pracuje jako nauczyciel angielskiego w tamtejszej szkole średniej. Nie twierdzę, że tak nie może być jak piszesz, ale trudno mi sobie wyobrazić, ażeby rodowity Ślązak miał kłopoty z niemieckim akcentem.
@Adam 222, nie zrozumiałeś mnie w poruszanej kwestii, nie o kulturę wysoką mi chodzi, a jeno o górala w parzenicach i kapelusiku z piórkiem pod Śnieżką. Nie tak dawno POLITYKA zamieściła obszerny tekst na ten temat, z którego można się było dowiedzieć, że obecni mieszkańcy tych okolic próbują znaleźć jakieś rozwiązanie, polegające na sięgnięciu do tradycji byłych mieszkańców. Spróbuj poszperać w internetowym wydaniu tygodnika, może uda ci się odszukać ten tekst.
Pozdrawiam
Ps. W pewnym wieku prawie wszystkie młode kobiety wydają się piękne.
Galicyjok 12 grudnia o godz. 11:44
Drogi Galicyjok.
Skoro nie rozumiesz różnicy pomiędzy Prusami, eksterminowanym narodem o ktorych wspominam a państwem Prusy, o którym nic nie mowie, to znaczy ze Ty nie rozumiesz to o czym pisze.
W swoim krótkim szkicu historii Polski z uwypukleniem “osiągnięć” polskich katolików, stwierdzam, ze oni, bezwiednie, bez żadnych realnych korzyści dla siebie, dają się wykorzystywać Pierwszemu Rzymowi przeciwko Trzeciemu Rzymowi.
Przy okazji dwukrotnie omal nie doprowadzili do unicestwienia narodu polskiego.
I za każdym razem to Trzeci Rzym , tzn. Wschód ocala nas przed zagładą przez Cywilizację Zachodnią.
Polscy katolicy grzeszą przeciwko Bogu swojemu, który wyraźnie im powiedział ,“oddajecie Cesarzowi co cesarskie a Bogu to co boskie”. Bóg nie przez przypadek w pierwszej kolejności mówi o państwie za które należy wziąć odpowiedzialność. I nie należy mieszać go z religią/kościołem.
Rzeczywistość III RP potwierdza moje stwierdzenia. Stąd u Ciebie pojawia się frustracja i agresja. Wiesz ze mam racje ale nie jesteś w stanie sam przed sobą przyznać się do tego.
@ Antonius 12 grudnia o godz. 15:55
Masz w 100% racje.
Poza tym forty Srebrnej Góry, które “niewłaściwi “ harcerze zagospodarowali bez świeceń, jednocześnie nie przeszkadzając innym w podziwianiu ich piękna. Albo wolno jadący pociąg, który łączył okoliczne wioski a w którym latem było wiele młodzieży jadącej na przeciw przygodzie. A te czereśnie ? Teraz to ani czereśni ani ducha
@ TJ 12 grudnia o godz. 18:07
Dzięki za świetne teksty i informacje.
Moim zdaniem, Helene Bertha Amalie „Leni” Riefenstahl była przede wszystkim niezależnym geniuszem, która w każdej epoce do czerwoności wkura… politycznie poprawnych. Ale oni nie mogli obejść się bez niej i co najwyżej mogli popyskować za jej plecami.
W III Rzeszy była całkowitym zaprzeczeniem podstawowej idei faszyzmu, 3K.
W nowym świecie tez żyła ostro do 101 lat i w wieku 80+ lat w dalszym ciągu nurkowała i była alpinistka.
A przede wszystkim nie była taka głupia jak niektórzy nasi(?) “przedstawiciele”, i nie brała odpowiedzialności za czyjeś zbrodnie.
Ci którzy ją najwięcej krytykowali, (Hollywood) po cichu uczyli się sztuki filmowej na jej dziełach.
Ci poprawni politycznie mają krótką pamięć o tamtych czasach i o miłośnikach Hitlera, z pierwszych rodzin w USA.
@Wiesku59
link:
http://wyborcza.pl/1,120013,3640733.html?as=3
ważny tekst, złośliwie zauważam, że choć napisany z perspektywy „polaka z kraju priwislinskiego” (pełno tam kawałków o austriackim czy innym zaborcy) to i tak nikt w warsiawie o nim nie pamięta (za to zafundowali sobie Muzeum Powstania – które jest żywym zaprzeczeniem wszystkiego o czy ten tekst mówi). I proszę spojrzeć napisano to 30 lat temu, gdy nie było wikipedii i „Instytutu udowadniania Polskiego dziewictwa i Niewinności ponad wszelką wątpliwość”, a facet pisze o zbrodniach popełnionych przez polaków?
To nie temat na tym blogu, ale aż się prosi w nawiązaniu do tekstu przywołanej w tekście Lipskiego piosenki: „Nie z twego rozkazu grzmią buty wojskowe ale co ty zrobiłeś dla Nanghar Khel gdy żołnierze z orłem na hełmie strzelali z moździerzy do kobiet i dzieci w Afgańskiej wiosce”.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia? Ale dlaczego punkt siedzenia zawsze za biurkiem w warszawie?
Śleper
13 grudnia o godz. 0:00
TJ 12 grudnia o godz. 13:29
Jena z córek mojego dużo młodszego kuzyna żyjącego w Niemczech, ma coś wydać w tym temacie, ale już tak długo czekam, że pewnie się nie doczekam. Trochę się nie dziwię, ponieważ materiał do badań obszerny, a ona nie jest socjologiem tylko literatem (tak przynajmniej twierdzi). Ona trochę burzy twoje tezy o przyswajaniu języka
Mój komentarz
Nie poruszałem problemu przyswajaniu języka przez przesiedleńców, tylko o regionalnych naleciałościach, w tym w akcencie, u świeżo przybyłych.
Pzdr, TJ
Adam 2222
11 grudnia o godz. 23:43
Odnoszę wtrażenie że niezbyt uważnie czytałeś o czym piszę.
Chcąc testować „lokowanie produktu” umieszczam na tym blogu link do innego, krótkiego komentarza na sąsiednim blogu. Tamże jest inny link i można, stosując metodę łańcuszka św. Antoniego dojść do komentarza, którego treścią jest to co ja sądziłem o „wojnie domowej” generała z narodem z okazji 30-tej rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Nic się nie zmieniło w moim widzeniu i ocenie tego faktu historycznego, choć mógłbym to nawet uzupełnić, ale w tym samym duchu.
Miałem dziś rano takie małe „déjà vu”, gdy nagle i bez ostrzeżenia znikło połączenie z siecią. Moja pierwsza myśl była okropna: Generał uciekł ze szpitala i dokonał tego, o co go pomawiała młodzież – zablokował komórki, Internet i zamknął Carrefoury. Te brzydkie rzeczy były podobno według młodzieży najgorszymi szykanami stanu wojennego. Po przeczytaniu listy produktów pierwszej i dalszych potrzeb, spożytych przez Wałęsę podczas internowania też zacząłem się zastanawiać.
Porzuciłem komputer i pojechałem na zakupy. Ominąłem Carrefour’a – na wszelki wypadek – i pojechałem do LIDL’a.
Po powrocie zięć mnie poinformował, że jest awaria neostrady i potrwa 8 godzin. Nie wiem, czy uwierzyć w awarię, czy „powtórkę z rozrywki” (zamach)? Poczekam!
PS
Neostrada powróciła dopiero rano i dlatego tak późno wklejam komentarz.
Adam 2222
13 grudnia o godz. 9:18
@ TJ 12 grudnia o godz. 18:07
Dzięki za świetne teksty i informacje.
Moim zdaniem, Helene Bertha Amalie „Leni” Riefenstahl była przede wszystkim niezależnym geniuszem, która w każdej epoce do czerwoności wkura… politycznie poprawnych. Ale oni nie mogli obejść się bez niej i co najwyżej mogli popyskować za jej plecami.
W III Rzeszy była całkowitym zaprzeczeniem podstawowej idei faszyzmu, 3K.
Mój komentarz
Leni po prostu uwielbiała być sławna, a do sławy doszła poprzez uwielbienie faszyzmu. Taką miała receptę na sukces w każdych warunkach.
Pisanie o niej jako o ”niezależnym” geniuszu, wytykanie poprawności jej krytykom, to niejakie nadużycie. Ona chciała być uważana za niezależną w swoich poczynaniach zawodowych, i pozorowała taką w swoich powojennych wypowiedziach, choć w III Rzeszy niemożliwością było funkcjonowanie ludzi niezależnych.
Była wierna do szpiku kości idei – faszyzmowi niemieckiemu.
Artysta musi się wcielić w rolę, przeniknąć z ustrojem, symbiotycznie z nim współżyć, musi podzielić się swoim krążeniem z systemem, aby dzieło jego było wierne, prawdziwe, poruszające. Taka była Leni.
Jeśli chodzi o 3K, to nie był ideał faszyzmu, tylko oddziedziczony po poprzednich wiekach stan mentalności społecznej, powszechny w większości krajów w owym czasie, truizm zgrabnie ujęty w języku niemieckim w mądrość ludowo-państwową.
Podstawowa idea faszyzmu była 3-krotna – ein Führer, ein Reich ein Volk, co Leni doskonale wchłonęła, przetrawiła, ilustrowała i propagowała swoimi filmami wpisując się bez żenady w sytuację faszystowskiego porządku, a po wojnie bez żenady opisując siebie jako neutralną gwiazdę na firmamencie sztuki.
Jeśli chodzi o argument mający wybielający wydźwięk dla Leni – nauki, jakie z jej twórczości czerpało Hollywood, to w niczym nie usprawiedliwia jej postawy.
Amerykanie korzystali, uczyli się od rakietowca Brauna i jego ekipy, a Rosjanie uczyli się od swoich przeflancowanych Niemców do Rosji, mimo, ze wszyscy oni konstruowali bronie, które niosły zagładę w imię zbudowania nowego porządku w Europie (i na świecie).
Pzdr, TJ
@Antoniusie,
jak polski biznes etatystyczny (czyli przedsiębiorstwo pierwotnie państwowe) robi biznes z Francuzami – wychodzi z tego Neostrada i nie funguje. Zupełnie jak w 1922 – „deja vu”? a może Frankopol?
@TJ
14 grudnia o godz. 23:34
Pani Riefenstahl mnie nigdy nie interesowała i to z różnych powodów. Jako dziecko miałem prawo oglądać w kimie filmy o Tecumseh (taki Indianin), a już bezprawnie „Der grosse Koenig” o Fryderyku Wielkim. W czasopismach filmowych podniecałem się Marikką Roeck w „Cora Terry” i to wsio! Wochenschau od pierwszych zwycięstw do „planowanego skrócenia linii frontu”, ale nie dokumentowano tego maksymalnego skrótu – trasy S-bahny „sputnika” enerdowskiego dookoła Berlina.
Zapamiętałem tylko taki dialog Tecumseh z przyjacielem typu Old Shattewrhand: „Was sieht mein Bruder Falkenauge”? Odpwiedź: „Ich sehe nichts, ich sehe nichts, ich sehe abermals nichts”!
O Leni czytałem i słyszałem dopiero z satelity.
@ Galicjouku!
Znam gorsze interesy z Francuzami – uratowanie bankrutującej firmy Berlieta przez Gierka. Neostrada i francuski Livebox nie są takie złe – statystycznie rzecz biorąc. Moja sąsiadka ma poważne kłopoty z Netią, a mobilny internet wnuka w Rumii to żenada!
Nawet murzyni wiedzą jak działa internet. Za 15 dolców wnuk miał wifi na statku w Abidjanie (Wybrzeże Kości Słoniowej) i pogadaliśmy doskonale skype’em, a tam na pewno technologia jest francuska – Cotes d’Ivoire, skrót na AIS to CI, francusko jak cholera!
@ jestra 13 grudnia o godz. 21:43
mea culpa, nie załapałem sarkazmu,
@ Śleper13 grudnia o godz. 0:00
Zacznij tańczyć Salsę z “przyległościami”, czy Swing, przynajmniej raz w tygodniu to nie będzie Ci się wydawać ze one są młode.
