Historia dzieli

Za pół roku będzie gotowy poprawiony scenariusz stałej wystawy w nowych podwojach katowickiego Muzeum Śląskiego, pokazującej historię Górnego Śląska. Zarówno poprzednia wersja, jak i wcześniejsze wytyczne konkursowe – wzbudziły skrajne emocje.

Pod koniec października br. odbyła się wielka publiczna debata na temat wystawy – debata historyczna, ale także polityczna, ponieważ dotykała współczesnych śląskich spraw, także tych do bólu kontrowersyjnych.

Kiedy zacząłem od tego, że obecna dyskusja i wnioski z niej płynące nie mają obalić scenariusza zwycięskiej firmy AdVenture, tylko go dopełnić – ktoś z Sali Sejmu Śląskiego huknął: A dlaczego nie mają obalić?! Odpowiedź wydaje się prosta: A dlatego, że historia Śląska dzieli i nadal będzie dzielić bez względu na to, ile wymyślimy scenariuszy wystawy. Może zostańmy więc przy tym, który jest i szukajmy możliwego konsensusu.

Przypomnę, że zarzucono mu zbyt proniemiecką narrację, zaczynającą się pod koniec XVIII wieku, kiedy na należącym od kilku dziesięcioleci do Prus Górnym Śląsku pojawiła się pierwsza, zakupiona w Anglii – maszyna parowa. Wtedy to do Tarnowskich Gór przybył, wiedziony ciekawością ujrzenia na własne oczy tego cudu techniki – Johann Wolfgang Goethe.

Wcześniejsza historia ma być zamknięta w tzw. kapsułach czasu.

Mam mieszane uczucia, co do widzenia historii Śląska tylko przez pryzmat industrializacji – bo taki jest kręgosłup wystawy – może jesteśmy warci osobnego muzeum przemysłu z krwi i kości?
Ale niech tak będzie.

Lecz nie może być tak, aby w kapsule czasu nie znalazło się, na przykład, właściwe miejsce dla Jana III Sobieskiego, który prawie wiek wcześniej – postawił swoją królewską nogę na śląskiej ziemi.

W sierpniu 1683 r. tu właśnie gromadziły się wojska polskie idące z odsieczą pod Wiedeń, a sam monarcha był entuzjastycznie witany (choć jako obcy władca) w Mysłowicach, Bytomiu, Piekarach Śląskich i Gliwicach. Stąd wyruszyła armia na wojnę cywilizacji – mała wzmianka o tym zdarzeniu byłaby w Muzeum Śląskim niezłą gratką !

Zresztą ten scenariusz można, w moim przekonaniu, dopełnić dziesiątkami propozycji na wagę historycznego kompromisu, które spowodują, że narracja stanie się dla wszystkich bardziej strawna i otwarta.

Będzie mniej dzielić. Zamiast od muzeum odpychać – przyciągnie. Jeżeli zwycięski scenariusz kreśli politykę Kulturkampf (zapoczątkowaną w latach 70. XIX wieku przez kanclerza Otto von Bismarcka) jako element niemieckiej racji stanu, będącą również katalizatorem rozwoju życia kulturalno – narodowego Ślązaków – to co stoi na przeszkodzie, aby w tej przestrzeni wystawienniczej umiejscowić typową biblioteczką z austriackiego Śląska Cieszyńskiego z tamtych lat i pokazać tytuły, jakie się w niej znajdowały? Pokazać związki z Krakowem!
W ogóle historia Śląska Cieszyńskiego i jego parcie ku polskości była do tej pory marginalizowana! Tak samo, jak nie dostrzeżono górnośląskich pielgrzymek do Częstochowy, które były nie tylko aktem wiary, ale przecież i polskości!

Mamy II Rzeczpospolitą – trochę skaczę po historii, ale inaczej się nie da – i budowę Muzeum Śląskiego. Jeżeli obecne i nowe ma być w jakimś stopniu spadkobiercą poprzedniego, to przecież nie można tego pokazać tylko tak, jak opisuje zwycięski scenariusz: „W sali pokazana jest makieta gmachu przedwojennego Muzeum Śląskiego. Bryła budynku wnika w ścianę, przecinając budynek na pół. Ściana jest w istocie lustrem weneckim – po drugiej stronie w sali poświęconej II wojnie światowej dalsza część budynku jest rozebrana”.

Może i ładnie, tylko dlaczego hitlerowcy zniszczyli najnowocześniejszy w tamtym czasie budynek muzealny w Europie? Dlaczego pragmatyczni Niemcy kazali do imentu go rozebrać, kiedy świetnie nadawał się na gmach jakiś formacji policyjnej, albo jeszcze lepiej – na pierwszą niemiecką wyższą uczelnię w tej części Śląska. A tu nie! – zniknął ze śląskiej przestrzeni. Bez dopowiedzenia dlaczego? – ten epizod będzie zakłamany.

Tak samo nieprawdziwy będzie obraz II wojny światowej bez pokazania piętna jakie odcisnął na Śląsku KL Auschwitz. W dyskusji zwracałem na to uwagę. W Oświęcimiu była administracja, były krematoria – ale tutaj, w blisko 40 podobozach, ziszczało się cyniczne hasło „Arbeit macht frei”. To pozwoli zwiedzającym zrozumieć skąd nagle, po wejściu Armii Czerwonej, wzięły się takie obozy dla rodzimej ludności, a także Polaków, jak „Zgoda” w Świętochłowicach. Według niektórych relacji, w „Zgodzie” ani na moment nie wyłączono prądu w kolczastym ogrodzeniu. Teraz słyszę, że KL Auschwitz na Śląsku będzie pokazany w szerszym wymiarze. To dobry krok, ku nie dzieleniu.

Podoba mi się symbolika wagonu bydlęcego – takim wywożono Żydów do krematorium, deportowano Niemców i Ślązaków, i tymi samymi wagonami, lub o podobnym przeznaczeniu, przyjeżdżali na Śląsk Polacy zza Buga. Nie dlatego przecież, że tego chcieli – tak za nich zdecydowano! Mniej już podoba mi się „kufer podróżnych” mający pokazywać dorobek tych, którzy wyjeżdżali i przyjeżdżali. Generalnie ci ze Wschodu byli biedni i w większości przypadków zagubieni, przynajmniej na początku, w świecie, w jakim przyszło im żyć. Ale nie można zapominać, że takimi wagonami przyjeżdżały pianina i fortepiany, tu Wojciech Kilar nie jest odosobniony, i takimi wagonami zwoziła swoje księgozbiory inteligencja lwowska i wileńska, profesura – ci, którym zawdzięczamy powstanie Politechniki Śląskiej, Akademii Medycznej i innych uczelni.

I jeszcze epizod z najnowszej historii: pacyfikacja kopalni „Wujek” w stanie wojennym. Tragedia stała się na Śląsku – groby 9. z „Wujka” porozrzucane są po całym kraju. Śląsk nie jest i nigdy nie był samotną wyspą. Warto o tym pamiętać.

Tyle pierwszych podpowiedzi .

Mniej byłoby emocji, gdyby wcześniej odbyła się debata na temat muzeum, a potem dopiero kreślono wytyczne do wystawy. Mniej by ich było, gdyby jasno zostało powiedziane – czy i jakie prawa do „śląskości” w nazwie muzeum mają inne regiony razem ze swoją historią tworzące dzisiaj województwo śląskie? Dla kraju – to po prostu Śląsk. Trochę jest jeszcze czasu na dopieszczenie scenariusza – warto więc rozmawiać. Dopowiadać i podpowiadać.

Może historia mniej będzie dzielić?