Rokosz antyśląski

Bezpartyjni samorządowcy z Częstochowy, Bielska-Białej i Sosnowca wkurzyli się. Postanowili tej irytacji dać wyraz i powołali Porozumienie CBS (skrót od pierwszych liter miast). Jako namacalny znak protestu przeciwko śląskiej dominacji w województwie, które przecież nie tylko śląskość ma w swoich korzeniach. Uważają, że nieśląskie ziemie są dyskryminowane – zwłaszcza pod względem finansowym.

Inicjatorami powołania CBS są stowarzyszenia samorządowe: Mieszkańcy Częstochowy, Niezależni Bielska-Białej i Niezależni Sosnowca.

Iskrą zapalną tego wybuchu oburzenia jest propozycja PO – powrotu Ruchu Autonomii Śląska do władz śląskiego województwa. Podbeskidzie, Zagłębie i Subregion Częstochowski (jak siebie nazywa północna część województwa) są temu przeciwne. Działacze stowarzyszenia Beskidzki Dom, którego jednym z celów jest uzyskanie samodzielności administracyjnej Podbeskidzia – straszą nawet śląskim Kulturkampfem. Chcą też zmiany herbu i nazwy województwa – na śląsko-małopolskie. Skarżą się na celowe rugowanie tożsamości innych niż śląska.

Ale się porobiło! Weźmy takie żarcie. Przez małopolską Żywiecczyznę przebiega Szlak Kulinarny „Śląskie Smaki”. Tak jakby górale swoich nie mieli, hej! Na taki afront ceprów zza miedzy ciupagi same wyskakują z sieni.

Sam sobie myślę – poważna sprawa ten antyśląski rokosz czy raczej przedwyborcze mizianie? Buntujące się ośrodki to plus-minus 2 mln ludzi w 4,6-milionowym województwie. Niemało.

Do tego Bielsko-Biała i Częstochowa, od kiedy utraciły status miast wojewódzkich – liżą w ukryciu stare rany. Sosnowiec – wiadomo: ma historyczno-histeryczne porachunki z tymi zza Brynicy. A i w samym sercu Górnego Śląska nie brakuje ludzi, którzy nie identyfikują się ze wszczepianą im śląskością ani z przynależnym im inwentarzem – toteż zapowiedziane doproszenie RAŚ do koalicji podziała na nich jak płachta na byka.

Przypomnę, że po raz pierwszy RAŚ zaczął współrządzić województwem śląskim po wyborach 2010 r. – w zarządzie województwa znalazł się szef autonomistów Jerzy Gorzelik. Od początku wielkim przeciwnikiem tej koalicji był prezydent Bronisław Komorowski, który mając na uwadze dobro państwa – uważał taki układ tutejszej władzy za błędny. A i śląski Kościół krzywo spoglądał na ową polityczną „zmowę”.

W 2013 r. zazgrzytało. Poszło o charakter wystawy stałej poświęconej historii Górnego Śląska w nowym Muzeum Śląskim, potem o zarządzanie Kolejami Śląskimi, o budowę Stadionu Śląskiego – w końcu autonomiści z hukiem trzasnęli drzwiami. Rzucając na odchodnym ustami swojego lidera, że z ofermami nie da się rządzić. Po ostatnich wyborach próbowano wrócić do tematu koalicji z RAŚ, ale i z Warszawy, i ze strony śląskich hierarchów szedł wyraźny sygnał: nie! Kiedy jednak w wyborach prezydenckich Komorowski wywalczył srebrny medal, sygnał ten stracił siłę przekazu i w stronę urzędującego jeszcze prezydenta poszedł gest Kozakiewicza…

Do tej pory koalicję w 45-osobowym Sejmiku Śląskim tworzyły PO, PSL i SLD – razem 26 szabel, a więc większość wystarczająca do sprawnego rządzenia. RAŚ ma 4 radnych, PiS – 16. Po cholerę więc autonomiści? „Dla dobra Śląska i dla rozwoju regionu” – stwierdził mentor Tomasz Tomczykiewicz, wojewódzki szef PO, który niedawno stracił fotel wiceministra gospodarki. A po cholerę autonomistom odgrzewany romans z ofermami? Po to – na okrągło – żeby móc działać na rzecz „poprawy jakości życia w województwie”. Są też szczegóły kontraktu – najważniejszy to uznanie śląskiej godki, jeszcze w tej kadencji Sejmu, za język regionalny. Żeby było ciekawiej – przeciwny ponownemu wejściu do tej samej rzeki był Gorzelik, ale w 9-osobowym zarządzie został przegłosowany.

A tak naprawdę – to po cholerę PO autonomiści? Może ktoś kombinuje, że w ten sposób partia przed wyborami mężniej wypnie klatę do przodu na regionalnej siłowni i że z wdzięczności zagłosuje na nią elektorat autonomistów (97 tys. głosów w wyborach samorządowych). Ale na mojego nosa – nie dla psa kiełbasa. Elektorat RAŚ, jeżeli w ogóle pójdzie do urn, to da głos według swoich przekonań. Ponowne umizgi do autonomistów nie podobają się w samej partii, a tym bardziej napływowej większości na Śląsku, która do tej pory raczej twardo stała za Platformą.

No i wracamy do naszych baranów, czyli do antyśląskiego przymierza zawiązanego jako Porozumienie CBS. Antyśląskiego? – a może antyplatformianego! Jerzy Okrzesik to były lider podbeskidzkiej Solidarności, długoletni parlamentarzysta, dzisiaj nauczyciel akademicki. Jego głos na wojewódzkiej scenie dalej się liczy. Jest też przewodniczącym Rady Programowej Niezależni z Bielska-Białej. Przy zawiązywaniu CBS pod gmachem Urzędu Marszałkowskiego mówił o niepokojach w regionie, związanych przede wszystkim z powrotem RAŚ do koalicji, która rządzi województwem: – Jest bowiem nastawiona tylko na promocję interesów samego Górnego Śląska.

Jak amen w pacierzu PiS świetnie wykorzysta te niepokoje. Już w wyborach prezydenckich na północy (Częstochowa) i południu (Bielsko-Biała) wyraźnie wygrał Andrzej Duda. W górnośląskim środku – wyraźnie Komorowski. A tęgie głowy w PO pewnie uznały, że to dzięki sympatykom autonomistów, więc trzeba ich pogłaskać!

Cóż, idę o zakład, że PiS wygra boje parlamentarne w województwie śląskim. Tylko od skali zwycięstwa zależeć będzie, czy samorządowa koalicja przetrwa w układzie PO-PSL-SLD-RAŚ, czy ulegnie bolesnemu dla Platformy przetasowaniu.

Beskidzki Dom apeluje o zmianę nazwy województwa na śląsko-małopolskie. Częstochowa też chętnie dorzuciłaby trzy grosze. W Sosnowcu za to powtarzają: tylko śląsko-dąbrowskie. A może wrócić do województwa katowickiego? Po cholerę tyle kombinować, hej!