I jak nie jesteś ponuro upierdliwy jak wielu pk to 30+ są dostępne dla Ciebie.
Tance towarzyskie jak Argentyńskie Tango omijaj. Bo suche, śmierdzące perfumami, wiecznie niezadowolone babsko przyciśnie Ciebie do sflaczałych piersi będzie przezywać orgazm z zamkniętymi oczami.
”jeno o górala w parzenicach i kapelusiku z piórkiem”,
mi to przeszło po tym jak zobaczyłem takiego w całym “rynsztunku” na dworcu w Gliwicach, brudny, objszcz.ny, śpiący na ławce. Wcześniej w Zakopanym bylem potraktowany jako cepr czyli śmieć przez jego ziomków.
@ TJ 14 grudnia o godz. 23:34
Twój list sprokurował kilka pytań.
Faszyzm szczególnie niemiecki, który miał nas Polaków wymordować jest poza dyskusja.
Ale jak reagować na faszyzm np. w Chile gdzie jego szef był ulubieńcem Polaka Tysiąclecia, JP II ?
Co mogą a co nie, robić wybitni ludzie w niesłusznym systemie?.
Skąd oni maja wiedzieć ze ten system jest niesłuszny – historia USA i np. eksterminacji Indian
Skąd wiemy ze ona naprawdę była faszystka, ciągle i wciąż? Może jakiś aliancki przygłup/y przy władzy chciał ja upokorzyć a ona się postawiła i potem było już z górki?. Nie mieli za co ja posadzić to zrobili jej gębę.
Zobacz jak po wojnie traktowano u nas Ślązaków.
Sam piszesz ze program Apollo zrobił amerykanom niemiecki (potulny) faszysta. Podobnie jak Sowietom, GB, Francji.
Ale jest ważniejsza sprawa.
Nasze mózgi zablokowane poprawnością polityczną nie chcą lub boja się zauważać rzeczywistość i zadawać podstawowe pytania, tak jak robią to dzieci.
Niemcy, kraj bez koloni jak Francja, GB, Hiszpania, Portugalia, USA, itp. Zniszczony wojna i cholernie wysokimi kontrybucjami wojennymi, inflacja zżerała ludziom wszystko robiąc z nich nędzarzy. Ten kraj w ciągu sześciu lat (1933-1939) był w stanie stać się potęgą, która rzuciła wyzwanie całemu światu. Nie ma w historii ludzkości drugiego takiego zdarzenia. Gdybyśmy szukali odpowiedzi na to pytanie to może w II RP nie królowałaby epidemia syfu, gruźlicy, głodu, bezdomności razem z Chrystusem, Królem Polski.
A i III RP nie musiałaby wyrzucać poza nawias ~50% społeczeństwa.
Adam 2222
16 grudnia o godz. 22:24
@ TJ 14 grudnia o godz. 23:34
Twój list sprokurował kilka pytań.
Faszyzm szczególnie niemiecki, który miał nas Polaków wymordować jest poza dyskusja.
Ale jak reagować na faszyzm np. w Chile gdzie jego szef był ulubieńcem Polaka Tysiąclecia, JP II ?
Co mogą a co nie, robić wybitni ludzie w niesłusznym systemie?.
Skąd oni maja wiedzieć ze ten system jest niesłuszny – historia USA i np. eksterminacji Indian
Skąd wiemy ze ona naprawdę była faszystka, ciągle i wciąż? Może jakiś aliancki przygłup/y przy władzy chciał ja upokorzyć a ona się postawiła i potem było już z górki?. Nie mieli za co ja posadzić to zrobili jej gębę.
Mój komentarz
Słowo „faszysta” stało się tak jednoznacznie pejoratywne i odrzucające, że nazwanie zdolnej reżyserki niby tylko wykonującej solidnie pracę zleconą nijak nie może być skojarzone z przemocą, terrorem, likwidowaniem nie przydatnych.
Leni była faszystką z przekonania, co oświadczała publicznie. Oczywiście, że nie dręczyła ludzi w obozach, nie ujmowała w dłoń zimnej rękojeści pistoletu przed klęczącym podczłowiekiem.
Propagowała w białych rękawiczkach z całych sił ideę, która prowadziła do tego. Wiedziała że triumf woli do tego w końcu doprowadzi, musi doprowadzić, ponieważ wychwalała AH za jego przepiękne mowy do ludu kreślące taką drogę dla Niemców, za zdecydowaną postawę, demonstrację niezłomnej woli, chęć przemiany ludu niemieckiego i wejścia w naznaczoną mu przez Opatrzność rolę nadludu, itd.
Takie były dokładnie przemówienia Hitlera i taka była aprobata Leni, nie tylko w słowach, bo tych można się wyprzeć lub grać po wojnie Louisa de Funes’a.
Leni poparła faszyzm słowem i czynem, swoim dziełem. A że po wojnie mówiła, ze nic nie wiedziała? To był standard właściwy nie tylko jej, ale wszystkim faszystom. Stawianie pytania – skąd wiemy, że była naprawdę faszystką jest, powiem wprost, mydleniem oczu, stawianiem na bezbrzeżną naiwność, na ignorancję jeśli chodzi o dwudziestowieczną historię Niemiec.
Podpieranie argumentacji prześladowaniami Ślązaków po wojnie weksluje temat na zupełnie inne tory niż wiernopoddańcze, ideowo umotywowane zachowywanie się artystów III Rzeszy względem AH i jego postępków.
Dla Leni AH był uosobieniem triumfu woli, jak i cały naród niemiecki pod jego kierownictwem, co doskonale uzasadniało podzielaną przez nią tezę o nadludziach, nadnarodzie, kierowniczej roli AH w narodzie i metodach siłowych (przykładów miliony), kierowniczej roli Niemców w Europie.
O tym wiedziała. Publicznie potwierdzała ideologię faszystowską nie tylko Leni, ale także cała elita III Rzeszy, (część zabierała głos zdawkowo by mieć to z głowy), która w domyśle musiała bardzo dobrze to wiedzieć i akceptować, bo jak inaczej można zostać nadnarodem, jak nie siłowo? Jak inaczej można zneutralizować wrogów, jeśli nie przez wojnę? Jak inaczej zaprowadzić nowy porządek wśród opornych, jak nie krusząc opór siłą?
Aż taka niemądra i naiwna, to ta wybitna artystka, wszechstronnie utalentowana osoba, nie była, A że grała taką rolę po wojnie i to z wielkim przekonaniem? Była także wybitna aktorką.
A propos planów nazistowskich, Polacy nie byli przeznaczenie do masowego wymordowania, bo to by było technicznie zbyt kłopotliwe, tylko do zaniku, a po drodze mieli być wykorzystani jako służba, siła robocza, a także po odpowiednich kwalifikacjach na aryjskość przez specjalne komisje do szczęśliwego wcielenia w poczet pomocniczych obywateli III Rzeszy. W praktyce, w czasie wojny aryjskość straciła znaczenie, wystarczyła tylko chęć, a w większości przypadków strach (słuszny).
III Rzesza szybko wyrosła na potęgę, ponieważ miała solidne podstawy do tego.
Pierwsza, to kapitał ludzki, druga, to uprzemysłowienie. Rewolucja przemysłowa w Niemczech przyniosła im przodownictwo w Europie na polu wdrażania nowych technologii, wynalazków, badań naukowych. Trzecia – marginalna, to kolonie do I Wojny światowej.
Zdecydowanie najważniejszy był kapitał ludzki. Kiedyś kładziono nacisk na kolonie jako najważniejszy czynnik rozwoju. Teza częściowo uzasadniona, lecz tracąca swe znaczenie w 20 wieku. Szwecja nie miała kolonii ani bogactw naturalnych, Szwajcaria również.
Następnym czynnikiem szybkiego rozwoju Niemiec była polityka wojenna kładąca nacisk przede wszystkim na to, by Niemcy „miały co nosić jako broń”. Tutaj interwentem w ekonomii było państwo. Polityka oparta na dotacjach, pożyczkach rządowych, przywilejach, regulacjach cen, itd. Jak by to się skończyło w warunkach wojny nierozegranej nie wiemy. Nie wiemy, co by się działo z pieniądzem, koniunkturą, itd. Niemcy do początkowych lat 40-tych jeszcze bardziej przyspieszyły rozwój dzięki zasobom z całego opanowanego terenu oraz dzięki przymusowej sile roboczej.
Skończyło się wielki zamieszaniem. Jakiekolwiek interpretacje ekonomiczne rozwoju gospodarki w kategoriach cykli, koniunktury, itp. stały się ułomne.
Pzdr, TJ
„Faszyzm szczególnie niemiecki, który miał nas Polaków wymordować jest poza dyskusja.” – jest niestety do dyskusji – to własnie gomułkowszczyzna stawiała tak sprawę.
To był brutalny system totalitarny z rasistowskim podłożem. Ale eskterminacyjną politykę prowadził w stosunku do Żydów lub Cyganów. Natomiast „dopisywanie” się do listy przez mieszkańców z nad Wisły, choć sami – jak pokazało Jedwabne – zachowywali się niezwykle dwuznacznie, słuzyło dość bezczelnie „propagandzie uzasadnionej rekompensaty”. No jakieś uzasadnienie dla burtalnych czystek etnicznych i wypędzeń (które nie tylko Niemców dotyczyły) tzreba było znaleźć, tudzeż dla przesunięć granic. Nic się lepiej do tego nie nadawało jak „mit cierpiącej niewinnie ofiary”. A to, że ta ofiara nie taka niewinna (patrz znów Jedwabne etc.) oraz, że sama przed wybuchem II wojny sporo ma na sumieniu (palenie cerkwi, getto ławkowe) oraz, że żydowskie ofiary Holocaustu dopisała do własnej listy strat wojennych (bo to przed wojną byli obywatele polscy) to oczywiście czysta filozofia Kalego. To jest typowe dla waszej mentalności – przed wojną w zasadzie wykluczano np. Żydów „z naszej wspólnoty” – więc zachęcanie by wyjechali na Madagaskar, wspieranie emiegracyjnych pomysłów Żabotyńskiego, czy oburzenie, że Narutowicza wybrano „głosami mniejszości”. W czasie wojny Holocaust obserwowano z obojętnościa (Jedwabne to jest ekstremum – nie było typowe. Typowa była obojętność – to giną ONI). Ale po wojnie natychmiast „ochrzczono po polsku” i doliczono te ofiary do listy polskich strat.
A poza tym. Faszym nie jest typowy dla Niemców, nie ma go też co szukać za oceanem gdzie inny kontekst – on jest swojski niestety w Europie – jako styl myślenia. I potęga faszystowskich Niemiec lat 1933-39 jest trochę mitem – co by było gdyby nie było nadzwyczajnej mobilizacji dla wysiłku wojenego? Kryzys gospodarczy w roku 1944?
Galicyjok
17 grudnia o godz. 14:51
„Faszyzm szczególnie niemiecki, (…) To był brutalny system totalitarny z rasistowskim podłożem. Ale eskterminacyjną politykę prowadził w stosunku do Żydów lub Cyganów. Natomiast „dopisywanie” się do listy przez mieszkańców z nad Wisły, choć sami – jak pokazało Jedwabne – zachowywali się niezwykle dwuznacznie, słuzyło dość bezczelnie „propagandzie uzasadnionej rekompensaty”. No jakieś uzasadnienie dla burtalnych czystek etnicznych i wypędzeń (które nie tylko Niemców dotyczyły) tzreba było znaleźć, tudzeż dla przesunięć granic.”
Mój komentarz
Przesunięcie granic i przesiedlenie Niemców było postanowione dużo wcześniej niż w 1945 roku. Głównym powodem były względy geopolityczne, taka ich modyfikacja, by na przyszłość zaoszczędzić Europie „cierpień niewinnych ofiar”.
To był efekt trzech wojen (1870, 1914, 1939), których siłą napędową była pruska metoda myślenia o geopolityce, począwszy od zjednoczenia Niemiec pod egidą Prus, proklamacji II Rzeszy i triumfalnej uroczystości koronacji Wilhelma I na cesarza Rzeszy w Wersalu w roku 1871, a skończywszy na zjednoczeniu ziem niemieckich pod egidą nazistów, w tym Austrii, Czech i Moraw, Kłajpedy, Śląska, Prus Zachodnich, Generalnej Gubernii, etc. oraz dalekosiężnych projektach w rodzaju MittelEuropa.
