Autonomia dla wszystkich

Ponad tysiąc członków i sympatyków Ruchu Autonomii Śląska przeszło ulicami Katowic w trzecim już Marszu Autonomii. Wypada zapytać: dokąd idą, jeżeli wiadomo, że powrót do autonomii w przedwojennym kształcie jest niemożliwy?!

15 lipca 1920 r. Sejm Rzeczpospolitej uchwalił ustawę konstytucyjną regulującą Statut Organiczny Województwa Śląskiego, który przyznawał nie istniejącemu jeszcze województwu szeroką autonomię w ramach Polski. Tę właśnie rocznicę czczą dzisiejsi autonomiści; wielu z nich wierzy, że są coraz bliżej tamtego celu. Przy tej okazji media krzyczą tytułami: Śląsk coraz bliżej uzyskania autonomii? Pytajnik usprawiedliwia piszących na wypadek, gdyby z autonomii wyszły nici. Autonomia w swej istocie jest podkreśleniem tego, co dzieli, a nie łączy. Nie dostrzegam dzisiaj niczego takiego, co wyraźnie dzieliłoby Śląsk (nawet ten w historycznych granicach Górnego Śląska) od reszty kraju. O co więc toczy się ta gra?

Przed laty za autonomią przemawiały przede wszystkim względy polityczne. Zwycięzcy w I wojnie światowej uznali bowiem, że o państwowej przynależności Górnego Śląska zdecyduje plebiscyt. Pokonany Berlin obiecywał w kampanii przedwyborczej daleko idącą samorządność w granicach własnego państwa. Warszawa autonomią przebiła niemiecką stawkę. Trzeba przyznać, że licytowała w ciemno: Śląsk był ciągle w historycznych (i w rozumieniu prawa międzynarodowego) granicach Niemiec, a pod Warszawę docierała Armia Czerwona. Wszystko mogło się zdarzyć. Autonomia była więc tylko papierową deklaracją.

Wcielać w życie zaczęto ją dopiero w połowie 1922 r. po wejściu Wojska Polskiego do Katowic i podpisaniu (16 lipca) „Aktu Zjednoczenia Górnego Śląska z Rzeczpospolitą Polską”. Pomijając sprawy polityczne, to wszystkie inne względy uzasadniały wówczas autonomię. Historia – Śląsk odpadł od państwowości polskiej sześć wieków wcześniej. Gospodarka – Śląsk był drugim w Europie, po Zagłębiu Ruhry, największym regionem przemysłowym. Cywilizacja – Śląsk był na zupełnie innym poziomie rozwoju niż pozostałe, oprócz Wielkopolski, ziemie II Rzeczpospolitej. Nie można zapomnieć o względach etnicznych (znakomita większość ludności identyfikowała się jako Ślązacy, Ślązacy – Polacy i Ślązacy – Niemcy) i kulturowych. I można jeszcze wymienić dziesiątki cech (różnic) – od zamiłowania do porządku po etos pracy – które powodowały, że bezkonfliktowy związek z odbudowującą się Polską byłby wówczas (bez autonomii) niemożliwy. Blisko 90 lat temu wszystko przemawiało za autonomią.

Dzisiaj widocznych różnic – między Śląskiem a innymi regionami – nie ma, albo wyblakły. Nie ma uzasadnienia do skopiowania tamtej autonomii, która dotrwała – choć z ograniczeniami – do II wojny światowej. Autonomia Śląska wielu środowiskom politycznym stała ością w gardle. Mówiono o państwie w państwie. O unii dwóch państw na podobieństwo monarchii austro – węgierskiej. Sytuację łagodził konstytucyjny zapis, że Śląsk jest nieodłączną częścią składową Rzeczpospolitej Polskiej, ale i tak warszawskie gazety prawicowe do wojny wytykały zbytnie uprzywilejowanie województwa i dążenie do separatyzmu. Chyba właśnie dlatego nie doszła do skutku autonomia dla Wielkopolski i Wschodniej Galicji, choć takie propozycje padały; straszono nowym rozbiciem dzielnicowym. Jaki jest dzisiejszy Śląsk pod względem etnicznym, gospodarczym i w ogóle cywilizacyjnym, to każdy widzi. Dla jednych nadal pozostaje perłą w polskiej koronie, inni znowu uważają, że przed laty małpa dostała zegarek i go popsuła.

Jeżeli niemożliwe jest uzyskanie autonomii w przedwojennej wersji, to śląscy autonomiści proponują autonomię dla wszystkich: dla Górnego Śląska i innych regionów, które czują potrzebę decentralizacji państwa i ukrócenia władzy Warszawy. Autonomiczne regiony miałyby własne parlamenty i skarby. Dla Warszawy zastrzeżone byłoby bezpieczeństwo, obronność i polityka zagraniczna. Żeby to hasło chwyciło, to marsze autonomistów musiałyby odbywać się jak kraj długi i szeroki: od Krakowa po Gdańsk i od Zielonej Góry po Lublin. Do autonomii powinny zapalić się Białystok, Kielce i Olsztyn. No i Mazowsze ze swoją stolicą Warszawą. Ciężko będzie.

To nie znaczy, że autonomiści weszli na drogę donikąd. Dyskusje o autonomii powinny skutkować dalszą decentralizacją państwa. Śląscy autonomiści zyskali w tym dziele potężnego sojusznika – Donalda Tuska. W czasie ostatniego Marszu Autonomii w Katowicach przypomnieli poglądy obecnego premiera na autonomię z 1994 r.: „Wszędzie tam, gdzie wkracza państwo, zanika autonomia jednostki i lokalnej wspólnoty, ginie tradycja i obyczaj, umiera spontaniczność i odmienność. Prowincje tracą swą odrębność, pieniądze i decyzje koncentrują się w stolicy. Nadmiar uprawnień przynależnych rządowi centralnemu powoduje nie tylko ograniczenie naszej wolności, ale także niewydolność biurokracji, mnogość błędnych decyzji i wysokie koszty ich realizacji. Im więcej decyzji podejmuje za nas stolica, tym wyższe narzuca podatki. Wielu polityków mówi dziś o małych ojczyznach i samorządności, ale kiedy mowa jest o prawach i pieniądzach, zaczyna straszyć opinię publiczną rozbiciem dzielnicowym. Obłuda tej polityki polega na tym, że rząd centralny i podległa mu biurokracja głośno przypomina prowincji o tym, że rozdaje pieniądze, które przecież wcześniej w postaci niemiłosiernie rozdętych podatków zawłaszcza”.

Ładnie powiedziane, choć aż 15 lat temu. Nic dodać, nic ująć. Jeżeli nawet Tusk nie zmienił swojej krytycznej opinii o obłudzie rządu centralnego, to i tak zwolenników autonomii dla wszystkich polskich regionów czeka cholernie długi marsz.

*******

Svatopluk wysyła mnie na wakacyjne korepetycje z geografii i historii. Poszło o stwierdzenie, że „w środkowej części Śląska powstaje wielka europejska metropolia”. No bo powstaje! Śląsk to dzisiaj województwo – obszar administracyjny na północy z Częstochową, a na południu z Bielsko – Białą. Jeżeli metropolię mają utworzyć miasta od Gliwic po Dąbrowę Górniczą, to w jakiej części Śląska będzie ona leżeć?