Sierpień tajemnic i rozliczeń

Na Śląsku mamy swoje niewyjaśnione sprawy związane z powstaniem Solidarności – chodzi przede wszystkim o postać Jarosława Sienkiewicza, pierwszego przewodniczącego Międzyzakładowej Komisji Robotniczej w Jastrzębiu – ale na szczęście daleko nam do rozliczeń i wzajemnych połajanek, jakie od lat o tej porze roku mają miejsce na Wybrzeżu. Anna Walentynowicz (wspierana przez biografów byłego prezydenta z IPN) przypomina jak zwykle Lechowi Wałęsie, że nie skoczył przez płot, lecz na strajk 29. lat temu dopłynął do Stoczni Gdańskiej motorówką. A liderem Solidarności został dzięki koneksjom z SB. Z kolei Wałęsa twierdzi, że Walentynowicz więcej zaszkodziła Solidarności niż tajne służby PRL. Jeżeli przypomnimy sobie, że kilka lat temu Marian Jurczyk uznany został za kłamcę lustracyjnego (potem Sąd Najwyższy skasował ten wyrok, choć piętno pozostało), to wychodzi na to, że Porozumienia Sierpniowe w Szczecinie i Gdańsku podpisywali z partią i rządem ludzie bezpieki. W sumie od lat grana jest ta sama płyta, ale z roku na rok coraz ostrzej zgrzyta.

A kto sygnował trzecią z najważniejszych wówczas umów społecznych – Porozumienia Jastrzębskie? Kiedy na początku stycznia 1981 r. zmuszono Jarosława Sienkiewicza do rezygnacji z przywództwa Solidarności Jastrzębie, to działo się to w atmosferze oskarżeń o współpracę z SB, prowadzenia MKR na pasku partii i sianie podziałów w ogólnopolskich strukturach zawiązku. A więc kolejny agent? Raczej nie, raczej postać zagubiona w przestrzeni między chęcią naprawy PRL, a dążeniami do obalenia ustroju.

Gdy w połowie sierpnia 1980 r. stanęło Wybrzeże, to na Śląsku kopalnie i huty meldowały o przedterminowym wykonaniu kolejnego planu 5 – letniego. Strajk w kopaniach jastrzębskich zaczął się 28 sierpnia na nocnej zmianie w „Manifeście Lipcowym” – i właśnie protest górników, uważanych za pupilków socjalizmu, pozbawił władzę złudzeń (Śląsk nikomu nie chciał już gruchotać kości) i zmusił do podpisania porozumień na Wybrzeżu. Parę dni później, 3 września, komitet strajkowy z Sienkiewiczem na czele podpisał z rządem Porozumienia Jastrzębskie. Kim był pierwszy solidarnościowy lider na Śląsku?

Od rana 29 sierpnia w „Manifeście Lipcowym” zaczął tworzyć się Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Dołączyła do niego delegacja kopalni „Borynia”, która wśród swoich postulatów miała ten najważniejszy: uwolnić Jarosława Sienkiewicza. Nikt ze strajkujących wcześniej o nim nie słyszał. Sienkiewicz miał 30 lat, skończył ekonomię, był kierownikiem inwestycji w „Boryni”. Do partii wstąpił w 1970 r., w czasie studiów. Był partyjnym agitatorem. Tadeusz Jedynak, jeden z przywódców strajku, początkowo kolega Sienkiewicza, a potem jego główny przeciwnik, mówi po latach: – Pochodził z rodziny repatriantów, czuło się na każdym kroku, że Jarek został wychowany w duchu patriotycznym, ale też w wielkim strachu przed ZSRR.