Ta prewencyjna modyfikacja geopolityczna postanowiona była wstępnie na konferencji w Teheranie w grudniu 1943 roku, gdy o Jedwabnem i innych stratach nikt nie zaprzątał sobie głowy. Celem tej decyzji było pozbawienie państwa niemieckiego na przyszłość bazy pruskiej.
By zapewnić pokój w Europie na co najmniej 50 lat (już minęło!) postanowiono w Teheranie, przyklepano w Jałcie, dogadano w Poczdamie, że należy zlikwidować pozostałości pruskie na wschodzie, co oznaczało przesunięcie granicy polskiej na linię Odry. Z tym się zgodził Roosvelt i Churchill.
Wplątywanie do tego Jedwabnego i gett ławkowych jest próbą wyprowadzenia moralnej kontry przeciwko ładowi powojennemu w Europie.
Oczywiście faszyzm nie jest typowy dla przeciętnych Niemców, ani instynkty niszczycielskie, ani nienawiść i inne spopularyzowane przez antywojenną propagandę cechy, które miały ostrzegać, napominać, uprzedzać Europę, by to się nie powtórzyło.
Unikalną cechą faszyzmu niemieckiego było to, że był totalny, był doprowadzony, pogłębiony do końca zgodnie z literą i duchem teorii.
Druga zasadniczą cechą było to, że mało osób w Niemczech zauważyło, że była to teoria szaleńcza. Naród ludzi trzeźwych, pragmatycznych, wysoko wykształconych, dał sobie wcisnąć bombę do rąk jako nieoczekiwany dar niebios, upominek przekazany przez nawiedzonego wskrzesiciela.
Pzdr, TJ
TJ,
to co piszesz ma dość luźne oparcie w faktach – więcej tu endeckiej i pansłowiańskiej ideologii.
Można zapytać: gdzie Rzym a gdzie Krym? Skoro naziści byli sprawcami II wojny – to co ma do tego rok 1870 i 1914? Czyżby mieszanie tych trzech wojen wskazuje, że w Jałcie i Teheranie nie o ukaranie nazistowskich Niemiec chodziło tylko o rozprawienie się z przeciwnikiem, z którym mocarstwa takie jak Rosja (występująca pod płaszczykiem Związku Sowieckiego) czy Wielka Brytania już wcześniej miały „porachunki” a pokonanie Hitlera stwarzało znakomitą okazję? Na rozmontowanie i likwidację Prus jako państwa (akt z 1947 roku) napierał przede wszystkim Churchill (w czasie I wojny jeden z głównych i wojowniczych członków Gabinetu) bo miał w pamięci jakiego stracha na XIX i XX wieku napędziły brytyjskiemu Imperium zdominowane przez Prusy Niemcy. I na ironię zakłada wręcz fakt, że w czasach nazizmu to Prusy i ich elity były ostoją i ośrodkiem antynazistowskich resentymentów (nie liczyć kosmopolitycznego Berlina). Wszak to pruska „soldateska” najdłużej się nazistom opierała o potem przeprowadziła zamach (NSDAP to partia „narodowo-socjalistyczna” była) a jednocześnie to pruska klasa „robotnicza” była ostoją socjaldemokratów (za to Niemcy austriaccy byli „nadreprezentowani” a poparcie dla nazistów tam największe – ale nie przeszkodziło to uznać Austrii za „pierwszą ofiarę” – chichot historii?). Zaś o przesunięciu granic „słowiańszczyzny” jak najdalej na Zachód jako forpoczty Imperium Carów rosyjscy politycy marzyli już w XIX w. – w 1815 roku nawet raz to skutecznie przeprowadzili – patrz losy tzw. Królestwa Kongresowego w porównaniu z granicami z roku 1795. Pod koniec XIX w. rosyjscy nacjonaliści tacy jak Pobiedonoscew śnili o pansłowiańskiej ideologii także z taką myślą, że warszawskie państwo „przesuną na Zachód” w ten sposób, że odda ono ziemie Świętej Rusi Moskwie ale w pansłowiańskim sojuszu z nią Warszawa wróci na pradawne piastowskie i słowiańskie ziemie…. Wszak takie pomysły były przed wybuchem I wojny osnową pomysłów endecji co do oparcia „sprawy” na sojuszu z Rosją. Więc nie chrzańmy tutaj o moralności gdy brutalna realpolitik w robocie. Z perspektywy Galicji czy Śląska to były (i są) mogolsko-pansłowiańskie brednie – po prostu ktoś ciągle marzy o pojeniu koni w Atlantyku i odtworzeniu państwa Niklota jako forpoczty imperium. A finał II wojny stworzył znakomitą okazję by odkurzyć i zrealizować stare koncepcje. W „ujednoliconym moralno-politycznie i etnicznie” przez komunistów PRLu państwowa propaganda komunistyczna z dziką przyjemnością sięgała do nacjonalistycznej ideologii – w stylu „byliśmy-jesteśmy-będziemy”. A warszawskie państwo znalazło się w „małpiej pułapce” – małpa złapała banana umieszczonego w słoiku: puścić banana nie chce, bo szkoda ale łapy zaciśniętej na bananie ze słoika wyjąć nie da rady. A myśliwy się cieszy.
Pominę tu rozważania o zaletach „czystek etnicznych” po 1945 – nawet wasz Giedroyc (chyba) twierdził, ze to radość kastrata, który się wytrzebił i teraz raduje, że już nie odczuwa grzesznych pokus. To argumentacja w stylu, że Stalin wywoził Polaków z Kresów na Sybir bo chciał ich ochronić przed ewentualną dintojrą ze strony innych nacji słowiańskich, a na Kołymę bo chciał by mieli rześkie powietrze.
A na koniec: układy jałtańsko-poczdamskie stwarzały jedynie możliwość czystek etnicznych ale nie nakazywały ich przeprowadzenia. To już była decyzja (i obsesja) władz każdego z krajów. Miały możliwość z łaski zwycięzców ale nie obowiązek. To zasadnicza różnica. Drobne czyni jednak różnicę.
@ TJ 17 grudnia o godz. 13:02
Dzięki za obszerna odpowiedz, ale pytanie pozostało.
Co mają robić ludzie, wybitni i nie tylko, w niesłusznym systemie?
Oni o tym nawet nie wiedzę. Wielu z nich tylko dzięki temu systemowi mogli odnieść sukces. Co we wcześniejszym systemie nie było dla nich osiągalne.
A jak należy ustosunkować się do ludzi, którzy mieli akcje np. IG. Farben i dlatego te zakłady i obozy koncentracyjne wspomagające je nie były celem dla Aliantów?
Nawet nie zrobiono akcji ulotkowej ostrzegającej załogi niemieckie przed odpowiedzialnością po wojnie. Karski dostarczył wystarczająco informacji.
To ze mieliśmy “zaniknąć” tylko częściowo wymordowani wcale nie brzmi optymistycznie.
Wydaje mi się, ze z perspektywy czasu zbyt łatwo wydawać sądy. Myślę tez tak o sobie.
@ Galicyjok 17 grudnia o godz. 14:51
“To jest typowe dla waszej mentalności”
Katolicy i Żydzi mieszkali w jednym państwie, ale nie mieli ochoty żyć razem. Żydzi, którzy nie byli ortodoksami byli odrzucani przez katolików i przez żydów. Dlatego tak wielu z nich propagowało prace od podstaw, brało udział w ruchach socjalistycznych, komunistycznych czy było artystami.
Nie wyobrażam sobie kultury polskiej bez nich.
W 1947r. w Kielcach katolicy szykowali się do pogromu Żydów, którym udało się przeżyć i wrócili do swoich domów.
Gmina Żydowska poprosiła bp. Cz. Kaczmarka by zdementował głoszoną przez księży informacje że Żydzi używają krwi niewinnych dzieci chrześcijańskich do produkcji macy.
Bp. Kaczmarek odmówił z wiadomym skutkiem.
Do pogromów Żydów zawsze dochodziło z podpuszczeń kleru katolickiego i o tym się milczy, bo to dzięki Krk, chłopcy z KOR i S doszli do władzy. A jak nie będą posłuszni (kasa, władza bezkarność, paszporty dyplomatyczne, itp.) to podpuszcza ludzi do zadym jak to robili w PRLu.
A Grossowie (często osobiście urażeni po przez 1968r) mają pretekst do opluwania wszystkich Polaków, a geniusze w III RP udają ze deszcz pada. Bardzo brakuje pana Marka Edelmana.
W latach 50tych starsi koledzy z podwórka pokazali mi za synagoga w przybudówce haki, na ktorych rzekomo Żydzi mieli wieszać dzieci by się wykrwawiły na mace.
Do dziś pamiętam ten strach, że ja też tam będę wisieć a krew powoli będzie ze mnie wypływać.
Witkacy dość dokładnie opisał stęchłą atmosferę Kielc
http://historiekieleckie.blox.pl/2007/11/Witkacy-o-Kielcach.html
Galicyjok
17 grudnia o godz. 21:11
TJ,
„to co piszesz ma dość luźne oparcie w faktach – więcej tu endeckiej i pansłowiańskiej ideologii.
Można zapytać: gdzie Rzym a gdzie Krym? Skoro naziści byli sprawcami II wojny – to co ma do tego rok 1870 i 1914? Czyżby mieszanie tych trzech wojen wskazuje, że w Jałcie i Teheranie nie o ukaranie nazistowskich Niemiec chodziło tylko o rozprawienie się z przeciwnikiem,”„A na koniec: układy jałtańsko-poczdamskie stwarzały jedynie możliwość czystek etnicznych ale nie nakazywały ich przeprowadzenia.”
Mój komentarz
O ideologii pansłowiańskiiej i endeckiej sięgającej Pomorza Przedniego ani Roosvelt ani Churchill nie mieli bladego pojęcia, ale dobrze zdawali sobie sprawę z ideologii, a właściwie paradygmatu pruskiego i dlatego podjęli decyzję o przesunięciu granicy Polski na Zachód, co miało na przyszłość ograniczyć ekspansjonizm niemiecki określoną enigmatycznie hasłem w porozumieniu teherańskim – zapewnienie pokoju w Europie na 50 lat.
Dlaczego trzy wojny wyciągnięto Niemcom? Nie wyciągnięto. Wojny były. Podjete przez ekspansjonizm wyrosły w Prusach. Wszczęte podług paradygmatu pruskiego.
Sam AH podkreślał, że największym politykami niemieckimi byli królowie Prus i Bismarck. Ogólnoniemieckimi, nie pruskimi.
Aby podkreślić wagę Prus w historii Niemiec Hitler utrzymywał pamiątkowy rząd Prus i propagował ideę oparcia rozwoju Niemiec poprzez ekspansję na Wschód z zabezpieczeniem flanki zachodniej.
Mało ma tu do rzeczy popularność socjaldemokratów w Prusach oraz skład ekipy zamachowej na Hitlera w 1944.
W decydującym momentach wyborczych 1932 i 1933 NSDAP nie dostała większości głosów nigdzie na terenie Niemiec, ale w Prusach najwięcej.
W decyzjach aliantów nie tylko chodziło o rozmontowanie Prus, ale o pozbawienie Niemiec wschodniego przedpola, likwidację pokusy geograficznej, czynną eliminację obszaru o bogatych tradycjach, dorobku i perspektywach (w oczach strategów prusko myślących) dalszej ekspansji.
Co mogła endecja, idea Dmowskiego jako siła sprawcza w Teheranie?
Otwartą decyzję o przesiedleniu Niemców z Polski Czech i Węgier podjęto na konferencji w Jałcie. Decyzję tę alianci potwierdzili na konferencji w Poczdamie. Decyzja ta była konsekwencją wojny totalnej i totalnych planów uporządkowania Wschodu Europy na modłę pruską.
