Po co Ślązakom potrzebny jest naród?

Po co Ślązakom potrzebny jest naród? – zapytała w tytule, i czyniła to w całej książce, dr Elżbieta Anna Sekuła, socjolog i kulturoznawca, adiunkt w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. W podtytule dodała: Niebezpieczne związki między autonomią a nacjonalizmem. Autorka mieszka i pracuje w Warszawie, a o sobie mówi: – Jestem Ślązaczką z przekonania!

Jej dziadek pochodził ze Śląska Wschodniego. Tak w historii nazywano Śląsk Cieszyński. Po wojnie mieszkał w Jeleniej Górze, później we Wrocławiu – tam urodził się ojciec autorki.

Przed Świętami Bożego Narodzenia prowadziłem w stolicy, w Bibliotece Narodowej, spotkanie promujące tę książkę i dyskusję o autonomicznych, narodowościowych oraz językowych roszczeniach… Właśnie kogo, czy też czyich? Autorka bliższa jest do ubierania ich w szaty i postulaty Ślązaków, których poznała – związanych przede wszystkim z Ruchem Autonomii Śląska – a ja starałem się tonować i wyjaśniać, że są to tylko głosy płynące ze Śląska, a nie pretensje Śląska. Ważne, ale nie najważniejsze dla ludności – w znakomitej większości napływowej – zamieszkującej dzisiaj historyczny Górny Śląsk. Ale w Warszawie takie sprawy trzeba tłumaczyć, jak dziecku abecadło. Kiedy na ulicach Katowic, czy ostatnio Opola pojawi się paruset autonomistów, to nie należy krzyczeć w stołecznych tytułach, na cały kraj, że Śląsk jest coraz bliżej autonomii. Albo mieszać w głowach, że jest na progu separatyzmu. Takiego Śląska nie ma! A jaki Śląsk widać z Warszawy?

Wydawca książki – Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne w Warszawie – zaprosił do dyskusji: prof. Wawrzyńca Konarskiego, politologa z Uniwersytetu Warszawskiego i SWPS, zajmującego się m.in. historią i współczesnością nacjonalizmów europejskich, a także etnopolityką i ruchami etnoregionalistycznymi; prof. Mirosława Duchowskiego z Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie i SWPS, autora projektów architektonicznych i artystycznych w szeroko rozumianej przestrzeni publicznej; oraz Henryka Wańka, plastyka, pisarza i publicystę, związanego ze Śląskiem, mieszkającego i tworzącego od końca lat 70. w Warszawie.

W jednym z fragmentów Sekuła cytuje Jerzego Gorzelika, przewodniczącego Ruchu Autonomii Śląska, i podaje jego definicję Ślązaka. Może nim być każdy, kto: mieszka na Śląsku, urodził się na Śląsku lub jest potomkiem Ślązaków. Takie zdefiniowanie Ślązaka – wpisujące się w idee ponadetniczne i ponadnarodowe głoszone dzisiaj przez RAŚ – otwiera drzwi do narodowości śląskiej milionom mieszkającym między Nysą Łużycką na Zachodzie (Dolny Śląsk), a Brynicą na Wschodzie (Śląsk). Tylko kto przez nie przejdzie? Kto przejdzie z realnej polsko – europejskiej strony na stronę autonomiczno – narodowościowych górnośląskich marzeń i mrzonek proponowanych przez politycznych działaczy?

Wydaje się, że zrobiła już to autorka, która uważa, że narodowość traktowana wcześniej jako dynamiczny proces, zostaje teraz sprowadzona do poziomu indywidualnych wyborów: „Fakt, że narodowość się staje, ma też inną implikację – oznacza, że można stać się Ślązakiem (tak, jak można stać się Polakiem, Niemcem czy Hiszpanem) – na bazie pierwotnej socjalizacji” – napisała. „A można też na drodze wyboru, a nawet konwersji. Stąd prowokacja w tytule – jestem Ślązaczką, bo mogę nią być; tak wybieram. Mam powody o b i e k t y w n e (większa część rodziny pochodzi ze Śląska i chciałabym tutaj zamieszkać), a rodzaj otwartości, ufności i niewątpliwej sympatii dla niezależności – także jednostki – przyciąga do tego miejsca. Ale gdybym nawet nie miała tych przesłanek, również w o l n o by mi było dokonać takiego wyboru. Narodowość jest dzisiaj aktem woli”.

