Katarzyna Waśniewska skazana na 25 lat więzienia

Prokurator Zbigniew Grześkowiak domagał się dożywocia dla Katarzyny Waśniewskiej, a obrońca Arkadiusz Ludwiczek prosił Sąd Apelacyjny w Katowicach o uchylenie wyroku 25 lat więzienia i nową rozprawę, która doprowadziłaby do uniewinnienia.

Oskarżona dopuściła się zarzuconego jej czynu! – orzekła sędzia Bożena Summer-Brason, przewodnicząca apelacyjnego składu. Wyrok został utrzymany. Klamka zapadła i krata też. Waśniewska o przedterminowe zwolnienie może ubiegać się dopiero po 20 latach.

Co o tym myśleć? Mieliśmy bowiem do czynienia z mitologiczną historią: M jak… Medea. I współczesną: M jak… Matka Małej Madzi.

Ejże!… – przywoła mnie do porządku bezkompromisowy karnista, wytrawny starożytnik, a przede wszystkim wszystkowiedzący moralista. Mogę tylko liczyć na ewentualne względy psychoterapeuty, jako że ma obowiązek pochylić się nad ludzką psyche niejako z urzędu.

Może jeszcze mądry kaznodzieja wystawiłby pokorne ucho ku moim rozważaniom przed salą rozpraw Sądu Apelacyjnego w Katowicach. Także niejako z urzędu. Za drzwiami ślepej bogini sprawiedliwości toczył się prawny i moralny dyskurs, którego finałem jest wyrok w sprawie Katarzyny Waśniewskiej.

Mityczna ślepota ma być gwarantem bezstronności, czyli równego traktowania wszystkich, bez wyjątku. Z drugiej jednak strony ta ułomność sprawia, że pewne aspekty toczących się spraw mogłyby pozostać nieodkryte. Dlatego patronka sprawiedliwości posługuje się swoimi poplecznikami. Oni, w przeciwieństwie do niej, muszą mieć wyjątkowo sprawny zmysł wzroku i umiejętność zajrzenia w najskrytsze zakamarki ludzkiej duszy. Wszak to często gra o śmierć lub życie – choć określenie „gra” przywodzi na myśl złe skojarzenia. Liczą się fakty. A faktem jest, że półroczna Madzia, córka Katarzyny Waśniewskiej, nie żyje. Faktem też jest, że ta drobna, ładna młoda kobieta na chwilę zrobiła nas wszystkich w balona.

Gdyby działo się to w średniowieczu – niechybnie spłonęłaby na stosie. Ale w komunistycznych Chinach – niekoniecznie. Także zmilitaryzowana Sparta mogłaby przymknąć na to oko, bo racji bytu nie miały dzieci słabe – a Madzia jakąś słabością była obarczona – na co powołuje się Katarzyna Waśniewska.

Skojarzenie z Medeą chodziło mi po głowie od dłuższego czasu i pewnie nie jest odkrywcze. Matka, której uczucie do własnego dziecka przybrało postać tak barbarzyńską, musi być istotą tragiczną. Jakie mechanizmy musiały zostać uruchomione, ażeby powziąć tak desperacki czyn – jeśli został on popełniony. Mityczna księżniczka Kolchidy popadła w miłosne opętanie, z którego nie było wyjścia. Ten mroczny amok kazał jej porzucić bezpieczną przestrzeń i podążyć za namiętnością w obcą rzeczywistość, w której nie potrafiła się odnaleźć. A namiętność okazała się zgubna, gdyż jej obiekt w rzeczywistości nie był wart funta kłaków. Nawet złote runo nie zostało przez niego zdobyte samodzielnie, tylko (jak pisze Wanda Markowska w „Mitach Greków i Rzymian”) dzięki „ciemnej, czarodziejskiej sile niewiasty”. Dla niego zrezygnowała z należnych jej honorów i apanaży. Ponieważ okazał się niewart tak wielkiej ofiary, postanowiła uderzyć w najczulszy punkt – zabiła dzieci. Emocje przesłoniły jasność widzenia i pozbawiły kontroli nad działaniem. Taki stan nazywamy szaleństwem.

Czy Katarzyna była szalona wtedy, kiedy to wszystko się stało? Czy może działała z premedytacją i wyrachowaniem – co też, jeśli skutkuje zabiciem własnego dziecka, także jest przecież szaleństwem? Jeśli Katarzyna Waśniewska jest choć w części Medeą, to czy jej mąż jest choć w części Jazonem? Może ona tak to widziała, kiedy odkryła jego maile do innej. Kiedy czuła, że przestrzeń i sytuacja, w którą rzucił ją los – a więc ona sama – stała się nie do zniesienia. A ponieważ popadła w szaleństwo (przyjmijmy na chwilę), straciła nad sobą kontrolę (powiedzmy) i nigdy nie miała dobrych uczuć macierzyńskich (pamiętnik „pisany nocą”) – nie umiała odejść i zostawić wszystkiego. Zabiła przyczynę wszystkich swoich nieszczęść.

Przykłady ostatnich dzieciobójstw mówią, że historia się powtarza. Że miłość, jej brak, zazdrość, żądza władzy, zachłanność, konsumpcjonizm, brak pieniędzy – te wszystkie stany towarzyszą nam od początku świata. Wątpię, czy matkę, która pakowała swoje dzieci do beczek, można przyrównać do współczesnej Medei. Albo tę, co je chowała w zamrażarce, żeby były blisko. Ale czuje się na karku oddech Jazonów, których przez wieki nazbierało się od cholery. I na Boga – nie ma w nich szczypty tragizmu.

Ciągłość ludzkości mieści się także w namiętnościach, które przez wieki nią targają. To postacie z mitologii, z dzieł Szekspira, to także casus Katarzyny Waśniewskiej.

Chciałbym tylko, żeby dopuściła do siebie uczucie żalu – że wszystko mogło potoczyć się inaczej.Katarzyna W.