Pisanie, że to była „decyzja i obsesja każdego z krajów” (Polska, Czechy) jest nadużyciem historii do partykularnych celów oraz zwykłym kłamstwem. Czysta poplityka historyczna.
Prusacy na ogół nie kłamali. Ale jak trzeba, to owszem.
Pzdr, TJ
TJ
historię piszą zwycięzcy? – jak widać
dość ciekawa wizja „pruskiego ekspansjonizmu” – i pytasz gdzie endeckie wypociny czy Gomułka?
mnie pruski ekspansjonizm nie przeszkadza – natomiast warszawsko-kongresówkowy, owszem!
a wypędzeń czy eufemistycznie: „przesiedleń” z zamieszkanych przez niemiecką ludność ziem w krajach Europy Środkowej nie przeprowadzał Roosevelt z Churchillem ani Stalin – tylko faceci z orłem na czapkach (i analogicznie w Czechosłowacji z lwem).
Od lat straszy w Angorze team jątrzący w sprawach polsko-niemieckich. Dziennikarz, pewnie ceniony, Krzysztof Różycki przeprowadza wywiady, albo z samozwańczym prezesem „wszystkich” Polaków w Niemczech, albo z mecenasem od spraw Polonii, Hamburą, albo z „przyjaciółką” Eriki Steinbach, czyli senatorką PiS, Kaszubką, dwojga nazwisk, fanką nie tylko Eriki, ale i prezesa. Podobnie jak prezes pani kocha Niemców i Ślązaków i daje temu wyraz tam, gdzie tylko może. Od kilku lat polemizuję z nimi w Angorze i w sieci. Do prezesa Wójcickiego skierowałem również długi mail, ale chyba nie miał czasu mi odpisać, choć jego sekretariat potwierdził przekazanie mu listu.
Tematyka jest zawsze taka sama – jak to Polakom źle w Niemczech, a dobrze Niemcom w Polsce. Ja wtedy zawsze się dziwię, że nie wracają. Ja wróciłem po dwóch tygodniach!
Wszystkowiedzące VIP’y nie pytają jednak, na wszelki wypadek, ani jednych ani drugich, tylko występują w ich imieniu, choć nie wszyscy ich do tego upoważnili. Postępują jak prezes Kaczyński, który też wie lepiej co jest dobre dla Polaków – od nich samych.
Pan Wójcicki wabi się Prezesem Związku Polaków w Niemczech. W tekście pisze o 2,2 milionach Polaków w Niemczech, sugeruje, że ich wszystkich reprezentuje, a to jest ta trzecia prawda Tisznerowska. W Niemczech działa legalnie około 100 polskich organizacji. Prawdopodobne część z nich akceptuje tzw. Organizację dachową, której prezesem jest pan Wójcicki.
Najzabawniejsze jest to, że grupa polskich organizacji z Hesji, oficjalnie zdystansowała się od pana W., który żyje w ich landzie (więc znają go najlepiej!) i zarzucili mu szkodzenie interesom organizacji polskich w Hesji, które mają dobre układy z lokalnymi władzami i nie chcą „pomocy” prezesa. Umieścili odpowiedni statement też w Angorze!
Tyle historii!
Dziś zauważyłem wywiad zatytułowany: „Germanizacja – nobilitacja?”
Zeskanowałem tekst, aby móc łatwiej skomentować i skaner (jakiś niepolski chyba?) zeżarł fajkę ze znaku zapytania i zostawił tylko kropkę. Zdziwiła mnie ta forma, ale w gazecie jest ta wątpliwość nobilitacji.
Prezes popiera całym sercem „naszego” prezesa i jego wystąpienie w Opolu. Potem odgrzewa stare kotlety – stek bzdur na temat „mniejszości polskiej” w Niemczech, która faktycznie istniała w Republice Weimarskiej, gdy Śląsk, Pomorze, Mazury i Prusy Wschodnie były terenami niemieckimi, zamieszkałymi od wieków również przez Polaków. Kłamie na temat uchwały Rady Europy, która nie zdefiniowała wcale pojęć – „mniejszość narodowa” i „etniczna”, cedując to na rządy państw. Zarzuca Niemcom łamanie prawa. Niemcy i Polacy akceptowali uchwałę i każdy parlament na swojską nutę pojęcia te sformułował i sprecyzował kryteria przynależności to takiej mniejszości. Są różnice w ustawach i według polskiej ustawy istnieje mniejszość niemiecka w Polsce, spełniająca kryteria, a Polacy w Niemczech kryteriów niemieckiej ustawy nie spełniają. Taki prosty fakt prawny, nie mieści się w mózgownicy prezesa, choć ma kolegów, prawników, którzy powinni go pouczyć, bo mnie nie chce słuchać. Dalej kłamie i konfabuluje i Goeringa wyciąga z mogiły. Rzuca też cyframi dotacji z kapelusza. Wiem, że lokalne władze chętnie wspomagają polskie inicjatywy w miastach, ale ci brzydcy Niemcy chcą wiedzieć na co mają być wydane pieniądze. To taka straszna bezczelność jak np. pytanie Rydzyka, gdzie się podziały miliony na ratowanie stoczni lub naszego proboszcza, co zrobił z datkami wiernych na remont kapliczki . Tfu! Co za chamstwo, godzące w honor prawdziwego Polaka!. Nasz proboszcz np. storpedował moje starania, aby starą kapliczkę wpisać do rejestru zabytków. Dostałby pieniądze na remont, ale musiałby się rozliczyć, a to niedobrze, bo jak uzyskać rachunki za pobyt w Zakopanem, gdzie go widziano w towarzystwie, raczej nie religijnym, choć może i „biblijnym” (Maddalena?), skoro remontował tam tylko ciało i duszę, a nie naszą kapliczkę?
Mam kontakt z jedną z tej setki organizacji polonijnych w Nadrenii Westfalii i stąd wiem o tych dotacjach , ale na określony cel, nie do kieszeni prezesa..
Znowu prezes wyliczył te przebogate przywileje mniejszości niemieckiej, jak ten magiczny próg wyborczy, czy możliwość dwujęzycznych nazw miejscowości.
Nie należę oficjalnie do tej mniejszości, uważam, że jestem członkiem mniejszości śląskiej, nieuznanej przez państwo, ale oba te cudowne przywileje niech sobie prezes (nasz) „na hucie powiesi!” jak dojdzie do „wadzy”.
Prezes Wójcicki widział w Polsce absolutną możliwość uczenia się dzieci niemieckich w niemieckojęzycznej szkole. To jest nieprawda! Przedstawiciel mniejszości niemieckiej powiedział po wystąpieniu Kaczyńskiego, że nie ma żadnej takiej szkoły na Opolszczyźnie, a raczej jemu wierzę. Była nieśmiała próba lokalna organizowania takiej szkoły na wsi blisko Koźla, gdzie autochtoni stanowią większość. Natychmiast polska „mniejszość” zaprotestowała – nie chcą nobilitacji – pardon – germanizacji swoich dzieci. Przestaną być polskimi patriotami, jeśli im ktoś powie, że 2×2=4, ale w sposób niezrozumiały dla prezesa.. Sprawa jest zawieszona i czeka na rozstrzygnięcie. Tak w realu wygląda stosowanie ustawy i te cudowne przywileje.
Kamraty i Pan Jan.
Winszuja Wom spokojnych, familijnych , zdrowych i bez łostudy Świąt Bożego Narodzynio, no i bogatego Dzieciątka.
Andrzej
Wszystkym winszuja zdrowio, zgody we familii i żebyście dowali zawdy wiyncy łod tego, co dostowocie.
Pyrsk
„Galicyjok” wreszcie (może niechcący) napisał prawdę – pruski ekspansjonizm mu nie przeszkadza, ale „priwiśliński” owszem.
Idąc tym tokiem, tak zwane „wypędzenie” Niemców po 1945 r. to zbrodnia przeciw ludzkości, natomiast na wspominanie o Oradour, Lidicach, Marzabotto czy Akcji A-B szkoda zapewne tracić czasu…Akcja „Wisła” (polegająca na przesiedleniu ludności) to odrażająca czystka, a o ludobójstwie Hererów ( wytępieniu, nie wysiedleniu) przez wilehelmińskie Niemcy cicho sza 😉
Ale choćbyś „Galicyjok” milion postów tu i na katowickim forum GW napisał, nie zmienisz miejsca jakie w historii oraz w świadomości współczesnych społeczeństw europejskich i północnoamerykańskich zajmują zbrodnie III Rzeszy, ani tego,że nawet w samych Niemczcech (nie mówiąc już o reszcie świata) cała ta reklama prowadzona przez tzw. wypędzonych spotyka się z coraz mniejszym oddźwiękiem. Jeszcze 30 lat temu byli w RFN politycznie dość wpływowi, co dziś z tego pozostało?
A jak już się zająć na poważnie tematem wypędzeń Niemców, to może zacząć od parwdziwego wypędzenia – zimą i wiosną 1945,przez ich własne niemieckie władze (gauleiterów, SS-fuhrerów). Taki np. gauleiter Hanke we Wrocławiu zarzadził akcję ewekuacyjną mieszkańców a potem obronę twierdzy, w wyniku czego w ciągu kilku miesięcy zginęło ok. 100tys. wrocławskich Niemców (okres styczeń- maj 1945 r.).
Ale te dziesiątki tysięcy Niemców – ostatnich ofiar nazistowskiej niemieckiej dyktatury, a zarazem często rzeczywistych wypędzonych (przez hitlerowskie władze) nie są
najwyraźniej „godne” uwagi „Galicyjoka”.
Skoro to nie Priwiślicy są sprawcami, to po cóż się tym zajmować… 😉
@Górnoślązaku, koszmar jaki zgotowali Niemcy narodom Europy był faktem i nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie temu zaprzeczał. Problem polega na tym, że oni pokazali możliwości, a ich powojenni naśladowcy w Polsce (mściciele) weszli w te buty w przekonaniu, że wymierzają dziejową sprawiedliwość. W gorączce zemsty jakoś się to usprawiedliwia, ale taka podwyższona temperatura powinna szybko ustąpić na rzecz rozsądku. Nikt nie powinien usprawiedliwiać zbrodni w imię zemsty i karać całego narodu za zdziczenie dyktatury, której był poddany. Niemcy w czasie II wojny na zachodzie byli tylko odrobinę bardziej „rycerscy”, tym niemniej alianci zachodni ochłonęli tuż po zakończeniu działań wojennych i nie dopuścili do „odreagowania”, co dobrze przysłużyło się wszystkim w przyszłości.
@Górnoślązak
27 grudnia o godz. 22:13
Okres świąteczny rządzi się specjalnymi prawami, skoro Polakom nawet „bydlęta śpiewają i pasterze klękają… a może odwrotnie?” – tak było chyba w pierwszej kolędzie, którą poznałem na pasterce 1945. Dawno nie byłem w kościele, mogło się coś zmienić, szczególnie dlatego, że paskudny faszysta -Benedetto XVI zabrał Polakom bydlęta ze stajenki, zostawił tylko Wałęsę (nie tyle jako bydlę, tylko jako mędrca czyli Maga). Niedawno temu nawet domowe zwierzęta gadały, a cuda się mogły zdarzyć („cuda, cuda …”).
Sądzę, że w takiej sytuacji mogę o kimś powiedzieć parę słów prawdy – mojej prawdy! Zachęcił mnie do tego komentarz Górnoślązaka. Myślę, że jest to człowiek biedny, nieszczęśliwy, pełen złości i kwasów żołądkowych, które próbuje przelać na umowny papier blogu, aby zgnoić innych w wyniku własnej frustracji. Może nigdy nie był ważny w swoim życiu, a to boli. Próbuje wyżywać się anonimowo na blogu.
Nie jest oryginalny przy wyborze metody, jest stara jak świat, a może jeszcze starsza:
Zrelatywizować własne zbrodnie, jeśli już nie da się absolutnie ukryć faktów, np. przez dodanie określeń typu „tzw.”, „rzekomo” itp., a cudze wpadki rozdmuchać do potwornych zbrodni, najlepiej uogólniając na bazie jednego faktu.