Już tym ostatnim zdaniem Sekuła zamiesza w śląskim kotle i wsadzi kij w polskie mrowisko. Piszę w czasie przyszłym, i z przekonaniem, że tak będzie, bo książka: „Po co Ślązakom potrzebny jest naród?” dopiero w dniu promocji zaczęła schodzić z drukarskich maszyn. Trochę wcześniej miałem w rękach egzemplarz próbny, ale też nie na tyle długo, żeby dobrnąć linijka po linijce, przed przedświątecznym spotkaniem w Bibliotece Narodowej, do końca.

Stąd w dyskusji trzeba było kluczyć po ziemi znanej i terra ignota. Prof. Konarski mówił m. in. o rozczarowaniu i zaniepokojeniu procesami autonomizacyjnymi jakie zaszły i zachodzą w Kosowie. O europejskich niepokojach, co do ostatnich wydarzeń w autonomicznej Katalonii – a w nią przede wszystkim zapatrzony jest RAŚ – która, z ram niezwykle szerokiej autonomii w ramach Hiszpanii, chce zrobić krok dalej: ku separatyzmowi i niepodległości! Ale tak samo dobrze może to się dla Katalonii zakończyć krokiem wstecz: ograniczeniem przez Madryt dotychczasowych autonomicznych przywilejów.

Prof. Duchowski, z rodziny wileńskich repatriantów, urodzony w Gdańsku, od dzieciństwa stykający się z kaszubską innością, mówił, że sensem czasów jest europejskość, a nie tworzenie nowych granic, a takie siłą rzeczy zakreślają wokół siebie wszelkie ruchy autonomiczne i narodowościowe.

Z kolei Waniek, Ślązak po ojcu, mówił z pozycji Warszawy, że takie pojęcia, jak autonomia, narodowość śląska, gwary śląskie, w ogóle historia Śląska zbyt długo były zakłamywane, żeby teraz – kiedy mogą wyjść z cienia – dały się bezkarnie schować pod sukno. A one pod tym suknem pęcznieją, rozłażą się i wychodzą na swoje ścieżki. Ponad 173 tys. osobom, które w spisie powszechnym podały „narodowość śląską” (największa mniejszość w Polsce) odmawia się nawet uznania za mniejszość etniczna, czyli zrównania m.in. z karaimską i tatarską. To musi ciągnąć – choćby na zasadzie sprzeciwu – ku śląskości.

Była zgoda, że nie ma dzisiaj podstaw, aby powielić autonomię Śląska w przedwojennej postaci. Nawet tej okrojonej.

Po co Ślązakom potrzebny jest naród? – zastanawiałem się, do kogo adresowana jest ta książka? Warszawie i reszcie kraju wytłumaczy, czym była przedwojenna autonomia i jakimi drogami Śląsk szedł do Polski. Pokaże tym, którzy tego chcą, że Polska nie była na tych ziemiach od zawsze, tylko jest od jakiegoś czasu. Ale fascynacja Sekuły jednym obliczem Śląska – nie pozwoli im dostrzec – szeregu innych śląskich twarzy, które nie chcą mieć z autonomią i narodowością nic wspólnego. Że dla większości – uprawiającej tutaj polskość – są to prądy i myśli obok. Znane, jak w kraju, z przekazów medialnych i ulicznych obserwacji. Czasami drażniące, ale nie niepokojące. Demokracja.

Praca Sekuły większe wrażenie powinna zrobić na samym Śląsku (promocja pod koniec stycznia 2010 r.), bo prowokuje do szukania odpowiedzi na pytanie: co uczynić na poziomie regionalnym z darem wolności, który na nas wszystkich spłynął? Świetnie też portretuje autonomicznych i narodowościowych działaczy. Pokazuje ich kręte drogi, którymi szli, idą, albo marzą, by pójść. Pokazuje wojny śląsko – śląskie. Elżbieta Sekuła skierowała z Warszawy lunetę na Śląsk. Jak każda lupa, tak i ta, powiększa, bywa, że wyolbrzymia. Ale przecież nie pokazuje fałszywego obrazu.

****

Spóźnione życzenia świąteczne i najlepsze noworoczne oraz te najważniejsze – serdeczności na każdy powszedni dzień.