Węgiel zły, bo ruski

Przez rządy PO–PSL w Polsce zaczyna brakować węgla! – stwierdził kategorycznie Krzysztof Tchórzewski, minister energii. W związku z powyższym zapowiedział budowę na Śląsku nowych kopalń, a do tego czasu nie wykluczył zwiększenia importu węgla na wypadek, gdyby naszym kopalniom nie udało się zwiększyć wydobycia.

Wszak niebawem skończą się wielkie inwestycje w bloki węglowe elektrowni: Kozienice, Jaworzno III i Opole. Kolejne elektrownie, Ostrołęka i Rybnik, już przymierzają się do takich budów. Swoją elektrownię chce też postawić podlubelska kopalnia Bogdanka, należąca do Grupy Kapitałowej Enea. W końcu czymś w tych starych i nowych węglowych piecach trzeba będzie palić – nie można zdać się bez reszty na przysłowiowego diabła. A byle czym nie można, ponieważ polityka klimatyczna UE staje się coraz bardziej restrykcyjna.

W ocenie ministra energii obecne kłopoty z węglem to efekt zaniechania inwestycji w kopalniach w minionych latach, czyli 2007–2015 r. A wiadomo, kto wtedy rządził i po kim zostały ruiny i zgliszcza. Wobec powyższego słusznie zauważył, że w przeszłości w każdej kopalni była „ściana rezerwowa”. Tak było! I jak coś nie szło – jak to się niegdyś mówiło – na głównym froncie wydobycia, uruchomiano ścianę rezerwową. Jednak ściany rezerwowe odeszły w niepamięć wespół z PRL – kapitalizm wymógł oszczędności, więc mamy, co mamy.

W ubiegłym roku do Polski wjechało 8,3 mln ton węgla z importu, z tego ok. 60 proc. węgla energetycznego z Rosji. Dobry, o świetnych parametrach, o niskim poziomie zasiarczenia. Takiego węgla w Polsce nie fedrujemy. Import ma charakter prywatny, a węgiel kupują – ze względu na wymogi ochrony środowiska – przede wszystkim polskie ciepłownie. Stąd do takiego importu przymierza się też państwowy Węglokoks – nasz największy eksporter. W ubiegłym roku sprzedał za granicę 4 mln ton węgla, a cały polski eksport wyniósł 9 mln ton. Import z eksportem prawie się równoważą, ale węgiel energetyczny (koksowy to inna para kaloszy), który w Europie sprzedajemy, to – jakby to plastycznie ująć… w porównaniu z rosyjskim – gorszy sort.

Węglokoks potwierdził, że bada różne kierunki importu potrzebnego Polsce węgla, m.in. Kolumbia, USA, RPA, Kazachstan – ale, co zastrzegła kategorycznie państwowa firma, nie przewiduje, za Chiny Ludowe, sprowadzania węgla z Rosji. A jak byłby lepszy i tańszy, to też nie? – nurtuje mnie uporczywie taka zagwozdka.

Rozważania toczę w duchu, albowiem sprawa jest politycznie delikatna… I personalnie niebezpieczna. W obietnicach wyborczych i powyborczych PiS zapowiedział bowiem, że zablokuje import węgla z Rosji. A wiadomo, że realizacja wyborczych obietnic leży politykowi na sercu jak najbardziej. I w związku z powyższym trochę ciąży. A tu póki co się nie udało i raczej się nie uda, bo w Polsce, jak i w całej UE, funkcjonuje otwarty rynek węgla. Do tej pory rząd nie znalazł narzędzi, które pozwoliłyby wyeliminować rosyjski surowiec, ale to tylko kwestia czasu. A jak już się pojawią – to przecież zawsze można będzie rosyjski węgiel sprowadzać z Niemiec, na podobnych zasadach, jak rosyjski gaz sprzedawany jest Ukrainie.

To, że poprzednia ekipa nie inwestowała w kopalnie, potwierdza ostatni raport NIK o sytuacji górnictwa w latach 2007–2015. NIK dostrzegła w zarządzaniu górnictwem chaos, bałagan, niemoc i zaniechania. Państwowy właściciel swe włości miał za nic. NIK wskazała nierozwiązane problemy, w szczególności niską wydajność, przerost zatrudnienia i nieefektywny system wynagrodzeń. Koszty stałe, bez względu na wydobycie węgla, doszły do 80 proc. wszystkich kosztów! A przecież w owym czasie były w górnictwie lata tłuste, związane ze świetnymi światowymi cenami węgla – można więc było restrukturyzować i inwestować. Tymczasem pieniądze poszły na wzrost płac, czyli głównie zostały przeputane i przejedzone.

Gdybym miał cywilną odwagę wyjść poza rozważania w duchu, zapytałbym nieśmiało działaczy związkowych, czy i oni czasem nie przyczynili się do pretensji wypowiadanych dzisiaj przez ministra Tchórzewskiego i NIK. Czy wezmą na swoje spracowane fedrunkiem klaty import węgla – może z Kolumbii, Australii, a może też Nowym Jedwabnym Szlakiem coś do nas dotrze z Chin… Byle nie od Ruskich, ma się rozumieć, rzecz jasna.

To wszystko póki co w oczekiwaniu na nowe kopalnie na Śląsku. Nawet nie macie pojęcia, jak tutejsi ludzie za nimi tęsknią, że aż przebierają nogami… A przed snem szepczą myśli prezesa o rewitalizacji – nie tylko przecież edukacji, sądownictwa, mediów i inteligencji – także kopalń i naszego, narodowego, ojczystego czarnego skarbu – węgla. Może nawet uda się zrewitalizować zapomniane już familoki, w których za sprawą wracających z szychty kamratów zaczną pojawiać się tu i ówdzie różowe, pulchne bajtle radośnie narodzone… Wszak praca pod ziemią także podlegnie rewitalizacji i chłopy, nie tak już urobione, częścią swojej zrewitalizowanej krzepy obdarują stęsknione żonki… A one z wdzięcznością umyją ich schodzone stopy w misce wody, jak u Kutza. Po uważnym obejrzeniu „Wiadomości”, rzecz jasna.

Ech, łza się w oku kręci – cała nadzieja w rządzie… Może, wobec powyższego, będzie nawet jak za Gierka. Tylko po cholerę władza chce wymazać jego imię choćby z ronda w Sosnowcu?