Byli mistrzowie w stosowaniu tej metody, niestety Górnoślązak do nich nie należy, bo logiczny rozbiór zdań pokazuje, gdzie są zamierzone przekłamania ukryte w szczątkach prawdy, a do takich odsłonięć rozumny dyskutant nie powinien dopuścić.
Mój ojciec powiedział mi kiedyś, iż „można kłamać, ale tak, aby się kłamstwo z prawdą pokryło”.
Długo myślałem, że ta rada jest bez sensu, aż lepiej ją zrozumiałem i nauczyłem się ją stosować z powodzeniem. Średnio uzdolniony czytelnik wyłapie to u Górnoślązaka bez trudu, jeśli zna podstawy polskiego języka, m. in. budowę złożonych zdań. Jest jedna ważna sprawa! Z takim człowiekiem nie warto zaczynać dyskusji i traktować go poważnie, to jest wtedy ta „woda na młyn odwetowców”.
Ja też nie podejmę dyskusji, bo taka miałaby sens tylko w przypadku wiary w jej skuteczność i takowej już nie mam. Pokażę tylko brak logiki na jednym przykładzie:
***A jak już się zająć na poważnie tematem wypędzeń Niemców, to może zacząć od parwdziwego wypędzenia – zimą i wiosną 1945,przez ich własne niemieckie władze (gauleiterów, SS-fuhrerów). Taki np. gauleiter Hanke we Wrocławiu zarzadził akcję ewekuacyjną mieszkańców a potem obronę twierdzy, w wyniku czego w ciągu kilku miesięcy zginęło ok. 100tys. wrocławskich Niemców (okres styczeń- maj 1945 r.).
W poprzedniej części G. pisał o „tzw.” wypędzeniu milionów Niemców z terenów polskich, przedtem np. trochę wymordowanych w Łambinowicach, aby nie przeciążyć polskiego taboru kolejowego odpadkami (to wnioskuję z tego „tzw.”). Skoro to nie było prawdziwe wypędzenie, tylko miła turystyka – i to na Zachód, na który później zmierzały miliony polskich patriotów „za bułką”, bo chleba było dość nawet w PRL, wtedy G. ma rację, że BdV powinien zamilczeć i tylko podziękować Polakom, że wysłano ich do kraju, w którym zaczął się cud gospodarczy. Mam jednak wątpliwości, czy rodziny ofiar tej turystyki są tego samego zdania. Moje słowa o milionach Polaków potwierdzają dane, publikowane przez Związek Polaków w Niemczech (2.2 miliony).
Teraz przechodzę od radosnej (i gratisowej – no może niezupełnie, bo zostawili swoje majątki do dyspozycji) turystyki Niemców na Zachód do „poważnego ” wypędzenia innych Niemców przez brzydkich faszystów. Można by sądzić ze słów G., że Gauleitery wysiedlili przymusowo wszystkich Niemców i przy tym wypędzeniu zginęli masowo. To jest chyba Tisznerowska prawda, gdyż:
1) Zostało kilka milionów – przyszłych „turystów”, a poza tym
2) większość uciekła z własnej woli, bo nie miała zbyt głębokiej wiary w humanitarne traktowanie przez Armię Czerwoną, wzmocnioną Polakami z Syberii i okolic (typu czterej pancerni i mój teść).
Brzydka propaganda okłamała chamsko Niemców, mówiąc, że Rosjanie będą gwałcić i mordować ludność cywilną, a to przecież było wierutne kłamstwo!!! Rozdawali czekolady dzieciom i rajstopy i perfumy dziewczynom jak Amerykanie w Niemczech (to wiem, bo byłem w strefie amerykańskiej od maja 1945).
Może nie wszyscy wierzą w takie cudowne zachowanie Sowietów i Polaków podczas wojny, choć pokazali swój humanitaryzm też długo po wojnie (sławne obozy, których mimo „koncentrowania” tam ofiar nie wolno nazywać „koncentracyjnymi”. Ktoś dla miejsca odosobnienia w/w „pre-turystów” proponował nazwę „obóz pracy”. To nie odpowiadało w zasadzie ustaleniom Aliantów, bo mieli zostać humanitarnie wysiedleni, a nie zaganiani do pracy. Ja z tym nie miałbym problemu, bo praca uszlachetnia, ale starcy i niemowlęta w „obozie pracy”??? To nie przystoi „Priwiślińcom, to prawie sowieckie lub niemieckie! Fe!!!
Tylko jacyś dewianci wśród polskich historyków piszą o jakiś „tzw.” zbrodniach Sowietów i Polaków np. na Ślązakach. Polecam człowiekowi o tak pięknym nicku, aby przeczytał książkę prof. Woźniczki z Uniwersytetu Śląskiego – te kalumnie na aniołki sowieckie – czytałem część i jestem oburzony!
To, że u nas dopiero Rosjanie ewakuowali przymusowo cywilów, przy okazji zastrzelili mojego nieco nierozgarniętego sąsiada i okazyjnie zgwałcili jego matkę (może też krowę, która zabrali?) o tym profesor nie wiedział. Ja to wiem od ciotki, która będąc wiele lat wdową miała wreszcie rozkosze seksualne dzięki Czerwonoarmistom, a już leciwa była.
W drugim zdaniu cytatu autor sugeruje, że 100 000 Niemców zginęło dzięki …ewakuacji i obronie miasta… (w jednym rozumowaniu). Moja ciotka mieszkała we Wrocławiu, została ewakuowana i jeszcze długo żyła, >90 lat miała, gdy umarła w Berlinie. Ci ewakuowani powinni na kolanach dziękować Gauleiterowi, że nie zaznali humanitaryzmu ze strony zwycięzców ze Wschodu. Nie rozgraniczył też czasowo tego wyniszczenia. Nie wierzę w zorganizowaną ewakuację ludności cywilnej w maju 1945, gdy Wrocław był okrążony dokumentnie.
Wnuki jeszcze dziś powinni modlić się w podzięce za „prawdziwe wypędzenie” z Wrocławia. Jeśli wskutek działań wojennych zginęło nap0rawdę 100 000 ludzi we Wrocławiu, to i tak dwa razy mniej niż przy bezsensownym powstaniu „Priwiślińców” obłąkanych przez opary fałszywego patriotyzmu i odwagi kosztem innych ludzi. Obrona Wrocławia nie miała już większego znaczenia militarnego, ale może nieco opóźniła dojście „Kozaków nad Szprewę”? Adolf tak pewnie myślał. W lutym Wrocław nie był jeszcze otoczony z wszystkich stron. Od południa dojeżdżały pociągi z odsieczą , dywizja SS z Rumunii. Spotkaliśmy ich w Nysie podczas naszej, prywatnej ucieczki w Sudety.
„Turyści” śląscy i ich potomkowie są w tej sprawie ateistami. Nie mają zresztą powodów dziękowania Polakom za „tzw.” wypędzenie, poprzedzone zabiegami wychowawczymi przez oprawców pod wodzą niezbyt św. p. komendanta Gęborskiego.
Wesołego Poświętach!
Śleper
28 grudnia o godz. 13:46
Mój komentarz
Mała uwaga. Gładko i elegancko brzmi strona bierna – „Nikt nie powinien usprawiedliwiać zbrodni w imię zemsty i karać całego narodu za zdziczenie dyktatury, której był poddany.”
Naród nie był poddany autorytarnym rządom ni stąd ni zowąd. Zdziczałą dyktaturę stosowna większość, z rozmysłem, z wolną ręką, ba z nadzieją, sobie obrała i obdarzyła entuzjastycznym poparciem jako legalny rząd z perspektywami, a większość sumienia narodu – pisarze, artyści, uczeni poparli to uznanie z całym przekonaniem.
Nie było to nagłe wtargnięcia dyktatury i jej zdziczenia po wtargnięciu, tylko długotrwały proces poprzedzony rozważaniami geopolitycznymi, dyskusjami oraz znanymi dla każdego i rozpowszechnionymi od Renu po Konigsberg zaprawkami różnego rodzaju krzepkorękich i celnookich pomocników pokazujących wyraźnie, jednoznacznie i powtarzalnie aż do znudzenia, jaki charakter miała nosić ta rzekomo nagle zdziczała dyktatura.
Mówiąc złośliwie większość narodu łącznie z elitami zaufała gładkim chłopakom i postanowiła sprawdzić po raz kolejny niezawodność ekspansjonizmu pruskiego, o którym to jest tutaj mowa.
Proszę nie łączyć w jakikolwiek sposób powyższej argumentacji ze śląskością, ze Ślązakami, ze stygmatyzacją jaka im rzekomo przysługuje z tytułu poparcia brunatnemu reżimu.
To były niezwykle trudne czasy, bo nie tylko perspektywa dyktatury, ale głęboki kryzys, bezrobocie, zubożenie, zadłużenie, wykluczenie, itd. Ludzie mieli dość, oczekiwali jakiegokolwiek rozwiązania.
To rozwiązanie nie zalęgło się na Śląsku. Ślązacy nie są jakimiś wielbicielami przemocy, czy ekspansjonistami, jak się niektórym wydaje. To były bardzo trudne czasy i ten kto ich nie przewertował szczegółowo, nie będzie w stanie w pełni rozszyfrować sytuacji, w jakiej znalazły się miliony ludzi i przy najmniejszej wątpliwości będzie się zabierał jako pierwszy by rzucić kamieniem.
Niemniej jednak dziwię się obcesowym komunikatom w rodzaju – a mnie ekspansjonizm pruski nie przeszkadza.
Pzdr. TJ
Antoniusie, ja przecież rozumiem, że nie masz argumentów i dlatego sięgasz do (dość bezradnych) uwag ad personam. 😉
Nigdzie nie napisałem przecież, że Sowieci czy Polacy nie wyrządzili Niemcom w 1945 i później żadnej krzywdy – nie będę się zatem odnosił do twojej polemiki z tą tezą (nie wiem, przez kogo postawioną, ale nie moją).
Zwrot „wypędzeni” jest wzięty w cudzysłów, aby zwrócić uwagę na fałszywe posługiwanie się tym pojęciem przez organizacje ziomkowskie – taka historyjka, że oto żyli sobie spokojnie Niemcy na Dolnym Śląsku czy w Prusach Wsch. czy Czechach, a w 1945 pojawili się nagle Polacy, czy Czesi i „wypędzili” tych Bogu ducha winnych ludzi. Wcześniej od 1938 r. nic się (chyba?) nie zdarzyło, w każdym razie nic godnego wzmianki.
Na argument, że to faktycznie byli spokojni, zwykli ludzie („ordinary Germans” Goldhagena? 😉 ) trzeba zauważyć chociażby, że już w 1938 r., po Monachium, Niemcy, w tym i Sudetendeutsche, wypędzili tysiące (zwykłych, spokojnych) Czechów z Sudetenlandu. Przez dziesiątki lat organizacjom ziomkowskim jakoś ten fakt umykał, ciekawe dlaczego 😉
Co zaś do Wrocławia, to interesujący jest pogląd o modleniu się w podzięce za zarządzoną przez nazistów przymusową ucieczkę, w kontekście np. faktu, iż w styczniu 1945 r. tylko wskutek mrozu w jej wyniku zginęło około 18 000 wrocławskich Niemców. Bez żadnego udziału Sowietów, po prostu Hanke nakazał częściową i spóźnioną ewakuację, która była tak znakomicie zorganizowana przez hitlerowską adminsitrację, że wymieniona wyżej (szacunkowa) liczba breslauerów zamarzła w jej trakcie.
Trzeba by chyba zapytać krewnych tych ludzi, jak dalece żywią wdzięczność dla gauleitera za to zdarzenie i los jaki spotkał członków ich rodzin – ktorego niestety Priwiślińcom przypisać się nie da.
Podobnie jak nie sposób uznać za Priwiślińca niemieckiego duchownego pastora Peikerta, który w dzienniku oblężenia pisze o terrorze panujacym w mieście (twierdzy) i setkach egzekucji za „defetyzm” czy „tchórzostwo”. Stracono np. wiceburmistrza miasta, którego zwłoki wystawiono na widok publiczny, podobnie jak wielu volkssturmistów, często zresztą ludzi niezdolnych do walki.
