Krojenie śląskiego kołacza

PiS rzuciło w kampanii wyborczej myśl powołania woj. środkowopomorskiego (z Koszalinem i Słupskiem) – nienową zresztą. A także, idąc za ciosem – wydzielenia Warszawy z Mazowsza. Myśl ta frunęła lotem ptaka i natychmiast została pochwycona w Bielsku-Białej i Częstochowie, gdzie resentymenty wojewódzkiej samodzielności są jak wiadomo dość silne.

Częstochowa, z inicjatywy prezydenta Krzysztofa Matyjaszczyka z SLD, chyżo rozpoczęła akcję obywatelską za niepodległością od Katowic i wszystkiego, co ze Śląskiem się kojarzy. W ramach owego przedsięwzięcia wystawiony zostanie rachunek krzywd.

Sam patrzę przychylnym okiem na krzepki indywidualizm regioników i podregioników. Jeśli nie mierzą sił według tylko zamiarów – niech idą własną drogą i rozkwitają po swojemu. Polska się od tego nie zawali, wręcz przeciwnie – przy lojalnej różnorodności przybędzie jej chwały. W połowie swojej dekady Edward Gierek dał nam 49 województw i kto wie, czy w tej jednej decyzji nie strzelił w dziesiątkę. Ewentualnie można byłoby dorzucić jeszcze kilka wojewódzkich stolic, przy uwzględnieniu obecnych realiów. A każde z tych województw, jak niegdyś, z własnymi pomysłami i ambicjami: własny teatr, opera, filharmonia… Na szczęście nie było wówczas mody na budowanie własnych lotnisk. Współczesne kryterium tworzenia województw powinno być szersze: być może aspirację do szczególnego rodzaju samodzielności mogłoby przejawiać każde miasto, które wyhodowało u siebie państwową lub prywatną wyższą uczelnię? Można by doprowadzić do takiego konsensusu, z którego wszyscy byliby zadowoleni… A co!

Niestety, podział kraju według Gierka zepsuł w 1998 r. rząd Jerzego Buzka. Chociaż nie do końca. Jak pamiętam, forsował najpierw koncepcję 6–7 subregionów, ale połamał na tym zęby. Stanęło na 16 województwach. Stanowczo za mało, przyznacie, jak na tak duży naród. Siedemnaście lat temu, w dobie swego epilogu, województwo częstochowskie liczyło 780 tys. mieszkańców, a bielskie – 920 tys. Gdyby śląskiej hydrze obciąć dzisiaj głowę od północy, to częstochowskie miałoby trochę ponad pół miliona wolnych obywateli. Ale na samą tę myśl burzy się czysto śląski Lubliniec (z okolicami), który już za Gierka protestował przeciwko włączeniu go we wraże województwo „medalikarskie”. Aby nowe częstochowskie miało sens, to należałoby dokleić do niego Włoszczowę (z powiatem i peronem) ze świętokrzyskiego, Olesno z opolskiego i Pajęczno z łódzkiego. I już widzę mieszkańców owych ziem, jak euforycznie padają w szeroko otwarte objęcia świętej Częstochowy.

Jeżeli na południu obetniemy drugą głowę hydry, to województwo z Bielsko-Białą jako stolicą też będzie miało około pół miliona mieszkańców. Z kolei tutaj zaprze się Cieszyn (z całym Śląskiem Cieszyńskim), bo Cieszyniakom z Bielszczaninami nie po drodze. Województwo bielskie było solą w ich oczach. A czy można liczyć na Żywiecczyznę, która ciągnie ku Małopolsce? A może da się na powrót, jak za Gierka – wykroić z Małopolski, skąd dzisiaj prezydent i premier: Oświęcim, Andrychów, Kęty, Suchą Beskidzką i jeszcze ciut sporych terenów?

Jakoś nie słychać radosnego tupotu tamtejszych nóg na myśl o powrocie pod bielsko-bialskie berło. Powiem uczciwie, że na południu może być trudniej z reaktywacją województwa niż na północy.

Ale dajmy na to, że uda się pokroić ten śląski kołacz. Każdy pójdzie z kawałkiem w swoją stronę. I zostanie z tej biesiady 3,5-milionowe województwo. Niemałe i w końcu jakoś sobie poradzi. Szczególnie teraz, kiedy Unia Europejska stawia na silne regiony. Ale jedno duże województwo śląskie może dzisiaj więcej – dostało na program regionalny ponad 31 mld euro – więcej niż wszyscy do kupy dostaliby po rozbiorze.

Jednak żyjemy nadal w wolnym kraju, w którym sny o potędze własnych ojczyzn są dozwolone. Podobnie jak odważne happeningi z autonomicznym motywem w tle. W ten sposób lokalne życie nabiera kolorów. Jestem spokojny – pod miłościwie nam panującymi nic zdrożnego i bezczelnie odstającego od reszty nie wykluje się. A jeśli nawet by chciało – wytłumaczy mu się, że nie ma racji. No, może oprócz woj. środkowopomorskiego, i to po trudach. W końcu nie po to PiS szło po władzę, żeby zostawić po sobie Polskę dzielnicową. Co to, to nie.