Śląska partia regionalna, czy ogólnopolska partia regionów?

Tuż przed śląskim okrągłym stołem – wzięło w nim udział kilka stowarzyszeń mających śląskość lub górnośląskość w nazwie – Kazimierz Kutz rzucił pomysł, aby przekształcił się on w Regionalną Partię Górnego Śląska. Czy to ma polityczny sens?

Śląski okrągły stół (choć ten akurat był z kantami), to pokłosie wstępnych danych dotyczących spisu powszechnego. Ślązacy poczuli się mocni wynikiem 809 tys. deklaracji – z tego 362 tys. przyznało się (przypomnę) do czystej śląskości, reszta to różne konfiguracje polsko – śląsko – niemieckie – nawet czeskie. W większości polsko – śląskie i śląsko – polskie. Wyniki interpretowane są głównie w kontekście dwóch województw: śląskiego i opolskiego (to w sumie ok. 5, 7 mln mieszkańców), choć można przypuszczać, że gdzieś z 10 proc. to deklaracje spoza tych regionów, z kraju.

Metodologia spisu – jak i pytania o tożsamość narodową lub etniczną – jest podważana i kontestowana, zarzuca się mu m.in. brak „powszechności”, ale wstępne dane zrobiły swoje.

Śląskie organizacje, które często skakały sobie do oczu, usiadły przy jednym stole. Po co? Generalnie śląski szczyt chce mówić jednym głosem w sprawie uznania śląskiego za język regionalny, a Ślązaków – za przynajmniej grupę etniczną. Przygotowywany jest list – apel do premiera Tuska, aby dopuścić śląską reprezentację do Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości Narodowych. Na razie jako obserwatorów, a po ustawowym uznaniu Ślązaków za grupę etniczną – jako pełnoprawnych przedstawicieli największej mniejszości w kraju. Przesłanie jest jasne: Tusk, jako Kaszuba, powinien zrozumieć śląskie aspiracje.

Do śląskości przyznaje się spory, ale przecież nie dominujący, procent ludności Śląskiego i Opolskiego. To warto po raz któryś powtarzać – szczególnie w kontekście przekazu dla całego kraju, że Ślązacy rzekomo dążą do autonomii a nawet separatyzmu. Coś takiego się nie zdarzy. Osobiście wolę mówić o większej samodzielności regionu – jak wszystkich innych regionów w kraju. W województwach śląskim i opolskim ten projekt musiałby najpierw – aby być iskrą dla całej Polski – uzyskać poparcie większości polskiej. Będzie trudno.

Śląskość jest dzisiaj głośna, niewątpliwie na fali wznoszącej, ale wątpię, aby mogła narodzić się z tego regionalna partia, jaką proponuje Kutz. Regionalnymi partiami de facto są już Towarzystwo Społeczno – Kulturalne Niemców na Śląsku Opolskim i Ruch Autonomii Śląska. Biorą udział w wyborach i we władzach samorządowych.
Akces do śląskiej (czy górnośląskiej) regionalnej partii musiałby zadeklarować wszystkie śląskie organizacje, a na to się nie zanosi. Usiąść razem przy stole – to jedno, ale tworzyć wspólny polityczny byt – to zupełnie inna sprawa. Przypuszczam, że RAŚ, bez wątpienia numer jeden wśród śląskich organizacji, nie będzie się pchał, aby wejść do tego ogródka. Choćby dlatego, że rozmyłby się wśród śląskich wzajemnych pyskówek.
Co innego gdyby powstała ogólnopolska partia regionów – ta idea, kiełkuje u nas od kilku lat, ale owoce może dać dopiero wówczas, kiedy podobne (choć nie autonomiczne z nazwy) firmy narodzą się w innych województwach. Jerzy Gorzelik, lider RAŚ, deklaruje, że akurat w taki projekt chętnie by się zaangażował. Póki co może lepiej do spraw regionalnych nie mieszać wielkiej polityki.

Utworzenie ogólnopolskiej partii regionalnej jest realne, ale czy byłaby ona skazana na sukces, na miarę choćby Ruchu Palikota? Wątpię. Z kolei śląska (górnośląska) partia może zaspokoić polityczne ambicje dużej grupy śląskich działaczy, ale nie odniesie sukcesu, nawet na wojewódzkiej scenie, bez włączenia się do niej polskiej większości.

Póki co z tego śląskiego okrągłego stołu powinna wyłonić się nie partia, ale jakaś rada śląskich organizacji – ciało reprezentujące interesy Ślązaków, które niewątpliwie kryją się za spisowymi deklaracjami. Najpierw muszą być sprecyzowane wspólne cele. Język regionalny, mniejszość etniczna…i co dalej?
Musi to też być „rada”, która pamięta, że śląskość istnieje w morzu polskości – i na żadne zmiany tego stanu rzecz się nie zanosi.