Za co oni powinni bardziej dziękować Hankemu – za śmierć w mrozie, czy na stryczku – chyba tylko Antonius może dokonać tu trafnego wyboru.
Ukraińcy oczekują potępienia akcji „Wisła”. „Trzeba zło nazwać złem”
***Społeczność ukraińska oczekuje na zajęcie stanowiska w sprawie akcji „Wisła” przez najwyższy organ ustawodawczy państwa polskiego, czyli Sejm Rzeczypospolitej – powiedział Kuprianowicz.
Zauważył, że akcja „Wisła” to jedno z ostatnich działań państwa komunistycznego, które nie doczekało się dotąd jednoznacznej oceny prawnej.
W projekcie uchwały znajduje się m.in. zapis, że w czasie akcji „Wisła” „zastosowano właściwą dla systemów totalitarnych zasadę odpowiedzialności zbiorowej, która nigdy nie może być podstawą polityki demokratycznego państwa”. ***
Takie hasła wyczytałem na portalu TVN24 i bardzo mi się podobają. Przypuszczam, że równolegle do pracy sejmu, ukraiński parlament potępi np. rzeź na Wołyniu, lub wszystkie zbrodnie UPA. Pierwszy krok zrobiono, Bandera nie jest już oficjalnie wielkim bohaterem, ale to trochę mało.
Szczerze mówiąc śmieszą mnie takie uchwały sejmowe, które nie mają żadnej mocy sprawczej. Niby obecnie demokratyczne państwo prawa potępia zbrodnie swego poprzednika, ale krzywd nie rekompensuje. To żałosne!
To nowo powstałe państwo „komunistyczne” nie mogło sobie poradzić z bandytami UPA, którzy w ludności ukraińskiej w Bieszczadach mieli bazę swej działalności nie do likwidowania humanitarnymi metodami. Kompletne zniszczenie zaplecza umożliwiło dopiero likwidację terroryzmu na tych terenach. Część Ukraińców wspierała materialnie bandy UPA dzięki swoim poglądom nacjonalistycznym, a reszta ze strachu przed represjami z ich strony. Można to teraz śmiało potępić, siedząc w ciepłym mieszkanku w Warszawie, ale jak się czuła polska ludność w rejonie operacyjnym band UPA? Mnie to mało obchodzi. Takie rzeczy dzieją się na całym świecie i będą się działy.
W cytatach chciałbym podkreślić hasło „Trzeba zło nazwać złem”, to jest zawsze słuszne, nawet jeśli „zło” dotyczyło losów Ślązaków.
Mam tylko zastrzeżenie do uwagi, że akcja Wisła jest jedną z ostatnich spraw, którymi powinien się zająć IPN. Miałbym jeszcze inne „zła” w zanadrzu, do których wszystkie powyższe uwagi mogą mieć zastosowanie, a IPN zajmuje się pierdołami, jak ekshumacja Sikorskiego i siusianie małego Bolka do chrzcielnicy.
TJ 28 grudnia o godz. 17:35
Jak działa dyktatura i jak zachowują się ludzie pod jej przemocą, mogliśmy, co starsi obywatele przekonać się na własnej skórze w Polsce, choć nie była to ta skala. Entuzjazmu wśród wymienionych przez ciebie grup społecznych też tutaj nie brakowało i są na to równie liczne dowody.
Jeśli zaś chodzi o przywoływany za programową propagandą PRL-u pruski ekspansjonizm, to należałoby go jednak ujrzeć w porównaniu z anglosaskim, francuskim i rosyjskim ekspansjonizmem, co da nam trochę jaśniejszy obraz stawianego zarzutu. Do wybuchu I wojny światowej Europę tratowali raczej Szwedzi i Francuzi, a jednak nikt im nie przypiął skutecznie łatki ekspansjonistów, więc czasem zadaję sobie pytanie: kto to hasło o pruskim ekspansjonizmie tak skutecznie wykuł ludziom w głowach.
Na koniec jednak powtórzę zadane dość niewyraźnie w poprzednim poście pytanie: dlaczego zachodni alianci po zakończeniu działań wojennych (a nawet w trakcie ich trwania) zachowali się wobec swoich śmiertelnych wrogów po ludzku?
TJ 28 grudnia o godz. 17:35
Piszesz też tak:
„Proszę nie łączyć w jakikolwiek sposób powyższej argumentacji ze śląskością, ze Ślązakami, ze stygmatyzacją jaka im rzekomo przysługuje z tytułu poparcia brunatnemu reżimu.”
Po pierwsze „rzekomo” jest zawsze tym magicznym słowem, które poddaje w wątpliwość fakty, a po drugie, Ślązacy rzekomo zasłużyli na tą stygmatyzację. Na „poparciu” przez Ślązaków brunatnego reżimu skorzystały najbardziej Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie (armia Andersa), które na koniec wojny miały w swoich szeregach gigantyczną nadreprezentację rzekomych folksdojczów (do statystyk odsyłam w internet).
Po zakończeniu wojny alianci zachodni przydzielili Polakom pod opiekę niewielką strefę okupacyjną, ale po niedługim czasie odebrana im ją, ponieważ mieszkańcy tej strefy (Niemcy) byli przez nich prześladowani.
Nie wiadomo do końca, czy rzekome prześladowania były ulubioną rozrywką byłych folksdojczów, czy też czystych rasowo Polaków? Historia o tym milczy. Pewnych prawd nie da się nigdy ujawnić, poszyły do grobu razem z uczestnikami wydarzeń.
Śleper
29 grudnia o godz. 0:09
TJ 28 grudnia o godz. 17:35
Mój komentarz
Pruski ekspansjonizm, to nie jest zarzut, to fakt.
Relatywizowanie tej doktryny argumentem w rodzaju „a tamci też kradli i nic” jest próbą sprowadzenia problemu na grząskie manowce walki na obwinianie się.
To alianci ocenili ten ekspansjonizm jako specyficzny, wyjątkowy, wojnodajny w Europie, komplikujący stosunki międzynarodowe, stwarzający niebezpieczną nierównowagę geopolityczną.
Ta ocena nie dotyczyła czasów Cesarstwa Rzymskiego, wojen Karola Wielkiego, czy wojen szwedzkich, tylko cywilizacji 19 i 20 wieku, czyli tej, w której ten eskpansjonizm okazał się wyjątkowo dokuczliwy, destrukcyjny dla Europy.
Nie był to zwykły ekspansjonizm, taki powiedzmy jak wyprawa Scytów na Persję, czy Awarów na Bizancjum, tylko pewien porządek myślenia, doktryna, której szczytowanie przypadło na początek 20 wieku, a w nim na głowę niedoczytanego, niedouczonego, niedokształconego Adolfa, który głoszeniem tej doktryny a nie innej uzyskał zaufanie narodu i poparcie elit, tą doktryną konsekwentnie przekutą w czyn z pomocą przekonanego narodu (także częściowo zastraszonego) uzyskał sukcesy i totalną klęskę oraz zamieszanie na świat cały.
W dużym skrócie podstawą tej doktryny był porządek państwowy pod wodzą mundurowych, porządek ściśle hierarchiczny, ekspansja pod wodzą i osłoną mundurowych jako awangardy oraz bezwzględne kierownictwo w Europie słusznie należące się najsilniejszemu, najsprawniejszemu, z prawami ustanowionymi wyłącznie przez siebie (naród niemiecki) i wyłącznie w swoim interesie (narodu niemieckiego).
Ta doktryna została przeznaczona do likwidacji przez aliantów jako koncepcja rządząca dotychczas umysłami i zamierzeniami polityków niemieckich, elity niemieckiej, jako szkodliwy ekspansjonizm prowadzący (do trzech razy sztuka) do wojen w Europie.
Jako przyczyna ustawicznego zagrożenia pokoju (trzy razy sprawdzona) ekspansjonizm ten był podstawą do podjęcia decyzji aliantów o przesunięciu granicy Niemiec na linię Odry. To nie był wymysł Gomułki, propagandowy trik komunistycznych rządów, ani kaprys Stalina.
To była decyzja dotkliwa, ryzykowna, ale uargumentowana dobitnie i wyczerpująco równie dotkliwą i ryzykowną dla pokoju doktryną, sposobem rozumowania, paradygmatem niemieckości w Europie wcielanym w życie pod kierownictwem mundurowych, z fatalnym skutkiem dla Europy.
Tak nawiasem mówiąc szwedzkie „tratowanie Europy” było ograniczone do basenu Morza Bałtyckiego, gdzie ze Skandynawami rywalizowali aktywnie Niemcy i Rosjanie i skończyło się w 1709 roku przegraną bitwą pod Połtawą i dalszą szybką utratą terytoriów i wpływów Szwecji.
Koniec mocarstwowości Szwecji zbiegł się z powstaniem nowej formy niemieckości – państwa pruskiego (proklamacja w 1701 r. w Królewcu).
Jak się miało okazać w ciągu następnych 244 lat, doktryna polityczna tego państwa przyniosła mu sukcesy cywilizacyjne, była skuteczna jako pokusa idealnego porządku, spoiwo polityczne, społeczne, jedyna racja, czyli takie „nie chcę ale muszę”, niemal posłannictwo dla narodu, ale dla Europy przyniosła zatrute owoce,
To nie było zwykłe tratowanie Europy.
Śleper
30 grudnia o godz. 0:14
TJ 28 grudnia o godz. 17:35
Piszesz też tak:
„Proszę nie łączyć w jakikolwiek sposób powyższej argumentacji ze śląskością, ze Ślązakami, ze stygmatyzacją jaka im rzekomo przysługuje z tytułu poparcia brunatnemu reżimu.”
Po pierwsze „rzekomo” jest zawsze tym magicznym słowem, które poddaje w wątpliwość fakty, a po drugie, Ślązacy rzekomo zasłużyli na tą stygmatyzację”
Mój komentarz
Słówko „rzekomo” staje się przedmiotem sporu.
Więc powiem tak – Ślązacy, to pojęcie ogólne, a moje słówko „rzekomo” dotyczy obwiniania Ślązaków w ogóle, czyli dyskryminacji ze względu na etniczność, a więc uogólniania typu – oto Ślązak, czyli opcja niemiecka lub – te Ślązaki, to wszyscy cięgiem do Wermachtu szły, lub – kto ich tam wie, itd.
Jestem nie tylko daleki od takich intencji, ale je wykluczam całkowicie. Nie ma sensu dalej się tłumaczyć.
Pzdr, TJ
Dosiego Roku
dla pan Jana i dla nas wszystkich, jego blogowiczów.
Ku pokrzepieniu serc, tych co uważają akcje Wisła za zbrodnie:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13129546,Pochodnie__wyscigi__gry_uliczne__Nacjonalisci_swietuja.html
Antonius
10 grudnia o godz. 12:48
Problem polega na samych Niemczech, tam np, Turków, których jest 2 mln, też się dyskryminuje. Nie daje im żadnych praw, karze się im posługiwać tylko językiem niemieckim. Polska jest o wiele nowocześniejsza, np jest pełno handlujących i pracujących Wietnamczyków i jakoś państwo nie nakazuje im posługiwania językiem polskim. Powinnismy uczyć Niemców.
…………………………………………………………………………………
Aż tak „źle” w Niemczech Turcy nie mają. Wystarczy odwiedzić niektóre dzielnice w Berlinie ( uwaga – do których policja niechętnie zagląda). Są obywatele tureccy, zwłaszcza kobiety, którzy w niemieckim ani mru-mru…
@zezem
4 stycznia o godz. 23:23
Nigdy nie miałem pretensje o to, że lewym okiem patrzysz do prawej kieszeni, ale terasz zrobiłeś mi przykrość. Napisałeś cytat tak, jakby te genialne wypowiedzi były moje, a to ja cytowałem pierdoły polityka i polityczki . Doskonale wiem, jak podnoszą głowy Turcy, wspierani przez ojczyznę. Ich zadaniem jest zasiedzeniem i prokreacją zdobyć Europę, co się mieczem nie udało pod Wiedniem – to pochwą i ..czymś tam… już jest blisko. Ja to śledzę systematycznie w internetowej „Junge Freiheit”. Jeśli mówisz o Berlinie, to w Kreuzberg są już specjalne jednostki policyjne „mit Migrationshintergrund”.