Z wielu wersji wejścia Sienkiewicza w strajk najciekawsze są dwie: spiskowa i przypadkowa. Według pierwszej był specjalnie przez władze hodowany na takie sytuacje – miał objąć ster ewentualnego buntu, żeby protest nie wyszedł poza ramy ustrojowe. Druga, ku której raczej należy się skłaniać, mówi o przypadkowym zrządzeniu losu. Wczesnym rankiem 29 sierpnia Sienkiewicz pojechał do zjednoczenia węglowego. Według Grzegorza Stawskiego, działacza związkowego, który później walnie przyczynił się do upadku Sienkiewicza, wezwany został, żeby rozliczyć się z jakichś nieprawidłowości inwestycyjnych. Wacław Martyniuk, kolega Sienkiewicza z „Boryni”, dzisiaj jeden z liderów SLD, mówi, że został wezwany na partyjny dywanik, bo głośno kwestionował rolę aparatu partyjnego w rzeczywistości PRL. W każdym razie, kiedy w „Boryni” wybuchł strajk, to Sienkiewicz był w zjednoczeniu. To jest pewne.

Zadzwonił do sekretarki, że nie będzie go jakiś czas w kopalni, bo trzymany jest w zjednoczeniu: – Taką wersję opowiedział mi Jarek – wspomina Jedynak. Sekretarka zrozumiała, że został zatrzymany. Do rozpoczynających strajk górników doszła już informacja o „aresztowaniu inżyniera Sienkiewicza”: – Dlatego w pierwszym punkcie postulatów „Borynia” zapisała uwolnienie Sienkiewicza, choć nikt nie wiedział o kogo chodzi – mówi Jedynak. Kiedy w zjednoczeniu dowiedziano się, że kopalnia stoi m.in. w obronie Sienkiewicza, to czym prędzej go odwieziono, żeby rozładował napięcie. Gdy stanął przed górnikami i powiedział, jak się nazywa, to dostał brawa i z marszu wybrany został przywódcą strajku, a następnego dnia wszedł do MKS w „Manifeście Lipcowym”.

Po podpisaniu porozumień na Wybrzeżu na Śląsk przyjechała komisja rządowo – partyjna z wicepremierem Aleksandrem Kopciem i Andrzejem Żabińskim na czele. Mieli doświadczenia z negocjacji w Gdańsku i Szczecinie. Strajkujący w Jastrzębiu nie mieli żadnego doradcy: – Dlatego padła propozycja, aby szefem naszej strony był wygadany i wykształcony Sienkiewicz – przypomina Stawski. I tak poniosła go solidarnościowa fala. Był taki moment w negocjacjach, w którym Jastrzębie miało opowiedzieć się, czy stoi na gruncie umowy szczecińskiej, czy gdańskiej, co do przyszłości związków zawodowych. Różnica była ważna: w Szczecinie zgodzono się na „odnowę”, a więc naprawienie dotychczasowych związków, a w Gdańsku na projekt „od nowa” – na powstanie nowych wolnych związków zawodowych. Do Szczecina przekonywał Żabiński – Sienkiewicz uparł się przy koncepcji Gdańska. I na tym stanęło! Dwie najważniejsze sprawy, które wywalczono wówczas w Jastrzębiu, to: wolne soboty dla całego kraju i zniesienie czterobrygadowego systemu pracy w górnictwie.

Czy taki bieg wydarzeń można było zaplanować? Nie! Takie scenariusze pisało wtedy życie na gorąco. Sienkiewicz przypadkowo znalazł się na strajkowej, potem solidarnościowej scenie, ale kiedy już na niej stanął, to zaczęto go obsadzać w wymyślanych w SB i gabinetach partyjnych rolach. – Nikt nie miał wpływu na nasz bunt, a Sienkiewicz wszedł w strajk bez żadnych niecnych zamiarów – uważa Jedynak. – Ale potem zaczęto go skutecznie osaczać. Od razu w Polskę i świat poszła szeptanka, że to najpoważniejszy dla Wałęsy konkurent na przywódcę całej Solidarności. Wałęsa nie lubił Sienkiewicza. Z wzajemnością.