Jakieś 20 lat temu, albo jeszcze dalej słyszałem dwa charakterystyczne dowcipy:
1) Rodzina turecka zaprasza kuzynkę i pokazuje dziewczynie Berlin. Komentarz dziecka był interesujący: „Ładnie macie tutaj, prawie jak w Ankarze! Ale po co wam tyle Niemców”?
Dziś tych Niemców już nie ma.
2) Połączenie Niemiec miało miejsce i kolejka przed wyprzedażą w domu towarowym – Sommerschlussverkauf. W ogonku stoją Enerdówki i narzekają. „Stać w kolejkach mogłyśmy też u nas”! Odwraca się zakwefiona Turczynka i mówi z przekąsem: „Wir euch nicht gerufen”!
Tak mówi gospodarz do gościa!
Psiakrew, w naszej rodzinie też są Turcy. To już pokolenie urodzone w Niemczech i tak zlaicyzowane, że nie sposób się w rozmowie dowiedzieć o ich tradycje. Dziecko ani ochrzczone wodą, anie scyzorykiem, wszyscy dostali kosza. Na weselu najbardziej wyuzdane tańce były udziałem Turczynek (cycki wypadały z dekoltów), ale za to pijańsi byli ci znad Kłodnicy. Pan młody projektuje maszyny latające (jak przystało na typowego Niemca), a panna młoda idzie śladami Leni Riefenstahl (też po linii), więc te wszystkie pierdoły o alienacjach i izolacjach uznaję za pierdoły.
I tak trzymać.
Antonius
5 stycznia o godz. 17:24
Nigdy nie miałem pretensje o to, że lewym okiem patrzysz do prawej kieszeni, ale terasz zrobiłeś mi przykrość.
……………………………………………………………………………………..
Starość nie radość… Drugim okiem czułem ,że to może być „posadzka” jakby może powiedział Kuba P.
Nie tak dawno jak wczoraj oglądałem reportaż z podróży po Rosji.
Było także spotkanie z młodym mułłą w jednej z azjatyckich republik ,ale dalej w granicach Rosji. Ze szczwanym uśmiechem powiedział m.in. ową wykładnię na temat rozrodczości młodych tamtejszych muzułmanek. Mówił ,że z optymizmem patrzy w przyszłość, podczas gdy prawosławne Rosjanki albo są bezdzietne, albo mają co najwyżej jedno dziecię. Po modłach uczy arabskiego, bo tylko w ten sposób można pojąć dobrze słowa proroka. Finansowane to było dotychczas przez bogate kraje arabskie. Sądzę ,że Putin & Co. w końcu połapali się ” w cziem dieło”. I zakazano finansowania różnych organizacji z obcych źródeł. Co wywołuje na Zachodzie zdziwienie/oburzenie. Ale nie u mnie.
Witam dopiero co trafiłem na tego bloga w poszukiwaniu informacji do mojej pracy licencjackiej o tematyce odradzania się tożsamości Ślązaków wspólczesność i zarys historyczny tak w skrocie Ogolnie rzecz ujmując chciałbym pokazać w pracy kim tak naprawdę jesteśmy . Czytajac wypowiedzi osób uczestniczących w życiu tego bloga jestem przekonany, że przydałaby by mi się wasza wiedza. Niestety nie mam już w rodzinie nikogo starszego kto mógłby mi opowiedzieć a poza tym jak ktoś już tu wcześniej zauważył Slunzoki nie sa jednorodne . byłbym wdzięczny za propozycje materiałów głównie książek które mogłyby mi sie przydac albo za wiedze którą starsi użytkownicy maja. pawel2@autograf.pl załączam maila i z góry dziękuje za każdą udzielona pomoc
@Paulus
7 stycznia o godz. 17:06
Biedny Paulusie!
Oj, nie kocha Cię Twój promotor, wpuszczając w takie maliny. A może myśli o ewentualnym rozszerzeniu pracy do ram habilitacji – przeskakując doktorat? To też jest możliwe, ale jest też inna możliwość. Promotor to jełop, który nie zdaje sobie sprawy z tego, że to jest temat nie mający sensownego zakończenia. Najlepiej poczekać jakieś 100 lat i wtedy wyłącznie na podstawie fałszywych wynurzeń IPN zrobić małe „resumé” na licencjat. Próbowali różni , nawet tzw. wielcy ludzie, rozgryźć psychikę Ślązaka, zbadać jego uczucia narodowościowe…. i połamali sobie zęby.
Pamiętam tylko jedną osobę, która po latach studiów „natury” autochtonów na Opolszczyźnie, napisała z rozbrajającą szczerością: „Zapytać Ślązaka o to czy czuje się Niemcem, czy Polakiem, to jakby bez sensu”! Powiedziała to w czasach głębokiego PRL i mogła za taką obrazoburczą wypowiedź stracić pracę, dlatego mam do niej szacunek, choć nigdy nie poznałem jej osobiście, a wnioski jej pracy czytałem w Trybunie Opolskiej. Ja nieco skróciłem jej główny wniosek, wyrzucając z niego wyraz „jakby”! To naprawdę nie ma sensu!
Jak sobie z tym problemem poradził mój przyjaciel w okresie tzw. ankietyzacji na początku lat 50-tych, gdy ankieterzy stawiali to pytanie, na ogół w formie uproszczonej: „Jak się czujesz”? Gdy pytano Franzka, jego odpowiedź była niezmienna: „Ożarty”! Więcej z niego nie wydobyto.
Ja kiedyś napisałem długi artykuł na temat podłoża moich odczuć i członków mojej rodziny (w internetowewj Silesii), który zakończyłem napisem na skrzyni starego marynarza:
Das Herz einer Frau,
Der Magen einer Sau,
Der Inhalt einer Worscht –
Die bleiben unerforscht”.
Serce Ślązaka spełnia te same warunki i „bleibt unerforscht”!
Nie tłumaczę tego, bo pisząc pracę licencjacką na taki temat, musi ktoś zrozumieć „obojnakość” duszy Ślązaka, a więc i znać oba języki.
Tak dla informacji o źródła: Tą mądrą osobą, o której pisałem, była Pani dr Berlińska, socjolog, chyba jeszcze gdzieś pracuje, pewnie można jej prace wyguglać. Ostrożnie można konsumować dzieła innych znajomych – profesorów Marka i Simonides, jak również Ewalda Polloka. Będziesz, Paulusie, przerażony po porównaniu wymienionych źródeł i materiału wystarczy dla całej grupy studentów.
Aby Ci pokazać stopień komplikacji problemu, opisze Ci historyjkę pewnego autochtona z Opolskiego, kowala, który denerwował swego szefa Patrioty Polaka z Armii Krajowej, gdy ten się przechwalał czynami militarnymi:
Wtedy św. p. Nalewaja mówił tak: „Tyś był w AK? Ja też byłem w AK”! Gdy oburzony szef nie uwierzył, aby prosty Ślązak był w elitarnej i patriotycznej Armii Krajowej, Nalewaja dorzucił: „U Rommla w Afrika Korps”!
Na gadki szefa o udziale w bitwie pod Stalingradem, Nalewaja natychmiast: „Ja też byłem pod Stalingradem”! „Ty? Niemożliwe! Jak to”? „U Paulusa”!
Nikt nie wie, jak było naprawdę, czy to AK i Paulus były prawdą, ale mogło tak być. Na Monte Cassino leżą dwaj krewni Ślązacy, ALE NA RÓŻNYCH CMENTARZACH. Chyba ten „niemiecki” jest obecnie gdzie indziej.
PS
Jeśli możesz, to wycofaj się z tego tematu i pisz o życiu stadnym mrówek, będziesz miał większe szansy obrony pracy.
Witam to prawda nie kocha mnie, w końcu jest rodowitym Krakusem . A ja rodowitym Ślązakiem. Wiem na co sie porwałem, ale po prostu czułem, że chcę zająć się właśnie tą tematyką. Z materiałami faktycznie jest ciężko ale jako uparty człowiek muszę spróbować .Najwyżej nie zdam mówi się trudno studiuje politologie prawa człowieka z pasji a nie z chęci późniejszego zarobku, do tego posłuży mi mechatronika mam nadzieje . Też znam podobne Historie mój dziadek i jego bracia także walczyli na frontach wojny z 7 przeżyło 3 zawieruchę wojny. Jeden z braci byłem nawet pilotem w „AK” to z tego co sie orientuje było nie do pomyślenia żeby Ślązak był oficerem Niemieckim gdzieś o tym czytałem ale niestety nie pamiętam gdzie . A Paulus zapewne jest dlatego, że mój dziadek śłużył u von Paulusa w logistyce z tego co kojarze jako kierowca i całe dziecinnstwo mnie tak nazywał. Niestety gdy zmarł byłem zbyt mały, żeby zadawać dobre pytania . Nawet posiadam dokumenty Niemieckie na strychu pisane gotykiem kiedyś z gminy wyrzucali je na smietnik a mój ojciec je pozbieral i schował niestety nie wiem jak narazie co w nich jest . Mam nadzieje, że choć trochę zrozumiał Pan moje pobudki przez które zabrałem się za ten karkołomny temat .
Pod Monte Casino też walczyli moi krewni brat mojej babci po stronie Niemieckiej i ktoś jeszcze po stronie Polskiej tylko jak już wcześniej wspominałem brakuje mi jakiś 10 lat do mojego wieku, aby wiedzieć więcej …zginął ten po stronie Niemieckiej i ma grób na cmentarzu Niemieckim.
Antonius
8 stycznia o godz. 11:32
………………………………………………………………………………………
1.AK albo… Afrika Korps. Ja z kolei słyszałem tę opowiastkę w formie wica jeszcze w czasach szkolnych.
2.Co do Monte Cassino mogę potwierdzić. Dosłownie pierwszym grobem na niemieckim cmentarzu na który natknąłem się, był grób żołnierza o polsko (śląsko?) brzmiącym nazwisku. Oba cmentarze polski i niemiecki są niedaleko siebie położone.
@Paulusie(bez von)! @zezem
Skojarzenia między „AK” narzucały się ludziom mojego pokolenia, czy to jako dowcipy lub na poważnie. Nalewaja był ode mnie chyba dużo starszy i był w Wehrmachcie, ale gdzie tego nikt nie wiedział. Tymi odzywkami dokuczał szefowi warsztatów, aby go ośmieszyć i zdenerwować, co mu się zresztą udawało świetnie. Żałuję, że go nie spytałem o szczegóły, bo miał do mnie zaufanie. Podobnie mam kłopoty, gdy teraz zastanawiam się, co moi rodzice myśleli na drażliwe tematy. Gdy miałem szanse, nie pytałem i się nie dowiem. Nie wiem np. jak głosowali w plebiscycie, a chciałbym wiedzieć. Ani ojciec ani stryj nie mieszali się do powstania, to wiem. Ojciec pomógł tylko polskiemu właścicielowi młyna unikać śmierci, ale nie sądzę, aby to było z pobudek politycznych, a tylko czysto ludzkich. Polityką musiał się zająć dużo później, gdy został naczelnikiem gminy i przestał w 1933, gdy gminę połączono z miastem.
Wskazałem jako źródła informacji kilka nazwisk. Większość to tzw. „polscy” Ślązacy, Pollok pochodzi z Opolszczyzny, a o Berlińskiej nic nie wiem.
Nie chciałbym tylko aby się nie zachłysnąć zbytnio mocnymi wypowiedziami mojego przyjaciela Marka w stylu Ziobry o dr G.
Marka jest słynna wypowiedź: „Ślązak, który przyznaje, że jest Niemcem, utracił człowieczeństwo”. To straszna bzdura, ale on kocha mocne wejścia, ale bywają nieprzemyślane.
Znam pewne zrodlo, dziennniczek, gdzies z konca 1939 do lata 1940.
Zawiera ze dwa tuziny nazwisk wzietych do niewoli polskich zolnierzy, wlacznie z data ich urodzin, jego miejscem i ostatnim miejscem zamieszkania. Dwie trzecie nazwisk to Slazacy, bardzo wielu z przedmiesc Zabrza: Mikulczyc i Rokitnicy. Zadziwiajaco czestym i ostatnim miejscem zamieszkania byla jakas „Antoniahütte”. Wie ktos o co chodzi? Musialo to byc po polskiej stronie, bo nie byli by w niemieckiej niewoli.
Dzienniczek sklada sie wlasciwie wylacznie z codziennych raportow o doprowadzaniu do ich roboty u miejscowych Bauerow i odprowadzeniu z powrotem do kwatery.
Dzienniczek urywa sie gdzies nastepnego lata i zakladam, ze oddzial rozwiazano, wdziewajac Slazakow w mundury Wehrmachtu.
Ciekawe by bylo, poszczegolnych nazwisk poszukac pod Monte Casino.
Poszukac na obu cmentarzach.
Fala masowych gwałtów przyszła w 1945 roku. Im bardziej front Armii Czerwonej zbliżał się do Elbląga, Gdańska i Berlina, tym bardziej masowa i okrutna stawała się przemoc seksualna.
http://historia.newsweek.pl/gwalty-armii-czerwonej—boje-sie-tych-diablow–rosjan—-,100278,1,1.html
===========
Ciemne karty historii powoli są odsłaniane……
Ło jeronie, jeronie, umar nom Smolorz!
Chopie, cożeś to zrobiył, dyć nie czas ci było umiyrać!
Z kym się terozki bydzie Kutz wadziył w Roztomajtym?
Śleper
10 stycznia o godz. 16:44
Wzion i umar. Jak piyrwyj godali. Bierom już z tego fachu, ino czekac az biolo po nos przidzie. A tak richtig, szkoda chopa, kogo bydymy czytać.
PS. Fach, to nie zawód, a półka. Dla tych co nie wiedza.
/Ciemne karty historii powoli są odsłaniane……/
Przecież o tym wiadomo od pół wieku…
Śleper godzina 16:44
Trefiłeś w Sedno ,nima co po Tobie szkryflać .
Jest mi smutno ,ale Nom i Bliskim wywinął numer
Bartoszcze ;
Jak może pamietasz nie reaguje naTwoje komentarze ale ….
gdybyś TO ogłosił w 1945 ( jesli wtedy żyłeś (watpie ) lub Twoj ojciec że o tym wiadomo ,to by dawno ciebie lub ojca by nie było . Czasami zastanów się nim napiszesz zadanie odrebne.
wajcha 5 stycznia godz 13:17
Ta Antonienhutte to dzisiaj Ruda Sl (Wirek) gdzie po podziale Sląska osiedlili się Slązacy z niemieckiej strony. Więc mogli to byc synowie tych powstancow. Tak samo z polskiej strony przechodzili za granicę np. z Orzegowa do Bytomia
bartoszcze
11 stycznia o godz. 15:20
/Ciemne karty historii powoli są odsłaniane……/
Przecież o tym wiadomo od pół wieku…
No fakt!!!!@ Wiesiek 59 powinien sie zreflektowac i napisać– jasne karty historii są szybciej odsłaniane
A ta gazeta konserwatywna jakaś bo takie starocie opisuje
@Waldemar
/Jak może pamietasz nie reaguje naTwoje komentarze/
Nie zapamiętuję każdego cudzego focha.
/gdybyś TO ogłosił w 1945/
Tak się pechowo składa, że mam na półce książkę, wydaną w PRL w latach 60-tych lub 70-tych (nie chce mi się iść sprawdzać), gdzie pisze się o sowieckich gwałtach w Berlinie. Więc jak nie wiesz, to lepiej siedź dalej cicho.
Orzegover, dziekuje.
To wiele wyjasnia.
Bartoszcze ;
Jak nie rozumiesz co do ciebie pisza ,to siedź cicho .
http://www.polskatimes.pl/artykul/740709,jan-pospieszalski-rozprawi-sie-z-muzeum-slaskim-goscie,id,t.html
Wersja patriotyczna?
Podobno nie tylko JPII ma szansę zostać świętym, ale zgodnie z tą piosenką dziecięcą o „… tym takim dużym, takim małym i chce świętym być…”, patrioci chcą beatyfikacji kardynała Hlonda, którego rola na Śląsku jest nieco kontrowersyjna. Poproszono mnie o moje zdanie. Ja na jego temat niewiele wiem. Napisałem zamiast tego kilka moich wspomnień na temat postępowania kleru polskiego wobec ludności autochtonicznej po roku 1945.
Tak się składa, że miałem inne kłopoty i priorytety w okresie, kiedy kardynał Hlond działał dla „dobra” śląskich owieczek, które zbłądziły, mniemając, że polskie korzenie wystarczą na skazę polityczno-narodowościową, może dlatego niezbyt chętnie przymuszali siebie do nowych porządków po 1945 roku. Wiem, że matka niezbyt ceniła Hlonda, wolała Bertrama (rzekomego Polakożercę), ale nie wiem dlaczego, bo mnie te problemy absolutnie nie interesowały. Pamiętam z bierzmowania „Niemcożercę” Kominka, ale pobieżnie. Wiem z lekcji religii, że wszystko na Śląsku było arcypolskie – ludzie, św. Anna i jej góra, chociaż ci Franciszkanie, którzy chałturzyli w czasie wojny w naszym kościele nie wspomnieli o polskich korzeniach św. Anny i jej przybytku na wygasłym wulkanie. Opowiadali zupełnie inną historię klasztoru niż polscy księża po 1945.
Pierwszą osobą wśród duchownych, która nieśmiało wspomniała o wielokulturowości klasztoru był biskup Nossol, który zezwolił na pierwszą mszę po niemiecku w tym kościele. Polscy, Opolscy parafianie na znak protestu wyszli z kościoła po tym ogłoszeniu, m. in. teściowa mojej córki, dewotka straszna i patriotka w stylu pisowskim i to dużo wcześniej niż Kaczyńscy. Sama była straszną grzesznicą – rozwódka, żyjąca z „cywilnym” drugim mężem, jak Gosiewskie itp. patriotki-katoliczki, ale pierwsza do kościoła mimo ciągłego grzechu śmiertelnego. Gdy się dowiedziała, że w wiosce męża chcą postawić dwujęzyczne nazwy powiedziała, że tam pojedzie i wyrwie znaki drogowe, tak ją zabolało, ze ta odwieczna polskość Opolszczyzny może mieć jakieś skazy historyczne. Nie była odosobniona, gdyż po uzyskaniu możliwości odprawiania takich mszy w dowolnej parafii nagminne było wybijanie szyb w probostwie po każdej mszy. Nikt nie pomyślał, że koszty naprawy ponoszą również porządni polscy katolicy. Obecnie problem jest bliski znikania i to z dwóch powodów: 1) Chętni się wykruszają systematycznie i 2) młodzi księża tak kaleczą język, że większość mszy i tak jest po polsku.
„Uszaty” kardynał powiedział kiedyś publicznie, że polski kler nie będzie germanizował Polaków na Śląsku, a miał chłopina zerowe pojęcie o co naprawdę chodzi. W matematyce i religii człowiek nabywa zwyczajów tak głęboko zakorzenionych, że zostaną mu do śmierci. Szkoda, że nie postąpił odwrotnie i nie kazał szkolić kandydatów na księży w językach potencjalnych mniejszości narodowych. Jak bardzo te zakorzenione sprawy mają wpływ na postępowanie człowieka, to widziałem po sobie, gdy już mocno „dojrzały” (>40) pobierałem pensję w kasie uczelni. Gdy kasjerka wykładała pieniądze, liczyłem po cichu po niemiecku, a potem oficjalnie po polsku.
Wiadomo powszechnie, że najważniejszą rozrywką śląską jest Skat. U nas w domu było podobnie. Ojciec i starszy brat grywali chętnie, brat prawie zawodowo w knajpie w turniejach. Gdy przyjechaliśmy w odwiedziny, zmuszano i mnie na „trzeciego”. Nie zachwycałem się skatem, choć teoretycznie doceniam jego uroki. Wolałem wtedy brydż z powodu możliwości obliczeń, a odkładanie 2 kart w skacie stanowiło element „nienaukowy”. Zmusiłem żonę (z Galicji) do ratowania honoru rodziny i grała za mnie. Dołączył do brata (po śmierci ojca) szwagier, repatriant z Francji i nieraz kładłem się ze śmiechu, gdy w ferworze liczenia punktów fruwały po kuchni liczebniki francuskie, niemieckie i polskie.
O to, aby dzieci nie znały języka niemieckiego zadbały zdecydowanie władze od pierwszych dni „wolności”. Za słowo niemieckie w mordę i po mału ucichła niemiecka godka. Nawyków kościelnych nabywali u polskich księży i teraz w Niemczech pewnie spowiadają się po polsku.
Chodziło Nossolowi o staruszków, aby godnie i miło zeszli z tego świata, mając posługi religijne w tzw. „języku serca”, cokolwiek pod tym rozumieć. Z tego powodu biskup Nossol miał wielu wrogów w hierarchii, z uszatym włącznie i nie dochrapał się kapelusza kardynalskiego, choć pod każdym względem reprezentował wyższy poziom od takich Głodziów czy Dziwiszów. Ja jestem z tego zadowolony, bo tyle zrobił dla Ślązaków jak nikt. Chwała mu za to!
U nas w parafii było po 1945 roku różnie. Nasz „niemiecki” ksiądz o polskim nazwisku „Wocka” był jakiś czas tolerowany przez polski kler, choć w podrzędnej roli. Proboszczami byli przeważnie Oblaci, ludzie spokojni i wyważeni, którzy śląskim parafianom krzywdy nie uczynili. Pomóc też nie chcieli i nie mogli wszyscy, bo nie znali języka tubylców, którym w kościele był niemiecki. Nauczono mnie spowiadać się po niemiecku i nigdy nie nauczyłem się polskiej formułki. Tak długo jak nie wykopano naszego księdza, spowiadałem się po niemiecku. Potem jakoś w ogóle przestałem, a obowiązkową spowiedź przed „sakramentem” małżeństwa odbyłem u głuchego zakonnika we Wrocławiu, który był ulubionym spowiednikiem rodziny żony, mieszkającej blisko i zadowolonej z ułomności spowiednika. Co Pan Bóg sądził o jego pracy, tego nie wiem. Udzielił mi rozgrzeszenia i dał kartkę, więcej od niego nie chciałem. Nie chcę się wypowiadać na temat katolickiej formy wyznania grzechów w stylu służb specjalnych IV Rzepy, wprowadzenie jej zagwarantowało klerowi podstawowe instrumenty władzy – informację, a bajeczki o tajemnicy spowiedzi – jak to bajeczki – są dla maluczkich.
Nasz polski proboszcz był raczej w porządku, ale jego podwładny, młody byczek był zwyczajnym skurw..synem. Opisywałem już na blogach jego postępowanie z śląskimi dziećmi, ale chętnie powtórzę, bo tego nie zapomnę do śmierci. Był w klasie chłopak z rodziny wielodzietnej, który nie był na mszy w niedzielę, bo rodzice chorowali i on jako najstarszy musiał się wszystkim zając. Co proponowałby Chrystus? Wysłałby jednego ze swych uczniów, aby pomóc biednej rodzinie i temu dziecku z czwartej lub piątej klasy (już nie pamiętam, bo ja skakałem w ciągu roku między tymi klasami). A co zrobił polski ksiądz – sługa Boży? Wyrwał nogę od krzesła i zdzielił chłopaka po krzyżu. Takiego miłosierdzia katolickiego u nowych władców mojej ojczyzny jakoś nie mogłem zaakceptować i to wspomnienie ukształtowało mój pogląd na celowość lekcji religii w szkole. Miało z pewnością wpływ wychowawczy, ale raczej w niezamierzonym kierunku, a szacunek do takiego „sługi bożego” spadł do zera. Pomyślałem wtedy z rozrzewnieniem o księżach z czasów wojny.
Antoniusie, piszcie dalej.
Barbórka to święto, które powinno się obchodzić z szacunkiem!