Wiesław Kiczan, były sekretarz węglowy KW PZPR, potem wiceminister górnictwa, był członkiem komisji rządowo – związkowej nadzorującej wykonanie Porozumień Jastrzębskich. – Sienkiewicza poznałem w czasie dyskusji o postulatach strajkowych – opowiada. – Był twardy, ale nie demagogiczny. Przed jednym z posiedzeń komisji widział Sienkiewicza naradzającego się z dwoma wysokiej rangi funkcjonariuszami MSW: – Poznałem ich jeszcze u Kowalczyka (Stanisław Kowalczyk był za Gierka ministrem spraw wewnętrznych – JD), jeden w strukturach ministerstwa odpowiadał za województwo katowickie. Kiczan uważa, że Kowalczyk był figurantem, a przez cały gierkowski okres MSW kontrolowali ludzie Mieczysława Moczara. – Wtedy widok Sienkiewicza z oficerami SB nie tak bardzo mnie zaskoczył, bo potwierdzał pocieszającą władzę informację, że służby wszystko inspirują i kontrolują – komentuje Kiczan. – Ale szybko przekonałem się, że za sznurki w Jastrzębiu i na całym Śląsku pociąga Moczar. (Mieczysław Moczar był w latach 70. prezesem NIK).

Związki Moczara z Sienkiewiczem, to jedna w wielkich zgadek Jastrzębskiej Solidarności. Prawdopodobnie poznali się przez Andrzeja Żabińskiego, który 19 września został I sekretarzem KW PZPR. NIK wywołała na Śląsku psychozę rozliczeń z poprzednią ekipą. W tych politycznych rozgrywkach i osobistych porachunkach wykorzystywana była MKR Jastrzębie. – Sienkiewicz jeździł do Warszawy i przywoził pokontrolne dokumenty kompromitujące byłych prominentów – opowiada Stawski. – Solidarność nadawała im publiczny bieg. Podchwytywały to partyjne media, które rozpoczynały kampanię rozliczeń za złote klamki i srebrne sedesy. Później wchodziły milicja i prokuratura. – Uderzaliśmy w byłych sekretarzy, wymienialiśmy dyrektorów – dodaje Stawski. – Musiało minąć trochę czasu, abyśmy zrozumieli, że to nie Solidarność rozlicza, ale ktoś robi to naszymi rękami. Że to jakaś komunistyczna frakcja nami manipuluje i chce przejąć pełną kontrolę nad Jastrzębiem. Musiało minąć trochę czasu, aby oskarżeni zostali oczyszczeni ze złotych klamek i luksusowych willi – zwykłych bliźniaków.

Kiczan nie ma wątpliwości, że Moczar wrócił do władzy na plecach Solidarności, a potem wykorzystywał związek do porachunków z ekipą Gierka: – Kiedyś Sienkiewicz mnie ostrzegł, żebym uważał, bo mam niskie notowania u Dziadka Mietka. Stało się to po tym, jak do resortu górnictwa przyjechał zastępca Moczara z listą kilkudziesięciu dyrektorów kopalń i przedsiębiorstw górniczych do natychmiastowego zwolnienia. Generalnie za niegospodarność. – Powiedziałem, że nie będę się sprzeciwiał, ale niech dołączą na to dowody. Kiczan twierdzi, że wiceszef NIK się obraził i poszedł z listą do Żabińskiego. Od niego trafiła do Jastrzębia.

W otoczeniu Sienkiewicza w siedzibie MKR Jastrzębie roiło się od funkcjonariuszy SB. – Też musiało minąć trochę czasu, żebyśmy zaczęli ich rozpoznawać – przypomina Stawski – bo wcześniej, jako prości górnicy, nie wiedzieliśmy nawet, że kopalnie mają jakichś opiekunów SB.

Osobna sprawa, to zażyłe stosunki Sienkiewicza z Andrzejem Żabińskim. Wspólnie popijali i polowali. – Na posiedzeniach Biura Politycznego Żabiński chwalił się, że ma Solidarność w Jastrzębiu pod kontrolą – przypomina Stanisław Kania, b. I sekretarz KC PZPR. Mówi się o ich wspólnych planach politycznych. Jedna z plotek, które zostały z tamtego okresu, mówi o wynurzeniach pijanego Sienkiewicza, że jak Żabiński pójdzie do Warszawy – a miał ambicję na fotel I sekretarza lub premiera – to on zostanie pierwszym w Katowicach. I sekretarzem KW PZPR.

Sienkiewicz alergicznie reagował na KOR. W Jastrzębiu padła propozycja, aby na doradców wybrać właśnie korowców (za plecami Sienkiewicza inni działacze spotykali się m.in. z Michnikiem, Kuroniem i Lityńskim). – Sienkiewicz się wściekł, powiedział, że nigdy na to nie pozwoli, a jak chcemy koniecznie doradców, to na jeden telefon przywieziony zostanie do nas Moczulski – wspomina Stawski. Problem w tym, że Leszek Moczulski, wódz KPN, przebywał wtedy w areszcie.

Pod koniec listopada 1980 r. Sienkiewicz żył interwencją radziecką i zapowiadał klęskę Solidarności: – Mówił, że jak wejdą Ruscy, to powystrzelają nas jak kaczki – pamięta Jedynak. – Byliśmy chojrakami, to niech wejdą, zobaczymy… Skąd wiedział o planowanej na początek grudnia inwazji? – Pewnie od Żabińskiego, ale jeździł też do konsula radzieckiego w Krakowie.

W siedzibie MKR nagrane zostały pijackie wynurzenia Sienkiewicza, a potem we wszystkich radiowęzłach puszczano taśmę, że najlepiej byłoby Wałęsę i całą Solidarność wziąć za kark, postawić pod ścianą, i tratatata… Koniec Sienkiewicza był już bliski. 5 stycznia 1981 r. pojawiła się ulotka: Kto komu służy? (autorami byli Jedynak i Stawski), w której wymieniono wszystkie grzechy jego grzechy. Dwa dni później Sienkiewicz zrezygnował.

Pod koniec stycznia 1981 r. w prasie ukazał się jeszcze „List otwarty do wszystkich członków Solidarności”, w który zarzucał byłym kolegom m.in. eliminowanie z Solidarności członków partii, a on, choć od lat związany z PZPR, starał się zachować apolityczność nowego związku. – Ta odezwa to było nierozsądne posunięcie ze strony Jarka, ale to nie on był jej autorem, tylko Komitet Wojewódzki – twierdzi Janusz Jarliński, współpracownik Sienkiewicza, jeden z sygnatariuszy Porozumień Jastrzębskich, w późniejszych latach działacz SLD. Sienkiewicz leżał wtedy chory: – Zaakceptował treść, ale nie podpisał, a później tej zgody żałował.

W IPN nie znaleziono, choć usilnie szukano, żadnych śladów na współpracę Sienkiewicza z SB, ale też służby nie werbowały (przynajmniej oficjalnie) członków partii. – To raczej SB była na usługach Sienkiewicza – komentuje Stawski.

O Sienkiewiczu mówi się, że miał być Koniem Trojańskim partii w Solidarności, ale został przedwcześnie spalony. Czy faktycznie mógłby nim być? Zmarł w 1992 r. Strasznie młodo. Jedynak z kolei uważa, że mógł być wielkim przywódcom Solidarności, gdyby potrafił wyzwolić się spod władzy partii. Tylko, czy chciał?

Tyle, w dużym skrócie, wiem o Sienkiewiczu – czy ktoś wie więcej o pierwszym liderze śląskiej Solidarności?

***

PS. Już na walizkach, ale jeszcze pozdrawiam wakacyjnie. Ludzie znad Bałtyku ślą różne kartki, choćby z gołymi dziewczynami i podpisami, że „morze ci pomoże”. Popatrzcie na ten obrazek wakacyjny. Ten pomnik pobytu Polaków tu i teraz zrobiony został na pięknej plaży za Rowami, w stronę Poddąbia. Do jego zbudowania wystarczyło pozbierać to, co morze wyrzuciło, a zakochani w nim Polacy, zostawili gdzieś na 100 m odcinku plaży i na wydmach. Nie więcej. Prawda, że ładny?